Radość z Boga rozszerza serce

(fot. kelsey_lovefusionphoto/flickr.com)

„W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę” (Łk 1,39-40).

W czwartym kręgu Czyśćca „Boskiej komedii”, Dante wspomina o grupie dusz, które biegną jak szalone i nie mogą zaznać spoczynku. To ci, którzy za życia „o dobro Boże mało dbali”, ulegając acedii, czyli „miłości wolnej i opieszałej”.

DEON.PL POLECA

O tej sięgającej starożytności wadzie mówi się dzisiaj niewiele, ponieważ praktycznie sprowadzono ją do lenistwa. Jej korzenie tkwią jednak w tradycji monastycznej wywodzącej się od Ojców Pustyni, którzy nazywali ją „złą myślą”, widząc w niej największego wroga życia duchowego. Najprościej rzecz ujmując, acedia polega na ucieczce przed zobowiązaniami wypływającymi z chrześcijańskiego powołania. W Średniowieczu św. Tomasz z Akwinu określa ją jako „smutek z powodu Boga” dotykający głównie osoby ochrzczone, które „narodziły się z Boga”, ale zupełnie lub częściowo odmawiają zaangażowania w dalszy rozwój. Biblijnym przykładem acedii może być człowiek, który otrzymał jeden talent i zamiast zrobić z niego dobry użytek, zakopał go z obawy przed jego utratą. Josef Pieper nazywa acedię „wypaczoną pokorą, która nie akceptuje nadprzyrodzonych darów, ponieważ w swojej naturze są one związane z pewnym zadaniem powierzonym temu, kto je przyjmuje”. W ostateczności ochrzczony pogrążony w tej duchowej stagnacji i bezruchu, osiąga punkt, w którym otwarcie żałuje, że Bóg udzielił mu takich darów. Sądzi, że lepiej byłoby, gdyby Duch Święty zostawił go w spokoju. Nie chce być takim, jakim chce go Bóg. Innymi słowy, acedia jest smutkiem człowieka zakochanego we własnym egoistycznym ja, odrzucającym jego boskie wybranie.

Duchowy smutek objawia się w różny sposób. Na przykład, w całkowitym zaniedbaniu modlitwy i innych praktyk pobożnych, w religijnej obojętności posuniętej aż do pogardy wobec wszystkiego, co kojarzy się z religią, w znieczulicy wobec potrzebujących. Acedia bywa również źródłem kryzysów w powołaniu (małżeńskim, kapłańskim, zakonnym), przyczyną odejść i rozwodów. Ta sama wada rodzi wewnętrzny niepokój, gorączkowe pragnienie zmian oraz nadmierny aktywizm pod pozorem miłości i służby innym, łącznie z nieumiejętnością świętowania i odpoczywania.

Wracając do dantejskiego czyśćca, ciekawe, że dwie dusze na przedzie orszaku smutnych muszą ciągle wykrzykiwać słowa z dzisiejszej Ewangelii: „Maryja z pośpiechem poszła w góry”. W przeciwieństwie do leniwych nieszczęśników, Maryja, wyraziwszy zgodę na przyjęcie Syna Bożego, nie ociągała się, lecz natychmiast udała się do swojej krewnej.

Zazwyczaj podkreśla się, że Maryja wybrała się do Elżbiety bez zwłoki, aby towarzyszyć jej w trakcie oczekiwania na poród św. Jana. Jednakże greckie słowo spoude wyraża nie tylko pośpiech, ale również żarliwość, działanie z zainteresowaniem, staranność, których pośpiech jest jedynie zewnętrznym przejawem. W podobnym sensie używa tego słowa św. Paweł, upominając przełożonych, aby działali z gorliwością (Por. Rz 12, 8).

Ponadto, Maryja udaje się do Elżbiety z entuzjazmem. Źródło tego słowa jest dzisiaj kompletnie zapoznane. Pochodzi ono od greckiego enthousiasmos, które wywodzi się z kolei od en theos – “być w Bogu”. Entuzjazm jest więc inną nazwą opisującą zjednoczenie z Bogiem i wypływającą z tej komunii radość. Jeśli leniwym duchowo brakuje zapału, dzieje się tak dlatego, że nie są całym sobą w Bogu, nie rozpoznają Jego obecności w sobie, czyli złożonej w ich sercu boskiej miłości – agape. Innymi słowy, nie chcą stanąć twarzą w twarz z wielką godnością, którą została im ofiarowana, i popadają w smutek.

Z kolei radość, jak pisał św. Tomasz z Akwinu, rodzi się wtedy, kiedy czujemy obecność dobra i dostrzegamy je. Jednym z najważniejszych skutków tego przyjemnego uczucia jest, zdaniem Tomasza, rozszerzenie serca. Co to znaczy? Chodzi o to, że człowiek przeżywa wówczas taki przypływ energii, nadziei i życia, że nie może powstrzymać się przed podzieleniem się tym doświadczeniem z innymi. Kiedy dopada nas smutek, odczuwamy pokusę, aby unikać kontaktu z innymi i zamknąć się w sobie. Kiedy ogarnia nas radość, chcielibyśmy ją wykrzyczeć na dachach. Dzwonimy do przyjaciół. Chcemy świętować, śpiewać i tańczyć. Tak naprawdę różne drobne radości, zdaniem Tomasza, „rozszerzają” nasze serce na przyjęcie ostatecznego szczęścia, którym jest Bóg. A radość dzielona znacznie przyśpiesza to rozszerzenie.

W tym kontekście wydaje się, że Maryja chciała jak najszybciej podzielić się radością ze zjednoczenia ze Zbawicielem, jeszcze przed Jego narodzeniem. Natomiast pragnienie okazania pomocy Elżbiecie jest owocem i naturalną konsekwencją serca zjednoczonego z Bogiem. Matka Jezusa najpierw przyjęła hojnie dobro, czyli samego Boga Wcielonego, a następnie, nie mogąc zatrzymać tego skarbu dla siebie, udała się do Elżbiety, by wspólnie z nią ucieszyć się udzielonym jej błogosławieństwem.

Ale istnieje także druga strona tego samego medalu. Elżbieta otwiera się na dobrą nowinę przyniesioną przez Maryję i wespół z dziecięciem poruszającym się w jej łonie, okazuje umiejętność przyjęcia dobra. Ta cecha jest też oznaką serca przemienionego przez Bożą miłość.

Przypomina mi się scena z filmu „Billy Eliot”, kiedy to ojciec głównego bohatera, dowiedziawszy się, że jego 13-letni syn został przyjęty do Królewskiej Szkoły Baletowej w Londynie, natychmiast wybiega z domu na ulicę i co tchu pędzi do pobliskiego pubu, by oznajmić tę wiadomość kolegom pracującym z nim w kopalni. Wpada do środka jak kula armatnia i krzyczy na cały głos: „Przyjęli go! Przyjęli go!” Na co górnicy odpalają: „Koniec strajku! Musimy wracać do pracy”.

Wyobraźmy sobie jeszcze inną sytuację, kiedy dziecko w podskokach biegnie do taty by pochwalić się, że otrzymało szóstkę z matematyki, a ojciec bąka coś pod nosem, milczy, lub zupełnie nie zwraca uwagi na to, co przeżywa jego pociecha. Taki rodzic nie tylko że gasi ducha, ale ujawnia swój głęboki deficyt miłości. Człowiek skupiony na Bogu i mający poczucie, że jest kochany, potrafi zapomnieć o swoich problemach, kiedy ktoś chce podzielić się z nim swoją radością.

Św. Paweł, pisząc do Rzymian, zachęca ich w następujących słowach: „Weselcie się z tymi, którzy się weselą. Płaczcie z tymi, którzy płaczą. Bądźcie zgodni we wzajemnych uczuciach!” (Rz 12, 14-15). Ta postawa jest możliwa, jeśli praktykujemy miłość boską – agape, którą otrzymaliśmy od Ducha Świętego. Maryja i Elżbieta uczą nas, jak rozpoznawać te wielkie dary w sobie i czynić z nich właściwy użytek.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Radość z Boga rozszerza serce
Komentarze (11)
A
Anna
22 grudnia 2010, 15:43
Kto kocha JP2 i chce go poznać jak najlepiej już dawno sięgnął do Summy Tomasza. Warto też skorzystać z encyklik papieskich aby poznać różne rodzaje miłości Do wywodów o. Dariusza niestety nie mam zaufania
G
gość
21 grudnia 2010, 23:49
Gdybyz żył (pisał ) tak jak głosi Anno, co zarzucasz O. Piórkowskiemu, o co Ci chodzi??
Dariusz Piórkowski SJ
21 grudnia 2010, 23:11
Do R, na tym właśnie polega problem, że acedia nie jest depresją. Te dwa fenomeny są bardzo podobne. I to może nas mylić. Nie podejrzewałbym, na przykład, osobę, która zbyt dużo pracuje i jest nadaktywna, lub osobę, która na okrągło się modli o depresję. Ale obie te osoby mogą przeżywać acedię. Ewagriusz miał wyraźnie na myśli "ducha acedii", który skłania do ucieczki przed wymaganiami powołania. Nie chodzi również o to, żeby nic nie robić, jak w lenistwie. Mnich marzy bowiem o tym, że np. w życiu małżeńskim czy rodzinnym może się bardziej przypodobać Bogu, bo w sumie co za wielka różnica. Kościół nie skreślić acedii z listy grzechów, tylko zastąpił ją bardziej zrozumiałym dzisiaj słowem, które jednak trzeba wyjaśniać. W Katechizmie pojawia się taka lista grzechwó głównych: pycha, chciwość, zazdrość, gniew, nieczystość, łakomstwo, lenistwo lub znużenie duchowe.(KKK, 1866) W łacińskiej, oryginalnej wersji, pojawia się acedia, którą na polski przetłumaczono jako "znużenie duchowe". Jest więc wiele zamieszania terminologicznego. A po drugie, nie jest łatwo rozróżnić między depresją, zmęczeniem, nudą, lenistwem, smutkiem. A różnice istnieją.  Znużenie duchowe to znacznie poważniejsza sprawa niż depresja. Acedia zakłada jednak świadomy wybór i moralną odpowiedzialność. A z depresją różnie bywa. Często po prostu przychodzi na człowieka niezależnie od jego woli.
R
R
21 grudnia 2010, 22:35
Polecam na temat acedii książkę Gabrieloa Bunge "Acedia, duchowa depresja". Wyd. Benedyktynów Tynieckich. Niokomu nie życzę acedii. Może to i faktycznie największy grzech, ciekawe jednak, że Kościół postanowił go skreślić i pozostawił tylko lenistwo. Acedia to choroba, przypadłość, która na człowieka spada, a w takim przypadku odpowiedzialność delikwenta jest dyskusyjna.
R
R
21 grudnia 2010, 22:31
No właśnie ciekawe jest to, że zarówno mnich żyjący na pustyni wieki temu, jak i dzisiejszy zabiegany człowiek, mijający codziennie mnóstwo ludzi, mogą mieć tak podobne doświadczenia. Zamiast pustyni, jako miejsca, wystarczy próbować choć trochę prowadzić życie duchowe. "Życie duchowe" bynajmniej nie wyklucza duchowych udręk, a czymś takim jest niewątpliwie acedia, którą dziś zwiemy depresją. Wystarczy poczytać żywoty wielu wielkich mistyków i myślicieli. Taki np. Romano Guardini, nauczyciel obecnego Papieża całe życie zmagtał się z okrutną depresją. Jest o tym ciekawa książka.
Dariusz Piórkowski SJ
21 grudnia 2010, 21:56
Wykład na temat acedii można znaleźć w 16 tomie Summy Teologicznej (polskie tłumaczenie), kwestia 35. Można go znaleźć pod tym adresem: <a href="http://www.katedra.uksw.edu.pl/suma/suma_przelad.htm">www.katedra.uksw.edu.pl/suma/suma_przelad.htm</a> W wersji angielskiej dostępne jest lepsze tłumaczenie: <a href="http://www.newadvent.org/summa/3035.htm">www.newadvent.org/summa/3035.htm</a> Życzę owocnej lektury.
Dariusz Piórkowski SJ
21 grudnia 2010, 20:37
Do gosc.c, właśnie, trochę nad tym tematem ostatnio siedziałem i doszedłem do wniosku, że Ewagriusz opisał to, co dzieje się do dzisiaj w ludzkim sercu. Problem w tym, że nie jest łatwo zauważyć acedię. Będąc na pustyni, w odosobnieniu, widać dopiero, co się w tym naszym sercu dzieje. Moim zdaniem, acedia jest dzisiaj bardzo rozpowszechniona. Najciekawszy jednak opis tej wady podaje św. Tomasz z Akwinu, który łączy w swoim opisie różne tradycje i podaje interesującą syntezę. Można ją znaleźć w Summie Teologicznej. Acedię przetłumaczono jako "zniechęcenie", co jest trochę nieprecyzyjne. Polecam lekturę.
A
Anna
21 grudnia 2010, 19:31
Gdybyz żył (pisał ) tak jak głosi
E
effa
21 grudnia 2010, 16:08
Bardzo dziekuję Ojcu Dariuszowi, za piękną refleksję nad Słowem. To prawda, radość rozpiera i chce się ją głosić na dachach............a smutek zamyka i przysłania to co wcześniej było powodem radości. Ale by w smutku się nie zamknąć i móc go dzielić, trzeba mieć przyjaciół.........., którzy tak jak św. Paweł zaleca w liście do Rzymian będą zgodni we wzajemnych uczuciach. Dlatego też chcę dzisiaj szczególnie podziękować Bogu za moich przyjaciół. Za tych którzy mi towarzyszą i na którcy zawsze mogę liczyć, niezależnie od tego czy przeżywam czas smutku, przygnębienia, apatii,.........czy rozpiera mnie radość. Bogu niech będą dzięki za dobro, które dzięki tym rozważaniom się dokonuje. Pozdrawiam w Panu wszystkich przygotowujących się do Świąt Bożego Narodzenia. Niech radość z Boga rozszerza nasze serca.............
A
ad
21 grudnia 2010, 15:54
Anno a jak u Ciebie z praktykowaniem agape? Życzę Ci radości płynącej z zaufania do ludzi:))
A
Anna
21 grudnia 2010, 15:27
Gorzej jak ktoś jest nadgorliwy. Może mu sie wtedy wydawać że wie lepiej niż  inni np. duchowni, zakonnicy,  biskupi, kardynałowie A jak z acedią u o. Dariusza? Bo trudno mu ufać a głosi rekolekcje