Rozmowa kwalifikacyjna św. Piotra

(fot. Photo Dean / Foter.com / CC BY-NC-ND)
Sylwia i Grzegorz Szulikowie

Uczniowie poznali Pana po obfitym połowie i pełni wzruszenia zjedli z Mistrzem wspólny posiłek. Wyobrażam sobie, że przy śniadaniu, do którego zasiedli, odbywały się przeróżne rozmowy, ale tylko jedna jest upamiętniona. Piotr - uczeń, który ma zostać Pasterzem Kościoła, jest na rozmowie kwalifikacyjnej.

Głównym kryterium nie jest ani jego doświadczenie, ani ukończone fakultety, ale wewnętrzna motywacja. Jezus pyta Piotra trzykrotnie, czy ten Go miłuje i Pan powierza mu swoje owce, gdyż dostrzega w nim gorliwość i serce pełne oddania.

Kiedy poznałam Grzesia, nie ważne dla mnie były jego fakultety, to czy może zapewnić rodzinie godziwy byt, czy jego przeszłość. Istotą było dla mnie to, czy prawdziwie mnie miłuje - taką jaka jestem, czy chce mnie poznawać i zestarzeć się razem ze mną. Jako psycholog marudziłam mu dużo o emocjach, o ich wyrażaniu i o tym, że trzeba ze sobą rozmawiać. Ale dzięki temu wiemy dziś, że warto spoglądać na to, co dzieje się w nas z różnych stron i dyskutować o tym. A każda rozmowa to okazja, by poznać się jeszcze lepiej.

Jezu, Przedziwny Doradco, Boże Mocny, Odwieczny Ojcze i Książę Pokoju, Ty, który najbliższej nocy narodzisz się dla każdego z nas jeszcze raz, spraw, byśmy otwierali przed Tobą drzwi naszych domów, zapraszali Cię do stołu i naszych rozmów każdego dnia.

DEON.PL POLECA

Na stronie czytajslowo.dominikanie.pl znajdziesz wszystkie rozważania z cyklu Czytaj Słowo. Codziennie 3 różne komentarze do fragmentów Ewangelii św. Jana.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rozmowa kwalifikacyjna św. Piotra
Komentarze (2)
A
A.
24 grudnia 2013, 12:05
A ja Ci życzę, żeby Ci się jeszcze udało, pomimo przeciwności.
R
RozmowaKwalifikacyjna
24 grudnia 2013, 10:11
Ja też kiedyś wczułam się w rolę Jezusa. Kiedy poznałam .... (nie miał na imię Grześ), byłam jeszcze w liceum. Nieważne dla mnie były jego fakultety, to czy może zapewnić rodzinie godziwy byt, czy jego przeszłość. Istotą było dla mnie to, czy prawdziwie mnie miłuje - taką jaka jestem, czy chce mnie poznawać i zestarzeć się razem ze mną. O tym, że mnie "miłuje" dowiedziałam się już na drugiej randce. Propozycja ślubu padła już na trzeciej. Uwierzyłam. Skutek był taki, że kiedy ja zdobywałam swoje fakultety, bo fascynowała mnie dziedzina, którą studiowałam, okazało się, że nie możemy o tym porozmawiać, bo on nie miał żadnych intelektualnych pasji, mój entuzjazm gasił wzruszeniem ramion. Godziwy byt też zapewniałam ja - w dzień pracowałam w korporacji, a w nocy, w weekendy i w czasie urlopu - własna firma, freelancer w agencji tlumaczeń. Najlepszy i najdroższy lekarz, jakiego znalazłam w Polsce, wyjaśnił mi, że jeśli chcę mieć dziecko, to muszę mniej pracować i mniej stresu, i to jest wszystko, czego potrzebuję, żeby się udało, i ta kuracja jest zupełnie za darmo. Ale dzięki temu wiemy dziś, że ... nie mam rodziny, nie mam dziecka, ślub okazał się nieważny. Nie jesteśmy Jezusem, człowiek nie jest Bogiem, kobieta nie jest mężczyzną. Nie wolno mylić ról, bo z tego nic nie wychodzi. A jeśli komuś jakimś cudem się udało, to gratulacje. No i oczywiście Wesołych Świąt.