Zagubienie we wspólnocie Kościoła

(fot. Adam Foster/flickr.com)

„Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały” (Mt 18, 12-13).

Ta krótka przypowieść pojawia się w 18. rozdziale Ewangelii św. Mateusza, gdzie Jezus mówi o relacji między jednostką a wspólnotą w Kościele, zwłaszcza o wpływie złego postępowania na pozostałych wierzących. Najpierw Chrystus przestrzega przed zgorszeniem i wzywa do unikania okazji do grzechu (słynny obraz odcięcia nogi lub ręki). Następnie opowiada o zaginionej owcy i jej szukaniu przez pasterza, by przejść do kwestii upomnienia bliźniego, który wykracza przeciwko wspólnocie. Na samym końcu, Jezus opowiada przypowieść o nielitościwym słudze, który doświadczywszy ogromnego miłosierdzia, nie potrafi darować małej sumy pieniędzy swemu dłużnikowi.

Ten kontekst jest bardzo zastanawiający. Wprawdzie Chrystus nie wspomina ani słowem o przyczynach zabłąkania się owcy, można je jednak wyczytać pomiędzy wierszami. Jeśli Jezus tak zdecydowanie dotyka problemu zgorszenia, konfliktów i grzechów, które uderzają we wspólnotę, z pewnością nie zwraca się do Marsjan lub nieżyjących już faryzeuszów, lecz myśli o swoich własnych uczniach, co wyraźnie zaznacza św. Mateusz (Mt 18, 1). Co więcej, przez umieszczenie przypowieści o zagubionej owcy w tym kontekście, Ewangelista pragnie podkreślić, że Chrystusowi zależy na każdym członku wspólnoty, który odłączył się i zagubił.

Skoro więc przypowieść o zagubionej owcy dotyczy wzajemnych interakcji w łonie wspólnoty, należy się zapytać, na ile zgorszenia, grzechy i brak przebaczenia w Kościele powodują, że niektórzy jego członkowie gubią się i odchodzą. Najłatwiej jest obarczyć winą poszczególną jednostkę, znajdując naprędce „przekonujący” motyw: zabrakło jej wiary, nie powinna się była gorszyć, nie miała powołania itd. Ale to jest postawa Piłata, który myje sobie ręce, żeby mieć święty spokój. Chyba nie tego oczekuje Jezus od chrześcijan.

DEON.PL POLECA

Nieświadomość gorszenia innych wypływa z pewnej moralnej niewrażliwości, okrytej nierzadko płaszczem samousprawiedliwienia się. „Właściwie nic strasznego się nie stało” lub „Inni robią to samo”. Z kolei, brak dobrze pojętego upominania w różnego rodzaju wspólnotach może być objawem fałszywej pokory: „Dlaczego mam zwracać mu uwagę, skoro sam nie jestem lepszy?” lub znakiem obojętności: „Co mnie to obchodzi”.

Przypowieść o zagubionej owcy jest aluzją do 34. rozdziału z księgi proroka Ezechiela. Słuchacze Jezusa wiedzieli o co chodzi. Właśnie w tej księdze Jahwe kieruje mowę oskarżycielską przeciwko pasterzom Izraela, mając na myśli ówczesnych królów. Prorok zarzuca im, że zamiast troszczyć się o owce, „pasą samych siebie”; wykorzystują „ich mleko i wełnę”, ale ich los jest im zupełnie obojętny: „Słabej nie wzmacnialiście, o zdrowie chorej nie dbaliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zabłąkanej nie sprowadzaliście z powrotem, zagubionej nie odszukiwaliście, a z przemocą i okrucieństwem obchodziliście się z nimi” (Ez 34,4). Prorok w zaniedbaniach pasterzy upatruje główny powód „rozproszenia owiec po wszystkich górach i wszelkim pagórku”, i wydania ich na pastwę „dzikiego zwierza” (Ez 34, 5.8).

Jeśliby zastosować proroctwo Ezechiela i Chrystusową przypowieść do Kościoła, w którym dzisiaj żyjemy, wszyscy powinniśmy uderzyć się w pierś. Każdy członek Ciała Chrystusa bez wyjątku dźwiga odpowiedzialność za innych w Kościele, bo jesteśmy ze sobą wzajemnie powiązani. Mam wrażenie, że ta świadomość została nieco zamazana, zwłaszcza w rozumieniu grzechu, który postrzega się coraz częściej jako „prywatną” sprawę między wierzącym i Bogiem. Ilu katolików zdaje sobie sprawę z tego, że spowiedź jedna wierzącego nie tylko z Bogiem, lecz także ze wspólnotą Kościoła?

Ponadto, w świetle wypowiedzi Chrystusa i proroka Ezechiela przyczyn zagubienia owcy należy szukać także w uchybieniach wspólnoty Kościoła. Czyż nie zdarza się, że owca zrywa żywą więź z Kościołem, ponieważ dotknęła ją niemoc, chwile smutku, depresji, ale nikt nie miał ochoty lub czasu, aby wysłuchać jej opowieść? A może nie nadążała za grupą, bo spotkała się z nierealistycznymi wymaganiami, moralizowaniem, brakiem wyrozumiałości? A może owca padła zraniona gorszącym zachowaniem księdza, zakonnika, lub jakiejkolwiek innej osoby wierzącej. Może stała się ofiarą pogardy, niesłusznej krytyki, arogancji lub rozmaitych form wykorzystania, i kiedy domagała się przeprosin pod pozorem ochrony instytucji uczyniono ją dwakroć bardziej winną niż ten, kto wyrządził jej krzywdę? A może zamiast „wód, gdzie można odpocząć”, owca znajduje często w Kościele formalizm, rytualizm i porady zupełnie oderwane od życia?

Kiedyś rozmawiałem z młodym człowiekiem, który odszedł z Kościoła do pewnej neoprotestanckiej grupy. Zwrócił się do mnie w takich słowach: „Jak to jest, proszę księdza, że ludzie chodzą do kościoła, a po wyjściu z niego, ci sami ludzie postępują tak, jakby ich wiara nie miała żadnego znaczenia w ich życiu. Kłócą się, oszukują, piją, potępiają innych. Całe chrześcijaństwo opiera się na pozorach pobożności”. Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć, bo miał sporo racji, chociaż dostrzegał tylko jedną stronę medalu. Nie chciałem jednak uciekać się do taniego pocieszania. Ale równocześnie zrozumiałem, że nie mogę za szybko rozgrzeszyć się z odpowiedzialności za to, że Kościół okazał się dla niego zaprzeczeniem chrześcijaństwa.

W przypowieści pasterz podąża za owcą po jej śladach, niejako o krok za nią. Bóg udaje się dokładnie w te miejsca i sytuacje, w których człowiek tkwi w swoim zagubieniu. Często chciałby wrócić, ale nie wie, jak to zrobić. Faryzeuszom nie mieściło się w głowie, aby Chrystus mógł wchodzić do domu prostytutek, grzeszników i celników. Nie obawiał się jeść posiłku razem z nimi. I spędzał tam sporo czasu, a nierzadko sam się wpraszał w gościnę, jak do Zacheusza.

Jednakże poszukiwanie człowieka przez Boga nie zawsze kończy się sukcesem, jak zdaje się sugerować dzisiejsza Ewangelia. Jezus mówi, że „ jeśli pasterzowi uda się odnaleźć owcę, wówczas doznaje radości z jej odnalezienia”. Tak jak przyczyniamy się do „zagubienia” niejednej owcy w Kościele, podobnie możemy pomóc Chrystusowi w jej odnalezieniu. Chociażby przez okazanie zrozumienia, przez przebaczenie, wysłuchanie, delikatne upomnienie. Inaczej Pasterz może jej nigdy nie przynieść z powrotem na swych ramionach.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zagubienie we wspólnocie Kościoła
Komentarze (34)
G
gos.c+
9 grudnia 2010, 10:24
(...) Zgoda, że w ostateczności decydująca jest moja osobista relacja z Bogiem, ale jednak wspólnota również odgrywa tutaj znaczącą rolę. Tak jak wiara przekazywana jest nam przez wspólnotę, podobnie może ona być wspierana (lub osłabiana) przez wspólnotę. Gdyby relacja z Bogiem zależała jedynie od jednostki, Kościół w ogóle nie byłby potrzebny. Ale równocześnie jest to niemożliwe, bo bez Kościoła nie mielibyśmy ani Pisma św., ani Tradycji, ani sakramentów. (...) Kiedyś pewien jezuita, którego bardzo cenię, o. Marko Ivan Rupnik, spytał, do jakiego Jezusa się modlicie. Czy do takiego, który chodził dwa tysiące lat temu po ziemi? Czy do Jezusa, który jest we wspólnocie Kościoła? Można spytać: czy do Boga, który jest wspólnotą? I przyznam jest to bardzo trudne - kochać Jezusa w braciach i siostrach. Boga trudno byłoby obrazić. Ale przez to, że stał się człowiekiem, mogę Go lekceważyć np. nie idąc na niedzielną msze - nie dlatego, że nie zachowuję przykazania, ale dlatego, że "lekceważę" wspólnotę, w której On jest. Tak to osobiście widzę i odczuwam. Osobista relacja z Bogiem nigdy nie pomija Kościoła, bo Bóg, który jest wspólnotą Osób zechciał objawiać się we wspólnocie Kościoła.
T
Tomasz
9 grudnia 2010, 00:00
Ojcze drogi, jesteś kolejną osobą, która zobaczyła we mnie duchownego; w realu już co najmniej kilku osobom wydawało się, że studiuję teologię, chodzę do seminarium, że najlepiej pasującym do mnie strojem byłby... habit itd. itp. Znów popatrzyłem na swoje inicjały (imię, nazwisko, imię z bierzmowania) i ułożyły się w stop polsko-łacińskiego skrótu Twojego zakonu: TSJ - tak też zalogowałem się na tym portalu. Kupiłem "Ćwiczenia duchowne" i - nie w sposób ścisły - ale pracuję z nimi, czy raczej podczytywuję i rozważam je (już II tydzień) od... andrzejek :) Andrzejki... Zamiast lania wosku losowałem wers z Ewangelii; wypadł Mt26,37("Wziął jednak ze sobą Piotra oraz dwóch synów Zebedeusza, zaczął się smucić i odczuwać trwogę"); w następnym dniu wylosowałem Mk3,18 (o powołaniu Dwunastu): w obu są apostołowie noszący moje imiona... Ten pierwszy wers można odnieść do mojej sytuacji życiowej: pewne moje plany zostały pokrzyżowane, a może ukrzyżowane... i jeszcze kilka spraw do załatwienia... Ojcze drogi, to nie wszystko, tylko cząstka... - długo by o tym pisać... Dziś pożyczyłem w roku bieżącym wydaną książkę "Jezuici i Towarzystwo". W następnym roku metrykalnie wkroczę w lata Jezusowe :) Zgoda, że w ostateczności decydująca jest moja osobista relacja z Bogiem, ale jednak wspólnota również odgrywa tutaj znaczącą rolę. Zgoda :) PS W tłumaczeniu ekumenicznym w miejscu, gdzie Jezus raduje się, że tajemnice Królestwa Ojciec powierzył ludziom prostym, mowa jest nie o "prostaczkach", ale o "tych, którzy są jak małe dzieci" - bardziej to zrozumiałe dla współczesnych.
L
leszek
8 grudnia 2010, 22:15
Zgadzam się z Panem Jurkiem. Jeśli nie podoba nam się to, co dzieje się w Radio Maryja albo nie lubimy bp Pieronka czy Życińskiego, to mamy do tego prawo. Dyskutujmy, ale czy przy tym rzeczywiście musimy używać obraźliwych słów? Oczywiście, emocje są emocjami. Ale jak się komuś da zrozumienie, że jest głupi i bez mózgu, to już po dyskusji i rozmowie. Zgadzam się z tym że należy dyskutować i to bez używania ewidentnie obraźliwych słów. Proszę jednak zwrócić uwagę na co odpowiadałem: Czas odejść od bezmyślnego wysłuchiwania TVN-owsko-Polas-towskich papek, i że odpowiadałem analogicznie do w/w. A zgodzi się chyba ze mną Ojciec, że jak się na wejściu oznajmia że ktoś bezmyślnie wysłuchuje papek, to ma to dokładnie taką samą wymowę i przy takich orzeczeniach również jest po dyskusji i rozmowie.
L
leszek
8 grudnia 2010, 22:09
No widzisz leszek, znowu atakujesz. Ale ja się nie dam wciągnąć w Twoją retorykę: Najwyższy więc czas aby odejść również od odmóżdżającego bezmyślnego wysłuchiwania RM. W MOJĄ retorykę? W MOJĄ?!? A to niby ja a nie Ty napisałem: Czas odejść od bezmyślnego wysłuchiwania TVN-owsko-Polas-towskich papek, Jak Ci odpisałem uzywając TWOJEJ RETORYKI to wyciąłęś to co zacytowałem Twojego, a zostawiłeś tylko to co Ci na tamto odpisałem używając Twojej retoryki i mówisz o mojej retoryce?!? Szczyt zakłamania... Oczywiście Ty masz prawo pisać takie oceny RM, ja swoich ocen co do TVN czy Polsatu nie mam prawa. Nie odwracaj kota ogonem! Jak TY napisałeś swoje oceny co do TVN czy Polsatu to oczywiście miałeś prawo pisać takie oceny? Ale jak ja ODPOWIEDZIAŁEM Tobie pisząc prawie identyczną(!) ocenę to ja już nie mam prawa do takich ocen? Nigdy nie obrażałem abp Życimskiego czy bp. Pieronka, ale ma prawo inaczej widzieć sprawy polityczno-społeczne które komentują. Nie obrażałeś?!? Tak... bo Ty to piszesz zapewnie wyłącznie prawdę, w przeciwieństwie do innych którzy obrażają Ciebie bo piszą nieprawdę? Naprawdę mam poszukać i zacytować Twoje określenia jakich używałeś w stosunku do w/w? Tak z marszu to mogę od razu przytoczyć, że im dobro Kościoła nie leży na sercu - i oczywiście to wg Ciebie nie jest obraźliwe? bo to wg Ciebie prawda?
Dariusz Piórkowski SJ
8 grudnia 2010, 21:48
Zgadzam się z Panem Jurkiem. Jeśli nie podoba nam się to, co dzieje się w Radio Maryja albo nie lubimy bp Pieronka czy Życińskiego, to mamy do tego prawo. Dyskutujmy, ale czy przy tym rzeczywiście musimy używać obraźliwych słów? Oczywiście, emocje są emocjami. Ale jak się komuś da zrozumienie, że jest głupi i bez mózgu, to już po dyskusji i rozmowie.
Jurek
8 grudnia 2010, 21:27
No widzisz leszek, znowu atakujesz. Ale ja się nie dam wciągnąć w Twoją retorykę: Najwyższy więc czas aby odejść również od odmóżdżającego bezmyślnego wysłuchiwania RM. Oczywiście Ty masz prawo pisać takie oceny RM, ja swoich ocen co do TVN czy Polsatu nie mam prawa. Nigdy nie obrażałem abp Życimskiego czy bp. Pieronka, ale ma prawo inaczej widzieć sprawy polityczno-społeczne które komentują. Ela, trochę przeraziło nie to, że napisałaś, że śwecka, antykatolicka idokryncja wymienionych przez mnie stacji nie ma wpływu na naszą obecnośc w Kościele. To tak jakby ktoś (Chrystus) chciał przyjść do Ciebie w gościnę, ale cały Twój dom zapchany byłby różnymi osobami, dobrze bawiącymi się przy głośnej muzyce i alkoholu. Najprawdopodobniej nawet nie usłuszałabyś delikatnego pukania do drzwi.
Dariusz Piórkowski SJ
8 grudnia 2010, 21:27
Drogi TSJ, nie wiem, czy piszę do jezuity:), ale takie odnoszę wrażenie, być może mylne. Zgoda, że w ostateczności decydująca jest moja osobista relacja z Bogiem, ale jednak wspólnota również odgrywa tutaj znaczącą rolę. Tak jak wiara przekazywana jest nam przez wspólnotę, podobnie może ona być wspierana (lub osłabiana) przez wspólnotę. Gdyby relacja z Bogiem zależała jedynie od jednostki, Kościół w ogóle nie byłby potrzebny. Ale równocześnie jest to niemożliwe, bo bez Kościoła nie mielibyśmy ani Pisma św., ani Tradycji, ani sakramentów. Jest jakieś napięcie między jednostką a wspólnotą, między wiarą indywidualną a wspólnotą. I nie usuniemy tego napięcia Jeśli Chrystus mówi o gorszeniu maluczkich, i to w ostrych słowach, to jednak zakłada, że kierują się oni także przykładem innych. To tym maluczkim i prostaczkom Ojciec objawił tajemnice królestwa. Oczywiście, faryzeusze też się gorszyli postępowaniem Jezusa i apostołów, i w tym przypadku Chrystus to piętnował, że nie powinni byli się gorszyć.
T
Tomasz
8 grudnia 2010, 21:10
Relacja z Bogiem zależy od jednostki, a nie od wspólnoty. Jeśli ktoś jej nie rozwija, sam ponosi odpowiedzialność - nie ma co zwalać winy na innych; i nie ma się co batożyć za cudze błędy. Znów przypominają się "Zdania i uwagi" A. Mickiewicza: "Cierpi człowiek, bo służy sam sobie za kata: Sam sobie robi koło i sam się w nie wplata." "Wołasz Boga: On często schodzi po kryjomu. I puka do drzwi twoich, aleś rzadko w domu" Bóg szuka człowieka, sprzyja człowiekowi. Tylko sam człowiek nieraz projektuje swój nienajepszy stan na Boga, tworzy Jego spaczony obraz. Podbnie jest z Kościołem - w swojej istocie jest Chrystusowy, w warstwach zewnętrzynych - z tym już różnie bywa i bywało na przestrzeni wieków; ale ma 2000 lat! Gdyby nie był Bogu potrzebny, dawno by się rozpadł. Duch Święty zaczyna być dopiero odkrywany - gdyby Kościół widzialny był na niego całkowicie otwarty - cuda byłyby na porządku dziennym (przypomnę w tym miejscu Augustyna: "Cuda nie dzieją się wbrew naturze, ale wbrew temu, co wiemy o naturze"). Tak to mniej więcej czuję.
T
Tomasz
8 grudnia 2010, 21:09
Elu, nie oceniam - nie potępiam; napomkąłem tylko o znanych mi przypadkach, bo łatwo jest zwalać winę na Kościół, na kler. Jeśli ktoś odchodzi od Kościoła, to nie odchodzi od strasznego proboszcza (ze znanego powiedzenia ks. Tischnera), od hipokrytów, ale odchodzi od sedna sprawy - od sakramentów, schodzi z góry, na którą się wspinał; po co pozbawia się narzędzi? Nie chce tego oceniać, choć rodzi się pytanie, czy nie zdradza... siebie samego (czy to przypadek, że urodził się w takiej, a nie innej tradycji?). Może ma po prostu do przebycia inną drogę. A może nie znalazł, bo nie szukał? A może szuka rzeczy świata tego... Choć znam wspaniałe osoby, które pomagają innym, idą własną scieżką duchową poza Krz-k, do którego się uprzedzili. Po śmierci JP II też przez dłuższy czas nie uczestniczyłem w praktykach kościelnych - ale za każdym razem, gdy przychodziłem na mszę ogarniała mnie wspaniałość tego obrzędu i Moc z niego płynąca; i w końcu wróciłem na dobre... i powiem, że sam chciałbym mszę odprawiać - ta ochota wzrasta i nie wiem, co dalej będzie... Kto nie chodzi na mszę, nie wie, co traci - gdyby wiedział, gdyby czuł... Niewiedza (i niechęć, uprzedzenie wynikające nieraz ze zranień) - podobnnie jak w buddyzmie - powoduje całe zamieszanie; dlatego Jezus mówi do nas: "Wybacz im, bo nie wiedzą, co czynią."
L
leszek
8 grudnia 2010, 17:49
Dobry tekst pokazujący zagrożenia, przyczyny owego zagubienia w Kościele. Z tym się zgadzam. Za szczególnie cenny uważam ten fragment: Skoro więc przypowieść o zagubionej owcy dotyczy wzajemnych interakcji w łonie wspólnoty, należy się zapytać, na ile zgorszenia, grzechy i brak przebaczenia w Kościele powodują, że niektórzy jego członkowie gubią się i odchodzą. Najłatwiej jest obarczyć winą poszczególną jednostkę, znajdując naprędce „przekonujący” motyw: zabrakło jej wiary, nie powinna się była gorszyć, nie miała powołania itd. Ale to jest postawa Piłata, który myje sobie ręce, żeby mieć święty spokój. Chyba nie tego oczekuje Jezus od chrześcijan. Ale potrzeba jeszcze pójścia do przodu. Więc nie marudźmy, że kościół be, że nas skrzywdził, że cos nam sie nie podoba tylko stańmy sie częścią tego koscioła. Zamiast nawoływać do innych lepiej zrobiłbyś gdybyś zaczął od siebie. Więc nie marudź że duszpasterstwo dla małżonków niesakramentalnych to takie pierdu pierdu (to Twoje określenie) które utwierdzało Ciebie w grzesznym zyciu. Nie pisz różnych obraźliwości w stosunku do abpa Życińskiego czy bpa Pieronka. Nie osądzaj i nie potępiaj chrześcijan/katolików inaczej myślących niż Ty, nie oskarżaj nikogo o złą wolę, jak to uwielbiasz czynić. Wzywasz: stańmy się częścią tego Kościoła. A ja Ci szczerzę powiem, że mocno się zastanawiam czy aby wołasz również do mnie... i liczę się z tym, że w domyśle ma być że oczywiście bez niejakiego leszka, bez racjonalisty i bez niejakich o.Żmudzińskich... Ale nie poprzez metrykę chrztu i mniej lub bardziej regularne uczestnictwo w niedzielnej mszy św. Kościół oferuje bogactwo form uczestnictwa. Czas odejść od bezmyślnego wysłuchiwania TVN-owsko-Polas-towskich papek, Masz rację, Kościół oferuje bogactwo form uczestnictwa. Najwyższy więc czas aby odejść również od odmóżdżającego bezmyślnego wysłuchiwania RM.
G
gos.c
8 grudnia 2010, 12:57
„Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała?" Jak mnie się zdaje? Ano zdaje mi się tak, że nie jest to normalne (czytaj: standardowe) zachowanie pasterza. Nie naraża się 99 owiec dla jednej. Jezus więc mówi także o tym, jakim jest pasterzem. Jest inny! Można powiedzieć, że traktuje swoje owca tak samo - każda jest jedyna. Tylko że owce rywalizują ze sobą: ta bardziej święta, a ta mniej, ta odmawia cały różaniec, a ta tylko dziesiątkę i w dodatku co drugi dzień, ta słucha Radia Maryja, a inna (o zgrozo!) tvn24. No i jeszcze są takie, które oburzają się, że jak tamta mogła się zabłąkać! - one nigdy tak nie zrobią! Z tym "nigdy" to bym nieco uważała. Życie zna wiele przykładów tzw. porządnych ludzi, którym się wydawało, że niektóre rzeczy ich nie dotyczą: to innym rodzą się nieślubne dzieci, to inny się rozwodzą, to inni kradną. A potem, gdy spotyka coś takiego ich dziecko, wpadają w depresję. Czy te, które się nie zabłąkały mają jakąś zasługę? Nie, ale wiele z nich tak myśli, że ma. Dlatego ta większa radość z odnalezienia zagubionej jest uzasadniona. Pozostałe nawet nie wiedzą, że mogą się cieszyć.
8 grudnia 2010, 12:29
Czy wiecie, że w Polsce regularnie praktykuje (niedzielne msze) 43 proc. katolików?
8 grudnia 2010, 12:28
Czas odejść od bezmyślnego wysłuchiwania TVN-owsko-Polas-towskich papek, trochę zatrzymac sie w zarabianiau bez opamietania na nie wiadomo jaka przyszłośc, odłozyc bzdurne, kolorowe czasowpisma i wreszcie ofiarować trochę ;) czasu Bogu. Czas odejść od bezmyślej bezrefleksyjnej i antyintelektualnej wiary na poziomie sloganów i obrzędów, od bezmyślengo wysłuchiwania słownych papek wydobywających się z ust biskupów-polityków, odłożyć naiwne kolorowe obrazki przedstawiające w prostacki sposób ideały wiary  i ofiarować więcej czasu na myślenie i budowanie odpowiedzialności za własne życie i za własne wybory bez zrzucania jej na ramiona biskupów i kongregacji nauki i wiary.
G
gos.c
8 grudnia 2010, 12:07
(...) Czas odejść od bezmyślnego wysłuchiwania TVN-owsko-Polas-towskich papek, trochę zatrzymac sie w zarabianiau bez opamietania na nie wiadomo jaka przyszłośc, odłozyc bzdurne, kolorowe czasowpisma i wreszcie ofiarować trochę ;) czasu Bogu. (...) Wg mnie kolejność jest inna: gdy człowiek daje się Bogu odnaleźć, nie ciągnie go do tych papek i kolorowych czasopism, przestaje widzieć sens w zarabianiu bez opamiętania itp.
E
effa
8 grudnia 2010, 10:33
Podzielam to, że trudno pogodzić się z tego, że radość z jednej nawrócoenj owieczki będzie większa niż z tej która trwa w "stadzie". Dotknęło mnie to szczególnie wtedy, gdy zostałam oszukana i to bardzo perfidnie na potężną kwotę............Kiedy rozważałam (właśnie o radości z nawrócenia grzeszniak) słowo zadane mi w ramach pokuty..........pamiętam, jak przepłakałam noc wyrażając swoją bezsilność, niezgodę, myślę, że nawet bunt.............. I choć trochę to trwało, to przyszły też słowa pocieszenia w czasie drogi krzyżowej wypowiedziane przez prowadzącego ją kapłana - "popatrz na tego który cię skrzywdził i wyobraź sobie, że poza tym co zrobił tobie, robi również dobre rzeczy...." Pamiętam do dzisiaj ( a było to dobre 3 lata temu) jaką ulgę poczułam nie tylko w sercu, ale i w całym ciele..............Jak ogarnęła mnie fala dziękczynienia Bogu za wszystko co dobre i piękne w moim życiu.. I choć nic się nie zmieniło.....bo szkoda nie została naprawiona, to wszystko było od tego czasu inne............ Zgadzam się również z wypowiedziami, że trudności mamy z budowaniem relacji międzyludzkich, szczególnie z osobami o innych poglądach............To bardzo złożony problem i nie ma pewnie gotowych recept...........ale uważam, że małymi "krokami" wszystko jest możliwe.......Sama tego doświadczam i wiem, jak trudno dociekać prawdy, żyć prawdą i dać się zranić...........i dobrze to przeżyć....... Przyświeca mi w tym zasada PRAWDA WYZWALA.........i choć kłamstwo również bolii, to nie przynosi dobrych owoców, to PRAWDA ma to do siebie, ze choć czasami bardzo bolii to naprawdę WYZWALA............ Dlatego lepiej się przyznać do tego, że się z czymś trudno pogodzić niż żyć w fałszu............
E
ela
8 grudnia 2010, 09:25
I jeszcze co do zabłąkanej owieczki. Jakos trudno było mi się pogodzić zawsze z tym, że radość z odnalezienia tej jednej jest większa niż z pozostałych. Dlaczegóż by nie cieszyć się wierną owieczką tak samo mocno? Ale cóż, pojęcie sprawiedliwości może być różne, nasze ludzkie bywa inne. Chyba, że każdy mógłby czasami poczuć się tą jedną otoczoną największą troską, bo każdy pewnie czasem czuję się w pewnym sensie, kontekście trochę zagubiony.
E
ela
8 grudnia 2010, 09:15
Kościół oferuje bogactwo form uczestnictwa. Czas odejść od bezmyślnego wysłuchiwania TVN-owsko-Polas-towskich papek, trochę zatrzymac sie w zarabianiau bez opamietania na nie wiadomo jaka przyszłośc, odłozyc bzdurne, kolorowe czasowpisma i wreszcie ofiarować trochę ;) czasu Bogu. Kiedy właśnie w tym problem, że najwyższy czas to "bogactwo form uczestnictwa" przekładać na życie wiarą. Jaki związek ma oglądanie okreslonych kanałów telewizyjnych z wiarą? Czyżbyś znowu forsował dyżurny na tym forum argument, że kiedy ktoś nie podziela Twoich poglądów, to znaczy, że media (te nielubiane przez Ciebie) wtłoczyły mu jakąś papkę? Też nie ekscytuję się doniesieniami kolorowych gazetek ale jeżeli widzisz tu związek z życiem duchowym to zupełnie inaczej rozumiemy jego istotę. Na pewno nie bez znaczenia jest jakość przekazu mediów i ilość czasu spędzanego na czytaniu rozrywkowej prasy, ale wiara to relacja z Bogiem. Z powodu oglądania okreslonego kanału będę mniej kochać Boga i bliźniego? czy aby nie masz na myśli poglądów politycznych?
E
ela
8 grudnia 2010, 09:03
 Mi się jednak wydaje, że większość odchodzących nie chce żyć wg zasad głoszonych w Kościele, a zarzuty wobec wiernych, księży, instytucji są jedynie projekcją własnych tendencji, usprawiedliwianiem się, brakiem pokory i wyrozumiałości; np. cudzołożnikom łatwiej z pewnością żyć poza jakąkolwiek wspólnotą religijną niż być regularnie męczonym przykazaniami, rachunkiem sumienia; no i nie trzeba bić się w piersi - mea culpa - to inni są winni! ;-) Żyjemy poza tym w czasach rosnącego dobrobytu i bezpieczeństwa, więc powiedzenie: "Jak trwoga, to do Boga" znajduje wydźwięk w mniejszej ilości przypadków. Hmmm... Są to również czasy, w których dostęp do wiedzy i praktyki religijnej, duchowej jest niepomiernie większy niż dawniej; zatem jeśli ktoś szuka swojego miejsca w Kościele rzymsko-katolickim, znajdzie je, choćby na obrzeżach... w bocznej kaplicy ;) Nie wiem z jakiego powodu odchodzi większość i Ty nie wiesz, więc nie oceniajmy. Co człowiek to historia. Bywa, że zranienia są duże i pomimo braku poszukiwań nie otrzymuje się wsparcia. Trudno na siłę trwać we wspólnocie, która kogoś krzywdzi, nie byłeś w takiej sytuacji- nie oceniaj. Co do czasów bezpieczeństwa i dobrobytu, to raczej żyjemy w czasach ogromnej nierówności i niesprawiedliwości społecznej. Dysponujesz kalkulatorem to przelicz jak mają się przeciętne pensje do kosztów podstawowych dóbr (mieszkanie chociażby). A zresztą co już wcześniej pisałam- moim zdaniem nie zawsze działa to "jak trwoga, to do Boga". Człowiek w cierpieniu, czy niezawinionej biedzie bywa permanentnie przygnębiony i skupiony na trosce o zapewnienie bezpieczeństwa bytowego rodzinie, a nie rozwoju duchowym. Ja częściej widzę rozmodlonych ludzi, którym dobrze się układa. Tacy zawsze opowiadają, że pomimo trudnosci (jakieś pewnie też mają) ufają Bogu, wymodlili sobie wszystko, że trzeba ufać Bogu bo zawsze pomaga (im). A dostęp do praktyk religijnych zawsze był.
T
Tomasz
8 grudnia 2010, 00:18
"Modli się przed figurą, a diabła ma za skórą." Tak... I dobrze! Bo gdyby się nie modlił, to podskórne zło wyskoczyłoby na zewnątrz - wiek XX to boleśnie udowodnił. Wysokie standardy niosą ze sobą wysokie ryzyko ich nie-spełniania; niskie - mniejsze; ich brak - równa się brakowi obłudy... Lepsza już dulszczyzna niż cynizm, nihilzm i postawa "hulaj dusza, piekła nie ma". Optymistyczne postrzeganie hipokryzji, która mierziła wspomnianego wyżej młodego człowieka, który odszedł z Kościoła. Mi się jednak wydaje, że większość odchodzących nie chce żyć wg zasad głoszonych w Kościele, a zarzuty wobec wiernych, księży, instytucji są jedynie projekcją własnych tendencji, usprawiedliwianiem się, brakiem pokory i wyrozumiałości; np. cudzołożnikom łatwiej z pewnością żyć poza jakąkolwiek wspólnotą religijną niż być regularnie męczonym przykazaniami, rachunkiem sumienia; no i nie trzeba bić się w piersi - mea culpa - to inni są winni! ;-) Żyjemy poza tym w czasach rosnącego dobrobytu i bezpieczeństwa, więc powiedzenie: "Jak trwoga, to do Boga" znajduje wydźwięk w mniejszej ilości przypadków. Hmmm... Są to również czasy, w których dostęp do wiedzy i praktyki religijnej, duchowej jest niepomiernie większy niż dawniej; zatem jeśli ktoś szuka swojego miejsca w Kościele rzymsko-katolickim, znajdzie je, choćby na obrzeżach... w bocznej kaplicy ;) Jeśli nie brakuje w nim powietrza dla odgrywającej bardzo pozytywną rolę (różaniec, Fatima, Boże Miłosierdzie, Intronizacja, modlitwy, msze itd.), ale rozpolitykowanej rozgłośni toruńskiej, to również powinni w nim swobodnie funkcjonować nowatorzy pokroju np. ks. Bolesława Pylaka (machającego wahadełkiem - czyli korzystającego z narzędzi przez część katolików uznanych za podejrzane, czy wręcz potępianych; a to są przecież narzędzia czy techniki, które mogą służyć ku złemu albo ku dobremu; kiedyś gromy sypały się na muzykę rockową, metalową - a co zrobił z tymi gatunkami 2Tm2,3 - ile młodzieży uratował przed zejściem na manowce?).
A
Anna
7 grudnia 2010, 19:50
Sprawa prosta. Już pisałam do o. Dariusza dlaczego komentuję. Żaden inny zakon nie umożliwia  pisania niegodnych (nazywam to sianie nienawiści) komentarzy (bo już nawet nie mówie o samych informacjach a także sensacyjnych tytułach). To nie do przyjęcia te  niegodne komentarze zakonników na np. biskupów, innych zakonników a także wogóle komentatorów. To robią laickie media. Ale żeby tak zakon. Jeżeli jakiś ojciec tak robi a potem prowadzi rekolekcje lub poucza innych to jest to nie do przyjęcia. Musi być jezuitą zawsze: i jako dziennikarz i jako duszpasterz.
Jurek
7 grudnia 2010, 19:42
Dobry tekst pokazujący zagrożenia, przyczyny owego zagubienia w Kościele. Ale potrzeba jeszcze pójścia do przodu. Więc nie marudźmy, że kościół be, że nas skrzywdził, że cos nam sie nie podoba tylko stańmy sie częścią tego koscioła. Ale nie poprzez metrykę chrztu i mniej lub bardziej regularne uczestnictwo w niedzielnej mszy św. Kościół oferuje bogactwo form uczestnictwa. Czas odejść od bezmyślnego wysłuchiwania TVN-owsko-Polas-towskich papek, trochę zatrzymac sie w zarabianiau bez opamietania na nie wiadomo jaka przyszłośc, odłozyc bzdurne, kolorowe czasowpisma i wreszcie ofiarować trochę ;) czasu Bogu. P.S. Anno jeżeli nawet ja Cię prosze, żebyś zastanowiła się nad tym co piszesz to chyba jednak jest coś na rzeczy. Skoro już nie zgadzasz się z komentarzami, opiniami przedstawianymi przez Jezuitów (ja tez często się nie zgadzam) to próbuj to jakoś uzasadnić
G
gos.c
7 grudnia 2010, 18:11
O. Dariusz ani taki uczony ani taki świadek wiary aby mu ufać. No i do tego tak źle go uczyli.... A sam chyba nie czytał chociażby encyklik papieskich albo dokumentów Soboru Anno, zajmij się już lepiej tymi encyklikami - będzie to większy pożytek zarówno dla jednostki, jak i dla wspólnoty Kościoła :) Zostaw ten deon dla twardzieli;)
A
Anna
7 grudnia 2010, 17:49
Brawo jezuici z Deonu. Moderacja nie działa kiedy "leszek" haniebie pisze o Apelach Jasnogórskich. Brawo o. Dariuszu. Jakie uczucia to budzi? (w 19 rocznica RM)
A
Anna
7 grudnia 2010, 17:38
Bardzo chętnie nie będę komentowała o ile jezuici na Deonie nie będą dopuszczali siania nienawiści w komentarzach ( w tym nawet na biskupówi i zakony). Inne zakony nie udostępniają swoich stron do takiego niegodnego komentowania.
Dariusz Piórkowski SJ
7 grudnia 2010, 17:34
Droga Anno, chyba nie wiesz, jak śmieszna (lub śmieszny) jesteś z tym ciągłym powtarzaniem tego samego.  W sumie mnie to nawet nie dziwi, raczej budzi rozbawienie, a potem współczucie z powodu Twojej obsesji.  Po raz ostatni zachęcam Cię do opuszczenia Deonu i zajęcia sie bardziej pożytecznymi sprawami.
A
Anna
7 grudnia 2010, 17:26
O. Dariusz ani taki uczony ani taki świadek wiary aby mu ufać. No i do tego tak źle go uczyli.... A sam chyba nie czytał chociażby encyklik papieskich albo dokumentów Soboru
Dariusz Piórkowski SJ
7 grudnia 2010, 15:59
Dzięki za te cenne uwagi i uzupełnienia. Myślę, że my Polacy mamy wciąż za słabo poczucie odpowiedzialności za Kościół, ale także za Ojczyznę. Bo przecież chrześcijaństwo nie może się ograniczyć do uczestnictwa w niedzielnej mszy św, piątkowego postu i pacierza. A taki model wiary często otrzymujemy (też byłem tak uczony na katechezach). Niewiele słyszałem o Kościele jako Ciele Chrystusa, w którym każdy spełnia swoją właściwą rolę, o wzajemnej zależności jeden od drugiego, o pracy, małżeństwie, studiach i domowych obowiązkach jako powołaniu i budowaniu Kościoła. Wówczas Kościół, a także Ojczyzna, staje się zbiorem instytucji, do których udajemy się, by coś załatwić, ale życie osobiste wydaje się toczyć osobnym torem. A przecież od tego, jakie będzie moje życie, zależy również jakość Kościoła i Ojczyzny, jeśli jesteśmy ze sobą powiązani. Mnie ta dzisiejsza Ewangelia i rozważanie otworzyło bardziej oczy na niektóre sprawy w Kościele. Nigdy wcześniej nie zwróciłem uwagi na kontekst tej przypowieści
R
realista
7 grudnia 2010, 15:45
Brak przełożenia wiary na życie a tym samym brak dobrego świadectwa katolików wynika po części z tego, że w naszym kraju bycie katolikiem jest czymś naturalnym, wynikającym często nie z przekonania a z tradycji, lęku przed napiętnowaniem w otoczeniu czy naciskiem rodziny i ogranicza się jedynie do zadeklarowania wiary. Inna sytuacja jest w karajach zachodnich, o których tak lubimy mówić, że tam wiara zanika. Tymczasem- moje doświadczenia wskazuje, że katolików jest mniej ale ci którzy są, to tacy z przekonania. Jednak to nie jeden problem. Również wśrod osób bardzo zaangażowanych w życie religijne zauważam przeniesienie punktu ciężkości z czynów na praktyki religijne z zaniedbaniem relacji międzyludzkich, tzn. pozytywne relacje też są nawiązywane ale przede wszystkim z księdzem i innymi członkami wpsólnoty religijnej. Dosyć często spotykam się też z negatywnym stosunkiem do osób innych narodowosci i religii- ten problem jest za słabo podkreślany w Kościele. Z tego powodu mam problemy z odczuwaniem wspólnoty z KK. Przyznaję że mam podobne spostrzeżenia my katolicy naszą wiarę utożsamiamy głownie z praktykami religijnymi zupełnie po macoszemu traktując relacje z innymi ludźmi
E
ela
7 grudnia 2010, 15:19
Brak przełożenia wiary na życie a tym samym brak dobrego świadectwa katolików wynika po części z tego, że w naszym kraju bycie katolikiem jest czymś naturalnym, wynikającym często nie z przekonania a z tradycji, lęku przed napiętnowaniem w otoczeniu czy naciskiem rodziny i ogranicza się jedynie do zadeklarowania wiary. Inna sytuacja jest w karajach zachodnich, o których tak lubimy mówić, że tam wiara zanika. Tymczasem- moje doświadczenia wskazuje, że katolików jest mniej ale ci którzy są, to tacy z przekonania. Jednak to nie jeden problem. Również wśrod osób bardzo zaangażowanych w życie religijne zauważam przeniesienie punktu ciężkości z czynów na praktyki religijne z zaniedbaniem relacji międzyludzkich, tzn. pozytywne relacje też są nawiązywane ale przede wszystkim z księdzem i innymi członkami wpsólnoty religijnej. Dosyć często spotykam się też z negatywnym stosunkiem do osób innych narodowosci i religii- ten problem jest za słabo podkreślany w Kościele. Z tego powodu mam problemy z odczuwaniem wspólnoty z KK.
R
realista
7 grudnia 2010, 14:46
Myślę że najbardziej do zagubienia owiec przyczyniamy się my tzw.dobrzy chrześcijanie .Kiedyś mówiono patrzcie jak oni się miłują (to był ich wyróżnik)a czym my(po za chodzeniem do kościoła) różnimy się od niewierzących czy wyznawców innuych religii.Czy żyjemy tak że swoim sposobem życia przyciągamy innych ,czy też sprawiamy że mówią patrzcie chodzą do kościoła a jak żyją ,obłuda ,muszę poszukać gdzieś indziej............. Ciekawy artykuł skłaniający do refleksji 
E
effa
7 grudnia 2010, 14:33
Bardzo dziękuję za pokazanie prawdy o tym jak wyglądają relacje we wspólnocie kościoła..............i to, że czasami brak zrozumienia lub fałszywa pokora prowadzi do tego, że źle czujemy się w nim. Najbardziej jednak boli "dwulicowość" i jakże prawdziwe jest to, że po wyjściu z kościoła zachowujemy się jakbyśmy byli niewierzący........ Bywa więc i tak (sama tego doświadczam), że trzeba się wykazać prawdziwą wiarą by nie odejść od kościoła.............. Pozdrawiam odprawiąjących rekolekcje z DEONEM. ps.  Anno - nie szkoda Ci czasu .................przecież nie ma obowiązku czytania czegokolwiek na Deonie i komentowania. Jest to juz po prostu nudne. Kopiujesz ciągle to samo, niezależnie od tego o czym jest Ewangelia i refleksja........Wyluzuj trochę tzn odpocznij i daj nam odpocząć - dobrze? Za zrozumienie z góry Ci dziękuję i pozdrawiam
G
gos.c
7 grudnia 2010, 14:06
Anno, nawraca Pan Bóg, nie rekolekcjonista ani nikt inny. - Czas wydorośleć i skończyć z tymi infantylnymi komentarzami o rzekomym sianiu nienawiści.
A
Anna
7 grudnia 2010, 12:59
Niestety jezuici z Deonu, w tym o. Dariusz, chyba niestety równiez przyczynia sie do "zagubienia owiec". Umożliwiają np. sianie nienawiśc i(w tym na biskupów i redemptorystów, komentatorów) w komentarzach. Nawrócić przez rekolekcje można tylko wtedy kiedy samemu jest się świadkiem wiary i miłości. 
A
Alfista
7 grudnia 2010, 09:32
Gdyby chrzest odbywał się w wieku dojrzałym... dzisiejszy patron św. Ambrozy zostal ochrzczony tuż przed otrzymaniem sakry biskupiej ale to był IV w. A tak czasem traktujemy chodzenie do kościoła jako obowiązek, z przymusu, nie mamy odpowiedniego stopnia formacji duchowej.