Śladami Jezusa

Chrześcijanin to człowiek, który kroczy śladami Chrystusa wszędzie, nawet wówczas, gdy prowadzą one na Golgotę (Fot. Józef Augustyn SJ)

Św. Ignacy, wprowadzając rekolektanta w drugim tygodniu Ćwiczeń duchownych na drogę poznawania i naśladowania Chrystusa, pragnie, by odprawiający Ćwiczenia postępował za Chrystusem w sposób bardzo konkretny, niemal materialny. Spotkania z Mistrzem mają angażować nie tylko umysł i serce rekolektanta, ale także jego zmysły.

Tę szczególną drogę poznawania Jezusa Ignacy nazywa kontemplacją i wprowadza w nią w następujący sposób: „Po modlitwie przygotowawczej i po trzech wprowadzeniach jest rzeczą pożyteczną zastosować pięć zmysłów wyobraźni do pierwszej i drugiej kontemplacji” (Ćwiczenia duchowne 121). Po tej zachęcie Ignacy podaje cztery punkty, będące konkretnym wskazaniem do zastosowania pięciu zmysłów: „Widzieć osoby wzrokiem wyobraźni, rozważając i kontemplując w szczególności to, co ich dotyczy, i wyciągając jakiś pożytek [duchowny] z tego widzenia; słuchać uszami [wyobraźni], co mówią lub co mówić mogą, a wszedłszy w siebie, pożytek jakiś z tego wyciągnąć; wąchać i smakować zmysłem węchu i smaku [w wyobraźni] nieskończoną słodycz i łagodność Bóstwa, duszy i jej cnót i innych rzeczy wedle okoliczności osoby, którą się kontempluje. Wchodząc zaś w siebie, pożytek jakiś z tego wyciągnąć; dotykać zmysłem dotyku, tak np. obejmować i całować miejsca, gdzie te osoby [święte] stawiają kroki lub siedzą, a zawsze starając się o jakiś pożytek z tego” (Ćd 122-125).

Zaproszenie św. Ignacego stanowi zachętę, by w postawie kontemplacji stanąć na drodze, po której Jezus przechodzi ze swymi uczniami, i stać się świadkiem ich ostatniej podróży do Jerozolimy. Jest to zachęta, by patrzeć uważnie i słuchać tego, co mówi Jezus i co mówią Jego uczniowie, po to, by „wszedłszy w siebie, pożytek jakiś z tego wyciągnąć”.

Kim On jest?

Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?”. A oni odpowiedzieli: „Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków”. Jezus zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Odpowiedział Szymon Piotr: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego” (Mt 16, 13-16).

Kiedy z Ewangelią w ręce przyglądamy się drodze Jezusa, widzimy, jak często oddala się On od tłumów, by udać się na odosobnione miejsce, najczęściej na górę, by tam spotykać się z Ojcem. Modlitwa była dla Jezusa szczególnym „sposobem” odczytywania woli Ojca. Nie żałował na nią czasu. Często spędzał na modlitwie całe noce. Czynił to zwłaszcza wówczas, gdy miał podjąć jakąś ważną decyzję, na przykład wybrać Dwunastu (por.
Łk 6, 12).

Czasem Jezus pragnął też pozostać tylko z najbliższymi uczniami. Chciał, by opowiadali Mu o wszystkim, co zdziałali i czego nauczali. Zachęcał więc: Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie i wypocznijcie nieco (Mk 6, 31). Tak było i tym razem, w czasie Jego ostatniej podróży do Jerozolimy.

Uczniowie przebywali już ze swoim Mistrzem prawie trzy lata. Słyszeli wiele Jego nauk, patrzyli na wiele cudów, których dokonał – to przecież do nich Jezus miał powiedzieć wkrótce: Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego (J 15, 15). Zanim jednak Jezus wypowiedział te słowa, pragnął przekonać się, czy uczniowie naprawdę wiedzą, kim On jest. Uczniowie, którzy utrzymywali kontakt z ludźmi mającymi różne spojrzenie na Jezusa, przekazują Jezusowi te właśnie spojrzenia. Ich odpowiedzi nie wystarczyły Jezusowi, dlatego zapytał ich wprost: A wy za kogo Mnie uważacie? Wówczas Piotr w imieniu całego grona Apostołów odpowiedział: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego.

Podobnie jest także i dziś: jedni nie interesują się Jezusem w ogóle, inni uważają Go za wielkiego proroka, ale tylko za człowieka, jeszcze inni są Jego jawnymi lub ukrytymi wrogami. Są także i tacy, którzy widząc dobro, jakie czyni, myślą, że powrócił któryś z dawnych proroków.

Wyznanie Piotra ukazuje, iż świadomość tego, kim jest Jezus, musi stać się odkryciem w pełni osobistym. Chrześcijaństwo nie polega bowiem na wiedzy, ale na poznaniu Jezusa. Nie można powtarzać przez całe życie tego, co o Jezusie powiedzieli nam rodzice czy ksiądz na katechezie. Poznanie w sensie biblijnym jest doświadczeniem. Znam Jezusa, bo doświadczyłem Jego obecności w moim życiu i przekonałem się, że bez Niego moje życie byłoby pozbawione korzeni i sensu. Owszem, wdzięczny jestem ludziom, którzy mnie do Niego prowadzili i o Nim pouczali, ale wierzę w Niego z własnego i wolnego wyboru.

Jezus pochwalił Piotra za odpowiedź pełną wiary i zapewnił go, że właśnie on stanie się „skałą”, na której zostanie zbudowany Chrystusowy Kościół, a równocześnie skałą utwierdzającą braci w wierze.

Zejdź mi z oczu, szatanie!

Odtąd zaczął Jezus [Chrystus] wskazywać swoim uczniom na to, że musi udać się do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”. Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku” (Mt 16, 21-23).

Okazało się, że skała, o której mówił Jezus, jest nie tylko znakiem niezachwianej mocy, ale może być też kamieniem, o który można się potknąć i upaść. Ludzkie spojrzenie Piotra na Jezusa i przyjazne uczucia, które żywił do swojego Mistrza, były mocniejsze od wiary w Niego. Także i w tym błędnym, bo czysto ludzkim spojrzeniu na Jezusa Piotr jest reprezentantem całej wspólnoty uczniów. Uczniowie zdawali sobie sprawę z tego, że Jezus jest Mesjaszem, ale Jego misję pojmowali inaczej niż On sam. Myśleli o Jezusie jako o zwycięskim wodzu, który wyrzuci Rzymian z Palestyny i sprawi, że Izrael stanie się potęgą, z którą liczyć się będą musieli Jego ciemięzcy. Tymczasem Jezus starał się im otworzyć oczy, by dostrzegli, że dla Niego jedyną drogą wyzwolenia jest droga krzyża.

Na słowa Jezusa Piotr zareagował bardzo gwałtownie, gdyż idea krzyża i cierpiącego Mesjasza była dla niego czymś nieprawdopodobnym. I oto Jezus, który tak niedawno mówił o Piotrze: Błogosławiony jesteś, teraz nazywa go szatanem. Dlaczego? Ponieważ dostrzegł czającą się w słowach Piotra pokusę, tę samą, z jaką szatan przystąpił do Niego na początku Jego mesjańskiego posługiwania. Była to pokusa posłużenia się Boską mocą do realizacji ziemskich celów: „Daj im chleb, daj im dobra materialne, a pójdą za Tobą”. „Daj im sensacje, daj im cuda, a pójdą za Tobą”. „Ogranicz nieco swe wymagania, spotkaj się ze światem gdzieś w połowie drogi, a pójdzie za Tobą”. Podobne pokusy podsuwał Jezusowi Piotr, zachęcając Go, by wybrał drogę ucieczki od krzyża.

Słowo „szatan” znaczy dosłownie: „przeciwnik”. Stara się on nawet Chrystusa sprowadzić z drogi Bożej, a czyni to w sposób bardzo inteligentny i zakamuflowany. Posługuje się ludzką przyjaźnią, która w swojej nieroztropności usiłuje ludzkie pragnienia postawić przed Boskimi nakazami.

Pokusa wyrażona przez Piotra była dla Jezusa szczególnie bolesna, ponieważ pochodziła od kogoś, kogo Jezus szczególnie ukochał. Tak bywa i w naszym życiu. Często najtrudniejsze pokusy pochodzą od tych, którzy nas kochają. Pojawiają się wówczas, gdy miłość stara się odwieść nas od ryzyka i niebezpieczeństw Bożej drogi.

Zejdź Mi z oczu, szatanie! (Mt 16, 23). Orygenes tak tłumaczył sens tych słów: „Piotrze, twoje miejsce jest za Mną, a nie przede Mną. Twoim zadaniem jest iść za Mną taką drogą, jaką wybieram, a nie prowadzić Mnie w sposób, który tobie się podoba”. Chrystus przypomina Piotrowi, jakie jest jego miejsce, a tym samym przypomina także i nam, że jesteśmy wezwani, by iść Jego drogą, a nie zmuszać Go, by to On kroczył naszą drogą.

Piotr został przywołany na swoje miejsce, czyli do naśladowania Jezusa. Mógł pobłądzić, upaść, nawet zgrzeszyć, ale zawsze istniała dla niego szansa stania się ponownie wiernym naśladowcą Chrystusa. Jak długo człowiek jest gotowy naśladować Jezusa, tak długo – nawet, gdy upada – istnieje dla niego nadzieja.

Zaprzeć się samego siebie

Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 16, 24-25).

Kilka lat temu otrzymałem dyspozycję, która nakazywała mi w krótkim czasie przenieść się na inne miejsce i podjąć nową pracę. Trudno było mi się z tym pogodzić. Wydawało mi się, że tam, gdzie jestem, mam jeszcze tak dużo do zrobienia, ludzie potrzebują tam mojej kapłańskiej posługi, a miejsce i praca, którą miałem podjąć, wcale nie nastrajały mnie optymistycznie. Walczyłem ze sobą, nawet się w duchu buntowałem. Próbowałem tłumaczyć przełożonemu niestosowność jego decyzji. Nic nie pomagało. Wówczas zajrzałem do Pisma Świętego, szukając tam światła, którego gdzie indziej nie znajdowałem. Natrafiłem na omawiany tekst. Niezwykle mocno przeżyłem słowa Jezusa, wypowiedziane kiedyś do Piotra, a teraz kierowane jakby bezpośrednio do mnie: Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku (Mt 16, 23). Natychmiast spakowałem się i bez szemrania udałem się tam, gdzie posyłało mnie zakonne posłuszeństwo. Trzeba było zaprzeć się samego siebie, ale nie żałuję.

Jestem przekonany, że to sam Jezus wyznacza drogę tym, którzy są gotowi pójść za Nim: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24). Zaparcie się siebie i gotowość niesienia swojego krzyża dla „znalezienia” życia, mają sens i wartość tylko wtedy, gdy dokonują się w bliskim związku z Chrystusem. Naśladowanie Jezusa to nie teoria, filozofia czy tylko ideologia, ale to życie czynu, wynikającego z wiary i na niej opartego. Jezus sam wskazuje swojemu uczniowi drogę, zaprasza na nią i prowadzi. Dlatego pójście za Jezusem nie jest tylko zachętą, zaproszeniem czy jedną z wielu możliwości, którą uczeń Chrystusa może wybrać lub nie. Wezwanie do pójścia za Jezusem najpełniej wyrażają Jego trzy wezwania: niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Te słowa zawierają warunki pójścia za Jezusem. To On sam te warunki określa, zapewniając równocześnie, że kto w ten sposób potrafi stracić swe życie dla Niego, ten je znajdzie. Uczeń ma iść śladami Mistrza aż do całkowitego poddania się woli Ojca. By to było możliwe, trzeba mieć odwagę odrzucić stary sposób myślenia, bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 16, 25).

Być chrześcijaninem

Zechciejmy jeszcze przemyśleć i przemodlić trzy warunki, jakie sam Jezus stawia przed każdym, kto chce się być Jego uczniem; kto deklaruje, że jest chrześcijaninem.

Chcąc być uczniem Jezusa, trzeba więc wyrzec się samego siebie. Najczęściej słowa „samozaparcie” używamy w zawężonym znaczeniu, uważając, że jest to umiejętność obywania się bez czegoś. Tak np. w sierpniu obywamy się bez alkoholu, a w Wielkim Poście narzucamy sobie jakieś ograniczenia w dozwolonych przyjemnościach. Wydaje się jednak, że w ewangelicznym ujęciu „zaprzeć się samego siebie” oznacza gotowość do powiedzenia sobie „nie” w każdym momencie życia po to, by Bogu powiedzieć „tak”. Tak więc „zaprzeć się samego siebie” to uznać, że pierwsze miejsce w moim życiu należy się nie mnie, ale Bogu i Jego woli, pamiętając, że często miarą akceptacji Boga w życiu człowieka będzie właśnie umiejętność wyrzeczenia się siebie.

Wartość życia ucznia Chrystusa mierzy się również gotowością do wzięcia krzyża, czyli gotowością do ofiarnej służby – poświęceniem swojego czasu, spokoju i przyjemności po to, by lepiej służyć Bogu i bliźnim. Życie chrześcijańskie jest życiem ofiary, a tę najpełniej wyraża krzyż. Chcąc być wiernym Jezusowi, musimy go jednak brać nie od czasu do czasu, ale codziennie i to w takiej postaci, w jakiej Bóg go zsyła. Tym, co naprawdę liczy się w życiu, nie są bowiem tylko jednorazowe zrywy, podczas których zdobywamy się na wielkie ofiary, ale życie w ciągłej gotowości odczytywania Bożej woli i wychodzenie naprzeciw potrzebom bliźnich.

Chcąc być uczniem Jezusa, musimy Go także naśladować, to znaczy nie tylko troszczyć się o poznanie Jego drogi, ale krocząc nią, okazać całkowite posłuszeństwo swojemu Mistrzowi. Chrześcijanin to człowiek, który kroczy śladami Chrystusa wszędzie, nawet wówczas, gdy prowadzą one na Golgotę.

Droga wiary jest drogą w nieznane, gdyż wiara zakłada tajemnicę. Wymaga ona od człowieka gotowości do podjęcia ryzyka. Takie ryzyko podjęli wszyscy, którzy nią kroczyli – Abraham, Matka Najświętsza, Apostołowie, święci Kościoła. Ryzyko pójścia drogą woli Bożej stanowiło dla nich większą pewność od tej, jaką dawało im dotychczasowe życie. Człowiek, który unika wszelkiego ryzyka, traci życie. Nikt nie żyje tylko po to, by jak najlepiej urządzić się na ziemi, ale by stać się jak najwierniejszym obrazem Boga. Życia w pełni doświadcza tylko ten, kto podejmuje ryzyko dla Boga, gdyż ryzyko staje się znakiem nadziei. Podejmując życiowe decyzje ze względu na Boga i Jego wolę, prawdziwie kształtujemy swoją osobowość i decydujemy o sobie, nadajemy życiu sens.

Życie każdego z nas nieuchronnie zmierza do spotkania z Jezusem, który ponownie przyjdzie, aby dokonać sądu. Człowiek, który o tym zapomina i który żyje tylko dla siebie, w ostatecznym rozrachunku straci życie. Ten, kto ofiarował swe życie Bogu i żyje dla innych, otrzyma nagrodę od Boga: Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2, 9).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Śladami Jezusa
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.