Wielu rozwiedzionych katolików, będąc świadomymi konsekwencji swojej decyzji w wymiarze religijnym, z różnych racji pozostaje w związkach niesakramentalnych. Jaki jest status tych osób w Kościele? Często słyszy się opinie, że osoba decydująca się na życie w stanie permanentnego grzechu ciężkiego sama stawia się poza nawiasem Kościoła.
Jezus Chrystus, Odkupiciel człowieka, wszedł w ludzką rzeczywistość taką, jaka ona była owego czasu. Wszedł, by ją przemienić, odkupić, by wnieść do niej nową jakość. Podobnie Kościół, kontynuując misję Mistrza, wchodzi w świat ludzkich spraw, z całą jego złożonością, uwarunkowaniami i grzechem. Jak to ujął Papież Jan Paweł II, "człowiek jest drogą Kościoła", nie człowiek abstrakcyjny, lecz będący dzieckiem swojego czasu, żyjący w takich, a nie innych uwarunkowaniach społeczno-kulturowych. Zatem tam, gdzie jest człowiek, tam też powinien dotrzeć Kościół z orędziem zbawienia.
Jednym z elementów charakteryzujących dzisiejszą rzeczywistość społeczną jest kryzys więzi małżeńskiej z jego konsekwencjami w postaci rozwodów. Na stałe weszły do języka potocznego takie określenia, jak "kobieta po przejściach" czy "mężczyzna z przeszłością". W Polsce co trzecie małżeństwo kończy się rozwodem, a jeszcze w 2000 roku było to co piąte małżeństwo. Dodatkowo niepokojący jest fakt, że coraz częściej do rozpadu związków dochodzi już we wczesnej fazie małżeństwa, w ciągu pierwszych trzech do pięciu lat.
Nie należy sądzić, że problem ten nie dotyczy katolików. Wielu z nich wstępuje w kolejne, z punktu wiedzenia wiary już niesakramentalne związki. W większości wypadków osoby te zachowują wiarę, mimo iż często czują się "katolikami drugiej kategorii" czy wręcz wyłączonymi poza nawias Kościoła. W wierze także starają się wychowywać swoje dzieci. Kościół nie może nie zauważać tego problemu i przechodzić nad nim do porządku dziennego.
Związki niesakramentalne przybierają różną postać. Najogólniej rzecz ujmując, mianem tym określamy katolików, mężczyznę i kobietę, żyjących z sobą na sposób małżeński, niezwiązanych węzłem sakramentalnym. Przywołując klasyfikację dokonaną przez Jana Pawła II w adhortacji "Familiaris consortio" o zadaniach rodziny chrześcijańskiej w świecie współczesnym, należy wymienić takie sytuacje jak: "małżeństwa na próbę", rzeczywiste wolne związki, katolicy złączeni ślubem tylko cywilnym oraz rozwiedzeni, którzy zawarli nowy związek (por. FC 80-84). Upraszczając ten podział, możemy wyróżnić dwie podstawowe sytuacje: związki, które mogą stać się małżeństwami sakramentalnymi, gdyż osoby nie mają przeszkód do zawarcia ślubu kościelnego, oraz te, dla których ślub kościelny nie jest możliwy, ponieważ przynajmniej jedna z osób jest już związana z kimś trzecim na sposób sakramentalny.
W przypadku katolików, którzy z wyboru żyją na sposób małżeński bez sakramentu, a którzy nie mają przeszkód do zawarcia ślubu kościelnego, zasadniczym problemem jest kwestia ich wiary.
Sakrament małżeństwa nie jest jedynie "nakładką" religijną dla bycia razem czy też dodatkiem na zasadzie "ulepszacza", ale realizacją drogi chrześcijanina przez miłość i całkowity dar z siebie dla małżonka. Dla osoby wierzącej realizacja miłości i małżeństwa nie może odbywać się bez odniesienia do Boga. Rodzi się zatem pytanie, na ile wspomniane osoby kierują się wygodą i egoizmem, na ile zaś towarzyszy im niewiara w trwałą miłość i w sens samego małżeństwa? Przede wszystkim jednak chrześcijanin winien odpowiedzieć sobie na pytanie, do jakiej miłości zaprasza go Chrystus i jaką relację obdarza swoim błogosławieństwem.
W niniejszych rozważaniach skupię się jedynie na osobach rozwiedzionych, żyjących w ponownych związkach, mających przeszkodę w zawarciu ślubu kościelnego.
Nie potępiać, lecz starać się zrozumieć
Różne motywy powodują, że mimo zobowiązania do wierności wypływającego z przysięgi małżeńskiej złożonej przed ołtarzem, osoby rozwiedzione w sposób cywilny decydują się na ponowną próbę małżeństwa. Drogę do ślubu kościelnego może utorować im jedynie stwierdzenie przez sąd kościelny nieważności pierwszego małżeństwa lub śmierć sakramentalnego małżonka. W przeciwnym razie osoby te żyją obiektywnie w stanie grzechu ciężkiego i powinny się rozstać.
Dla katolika jedynym prawdziwym małżeństwem może być tylko to zawarte w obliczu Boga i Kościoła. Jednakże wielu rozwiedzionych katolików, będąc świadomymi konsekwencji swojej decyzji w wymiarze religijnym, z różnych racji pozostaje w związkach niesakramentalnych. Jaki jest status tych osób w Kościele? Często słyszy się opinie, że osoba decydująca się na życie w stanie permanentnego grzechu ciężkiego sama stawia się poza nawiasem Kościoła.
Należy najpierw postawić pytanie, co stoi u podstaw decyzji o życiu w związku niesakramentalnym i na ile towarzyszy takim osobom świadomość wszystkich konsekwencji wynikających z tego faktu dla ich życia religijnego. Nieżyjący już o. Roman Dudak, kapucyn, na stwierdzenie, że zajmuje się ludźmi żyjącymi w grzechu, odpowiedział: "Ich rodzinna sytuacja jest - z punktu widzenia Kościoła - nieustabilizowana, ale to nie znaczy, że oni kiedyś ten grzech wybrali świadomie, na zimno. Czasem człowiek jest tak przestraszony życiem, perspektywą samotnego borykania się z losem, że nie jest w stanie rozważać swoich decyzji w kategoriach grzechu i bezgrzeszności. Kobieta, która zostaje sama z dzieckiem lub z dziećmi, bo mąż ją rzucił, jest tak przerażona, że jeśli spotka kogoś, kto okaże jej serce, decyduje się na związek z nim. (…) Samotność jest dla kobiety ciężka podwójnie. Wiem, jak często ludzie wiążą się ze sobą z przyczyn psychicznych, nie z rozwiązłości".
Na złożoność przyczyn stojących u źródeł związku niesakramentalnego zwrócił też uwagę Jan Paweł II w adhortacji Familiaris consortio. Czytamy w niej: "Zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo. Są wreszcie i tacy, którzy zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne" (FC 84).
Dlatego też Papież przypomina duszpasterzom, że "dla miłości prawdy" mają oni "obowiązek właściwego rozeznania sytuacji" (FC 84). Chociaż przytoczone wyżej rozróżnienie dotyczące motywów wejścia w kolejne związki nie zmienia obiektywnie sytuacji tych osób w Kościele, to jednak Jan Paweł II zdaje się nie traktować wszystkich sytuacji jednakowo. Winno to być przestrogą dla tych spośród katolików, którzy dla osób ze związków niesakramentalnych mają tylko słowa potępienia.
Obok niewierności małżeńskiej, która także może mieć różne przyczyny, niekoniecznie wynikające z nieuporządkowania w sferze seksualnej, genezą wielu związków niesakramentalnych po rozwodzie jest nieradzenie sobie z samotnością i poczuciem krzywdy. Nie należy zapominać, że osoby te, wstępując kiedyś w związek małżeński, wybrały drogę życia we dwoje i realizację siebie poprzez miłość małżeńską. W chwili rozpadu pierwszego związku stają przed perspektywą samotnego życia, mając niekiedy po trzydzieści, czterdzieści lat! Wiążąc się z kimś drugim, nawet bez sakramentu, niekoniecznie czynią to powodowani rozwiązłością.
Przyczyny rozpadu małżeństwa
Kroczenie przez życie w intymnej relacji z bliską osobą nie jest dla człowieka sprawą drugorzędną, tak jak posiadanie takiego czy innego samochodu bądź rezygnacja z niego. Już w Księdze Rodzaju, w opisie stworzenia, czytamy, że nie jest dobrze, by człowiek był sam (por. Rdz 2,18). Mówiąc o intymnej relacji mężczyzny i kobiety, dotykamy najgłębszej potrzeby wpisanej w płciową naturę człowieka. Stąd też Chrystus podniósł małżeństwo między ochrzczonymi do godności sakramentu. Osobie rozwiedzionej nie jest łatwo żyć w pojedynkę, z nikłą nadzieją na powrót współmałżonka, doświadczając jednocześnie poczucia krzywdy i niesprawiedliwości.
Dlatego w myśleniu o rozwiedzionych katolikach żyjących w kolejnych związkach bez ślubu kościelnego postulowałbym odwrócenie perspektywy i patrzenie na nich przede wszystkim przez pryzmat przyczyn, które spowodowały ich aktualny stan. Związek niesakramentalny jest bowiem często wynikiem życiowego dramatu, skutkiem sytuacji uprzedniej, a nie wyborem podstawowym. Głównym problemem dzisiaj są nie tyle związki niesakramentalne, ile nietrwałość małżeństw, kolejne związki są jedynie tego konsekwencją. Lęk czy niechęć młodych do wstępowania w związki małżeńskie podyktowane są także po części tą samą przyczyną, w postaci negatywnego przykładu.
Powodów rozpadu małżeństw jest wiele, nie sposób ich tutaj wszystkich wyliczyć i poddać analizie, zresztą każdy przypadek jest inny i winien być rozpatrywany indywidualnie. Tytułem jedynie zarysowania problemu wskażę na niektóre z nich: niezrozumienie natury miłości, jak i samego małżeństwa; mylenie stanu zakochania z miłością jako poświęceniem i zaangażowaniem się w szukanie dobra drugiej osoby przez całe życie; krótki, niekiedy zaledwie kilkutygodniowy okres znajomości przed ślubem; niedojrzałość osobowa obojga lub jednego z małżonków; nieznajomość zasad i nieumiejętność prowadzenia dialogu małżeńskiego; trudność w stawaniu się rodzicami lub bycie bardziej rodzicem niż żoną czy mężem; zbytnie zaangażowanie w pracę zawodową traktowaną niekiedy jako ucieczka przed trudnościami czy nieumiejętnością budowania bliskiej więzi ze współmałżonkiem; postawienie własnych ambicji i kariery przed dobrem małżeństwa.
Do przyczyn natury moralnej i psychologicznej dodałbym jeszcze czynnik kulturowy, jakim jest istniejąca współcześnie tzw. mentalność postmodernistyczna.
Wyraża się ona w przekonaniu, że tak jak nie ma jakiejś absolutnej prawdy, tak też nie istnieją niepodważalne, obiektywne zasady moralne. Dobrem jest to, co jest dobre "dla mnie", dodajmy - dobre "w danym momencie". Mamy zatem do czynienia z relatywizmem zasad moralnych, etyką sytuacyjną i brakiem kryteriów oceny. Cała uwaga skupiona jest na swoiście rozumianej spontaniczności i dobrym samopoczuciu w chwili obecnej. Takim postawom sprzyja rosnąca tolerancja naszego społeczeństwa na układanie sobie życia według własnego uznania. Nietrudno zauważyć, że opisana powyżej mentalność sprzyja egoistycznemu traktowaniu relacji międzyosobowych. W tym kontekście jeszcze wyraźniej należy postawić pytania o wolność, miłość i odpowiedzialność oraz o istotę przysięgi małżeńskiej.
Podtrzymywanie w wierze i nadziei
Jaki jest status kościelny osób żyjących w związkach niesakramentalnych? O przynależności do Kościoła katolickiego decydują potrójne więzy: wyznawania tej samej wiary, sakramentów i uznania zwierzchności duchowej pasterzy Kościoła. Zazwyczaj osoby rozwiedzione, żyjące w niesakramentalnych związkach, nie negują ani nie zrywają żadnej z tych więzi, chociaż boleśnie przeżywają swoją sytuację. Sakramentu chrztu nie da się "wymazać". Tak jak na zawsze pozostaje się dzieckiem określonych rodziców, mimo różnych kolei losu, podobnie na zawsze pozostaje się dzieckiem Bożym. Nieuzurpowanie sobie prawa do sakramentów pokuty i Komunii świętej, na skutek naruszenia wierności małżeńskiej, jest swoistym wyrazem szacunku dla godności zarówno samego małżeństwa, jak i Eucharystii.
Owszem, niemożność przyjmowania sakramentów powoduje, że więź z Kościołem jest osłabiona, jednak nie ustaje. Głód i tęsknota za przyjęciem Chrystusa w postaci sakramentalnej mogą mieć także walor jednoczący z Bogiem. Kard. Joseph Ratzinger, prowadząc rekolekcje watykańskie w 1983 roku, powiedział, że w jakiś sposób "niemożność przyjmowania Komunii sakramentalnej może się stać środkiem duchowego postępu, środkiem pogłębienia wewnętrznej komunii z Kościołem i z Panem, w cierpieniu coraz większej miłości, w oddaleniu umiłowanego".
Omawiając kwestię przynależności do Kościoła, należy zastanowić się, jacy ludzie go tworzą i kto jest do niego powołany? Już w Starym Testamencie Bóg mówił do swojego ludu: "Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę sprawował nad nimi pieczę. (…) Uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne (…). Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał" (Ez 34, 11-12.16). Z powyższych słów wynika, że istnieje zróżnicowanie w trzodzie Pańskiej. Obok owiec "tłustych i mocnych" są owce "zabłąkane" i "okaleczone". Wszystkie one należą do jednej owczarni i o wszystkie Bóg jest zatroskany.
Kościół należy rozumieć jako wspólnotę tych, którzy doświadczając własnej słabości, odkrywają zarazem obecność Zbawiciela nieustannie wychodzącego im naprzeciw. Jest on święty przede wszystkim dzięki obecności Boga w nim oraz "sile nawracania, jaka go ożywia", a nie dzięki świętości osobistej jego członków, chociaż i takich mu nie brakuje. Jak naucza Sobór Watykański II, "Kościół obejmuje w łonie swoim grzeszników, święty i zarazem ciągle potrzebujący oczyszczenia, podejmuje ustawicznie pokutę i odnowienie swoje".
Z kolei w Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: "Wszyscy członkowie Kościoła, łącznie z pełniącymi w nim urzędy, muszą uznać się za grzeszników. We wszystkich kąkol grzechu jest jeszcze zmieszany z dobrym ziarnem ewangelicznym aż do końca wieków. Kościół gromadzi więc grzeszników objętych już zbawieniem Chrystusa, zawsze jednak znajdujących się w drodze do uświęcenia" (KKK 827). Dlatego wspólnota kościelna nie powinna odstraszać tych, którzy czują się grzesznikami, wręcz przeciwnie, winna ich przyciągać i jawić się jako miejsce, gdzie Bóg pozwala się znaleźć i doświadczyć odrodzenia. Benedykt XVI podczas pielgrzymki do Polski w maju 2006 roku na spotkaniu z duchowieństwem w archikatedrze warszawskiej przestrzegł przed chęcią utożsamiania się z bezgrzesznymi. Mówił: "Jak mógłby Kościół wykluczyć ze swojej wspólnoty ludzi grzesznych? To dla ich zbawienia Chrystus wcielił się, umarł i zmartwychwstał".
Zatem nie należy traktować Kościoła jako elitarnego klubu ludzi doskonałych, ale widzieć w nim tych, którzy są nieustannie w drodze do pełni nawrócenia, do pełni świętości. Nie potrzebują lekarza zdrowi - mówi Chrystus - lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników (Mk 2,17). Wypowiadając tego typu słowa i przyjmując gościnę u osób powszechnie pogardzanych, Chrystus zyskiwał miano "przyjaciela grzeszników i celników" (por. Mt 11,19). Wiemy z Ewangelii, że taka postawa Jezusa owocowała pięknymi nawróceniami (por. Łk 7,36-50;19,1-10).
Faktem jest, że wiele osób rozwiedzionych przeżywa przebudzenie religijne dopiero w drugim związku. Dzieje się to często na skutek uświadomienia sobie tego, co się utraciło, a co było kiedyś dostępne "na wyciągnięcie ręki". Z biegiem lat wartości religijne zaczynają być postrzegane przez tych ludzi z innej perspektywy.
Z wiekiem człowiek patrzy na życie bardziej całościowo, częściej dochodzą do głosu pytania o cel i sens życia. Czy Kościół może odrzucić ludzi, którzy chcą szukać w nim Boga, mimo że historia ich życia jest bardzo poplątana?
Odpowiedź znajdujemy w przywoływanej tu adhortacji papieskiej, w której Jan Paweł II napisał: "Kościół […] ustanowiony dla doprowadzenia wszystkich ludzi, a zwłaszcza ochrzczonych, do zbawienia, nie może pozostawić swemu losowi tych, którzy - już połączeni sakramentalną więzią małżeńską - próbowali zawrzeć nowe małżeństwo. Będzie też niestrudzenie podejmował wysiłki, by oddać im do dyspozycji posiadane przez siebie środki zbawienia" (FC 84). Dlatego też Papież zwrócił się z wyraźnym i przełomowym apelem: "Wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą - owszem, jako ochrzczeni powinni - uczestniczyć w jego życiu" (FC 84).
Kościół zatem, chcąc naśladować postawę swojego Mistrza, Dobrego Pasterza, musi stwarzać każdemu człowiekowi warunki do spotkania z miłosiernym Bogiem, co powinno dokonywać się w atmosferze miłości, nigdy jednak z pominięciem prawdy. "Niech Kościół modli się za nich - kontynuuje Papież - niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei" (FC 84).
Duszpasterskie wsparcie
Owo "podtrzymywanie w wierze i nadziei" nie może być traktowane w sposób abstrakcyjny, lecz winno przybrać konkretne ramy duszpasterskie, najlepiej w formie grup wsparcia regularnie spotykających się przy parafiach. Niemożność przystępowania do sakramentów świętych - w większości przypadków - rodzi wiele istotnych pytań i wątpliwości: Czy nadal jestem w Kościele? Jaka relacja łączy mnie z Bogiem? Czy mogę żywić nadzieję na zbawienie wieczne? Czy praktykowanie wiary w zaistniałej sytuacji ma jeszcze sens? Już chociażby możliwość podjęcia rozmowy na te tematy uzasadnia sens spotkań w gronie osób, których dotyczy ten problem.
Małe wspólnoty, grupy wsparcia stają się punktem odniesienia dla osób poszukujących bliższego kontaktu z Kościołem i duszpasterzami. Wsłuchanie się w doświadczenie innych, życzliwie nastawieni księża, wszystko to stwarza szansę ponownego odkrycia chrześcijaństwa. Przyjęcie przez wspólnotę przywraca poczucie przynależności do Kościoła i pomaga odzyskać nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone. Bogactwo relacji z Bogiem nie wyczerpuje się w przystępowaniu do sakramentów świętych, chociaż stanowią one szczyt i źródło życia chrześcijańskiego. Nie można traktować religii katolickiej na zasadzie "albo sakramenty, albo nic". Gdy nie jest możliwa "normalna" droga w dążeniu do Boga, należy szukać innych, zawsze jednak w ramach tego samego Kościoła. Najważniejsze, by nie stanąć w miejscu, nie zwątpić, nie zrezygnować. W odkryciu tych innych, "poza-" czy "parasakramentalnych" form życia chrześcijańskiego pomaga omawiane duszpasterstwo.
"Wyraźnie dostrzegłam przyjazną twarz Kościoła"; "Innymi oczami widzę teraz Boga"; "Duszpasterstwo małżeństw niesakramentalnych jest otwartym szeroko oknem mojej intymnej wiary, (...) umocniło moje zawierzenie Bogu i wyznaczyło kierunek pokonywania wszelkich życiowych trudności" - w takich i innych słowach opowiadają o swoim doświadczeniu bycia w grupie osoby żyjące w związkach niesakramentalnych. "Poprzez wspólne spotkania, na których razem się modlimy i pogłębiamy wiedzę religijną - wyznaje jedna z nich - czuję się bliżej Boga. (...) Niemożność przystępowania do sakramentu Komunii świętej jest krzyżem, który musimy dźwigać w związku z obraną drogą życiową, a fakt przebywania z osobami będącymi w podobnej sytuacji, wspólne modlitwy i uczestnictwo we Mszy świętej - pomagają iść ku Bogu".
Na czym miałaby polegać formacja w takich grupach? Zajrzyjmy raz jeszcze do dokumentu papieskiego. Czytamy w nim: "Niech będą zachęcani do słuchania słowa Bożego, do uczęszczania na Mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę" (FC 84). Wskazane przez Papieża formy praktykowania wiary tworzą ramy w coraz większym otwarciu się na Boga i torują drogę Jego łasce. Proces nawrócenia wymaga czasu, a także - o ile wręcz nie stanowi to reguły - doświadczenia własnej słabości i niewystarczalności. Stąd Papież mówił o łasce, która przenika stopniowo "z dnia na dzień" (FC 84). By jednak ten proces mógł się dokonywać, potrzebne jest ku temu odpowiednie środowisko.
Duszpasterstwo osób żyjących w związkach niesakramentalnych z pewnością nie ma gotowych recept, jest to raczej droga, która odsłania swój sens w miarę kroczenia po niej. "Praca w duszpasterstwie - pisze Maria - uczy szukania dróg do Pana pomimo istniejącej przeszkody, w sposób, który sama muszę wypracować i odkryć. To stało się nieprawdopodobnie wciągającą przygodą. Wszystko muszę jakoś zrozumieć od środka - na to trzeba czasu". Niektórzy wraz z upływem czasu ze zdumieniem odkrywają, że z pomocą łaski Bożej możliwe staje się to, co wydawało się kiedyś niemożliwe.
"Kościół z ufnością wierzy - zakończył swój apel Jan Paweł II - że ci nawet, którzy oddalili się od przykazania Pańskiego i do tej pory żyją w takim stanie, mogą otrzymać od Boga łaskę nawrócenia i zbawienia, jeżeli wytrwają w modlitwie, pokucie i miłości" (FC 84). A zatem, zdaniem Papieża, ludzie ci nie są dla Boga straceni. Słowa Chrystusa: "Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię" (Mk 1,15) skierowane są do wszystkich.
Skomentuj artykuł