Małżeństwo? Polecamy!

(fot. shutterstock.com)
Justyna Sowa /br

Jedni mówią, że początki małżeństwa to cudowne dni, inni, że to trudny czas docierania. Jak jest naprawdę? O wypowiedź poprosiliśmy specjalistów - młodych małżonków.

Kasia i Bartek Witułowie

Nie ma autonomii

Pobraliśmy się 27 lipca 2013 r. Jako małżeństwo nie mamy wątpliwości, że nasze drogi połączyła Boża Opatrzność. Od początku było dla nas obojga jasne, że chcemy iść za głosem powołania do małżeństwa i konsekwentnie żyć z Bogiem. Pozwalaliśmy się prowadzić jako para, później jako narzeczeństwo.

Wiedzieliśmy, że jedynym sposobem, żeby ochronić i rozwijać naszą miłość jest życie w zgodzie z przykazaniami, dlatego zachowaliśmy czystość narzeczeńską, staraliśmy się w miarę możliwości częściej uczestniczyć w Eucharystii, dużo modliliśmy się za siebie i jesteśmy przekonani, że dzięki bliskości z Jezusem trwamy dzisiaj blisko siebie.

Najgorszy jest egoizm

Ważną chwilą była dla nas pierwsza modlitwa małżeńska na głos. Mogliśmy usłyszeć głosy swoich serc, doświadczyć obcowania z Bogiem we troje, wypowiedzieć przed Nim swoje pragnienia czy lęki. Do dzisiaj wspólna modlitwa wieczorna jest elementem szczególnie umacniającym naszą jedność małżeńską.

Podobnie wspólne przystępowanie do  sakramentów - rzadko się zdarza, żebyśmy szli do spowiedzi czy na Mszę św. osobno.

A co nie pomaga? Na początku najgorszy jest egoizm - każdy ma swoje nawyki, nabyte w ciągu dotychczasowego osobnego życia. W chwilach słabości zdarza się, że myślenie o sobie zasłania nam drugą osobę. Oboje mamy silne, dominujące osobowości, nie chcemy być zepchnięci ze swojego stanowiska, więc atakujemy. Być może to naturalny odruch, że człowiek broni swojej autonomii, lecz umacnianiu więzi małżeńskiej na pewno nie służy.

W małżeństwie nie ma już autonomii. Ważne, żeby w takich chwilach pomyśleć o drugiej osobie jako kochającym i kochanym człowieku, który nie chce naszej krzywdy i z którym przecież nie chcemy wojować. W naszych sercach mocno tkwią słowa papieża Franciszka, który powiedział kiedyś, że sprzeczki małżeńskie mogą być wybuchowe, z latającymi talerzami, ale przed snem małżonkowie powinni się pojednać.

Błogosławiona podróż poślubna

Na szczęście pierwsze tygodnie małżeństwa nie składają się wyłącznie z nieporozumień. W zasadzie jest ich mniej w porównaniu do chwil szczęścia i miłości. Każdej parze polecamy wyjazd zaraz po ślubie na "miesiąc miodowy". Chociaż na tydzień.

Taki czas tylko dla siebie nawzajem pozwala intensywnie zanurzyć się w nowej rzeczywistości, jaką jest życie w małżeństwie. Wyjeżdżając, zostawiliśmy za sobą pracę, mieszkanie, zobowiązania, znajomych, rodziny… byliśmy tylko my i Pan Bóg. Spędziliśmy cudowny czas nad polskim morzem.

Ten czas na pewno złagodził wstrząsy, jakich doznaliśmy potem, zamieszkując razem i obcując z sobą na co dzień, ponieważ był odciążony z wszelkich spraw codzienności, które niekoniecznie sprzyjają długim rozmowom czy bliskości. Po jakimś czasie doszliśmy do wniosku, że podróż poślubna była wielką łaską dla naszego małżeństwa.

Dzięki niej mogliśmy w warunkach szklarnianych uczyć się siebie, poznawać i zbliżać do siebie na tyle, że kiedy wpadliśmy w rutynę życia codziennego, nie zatopiły nas fale żalów i nieporozumień.

Szkoda czasu na złości

Początkowo pojawiały się trudności w komunikacji, nieporozumienia wynikające z różnej organizacji życia codziennego (Bartek zawsze punktualny jak szwajcarski zegarek, Kasia punktualna jak… szwajcarski ser, Bartek oszczędny i skrupulatny, Kasia z fantazją i potencjałem do wydawania).

Na szczęście żadne z nas, widząc, że drugie ma rację, nie szło w zaparte. W dążeniu do spójności i pojednania pomaga też świadomość, że mój mąż/ żona nie chce mojej krzywdy. Poza tym szkoda czasu na złości, kiedy można go spędzać razem. Nigdy nie wiemy, ile wspólnych dni będzie nam jeszcze dane, więc nie należy ich marnować. Takie myślenie sprawia, że łatwiej jest wyciągnąć rękę, przytulić, przeprosić.

Dzisiaj, 501 dni po ślubie coraz szybciej dochodzimy do porozumienia, choć każde z nas ma inną wrażliwość i sposób przeżywania trudności, inny czas regeneracji po konflikcie. I tego także trzeba było się nauczyć.

Jesteśmy szczęśliwi

Dialog małżeński jest od początku obecny i ważny w naszej relacji. Powierzamy siebie nawzajem i swoje myśli Jezusowi, potem kolejno wyrażamy swoje odczucia, wysłuchujemy się nawzajem, aż w końcu podejmujemy jakąś decyzję, czy dochodzimy do wniosków. Staramy się też konfrontować nasze plany czy postanowienia z zasadami wiary, by przypadkiem z rozpędu gdzieś się nie zagubić.

Ostatnio także coraz mniej planujemy. Zaobserwowaliśmy już, że Bóg prowadzi nas niemal za rączkę, dbając, byśmy mieli to, czego właśnie nam potrzeba. Często w rozmowach zastanawiamy się, jaki Pan Bóg ma dla nas plan, czego teraz, w konkretnej sytuacji od nas oczekuje.

Nie zawsze wszystko jest dla nas oczywiste i zrozumiałe, ale zawsze mamy postawę zaufania i wierzymy, że nic nam nie grozi, skoro naszymi sprawami steruje sam Najwyższy. To dzięki Jego łasce mamy siebie i jesteśmy szczęśliwi w małżeństwie.

Nasza rada dla par przygotowujących się do małżeństwa?  Wytrwajcie w czystości - naprawdę warto.

Dominika i Tomek Nęckowie, 1,5 roku po ślubie

Jakie narzeczeństwo takie małżeństwo

Według nas to, jak wyglądają początki małżeństwa w bardzo dużym stopniu zależy od czasu narzeczeństwa, jego właściwego wykorzystania nie tylko na przygotowanie oprawy ceremonii, ale przede wszystkim przygotowania duchowego i pogłębiania relacji.

Ważne jest, by uświadomić sobie, że w dniu ślubu mówię, że będę z tym mężczyzną, z tą kobietą na zawsze. Będę, choćby mnie to kosztowało wiele trudu, i zamykam się na inne opcje, nie myślę, że gdyby był inny, byłoby łatwiej.

Takiego męża mam i takiego kocham, a w sakramencie małżeństwa dostajemy ogromną pomoc i wtajemniczenie w drugą osobę. Wspaniale jest pomyśleć, że nikt nie jest tak blisko niego jak ja! - Dla mnie - mówi Dominika - bardzo pomocna była także lektura książek psychologicznych o naturze mężczyzny, o jego potrzebach, nagle odkryłam nowy świat i przestałam się oburzać, kiedy zamykał się w jaskini, czy mówił, że nie będzie teraz rozmawiał o praniu, bo jest w "pudełku praca".

Były także zabawne historie. Na początku naszego małżeństwa pracowałam w przedszkolu i bardzo przejmowałam się swoimi wychowankami. Pewnej nocy w półśnie swojego męża nazwałam Dawid, co wywołało jego konsternację. Musiałam się wytłumaczyć, że w śnie rozmawiałam ze swoim podopiecznym.

Tworzymy własną kronikę

Pierwszy czas to taki zachwyt, taka radość, że nareszcie mogę być z ukochanym/ukochaną w każdym momencie dnia, że mogę go widzieć rano, kiedy otwiera oczy i wieczorem, kiedy zakłada ulubioną pidżamę. To radość ze wspólnie przeżywanych codziennych czynności.

Na pierwszych wspólnych zakupach natknęliśmy się na dwie butelki coca-coli mocno związane ze sobą. Na jednej był napis "Dominika", a na drugiej "Tomasz". Zdjęcie tych butelek mamy do dzisiaj, tylko zdjęcie, ponieważ z troski o zdrowe odżywianie, zabroniłam mężowi kupna tego napoju.

Dobrze jest zmagazynować takie radosne chwile, zapamiętać na trudniejsze czasy, dlatego postanowiliśmy stworzyć naszą kronikę. Obchodzimy również nasze miesięcznice, staramy się, by były naszym świętem. Mamy świadomość, że nawet wtedy, kiedy jest łatwo, trzeba małżeństwo umacniać i cały czas nad nim pracować, szukać wspólnych zainteresowań, obracać się w gronie innych małżeństw i przede wszystkim rozmawiać.

Rozmowa jest podstawą zrozumienia. Gdy pojawia się konflikt, mam skłonność do zamykania się i siedzenia w ciemnym kącie, wtedy Tomek przychodzi, przytula mnie i zaczynamy spokojnie rozmawiać, każdy problem w końcu maleje.

Miłość wzrasta z każdym rokiem

Ktoś nam kiedyś powiedział, że pierwszy rok to taki złoty, wyjątkowy czas, to prawda. Ale my postanowiliśmy, że kolejne będą jeszcze lepsze, bo przecież miłość pielęgnowana z czasem wzrasta i jest piękniejsza. Małżeństwo polecamy każdemu, kto się chce wyzbyć egoizmu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Małżeństwo? Polecamy!
Komentarze (5)
Sebastian S
10 stycznia 2016, 13:00
Artykuł, piękny i cudowny - komentarze strasznie tragiczne i smutne :(. Jedna z Pań napisała że miała dwie próby samobójcze. Okropne. MAsa problemów. Dziwnie zauważam że to wyłącznie wina mężczyzn - tak wynika z komentarzy.
W
Walcząca
12 stycznia 2015, 16:34
 (cd.)Mąż wszelkie wyrzeczenia, kompromisy, które zdaniem terapeuty mogłyby doprowadzić do wyleczenia mnie i małżeństwa nazywał szantażem emocjonalnym. Do tego doszły problemy ze współżyciem... Cóż... wciąż jesteśmy razem, choć nie jest to dla mnie łatwe, chcę wytrwać w małżeństwie. jednak często wybuchaja kłótnie o nic, tydzeń milczenia do momentu aż ktoś znudzony sytuacją wyciągnie pierwszy rękę. Straszne, ale juz się do nich przyzwyczaiłam i staram się nimi nie przejmować, żeby znów nie musieć brać leków, nie popadać w jakieś skrajne stany, żeby dzieci nie widziały i nie odczuwały tego, co się dzieje. Stał się to dla nas "normalny" etap w życiu małżeńskim. Jednak w takich sytuacjach mąż, jak przyznał, często zastanawia sie nad rozwodem - lepsze jest życie bez problemów i poświęceń. Mnie przeraża jego podejście, że wszystko można rozwiązać, załatwić. I oby z jak najmniejszym trudem, bo walka już kosztuje wiele trudu. Mężczyźni mają isntynkt wojownika. Walczę ja. Nie winię o powstałą sytuację męża. Daleko mi do ideału. Jestem przekonana, że on również mógłby napisać litanię na mój temat. Jednak nie na deaonie a na onecie:) Ma dużo zalet, które sam dostrzega; ja wiele wad i wiem, że odpowiedzialnosc spada na dwojga małżonkow. Tylko ja chcę to wyprostować, walczyć, powierzyc Bogu. Kilka razy dziennie, w domu, w pracy, na spacerze z dziećmi modlę się za nas, za męża, o nawrócenie. Pojdenałam się z Bogiem i staram się utrzymywac ten stan, daje mi to dużo siły i wytrwałości w modlitwie, w poświęceniach, ale przede wszystkim nadzieję. Dlatego proszę małżeństwa, które oddają się wspólnie Bobu i żyją z Nim, wspomnieli w codziennej modlitwie te małeństwa, które oddaliły sie od Niego, te, które nie potrafia przezwyciężyć swojego egoizmu, którym brak sił do walki, w których milość została przysypana kamieniami... Proszę...
W
Walcząca
12 stycznia 2015, 16:34
A ja poprosze o modlitwę za moje małżeństwo... Wspólna modlitwa, eucharystie, w przeszłości wzrastanie w Ruchu Światło-Życie a także szczere rozmowy - dzięki temu wszystkiemu trwaliśmy we troje - my i Pan Bóg. Do czasu... Jesteśmy najlepszym przykładem tego, że współżycie przed ślubem nie umocni przyszłego małżeństwa, a wręcz odwrotnie, jest w stanie je zniszczyć... W tej chwili jesteśmy dopiero 5 lat po ślubie, mamy dwójke dzieci, a już kilka razy nasza rodzina wisiała na włosku. Mąż oddalił się od Boga, od kościoła, nie chce już się ze mną modlić (dobrze, że chociaż z dziećmi sie modlimy, choć wiadomo, modlitwa dziecięca wygląda inaczej), na eucharystii śpi, bo noc jest dla komputera...Zaczęły się kłamstwa, związane z nimi problemy finansowe, niedotrzyamne obietnice (składane mi i dzieciom), straciłam do męża zaufanie. Nie wiedziałam, kiedy kłamał, a kiedy mówił prawdę. Mąż pochodzi z rozbitej rodziny, dlatego hołduje przekonaniu, że ja dwoje ludzo ma się ze sobą męczyć, lepiej, żeby rozstali się, tak jak jego rodzice... Nie ważne, jak wpłynie to na małe dzieci. Ważne, że nie będzie ciężaru. Zaczęliśmy terapię u psychologa z Duszpasterstwa Rodzin. Ale męza nikt nie będzie pouczał. Pani psycholog zrezygnowała, bo nie potrafiła współpracować z mężem, zaproponowała mi terapię indywidualną. Otarłam się o psychiatrę, brałam leki przeciwdepresyjne, miałam dwie próby samobójcze. Niestety bez wsparcia wyagającego wyrzeczeń...
K
Kredka
12 stycznia 2015, 08:28
Jesteśmy po ślubie już 35 lat. Cudownych lat. Może Was zdziwię, ale najtrudniejsze dla mnie były pierwsze dwa lata. Wtedy to zderzyłam się z WŁASNYM egoizmem i WŁASNYM wyobrażeniem, jaką to będę wspaniałą żoną.
.
...
11 stycznia 2015, 14:08
https://www.youtube.com/watch?v=N08RCjtPSpM