Św. Józef znalazł mieszkanie, załatwił 11 mln. złotych. Niezwykłe świadectwo dziennikarki
- Święty Józef ma swoje specjalne rewiry: są nimi mieszkanie, praca, zdrowie, zamążpójście, finanse, małzeństwo. Trzeba się do niego zwracać konkretnie, bo jest facetem, który lubi konkretne prośby, konkretnie sformułowane - mówiła Magdalena Pawlicka, dziennikarka i producentka.
Swoim świadectwem dziennikarka, żona Macieja Pawlickiego dzieliła się w parafii św. Józefa w Bliznem. Opowiedziała o dwóch cudach, któe w życiu jej rodziny wydarzyły się za sprawą świętego Józefa.
- Moja pierwsza prośba do św. Józefa dotyczyła spraw mieszkania. Dwie nasze córki niemal jednocześnie zaczęły studiować w Krakowie - opowiadała dziennikarka. Jak mówiła, córki studiowały w odległych od siebie miejscach, więc rodzice wynajęli im dwie kawalerki, ale szybko się okazało, że to zbyt duży koszt. Poprosili więc, żeby wybrały jedno miejsce i tam szukały tańszego mieszkania.
Nie było mieszkania, ale dla św. Józefa to pestka
- Powiedziały, że się to nie uda, bo nie ma tańszych mieszkań. Wtedy wpadła mi w ręce książka mówiąca o cudach św. Józefa. I poprosiłam go o mieszkanie o konkretnych parametrach, w konkretnym miejscu i w konkretnej cenie. A potem zaczęliśmy się wszyscy w pięć osób modlić litanią do św. Józefa - mówiła Magdalena Pawlicka.
Po pięciu dniach modlitwy jej córki zadzwoniły, by powiedzieć, że jest fantastyczne mieszkanie w idealnym miejscu, ale chce je wynająć ktoś inny. Rodzina zaczęła gorliwie się modlić - i mieszkanie udało się wynająć, co więcej - dużo taniej, niż to było w planie. - Święty Józef daje bonusy, gdy modlimy się żarliwie. A gdy już umowa została podpisana, dzwoni starsza córka i mówi: zgadnij, do jakiego kościoła mamy najbliżej? - mówiła dziennikarka. Oczywiście był to kościół św. Józefa.
"Kochany święty Józefie, brakuje nam trzech milionów"
Nie był to jednak koniec cudownych interwencji w życiu rodziny państwa Pawlickich. Jak mówi pani Magdalena, niedługo później Pan Bóg postawił przed jej mężem bardzo trudne zadanie - produkcję filmu o Legionach.
- Zaczęliśmy zdjęcia, zrobiliśmy kilka minut filmu i skończyły się pieniądze, a decydenci nagle przestali odbierać telefony. Był 21 czerwca 2017 roku, a my, by zdążyć, musieliśmy nagrać główną bitwę do lipca! Powiedziałam mężowi: pojadę do Kalisza do św. Józefa, tylko powiedz mi, ile dokładnie potrzeba i na kiedy - dzieliła się dziennikarka. - Mąż mówi: potrzeba trzech milionów na 10 lipca.
Magdalena Pawlicka nigdy wcześniej nie była w Kaliszu. Wsiadła w pierwszy pociąg, dotarła przed słynący łaskami obraz, zobaczyła ludzi, którzy modlili się przed obrazem i skrzyneczkę, do której można było wrzucać swoje intencje.
- Napisałam tak: "Kochany święty Józefie, potrzebujemy 3 mln zł do 10 lipca, bo inaczej nie zrobimy filmu. Magda i Maciej". I tę karteczkę wrzuciłam do skrzyneczki. Gdy zaczęłam się modlić, przyszła mi do głowy pewna myśl i powiedziałam: święty Józefie, jeśli pomożesz nam zrobić ten film, umieścimy podziękowania dla ciebie w napisach końcowych - opowiada producentka.
To, co się stało, przeszło ich najśmielsze oczekiwania
Po powrocie do domu państwo Pawliccy zaczęli modlić się litanią do św. Józefa. To, co się działo, przeszło ich najśmielsze oczekiwania.
- Tydzień po mojej wizycie w Kaliszu otrzymaliśmy pierwszy milion, dwa tygodnie później drugi milion, trzeci milion otrzymaliśmy 10 lipca. I ruszyliśmy z filmem - dzieli się.
Posłuchaj całej historii o tym, jak św. Józef załatwił 11 milionów złotych:
Źródło: Parafia Objawienia Pańskiego w Bliznem / YT / mł
Skomentuj artykuł