Bóg złapany na stopa - część 4.

(fot. Maciej Śpiewakowski)

Dziś o Chrystusie spotkanym w centrum wielkiego miasta, o bardzo dobrym Niemcu , o nocy spędzonej z berlińskimi hipisami i mocnym zakończeniu podróży.

Po nocy na stacji benzynowej szczęśliwie dotarliśmy do Pragi. Reszta ekipy czekała na nas w klasztorze tamtejszych dominikanów. Trochę odpoczęliśmy, coś zjedliśmy, poświęciliśmy chwilę na zobaczenie miasta i już trzeba było się zbierać w dalszą drogę.

Tego dnia jechaliśmy w stronę Wiednia, ale, ponieważ posuwaliśmy się do przodu w niezbyt imponującym tempie, postanowiliśmy zatrzymać się w Brnie i tam spędzić noc. A dokładniej mówiąc pod Brnem - zaraz obok autostrady, koło podmiejskiego miasteczka handlowego. Rozbiliśmy namioty na pasie zieleni oddalonym od drogi dosłownie o kilkadziesiąt metrów. Od ruchliwej trasy na Wiedeń oddzielał nas mały pagórek. Było to miejsce w miarę bezpieczne, ale też głośne. Tak więc po nieprzespanej nocy na stacji, przyszedł czas na spędzenie kolejnej w niezbyt przyjemnych warunkach. Ale nie ma co narzekać. Ważne, że jesteśmy razem i możemy wspólnie spędzić wieczór.

Spotkanie w Wiedniu

DEON.PL POLECA

Kolejny poranek. Wygramoliliśmy się z namiotów. To, co widzieliśmy nad naszymi głowami, nie napawało optymizmem. Zapowiadał się deszczowy dzień. Spaliśmy koło drogi, mogliśmy więc dość szybko wyruszyć w trasę. Do Wiednia dotarliśmy wczesnym popołudniem. Poszliśmy na Mszę do polskiej parafii prowadzonej przez zmartwychwstańców.

W międzyczasie spełniły się poranne przypuszczenia dotyczące pogody - nad miastem przeszła ulewa, prawdziwe oberwanie chmury. O nocleg nie musieliśmy się martwić, ponieważ Dorota (jedna z dwóch w naszej grupie) była tu na Erasmusie i pomoc zaoferowali nam jej znajomi.

Zanim do nich pojechaliśmy, część z nas postanowiła pójść jeszcze do wiedeńskiej katedry św. Szczepana. To był jeden z najpiękniejszych momentów tego wyjazdu. Już samo wejście do chłodnego i cichego kościoła, z gorącego, tłocznego i głośnego miasta, spowodowało, że po prostu czułem się tam świetnie. Po chwili namierzyliśmy malutką, boczną kaplicę, w której był wystawiony Najświętszy Sakrament. Zrzuciłem plecak, postawiłem go pod ścianą i usiadłem na zimnej posadzce. Niczego więcej nie potrzebowałem do szczęścia. Byłem mocno zmęczony ostatnimi dwoma dniami i paradoksalnie, to było wspaniałe. Gdy czegoś nam brakuje, łatwiej dostrzegamy wszelkie dobro, które otrzymujemy od innych. Siedziałem naprzeciwko Chrystusa, w totalnej ciszy i po głowie chodziła mi tylko jedna myśl, jedno zdanie z Ewangelii: "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię". Mógłbym tam siedzieć bez końca.

Pomoc znajduje nas sama

Następne 24 godziny były festiwalem pomocy, która przychodzi znikąd i zawstydzającego wręcz doświadczenia bezinteresowności i dobra drugiego człowieka.

Jedna z par dotarła z Brna do Wiednia z Christianem, Niemcem mieszkającym w Berlinie. Christian często odwiedza stolicę Austrii, ponieważ mieszkają tu jego rodzice. Dorota wymieniła się z nim kontaktami. Była to bardzo dobra decyzja. Wyobraźcie sobie nasze zaskoczenie, gdy jeszcze tego samego dnia, Christian napisał do nas i zaproponował, że zabierze cało dziewiątkę do Berlina, bo tak się składa, że jego tata dał mu busa. Nasza odpowiedź była oczywista. Z takich okazji nie można przecież nie skorzystać. Po raz pierwszy mieliśmy możliwość przejechać jakiś odcinek wszyscy razem. Trzeba dodać, że nasz nowy niemiecki przyjaciel sporo ryzykował - było nas o jednego pasażera za dużo, a na tak długiej trasie nie trudno o kontrolę i pokaźny mandat.

To był jednak dopiero początek pomocy, jakiej doświadczyliśmy ze strony Christiana. Gdy zbliżaliśmy się do Berlina (było już po północy), zapytał nas, jakie mamy plany, czy mamy się gdzie zatrzymać. Powiedzieliśmy, że nie. Wtedy on wyciągnął telefon, zadzwonił gdzieś i po krótkiej rozmowie powiedział nam, że jedzie na domową imprezę do znajomych i że, jeśli chcemy, może nas ze sobą zabrać. Kto by się spodziewał, że w trakcie rekolekcji wylądujemy na domówce w centrum niemieckiej stolicy.

Na miejscu okazało się, że trafiliśmy na oryginalne towarzystwo. Przyjęli nas hipisi i anarchiści. To była niesamowita noc. Rozmowa szybko zeszła na temat celu i sensu naszego podróżowania. Zaskoczyło mnie to, jak szybko znaleźliśmy wspólny język. Nasi nowi znajomi byli bardzo otwarci i po jakimś czasie okazało się, że mimo różnic, jakie nas dzielą (większość z nich nie była chrześcijanami), to dobrze się rozumiemy. Co prawda używamy innych pojęć, ale tak naprawdę ostatecznie pragniemy tego samego i te same wartości są dla nas najważniejsze - miłość i dobro naszych bliskich.

Impreza skończyła się o świcie. I tutaj kolejne przyjemne zaskoczenie. Christian zapytał, czy mamy gdzie odpocząć i zaproponował, że część z nas może przespać się w jego małym mieszkaniu, a część w samochodzie. Skorzystaliśmy. Później dotarło do mnie jak dużym zaufaniem obdarzył nas ten człowiek. Poznał nas dzień wcześniej, a nie miał żadnych oporów, by przyjąć nas pod swój dach i zostawić obcym ludziom samochód (wraz z kluczykami!). To było piękne doświadczenie.

Na koniec szczerość…

Dzień spędziliśmy na zwiedzaniu Berlina. Mieliśmy też szansę usiąść i podzielić się naszymi przeżyciami z kończącej się powoli podróży. Rozmowa momentami była trudna, ponieważ były w trakcie tego tygodnia chwile, w których coś między nami zgrzytało.

Z tej naszej wspólnej wędrówki zapamiętałem jednak to, że byliśmy wobec siebie szczerzy - zarówno w mówieniu budujących świadectw i tego, co Bóg nam pokazał w tym czasie, jak i w mówieniu sobie niemiłej prawdy o naszych ograniczeniach i słabościach. Jak jest napisane w Ewangelii: "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli".

Wieczorem wyruszyliśmy w stronę Poznania. Złamaliśmy w ten sposób jedną z zasad autostopowiczów, mówiącą, że ze względu na bezpieczeństwo, nie powinno się wyruszać w drogę późną porą. Poszło jednak nadzwyczaj łatwo. W ciągu pół godziny wszyscy byliśmy już w drodze. Mnie i Paulinie udało się nawet złapać pusty polski autokar. Nocowaliśmy u poznańskich dominikanów.

…i ateista

Gdy obudziłem się rano, dotarło do mnie, że to ostatni dzień naszej wspólnej przygody. Pozostało już tylko dojechać do Łodzi na Mszę kończącą rekolekcje.

Zebraliśmy się i ruszyliśmy na ostatni odcinek trasy. Po kilkudziesięciu minutach stania przy drodze wylotowej z Poznania, zatrzymał się samochód. W środku uśmiechnięty mężczyzna, około pięćdziesięcioletni. Wsiedliśmy z Pauliną i zaczęła się całkiem sympatyczna rozmowa. W pewnym momencie atmosfera zrobiła się trochę bardziej napięta, gdy kierowca oświadczył nagle, że "jest bardzo cięty na wszystkie wspólnoty, a w szczególności na rzymski Kościół". Pomyślałem: "No to mocne zakończenie rekolekcji będzie". Ostatecznie było to pouczające doświadczenie, pokazujące, jak ważne jest dawanie pozywanego świadectwa wiary. Mężczyzna atakował instytucje kościelne, i Boga, który każe ludziom padać na kolana, oddawać sobie cześć i grozi im, że jeśli tego nie będą robić, to skończą w piekle. Starałem się mu odpowiadać, że jeśli Bóg faktycznie byłby kimś takim, to ja też bym w Niego nie wierzył. Mówiłem, że Bóg, jakiego znam, to Bóg, który z miłości do człowieka dał się zabić. Nie wiem, czy coś dotarło do mojego rozmówcy. Jedyne, co mogę dla niego zrobić, to pamiętać o nim w modlitwie.

Tak dotarliśmy do Łodzi. Jeszcze tylko Msza i powrót do Krakowa - praca czeka. W trakcie kazania o. Krzysztof Pałys OP wypowiedział zdanie, które okazało się idealnym podsumowaniem tych nietypowych rekolekcji. Mocno zapadło mi w pamięć, dlatego nim chciałbym zakończyć ten krótki reportaż:

"Naucz się z wdzięcznością przyjmować to wszystko, co daje ci dzień, bez narzekania, bez pretensji do świata, do innych ludzi, a będziesz szczęśliwym człowiekiem. Codziennie doświadczysz Jego miłości".

PS: Na sam koniec jeszcze krótki filmik, na który natknąłem się zaraz po powrocie z "Pięknych stóp". Chyba już zawsze będzie mi się kojarzyć z tą przygodą.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg złapany na stopa - część 4.
Komentarze (22)
E
ewelian
24 sierpnia 2012, 21:17
ciekawi mnie koniec waszej przygody i to jak zaskakujące są plany Boga....piękne jest doświadczyć miłości Bożej i jego cudów
E
ewelian
24 sierpnia 2012, 21:15
mi też przykro, że wydajesz sie osobą wszechwiedzącą....ja nie wnikam w jakieś linki, reklamy ( gdyby nie ty, nawet bym nie zaglądnęła do tego, a teraz postawnowiłam) , tylko ja osobiście zobaczyłam  to o czym napisałam, a jeśli widzisz coś więcej to nie wiem czy 90 % filmów nie miało by podtekstu reklamowego, satanistycznego czy new age....
E
ewelian
24 sierpnia 2012, 21:11
no dobrze........oprócz linków, do których nawet nie zajrzałabym gdyby nie to,  ze sama na nie wskazałaś....to dla mnie jest to po prostu miły  film, który można sobie obejrzeć i po prostu nie widze tutaj aż takich złych rzeczy, które wskazywałyby na to, żeby usuwać go z tego portalu...
J
Jerzy
24 sierpnia 2012, 09:21
Zawsze chciałem jechać autostopem, za moich młodych lat było to nawet bardzo modne, jednak nigdy nie jechałem. Jest jednak gdzieś we mnie takie pragnienie podróży w nieznane. Myślę że taka właśnie podróżą jest Wiara, droga z Jezusem. Piękna opowieśc, piękne i ciekawe doświadczenie. Też kiedyś spałem kilka nocy w klasztorze Dominikanów w Pradze, podczas pobytu na konferencji na temat "Kursu ALFA". Byłi tam wtedy przedstawiciele ponad 100 kościołów Chrześcijańskich z Europy. Nas Katolików było 14, jednak wszyscy razem modliliśmy się do naszego Boga. W tym roku też byłem we Wiedniu w kościele Zmartwychwstańców, który dobrze znam, w którym przed laty w Emaus prowadziliśmy ze Wspólnotą "Kurs Jakub" dla mężczyzn. Byłem też w katedrze Św.Stefana. Trochę mi żal że nie przeżyłem takiej podróży jak wy, jednak Bóg też prowadzi mnie różnymi drogami, o których nigdy nawet mi się nie śniło. W tym roku w maju byłem nawet na Ukrainie na Misjach Świętych i służyłem muzycznie ze Wspólnotą. Mam już 63 lata, a Bóg nieustannie mnie zaskakuje. Pozdrawiam!
U
uelka
24 sierpnia 2012, 09:02
Czytałam relacje z Waszej rekolekcyjnej przygody z ogromną ciekawością i wypiekami na twarzy :) Myślę że takie rekolekcje to super pomysł i ciekawe doświadczenie. Od dawna już marzy mi się taka dłuższa wyprawa na stopa, w tym roku nie miałam możliwości, ale mam nadzieję że będzie jeszcze kiedyś okazja :) Pozdrawiam!
A
a
24 sierpnia 2012, 01:49
Biedni slepi, przewodnicy slepych! New Age to taki bogos, w ktorym kazdy, znajdzie cos smacznego dla siebie a potem ma bol brzucha. Przestrzegam, ze igraszki z lucyperem, nie koncza sie na bolu brzucha.
S
Sebastian
24 sierpnia 2012, 01:18
Za każdym razem, jak czytałem odcinek Bóg złapany na stopa, zawsze pojawiał się uśmiech na mojej twarzy i tym razem pojawił się. Dzięki człowieku za to, że pojechałeś i opisałeś to. Bóg jest Wielki!
23 sierpnia 2012, 23:10
 jednym słowem uwierzyliście w oszustwo i kłamstwo. Tak jest jak się zachwyca czymś innym niż chrześcijaństwo. Zachwycacie się zwykła reklamą firmy odzieżowej która do swojej sprzedaży dorobiła ideologię. Obchodzi ich tylko wasza kasa. A mówią o miłości. Wierzcie dalej w to kłamstwo. 
23 sierpnia 2012, 23:04
 ewelian - przykro mi, ale ten film to tylko reklama... firmy odzieżowej. Na jej zachodnich stronach możesz sobie kupić różne rzeczy. Do sprzedaży ubrań i innych gażetów dorobili po prostu new agową ideologię prostatnistyczną ideologię. A naiwni myślą, że im chodzi o miłość. Pudło. I oszustwo. Ojcem kłamstwa jest bowiem szatan. A ten film to zakłamanie w najczystszej postaci. Oglądasz i zachwycasz się bowiem sprytnie pokazaną REKLAMĄ. 
E
ewelian
23 sierpnia 2012, 22:38
wiesz co...nie chce być niegrzeczna w jakiś sposób, ale już kolejny raz czytam, że  piszesz: "radzę poczytać Pismo święte" - ciesze się, ze ewangelizujesz poniekąd, ale myslę, ze nie jesteś jedyną osobą, która Pismo święte czyta...i staram się na miare możliwości czytać je codziennie a nwet częściej....oczywiście można się we wszystkim doszukiwąc działania szatana, ale  patrząc na film, któy nota bene widziałam wcześniej kilka razy- pokazuje ludzi szczęśliwych, którzy cieszą się, ze żyją- otrzymali dar od Boga- jedyny - życie i realizują go we wspólnocie, bo pokazana jest radość ze spotykania osób....Bóg dał nam życie, radośc, pasje i owszem, ze życie składa isę z cierpienia także, ale ten film tego nie neguje,.... ja nie widzę tutaj  przesłania : rób  co chcesz ( chociaz to  też św. Augustyn zdaje się mówił, dodając "kochaj i rób co chcesz" - i tu  to jest) ,a  le raczej żyj pełnia zycia, bo Bóg  ofiarował Ci tyle darów i inne osoby
23 sierpnia 2012, 21:57
ewalian, diabeł nie jest tak głupi by uderzać bezpośrednio w katolików czy w Kościół, ale wystarczy, że wypaczy jego naukę. A ten film właśnie ją wypacza. Poza tym radzę poczytać Pismo Święte, może wtedy bardziej zrozumiesz o co mi chodzi.
E
ewelian
23 sierpnia 2012, 21:33
dla mnie ten filmik też jakoś nie uderza w katolików i w nauke kościoła....nie pamiętam -Karol Raner  mawiał, ze człowiek będzie szczęsliwy jeśli nauczy się : dobroci, bezinteresowności, pogody ducha, milczenia, wyrozumiałości, modlitwy i miłości....dla mnie to wszystko zawiera się w tym filmiku....:)
23 sierpnia 2012, 21:13
 Film ma jasny przekaz antychrześcijański. Co więcej, progaguje tzw satanizm filozoficzny. Ale aby to zobaczyć trzeba najpierw poznać Pismo Święte i poznać różne oblicza satanizmu.
Piotr Żyłka
23 sierpnia 2012, 21:04
Rozumiem Twój sposób myślenia, ale go nie podzielam. Jeśliby odrzucić wszystkie filmy, muzykę i inne dzieła, w których nie ma bezpośredniego odniesienia do krzyża i Jezusa, to świat by się zrobił strasznie ubogi. Nie popadajmy w przesadę. PS(tak na wszelki wypadek): Zachęcam do obejrzenia filmiku. Nie zachęcam do korzystania z jakichkolwiek linków, które pojawiają się na końcu.
23 sierpnia 2012, 20:56
 Powiedziałam tylko aby usnąć ten bełkotliwy film z katolickiego portalu bo to zwykła nagonka na new ageowską sektę. Ta sekta ogłasza się na końcu tego filmu. Ile ludzi ten film do niej zwiedzie to już nie mój problem bo ja ostrzegłam, ale problem portalu katolickiego DEON. Oni za to odpowiedzą gdy przyjdzie czas, za tolerowanie new age agitem na swoich stronach. Tyle w temacie. Pozdrawiam.
23 sierpnia 2012, 20:52
 Nie na darmo jest przysłowie - diebeł tkwi w szczegółach... I to dokładnie widać na tym filmie. Cały film, piękny, nacechowany emocjonalnie, gra aktorów, montaż, pomysł - rewelacja. Nawet te slogany są piękne.. chwytające z serce.. tylko szczegół, że nie ma tam ani Boga, ani Krzyża za to jest JEDNO WIELKIE JA. "Będziecie jako Bóg" Otóż właśnie tak człowiek staje się bogiem dla siebie i dla innych gdy w jego życiu nie ma miejca na Krzyż i Chrystusa.
Piotr Żyłka
23 sierpnia 2012, 20:51
Może jestem ślepy, ale żadnego diabła w tym filmie nie widzę.
23 sierpnia 2012, 20:47
A może po prostu skoncentrować się na pozytywnym przesłaniu płynącym z samego filmiku, a nie szukać czegoś tam po linkach. I nie zgadzam się, że ten filmik "nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem". Ma i to bardzo dużo. Wystarczy spojrzeć bez uprzedzenia :) a wie Pan, Panie Żyłka, że diabeł ( istnieje, istnieje!) bardzo lubi występować w przebraniu anioła światłości?... I  mówi do nas - co się czepiasz, że tam nie ma nic chrześcijańskiego... patrz bez uprzedzeń.. niosę wam światło oświecenia i samozbawienia bez wysiłku, wystarczy zrobić wizualizację, relaizować siebie, robić to co sprawa przyjemność bo raz się żyje. W tym wypadku uprzedzeniem jest krzyż. To co prezentuje nam ta nauka w tym filmie to samozbawienie - bez krzyża i bez Jezusa. ślepa uliczka. Szatańska pułapka NEW AGE.
Piotr Żyłka
23 sierpnia 2012, 20:39
A może po prostu skoncentrować się na pozytywnym przesłaniu płynącym z samego filmiku, a nie szukać czegoś tam po linkach. I nie zgadzam się, że ten filmik "nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem". Ma i to bardzo dużo. Wystarczy spojrzeć bez uprzedzenia :)
23 sierpnia 2012, 20:23
weszłam na stronę którą reklamuje ten film. jest tam np neurolingwistyczne programowanie psychiki... wizualizacja jak zostać bogatym, relaksacje itp to niestety pachnie sektą new age. Proszę to usunąć z katolickiej strony, gdyż ten film nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem, jest zachętą do tzw samodoskonalania na bazie ruchów new age.
J
jarek
23 sierpnia 2012, 20:20
świetny reportaż!!! Gratuluję takiego urlopu:)
23 sierpnia 2012, 20:17
 Moje pytanie o film zamieszczony pod tekstem? Co to jest świadomy rozwój? Czy to co przedstawie ten film można nazwać katolicką nauką? Czy może raczej jakimś new ageowskim bełkotem lub sloganem = rób to co chesz. A czym to się różni od słów - nie będę służył? Będę czynił to CO JA CHCĘ? Gdzie tutaj miejsce na Boga, na krzyż? Liczy się tylko przyjemność, droga do nieba nie jest wybrukowana różami, ale cierniami, cierpieniami i krzyżami. Ta droga z tego filmu to szeroka droga gdzie człowiek czyni to co mu wygodne, realzuje to co on sam chce, stawie siebie na miejscu głównym i oczekuje przyjemności i pomyślności. Nie tędy droga. Przynajmniej nie droga chrześcijańska.