(fot. shutterstock.com)
Katarzyna Górczyńska

To nie będzie artykuł instruktażowy o zarządzaniu domowym budżetem, bo te 8000 znaków nie wystarczy nawet na wstęp. To tylko ziarno, które chce w Was zasiać, byście głębiej zastanowili się nad istotą pieniądza w Waszym życiu i nad tym, że owa refleksja nie stoi w sprzeczności z nauczaniem Chrystusa. Wręcz przeciwnie - im bardziej odkryjecie i poznacie sposoby biblijnych zasad zarządzania pieniędzmi i majątkiem, tym bliżej Chrystusa będziecie i pełniej poddacie się Jemu jako Panu.

Pewnie się zdziwicie (bo ja, słysząc to po raz pierwszy, zdziwiłam się ogromnie), że Jezus naprawdę bardzo często mówił o pieniądzach. Zdecydowanie częściej, niż nam się wydaje. Aż 16 z 38 przypowieści dotyczy zarządzania pieniędzmi. W Biblii możemy znaleźć jakieś 500 wersetów na temat modlitwy. Mniej niż 500 wersetów zostało poświeconych wierze. O pieniądzach i posiadaniu rzeczy znajdziemy aż 2350 wersetów. Czemu Pan Bóg tak dużo o tym mówi? Bo chce, byśmy poznali Jego perspektywę na tę bardzo ważną sferę życia. Bo wbrew pozorom, pieniądze mają znaczenie.

Oczywiście Jezus stawia sprawę jasno: Nikt nie może dwom panom służy. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie (Mt 6, 24). Niemożliwe jest, byśmy mając za pana majątek, mogli jednocześnie być oddanym sługą Boga. Problem polega na tym, że wiele osób stawia Bogu pewien warunek: Bóg może być Panem całego ich życia, ale nie ich pieniędzy. Z nimi ludzie chcą poradzić sobie sami. Ale skoro pieniądze są częścią życia, a Bóg jest jego Panem, Biblia natomiast stanowi instrukcje zarządzania, dlaczego nie miałaby zawierać również wytycznych dotyczących finansów? I na szczęście zawiera, począwszy od zadowolenia z posiadanych dóbr, przez spłatę długów, aż po prace, godziwe wynagrodzenie i inwestowanie.

Fundamentem owocnego zarządzania domowym budżetem jest zatem dopuszczenie Bożego udziału, ponieważ, to Pan Bóg jest Stwórcą wszystkiego i nigdy nie przeniósł na człowieka praw autorskich. W Księdze Psalmów czytamy: Do Pana należy ziemia i to, co ją napełnia (Ps 24,1). To uznanie Boga za właściciela wszystkiego jest kluczowe dla przeniesienia praw własności naszych dóbr na Pana. Byśmy mogli, za wybitnym pisarzem, Larrym Burkett’em powtórzyć: Panie, co chcesz, bym zrobił z Twoimi pieniędzmi? Bo jednym z pierwszych kroków, jakie w ogóle powinniśmy zrobić, jest nauka zadowolenia, z którym nie rodzimy się naturalnie, ale którego musimy się nauczyć. Byśmy jak Apostoł Paweł mogli powiedzieć, że wystarczamy sobie w warunkach, w jakich jesteśmy; że umiemy cierpieć biedę, ale umiemy też korzystać z obfitości; że jesteśmy zaprawieni w różnych warunkach - w sytości, cierpieniu głodu, w korzystaniu z obfitości i doznawaniu niedostatku. Wszystko bowiem mogę w Tym, który mnie umacnia.

DEON.PL POLECA


Zadowolenie jest tak naprawdę produktem ubocznym wiernego wywiązywania się z powierzonych zadań. A to oznacza, że nasz udział i zaangażowanie jest równie ważne, co udział Boży. W chrześcijańskiej postawie wobec dóbr materialnych koncentrujemy się najczęściej na jednej dziesiątej tego, co zostało nam powierzone - na dawaniu. A praca? A wydawanie? A inwestowanie? A długi? Pan Bóg na wszystko ma swój plan. Opracował go co do grosza, i co do grosza nas z tego rozliczy, niczym kosztorys w unijnych projektach. Bóg oczekuje, że będziemy skrupulatni w rozliczeniu i wierni w zarządzaniu drobniakami oraz bez względu na stan posiadania. W przypowieści o talentach sługa z dwoma talentami otrzymał za swoje oddanie taką samą nagrodę jak ten, któremu pan pozostawił pięć talentów. Nie ma znaczenia czy mam mało czy dużo, pytanie co z tym zrobię. A kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie (Łk 16,10). Słusznym jest zatem stwierdzenie, że nie chodzi o to, co bym zrobił, gdybym dostał od losu dziesięć milionów - chodzi o to, co by zrobił z dziesięcioma złotymi, które mam. Dla Boga ogromne znaczenie ma również to, w jaki sposób obchodzimy się z własnością innych osób: sprzętem w biurze, pożyczoną książką, powierzonym pod opiekę dobytkiem. Wielokrotnie możemy obserwować postawy cechujące brak szacunku do nie swoich rzeczy - nie moje, nie musze o to dbać. Być może wielu ludziom nie powierzono więcej z powodu ich niedbalstwa w stosunku do majątku innych? Skoro Pan mówi: Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze? (Łk 16,12).

Dlaczego pieniądze mają takie znaczenie? Choć w przysiędze małżeńskiej nie ma ani słowa o finansach, to jednak ślubując miłość, musimy mieć świadomość z czym ona się wiąże. Również z troską o byt. Jeśli zakładam rodzinę, tworze nowy dom, to zrobię wszystko, by ten dom utrzymać. Nie musi mieć 10 sypialni, nowoczesnego sprzętu czy najwyższej jakości wyposażenia, ale moim zadaniem jest zapewnienie rodzinie warunków do pracy, rozwoju, odpoczynku. Dzieci nie muszą biegać po lekcjach na kolejne zajęcia tenisa i hiszpańskiego, ale trzeba je wyżywić, by zdrowo rosły, ubrać, wyprawić do szkoły. Wszystkie te codzienne obowiązki wymagają nakładów finansowych, pomijając już drobne przyjemności, które mimo wszystko warto sobie zafundować w ramach relaksu czy rozwoju. Samą miłością, bliskością, wzajemnym szacunkiem i oddaniem podstawowych potrzeb funkcjonowania zaspokoić się nie da. Usłyszę pewnie od części czytelników, że po pierwsze, skoro Bóg daje dzieci, to da i na dzieci, a po drugie sam przecież powiedział: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? (Mt 6, 25-27). Nie wątpię w Boże słowa, sama często się do nich odwołując w głębokiej ufności Panu, ale ani ptaki, ani lilie nie zostały obdarzone rozumem i wolną wolą, dzięki którym mogłyby dokonywać wyboru. W przeciwieństwie do człowieka, który musi pogłówkować i trochę się postarać, zanim osiągnie to, czego mu potrzeba. Bo Boży plan ekonomiczny zakłada także ciężką pracę. Ptaki umarłyby z głodu, lilie poschłyby, gdyby nie Bóg. Tyle, że im daje rybę, a nam wędkę. Daje nam narzędzia, z których musimy nauczyć się korzystać. Wszystkie zasady życia zapisane są w Piśmie Świętym. Zasady zarządzania finansami też. Czy nie doświadczyliście mocy wdowiego grosza? Albo sytuacji, kiedy coraz więcej swojego bezinteresownie oddając, dwukrotnie więcej w zamian otrzymywaliście?

Najbardziej klarowne działanie Bożej ekonomii można zobaczyć na przykładzie długów. Co Biblia mówi na te temat? Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością (Rz 13,8a). Z Księgi Przysłów (22, 7) dowiadujemy się, że Ubogimi kieruje bogaty, sługą wierzyciela jest dłużnik. Dlaczego Bóg jest tak nieprzychylny zaciąganiu długów? Bo najzwyczajniej w świecie człowiek zadłużony pozbawia Go możliwości działania. A tym samym daje mu do zrozumienia, że będąc Panem wszystkiego we wszystkim, Bóg nie jest właścicielem jego pieniędzy. Wracamy do punktu wyjścia, a tymczasem Bóg oczekuje od nas tego, byśmy pozwolili mu działać, nawet w sytuacji kryzysowej. W zakonach żebraczych, gdy kończą się zapasy, mnisi wznoszą modlitwę o najpotrzebniejsze produkty. Ich świadectwa wskazują, że gdy nie ma mleka, trafi się gospodarz, który akurat ma nadmiar. Gdy brakuje chleba, do klasztornych bram zapuka ktoś, kto kupił więcej i postanowił się podzielić. Kto oglądał film Jasminum J.J. Kolskiego, ten pamięta znakomitą rolę Janusza Gajosa, który jako brat Zdrówko spisywał najpilniejsze potrzeby na kartce i zanosił do kaplicy, by przedstawić je Panu za wstawiennictwem św. Rocha. Ktoś mnie złapie za słówko i zacznie polemikę o sprzeczności tego akapitu z poprzednim… Otóż Pan Bóg działa wtedy, kiedy Jego interwencja jest konieczna, bo obiecał nam, że nas nie zostawi. Jeśli zaciągniemy dług, musimy go później oddać. Jak zatem zarządzać finansami zgodnie z Bożą ekonomią, kiedy posiadane dochody na dzień dobry musimy wydać na spłatę zadłużenia? Jeśli raz przeszkodzimy Bogu działać, zaczniemy się zapętlać, najczęściej kompletnie tego nie zauważając… Jego działanie zauważymy z pewnością, trzeba tylko dać Mu szansę. W końcu za [wielką] cenę zostaliśmy nabyci, jak pisze św. Paweł w Liście do Koryntian. Nie dajmy się zniewolić innym ludziom, nie dajmy prowadzić na postronku finansowych zobowiązań.

W kilkudziesięciu krajach, w których działa Crown Financial Ministries (w Polsce organizacja znana jako Edukacja Finansowa Crowna) prowadzone są kursy z zarządzania finansami pt. Biblia o finansach. Tego typu szkolenia prowadzi Howard Dayton, autor książki Twoje pieniądze się liczą, która to pozycja stała się inspiracją i źródłem informacji do tego materiału. Mam nadzieję, że artykuł stanie się inspiracją nie do oszczędzania, ale właściwie do częstszego sięgania po Pismo Święte, bo to naprawdę niezła lektura. Również z zakresu ekonomii.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Boża ekonomia
Komentarze (39)
MM
Michał Maliński
5 maja 2016, 23:32
Tak tylko chciałem dodać (skoro moje mazwisko już tutaj się pojawiło) iż książka "Twoje pieniądze się liczą" ma imprimatur Kurii Warszawskiej, natomiast z wykształcenia jestem magistrem teologii Katolickiej, żeby była sprawa jasna...
I
Ilona
24 marca 2015, 11:19
Uważam, że Bóg oceni każdego z nas i rozliczy z ziemskiej ekonomii, biorąc pod uwagę predyspozycje każdego z nas, jego uzdilnienia, charaktter czy okoliczności życia. Nie wiem, czy to tylko nasza, katolików, przypadłość, że do wszystkiego zabieramy się przy użyciu linijki, kątomierza, cyrkla i czarnego flamastra. Wszystko musimy obmierzyć, określić, skroić i każdego ubrać w to samo ubranko. I tu nastepuje ten potężny zonk, kiedy okazuje się, że to ubranko pasuje tylko na kilka osób. I rodzi się coś na kształt pychy, że oto ja będę zbawiony, bo ubranko na mnie pasuje, a ty nie, bo na ciebie nie pasuje. Ja będe zbawiony, bo nigdy kredytu nie brałem i nie wiszę na sznurku wierzyciela, a ty wisisz, to jesteś ode mnie gorszy. A może ty jesteś pracodawcą, który owszem długu nie ma, ale też nie daje zarobić ojcu rodziny tyle, by ten dom dla teże rodziny kupił bez kredytu. A moze kupujesz wielki dom, kiedy ktoś nie ma na jeden pokój, bo jest to np. samotna matka wyrzucona na ulicę... Dlatego polecam patrzeć na Boga jak na miłosiernego ojca, a na siebie raczej patrzeć przez pryzmat innych ludzi, najlepiej tych, od których czujemy się lepsi. To naprawde pomaga :)
A
anna
10 lutego 2015, 11:37
Gdyby miało byc o ekonomii zbawienia, to tytuł byłby: Boża ekonomia zbawienia. A może by tak ruszyc głową, potraktowac to jako przenośnie, metafore.... Jezus, jak to już ktoś słusznie zauważył, też mówił obrazami. Bo tak jest łatwiej. Może na takie teksty trzeba spojrzec nie teologicznie, nie naukowo (bo to nie jest portal ani teologiczny, ani naukowy), tylko jakoś tak luźniej? Na zasadzie: fajne porównanie do tej ekonomii, może i coś w tym jest, no jakby sie tak przyjrzec, to rzeczywiście trza by sie za te swoje pieniądze wziąc! A przypowieśc o talentach naprawde nie jest o przedsiebiorczości? O tym, że jak nam dane, to trzeba pomnażac?  Nie doświadczacie tego w zyciu, jak ktoś ma dużo i dobrze tym zarządzi, to za chwile ma jeszcze wiecej? Mam poczucie, że czytelnicy, z ogromnym szacunkiem do nich, strasznie sie czesto zrzymają i nie potrafią jakoś spojrzec na to z dystansem. Że czasem pewne treści są zabiegiem literackim, że Autor puszcza oko do czytelnika... Inczej byłoby nudno! Ale może to tylko ja tak mam... Zaufajmy też redakcji, że nie dopuściłaby do publikacji czegoś, co byłoby złe lub krzywdzące. Czesto pokazują sie tutaj artykuły na podstawie książek zagranicznych autorów, np. motywacyjne, dotyczące rozwoju, nie tylko ciała i umysłu, ale także i ducha. Ile razy wnikaliście, czy autor jest katolikiem? Ile razy robiliście analize czy to, co pisze jest oparte na jego ateistycznym światopoglądzie czy jednak są w tym zalązki chociaż chrześcijaństwa, nie mówiąc o katolicyźmie? Świetny przykład: Nick Vujicic, mówca motywacyjny, australijczyk serbskiego pochodzenia. Odnosi sie do wiary w Boga na każdym kroku, a katolicy piszczą z wrażenia, ciągnąc tłumnie na jego spotkania. Syn pastora. Czy mówiąc: Bóg Cie kocha takiego jakim jesteś i chce Twojego dobra - mówi coś, co jest sprzeczne z nauczaniem KK?
TK
Tradycyjny Katolik
12 lutego 2015, 09:42
Przykro mi - zły kierunek... Wiara Katolicka to nie coś "luźnego", coś "fajnego", na co możemy "spojrzeć z dystansem". "Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni, ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" (Ap 3, 15-16)
A
anna
16 lutego 2015, 13:01
Ale Kościół się otwiera, choćby na pary żyjące w związkach niesakramentalnych. Stąd debata o przyjmowaniu komunii, katechezy dla takich osób. Jest to zatem wyraz bycia letnim według tego co piszesz? A sam ekumenizm? Idąc tym tokiem, można stwierdzić, że jest wykroczeniem przeciwko 1 przykazaniu. Ktoś, kto próbuje dogadać się z osobami innego wyznania, jest letni? Zatem sam papież powinien zostać wykluczony z Kościoła... Skrajnie, wiem, ale jak to opisujesz, to tak to widzę. Ja też jestem wierząca i praktykująca. Wyznaję pewne wartości i bronić wiary swojej będę. Ale wiem też, że chociaż przyjmując naukę kościoła, przyjmuję określone zasady, dogmaty, to nie mogę być radykalna i zamknięta. Radykalizm prowadzi fanatyzmu. Są "luźne" spotkania ewangelizacyjne, są "fajne" koncerty grup chcrześcijańskich, są świetni kaznodzieje, głoszący prawdy wiary z pewnym "dystansem". Nie do głoszonych prawd, ale sposobu ich przekazywania, tematów z nimi związanych. Bardzo trudnych w dzisiejszym świecie. Wszystko w ramach tego samego Kościoła, którego i ja, i Ty jesteśmy członkami. I jeszcze jedno.... Jezus jadał z celnikami, rozmawiał z cudzołożnicami, w jedną taką nie pozwolił rzucić kamieniem... Grzech jest grzechem, wina winą, zło złem, powinna zostać ukarana... Czy też zatem był letni? Z tego co mówisz, tak by wynikało.... 
M
M.
10 lutego 2015, 00:07
Artykuł sponsorowany  jest Ok ,  ale skąd taki tytuł ?  "Bożą ekonomię"  przedstawia nam chyba s. Małgorzata Chmielewska      www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1533,s-malgorzata-chmielewska-o-lataniu-rzeczywistosci.html
TK
Tradycyjny Katolik
9 lutego 2015, 11:34
Od kiedy katolicki portal promuje protestanckie książki i kursy... Tekstu nie chce się mnie już nawet komentować. Napisze tyle: książkę przeczytałem i na pewno nie jest katolicka. Na siłę z Pisma Świętego można też zrobić atlas zwierząt albo przewodnik po Palestynie, ale chyba nie oto chodzi. Jak kogoś interesuje ekonomia to zapraszam do księgarni albo czytelni jest tam wiele książek z tej właśnie dziedziny. Przyrównanie Pisma Świętego do podręcznika z ekonomii to bardzo delikatnie ujmująć nietrafiony pomysł...
A
Aniela
9 lutego 2015, 14:18
Tradycyjny katoliku -a od kiedy chrześcijańskie książki tak cię denerwują? Naucz się lepiej łączyć a nie dzielić- zamiast czerpać z tego co mądre i dobre tylko wyliczasz co ma niby być katolickie a co nie- obrzydliwe - prawdziwy ekumenizm......Gdzie jest napisane że w protestanckiej książce nie może być prawd, które są wspólne chrześcijanom i przez to  - owszem-  moga być jak najbardziej katolickie?
GW
Grzegorz Wąsik
9 lutego 2015, 18:14
Autorka w artykule nie szuka ekonomi (w sensie naukowym) w Bibli. Mówi natomiast nie dajmy się zniewolić, nie zadłużajmy się, korzystajmy z tego co mamy ale rozsądnie i z umiarem, szanujmy dobro innych. Trochę przesadziłeś z tym porównaniem Pisma Świętego do podręcznika z ekonomii. Biblia (tak jak w tytule artykułu) to "boża ekonomia" prowadząca do zbawienia.
KP
Ks. Piotr Buda
9 lutego 2015, 22:11
Laudetur Iesus Christus. Muszę stanąć w obronie "Tradycyjnego Katolika" :) Nie tylko dlatego, że łączą mnie z nim więzy krwi, ale że ma po prostu rację :) Autor komentarza nie nazwał Biblii podręcznikiem do ekonomii, tylko stwierdził, że autor tego artykułu (a jeszcze bardziej książka do której się odnosi) chce to z Biblią uczynić. Truno się nie zgodzić z tym, że Pan Bóg chce byśmy z pieniędzmi dobrze się obchodzili (wiele fragmentów w Piśmie św. przestrzega przed pułapką bogacenia się), ale nie można podpierać swojej tezy cytatami z Biblii. W ten sposób można udowodnić nawet, że morderstwo Pan Bóg akceptuje i podeprzeć to odpowiednimi cytatami z Biblii. Dlatego w ten sposób nie można formułować zasad i prawd wiary katolickiej. One muszą wypływać z wielowiekowej Tradycji Kościoła i z interpretowania Pisma św. w całości. Nie dopuszczalne jest wyrywanie z kontekstu fragmentów i naginanie ich, aby udowodnić postawioną przez siebie tezę. Sam autor tekstu zauważył to, że wyżej zacytował fragment Pisma św., a później sobie zaprzeczył innym fragmentem. Inna sprawa, że wiele zacytowanych fragmentów nie powinniśmy odnosi w ogóle do kwestii finansowej, bo Chrystus posługiwał się przypowieściami (czyli pewnymi obrazami), żeby ukazać rzeczywistość nieziemską (ponadnaturalną). Trudno teraz doszukiwać się kazań wygłaszanych przez Pana Jezusa do rolników w Jego przypowieściach, jak mają pracować na roli. Pan Jezus mówił do słuchaczy, którzy znali się na tym, ale chciał im przekazać zupełnie inne treści. Także Pan Jezus w żadnym wypadku nie był założycielem Koła Rolników Wiejskich :) Dlatego trzeba uważać z takimi daleko idącymi interpretacjami. Nie mówie, że absolutnie nie mamy prawa takich tez stawiać, ale ostrożnie. Słuchajmy, co Kosciół katolicki o tym mówi w powszechnym nauczaniu. cdn...
KP
Ks. Piotr Buda
9 lutego 2015, 22:16
cd.. I jeszcze sprawa ekonomii zbawienia. Jak słusznie zauważył "Radius" - nie chodzi o ekonomię w sensie dziedziny naukowej, ale "Bożą ekonomię", czyli ekonomię zbawienia. Rzeczywiściie jest taki termin w teologii. Tylko, że autor bardzo nietrafnie użyła tego terminu. Na pierwszy rzut oka (po przeczytaniu tytułu) każdy teolog pomyślałby, że artykuł dotyka historię zbawienia (czyli temat grzechu, wcielenia Chrystusa, Jego męki odkupieńczej, itd.). A tu nagle zdziwienie... Autor pisze właśnie o ekonomii, którą znamy z naszego "podwórka", czyli o zarządzaniu naszym portfelem. Oj nie ładnie :) Niestety, ale jest to spłycenie tematu. Lepiej nie używać takich terminów, które mają w sobie jakąś konkretną treść do opisywania innych spraw. Przecież wystarczy napisać tytuł wprost: "Pan Bóg o zarządzaniu pieniędzmi" i nie ma wtedy tej niejasności. Się rozpisałem i dlatego odpowiedź jest w trzech częściach :) Pozdrwiam :)
KP
Ks. Piotr Buda
9 lutego 2015, 22:19
cd.. I tu pojawia się drugie zagadnienie, które zostało poruszone. Mianowicie, że jest to książka protestancka. I wcale nie jest to żaden szczegół. Nie oznacza, że mamy spalić taką książkę (choć niektóre z chęcią bym spalił, czasem nawet napisane przez katolików, ale mające tak rażące błędy teologiczne!), ale katolik powinien z ostrożnością podchodzić do takich publikacji. Nie można zapominać, że protestantyzm to herezja, czyli postawa trwania w błędzie doktrynalnym. Protestantyzm został też potępiony przez sobór Trydencki i wielu papieży (np. Leona XIII). Nie można więc pisać, że możemy znaleźć u nich prawdy wspólne z nami. Po prostu jeżeli nie zaprzeczyli jakiejś prawdzie, która jest w Kościele katolickim to i oni ją uznają. Czyli jeśli jest coś jak napisała "Aniela" wspólne, to w istocie po co to szukać tam, gdzie trwają w błedzie? Czytajmu naukę katolicką. A jeśli ktoś się zainspirował tekstem protestanckim i stwierdza, że u nas nie ma takiej pozycji książkowej, która opisuje dany problem, to co przeszkadza, żeby złapać za pióro (teraz bardziej za klawiaturę) i "popełnić" takie dzieło, ale w oparciu u źródła katolickie. Katolicy często zapominają, że w protestantyzmie jest bardzo dużo błędów natury teologicznej i filozoficznej i to podstawowych. I osoba, która nie skończyła studiów teologicznych może nieświadomie popaść w błąd i w nim trwać. Niestety teraz mało kto na to zważa, a jest to poważny problem. cdn...
GW
Grzegorz Wąsik
10 lutego 2015, 08:17
Dziękuję
Z
Zuza
10 lutego 2015, 10:41
Książka jest do kupienia u ludzi, którzy prowadzą kursy z zakresu zarządzania finansami, np. w Katowicach. Anna i Michał Malińscy, od których akurat ja ją nabyłam są katolikami i należą do Domowego Kościoła. Ośrodek Fundacji "Światło-Życie", który sie tym zajmuje, współpracuje z Domowym Kościołem Archidiecezjii Katowicekiej. Dostaliśmy te książke podczas kursu przedmałżeńskiego. Wiec nie sądze, żeby opierali sie na nie sprawdzonych źródłach (ba! heretyckich czy nie zgodnych z nauczaniem KK) i jeszcze polecali  je innym!!!! Opowiadali o tych kursach, mówili o cudach jakie tam sie dzieją, że modlitwa i praca naprawde przynoszą owoce, zapraszali na konferencje. Poza tym, Bóg jest ten sam, i chce dla nas tego samego dobra. Znam ośrodek adopcyjny, katolicki, w którym małżonkowie musza miec ślub kościelny i byc CHRZEŚCIJANAMI, nie musza byc katolikami. Deklarują swój religijny światopogląd, a mimo to, tym heretykom, jak ksiądz pisze, oddawane są dzieci pod opieke. Czegoś tu zatem nie rozumiem.... Z jednej strony jesteśmy otwarci i miłosierni, tolerancyjni i głosimy ekumenizm, a z drugiej nagle sie okazuje, że wierzymy w coś innego i każda inna religia czy wyznanie poza katolicyzmem to herezja? Jestem katoliczką i gdyby to była książka muzułmańska, to pewnie gadałabym inaczej. Ale książka mówi o pewnych zasadach zarządzania pieniedzmi, wspierając sie tym, co o takim zarządzaniu mówi Bóg. To są dwie różne rzeczy. I nie sądze by Autorka artykułu wspierała sie tylko książką, bez wsparcia samym Pismem Swietym. Poza tym, książka, jak napisała, stała sie inspiracją do napisania tekstu.
A
Alaja
10 lutego 2015, 11:15
Prosze ksiedza, wiele kazań, które w życiu słyszałam, wiele moralizatorskich mów, wystapień motywacyjnych, jest popieranych fragmentami z Biblii, wyrwanymi z kontekstu, pasującymi akurat do tego, o czym z ambony grzmi kaznodzieja. Nie czarujmy sie, ksiądz pewnie wielokrotnie tak też swoje kazania głosi. I oczywiście zgodze sie, że w ten sposób można by doszukac sie popierania morderstwa przez przez Boga. Ale wiele interpretacji słów Pisma św. to jednak interpretacje ludzkie, bo to, co Pan Bóg chciał nam przekazac, oczywiście możemy przyjąc, że to i to zgodnei z nauczaniem KK, ale tak naprawde, wie On sam - no bo jeśli ktoś twierdzi, że zna myśli Boga i Jego samego, no to chyba ma problem.... Teologia to trudna dziedzina i nieraz jak słucham teologów, to bliżej mi do straty wiary niż jej pogłebienia. Kiedyś usłyszałam na kazaniu, że jestem ontologicznie przebóstwiona.... Yyyyyy..... Z szeroko otworzonymi oczami ze zdziwienia zostawił mnie kaznodzieja po Mszy i tkwie w tym do dziś. Ale kiedy czytam: "Dlaczego Bóg jest tak nieprzychylny zaciąganiu długów? Bo najzwyczajniej w świecie człowiek zadłużony pozbawia Go możliwości działania. " - to do mnie to przemawia dużo bardziej.... Bo ja tego właśnie doświadczyłam w swoim życiu. Im bardziej wikłałam sie w różne sposoby radzenia sobie, zaciągałam długi nie tylko materialne, ale takie na zasadzie przysługi, z czego oczywiście nic nie wynikało, zamykałam droge działania Panu Bogu. Dopiero kiedy odpuszczałam, to On zaczynał działac. Dopiero wtedy postawil na mojej drodze ludzi, którzy pomogli bezinteresownie, którzy nie pożyczyli a dali pieniądze, albo po prostu dali mi prace, która przynosiła satysfakcje, że sama, w poczuciu wolności, moge poradzic sobie z kryzysem.
A
Alaja
10 lutego 2015, 11:19
Taki przykład z interpretacją: Kana Galilejska, fragment o tym, jak to Jezus uczynił pierwszy cud. Raz słysze, że to po to, by niejako sie zareklamowac, zwabic uczniów. Że Jezus nie mówi od razu: krzyż, zaczyna od cudów, od zamiany wody w wino, by przyciągnąc słuchaczy. Kazanie, jednego z lepszych kaznodziei w tym kraju. Po czy zwraca sie do organizatorów spotkania i mówi: dajcie tym młodym 400 litrów wina, zobaczycie jaką bedziecie mieli frekwencje! A drugi raz, od innego kaznodziei na slubie, że wybór wesela w Kanie to nie przypadek, że Jezus pokazał jak ważna jest radośc w życiu, że nie stronił od takich "imprez", że ślub i wesele to tak ważne wydarzenie, że to właśnie je wybrał na miejsce swojego pierwszego cudu. Którego z nich nazwie ksiądz heretykiem? Interpretacje dośc oryginalne, wcześniej takich nie słyszałam. Oczywiście nie chodzi o to, by interpretowac Pismo Świete według swojego uznania, ale może są w nim jednak takie przekazy, których umysł ludzki jeszcze nie ogarnął? Może jest tam wiecej niż nam sie wydaje? Może widzą to inni, i warto od nich czerpac? A przynajmniej ich wysłuchac.
KP
Ks. Piotr Buda
10 lutego 2015, 15:07
I teraz mam trudność w odpowiedzi na ten komentarz, gdyż zostały w nim poruszone bardzo "drażliwe" tematy. Dlatego na wstępie zaznaczam, że nie zajmuję tu stanowiska sędziego, który ma jedynie słuszną prawdę. Prawdę (o której tu piszę, bo przecież nie wszystkich dziedzin naukowych) posiada tylko Kościół katolicki, a ja przedstawię jak rozumię tę prawdę, którą przekazuje Kościół. To że ktoś coś głosi i należy do Kościoła katolickiego nie oznacza, że głosi prawdę katolicką. Przykład: ks. dr Marcin Luter, który był księdzem katolickim zaczął głosić swoje tezy, a nie Kościoła i tak powstali luteranie. Ktoś może zarzucić, że on świadomie odstąpił od wiary. To prawda. Chciał zreformować Kościół po swojemu. To nie oznacza jednak, że ktoś nawet w dobrej wierze i nieświadomie będzie przekazywał nauki pochodzące nie wprost z katolicyzmu. Podam przykład. To że ksiądz odprawia po swojemu Mszę św. i wprowadza w niej zmiany nie oznacza, że robi dobrze, bo jest księdzem. Posłuże się przykładem mojej znajomej, która przygotował wraz ze swoim zespołem tzw. "Mszę św. rockową" (można się domyślić jak ona wyglądała). Miała zgodę i aprobatę swojego Proboszcza i na dodatek nawet biskupa! I była przekonana, że robi dobrze, dopóki nie zaczęła czytać, rozmawiać z innymi, że było to ogromne nadużycie. Także nie można posługiwć się argumentem: "oni są z Domowego Kościoła", albo "on ma brata księdza". Bo jak życie pokazuje sam ksiądz może popelniać błędy (ile ja ich popełniłem i niestety nadal popełniam, ale dowiaduję się coraz więcej i staram się korygować moje "wyuczone" złe postawy liturgiczne i błędną naukę, którą głoszę). Zaznaczam, że nie oceniam wspomnianego małżeństwa z Katowic. Być może są dobrymi przykładnymi katolikami. Tylko każdy musi uważać z czego korzysta, co promuje.
KP
Ks. Piotr Buda
10 lutego 2015, 15:14
​Co do cudów. Dzieją się one również po za Kościołem katolickim. Ba! Nawet u okultystów. Wiem, że to skrajność i nie piszę tego, żeby podważyć to, że w ludziach są przemiany. Pan Bóg zawsze będzie opiekował się każdym człowiekiem. Czy będzie w tej czy innej religii. Tylko uwaga! Jest tu subtelna, ale bardzo ważna różnica. Powiedzieć, że "Bóg opiekuje się każdym człowiekiem, prowadzi go Swoimi drogmi do zbawienia" nie jest tym samym co stwierdzenie: "Bóg kieruje każdym człowiekiem bez wzgledu na jego światopogląd czy wyznawaną religię; Pan Bóg posługuje się tymi religiami, by prowadzić człowieka do zbawienia". Drugie zdanie rzecz jasna jest nieprawdziwe. Pan Bóg zaprzeczyłby sobie, gdyby nagle uznał, że wszystko jedno w jakiej jesteś religii i tak On będzie próbował Cię przez tę religię zbawić. W takim razie po co nakaz misyjny, aby głosić Ewangelię (czyli naukę katolicką)? Przecież i w islamie Pan Bóg może zbawić, a nawet ateistę. Po co więc ich nawracać? Właśnie o to chodzi, że Bóg troszczy się o każdego, nawet będcego w innej tradycji religijnej, ale zbawiał będzie poprzez Kościół, nawet jeśli ten człowiek nie będzie tego rozumiał i nie będzie miał takiej świadomści. Bóg ma jedno narzędzie zbawienia - Kościół i nim się posługuje. Jest tu jeszcze wiele innych wątków, które można (a nawet trzeba) poruszyć, ale nie ma na to miejsca (to tylko 2000 znaków :)
KP
Ks. Piotr Buda
10 lutego 2015, 15:28
I na koniec trzecia kwetia dotycząca naszej tolerancji wobec innych religii oraz pewnego nazewnictwa. Najpier może nazewnictwo. Termin "heretyk" ma współcześnie (nie wiem jak kiedyś) bardzo silne zabarwienie negatywne, wręcz emocjonalne. Jednak jak napisałem już wcześniej oznacza po prostu trwanie w błędzie. W tym względzie nie jesteśmy heretykami, jeśli mamy wątpliwości w wierze. Ale jesli nie chcemy przyjąć jakiejś prawdy wiary, mimo napominań ze strony władz kościelnych, to popadamy w herezję. Można uzywać sformułowania "trwający w błędzie" zamiast "heretyk", ale czy to coś zmieni? Chodzi o fakt. Ale mogę nie używać tego terminu jeśli to bardzo przeszkadza. I tu przejdę do problemu tolerancji i naszej otwartości na protestantówy i inne religie. Nie ma tolerancji wobec zła, chyba każdy się zgodzi. A mimo to potępiamy zło (np. homoseksualizm), ale nie ludzi (czyli np. homoseksualistów). To samo tyczy się błędów. Nie można tolerować błędnych nauk, bo one - nazwę to kolokwialnie - "mieszają ludzią w głowach". Czyli potępiamy herezje, np. protestantyzm, ale nie ludzi, którzy trwają w tym błędzie, czyli np. protestantów. Zwłaszcza, że większość z nich urodziła się w tym wyznaniu i wzrastała, więc nie ponoszą pełnej odpowiedzialności za trwanie w tym błędzie. Ale Kościół musi jednoznacznie przypominać gdzie jest prawdziwa nauka dotycząca zbawienia, żeby ludzie mogli wrócić na drogę zbawienia. I tak samo jak w przypadku grzechu, gdzie potrzebne jest nawrócenie, aby z nim zerwać, tak w przypadku herezji potrzebny jest powrót do prawowiernej nauki. Wiem, że to prosto się o tym pisze, a życie pokazuje, że nie jest to proste, ale trzeba mieć jasny kręgosłup katolicki, aby samem się nie pogubić w tym pomieszanym świecie.
KP
Ks. Piotr Buda
10 lutego 2015, 16:30
Zgodzę się co do tych kazań. I ma Pani rację, ja również popełniam te błędy. Zostałem tak wychowany i nauczony. Jest to bardzo trudny temat. Pamiętam jak wstępowałem do seminarium (a było to niecałe 11 lat temu) miałem ogromne wątpliwości, czy będę potrafił mówić dobre kazania. Pod hasłem "dobre" mam na myśli, czy będą zgodne z nauką katolicką. W czasie seminarium zobaczyłem, że każdy może powiedzieć "dobre" kazanie, bo przecież jesteśmy przesiąknięci nauką katolicką, którą słyszymy do dzieciństwa. I jest w tym jakaś słuszność. Większość kazań jest zgodnych z nauką katolicką, niektóre są "mętnej" treści (nie zaprzeczają prawdom katolickim, ale mają treści powierzchowne) ale można usłyszeć też błędne. Problemem jednak jest to jakimi treściami jesteśmy przesiąknięci. Żyjemy w czasie zamętu medialnego. Przykładem mogą być chociażby niedawne różne interpretacje wypowiedzi papieża Franciszka na temat odpowiedzialnego rodzicielstwa. Nie mamy pewnosci jaki przekaz do nas trafia, jakie jest jego źródło. A później, my jako księża możemy z ambony przekazać złą informacje, złą interpretacje. I szczerze mówiąc im dłużej jestem księdzem, tym mam większe wątpliwości, czy dobrze głoszę prawdę katolicką, gdyż na każdym roku przekonuję się, że coś błędnie wiedziałem, lub mylnie interpretowałem. Dobrze Pani napisała, że nie trafia do Pani górnolotna nauka teologiczna, ale proste słowa z kazania. Tylko, że ta "górnolotna nauka teologiczna" jest potrzebna nam kapłanom, abyśmy mieli dobre podstawy wiary. Bo później kiedy formułujemy przekaz zroumiały dla ludzi, taki z ambony to musi on być poprawny, choć nie musi zawierać słów "ontyczny", "eschatologiczny", itp. :) Jeśli fundamenty są dobre, to i reszta domu będzie dobra (nawet jak będzie jakiś błąd konstrukcyjny, to jest łatwy do skorygowania). Ale kiedy fundamenty są błędne, to już taki dom jest trudno "wyprostować", aby był dobry.
KP
Ks. Piotr Buda
10 lutego 2015, 16:31
Przykłady kazania o Weselu w Kanie Galilejskiej to dobre przykłady o tym co piszę. Dlaczego? Bo żadne z tych kazań do mnie nie przemawia. Nie chcę być mylnie zrozumiany. Nie jestem na tyle dobrym egzzegetą oraz kaznodzieją, żeby kogokolwiek pouczać. Może dlatego i lepiej, że nie wiem kto to powiedział. Interpretacje owych księży tego fragmentu z Ewangelii wynikają z okoliczności, w których się znaleźli. Nie piszę, że nie można takich interpretacji czynić, ale trzeba być ostrożnym, bo właśnie protestanci mają takie podejście do Pisma św. - każdy może je interpretować jak mu pasuje. Pół biedy kiedy katolik interpretuje fragment w zgodzie z tym jak został wychowany (czyli inaczej mówiąc - w zgodzie z tradycją katolicką). Ale można za mocno popłynąć. Treść wiary nie jest sprawą subiektywną. Treść jest obiektywna, ale my ją stosujemy do naszego życia (a ono jest subiektywne). Nie wiem czy jestem jasny, bo trudno mi to wytłuaczyć. Kazanie nie może być po prostu tanim skeczem, plotką z gazety telewizyjnej, czy chwytem z reklamy. To ma być jasny przekaz, a nie opowiadanie bajek na dobranoc. Dlatego bardzo potrzeba dobrej formacji do kapłaństwa. I dobrych, niezachwianych podstaw
KP
Ks. Piotr Buda
10 lutego 2015, 16:33
Nie ma sprawy :) Sam się dużo uczę (ale jeszcze za mało).
Z
Zuza
10 lutego 2015, 18:19
Oczywiście, argument "bo oni są z..." nie tłumaczy wszystkiego, tylko czy myśli ksiądz, że książka byłaby przez nich dopuszczona do "obrotu", gdyby nie była sprawdzona? Gdyby rzeczywiście wnosiła, nazwijmy to: coś złego? Myśli ksiądz, że Ci ludzie, naprawde bedąc bardzo oddanymi Kościołowi, podpisywali by to swoim nazwiskiem? Ciesze sie, że ksiądz tak fajnie prowadzi tą dyskusje, wyjasniająco, a nie oceniająco. Chodzi mi o to, że artykuł bardzo mi sie spodobał, bo, podobnie jak książka, pokazuje to co intuicyjnie robiłam, a na czym bardzo zyskiwałam. Bo odnosiłam sie do Boga - tak samo "naszego" jak i "protestanckiego". To jest ten sam Bóg, który tak dla nas - katolików, jak i dla nich - protestantów, chce dobra. Również w zarządzaniu finansami. Chce, żebyśmy zyskiwali, nie tracili. Ja naprawde rozumiem ksiedza argumenty, ale nie widze nic, co by było herezją w tym tekście. Tak jak książka pokazuje pewne zasady zrządzania kasą: mądrze inwestuj, unikaj długów, szukaj porady, ucz tego dzieci, hojnie dawaj, oszczdzaj, bądź uczciwy, wydawaj z głową, a w tym wszystkim Pan Bóg ci pobłogosławi. I po prostu sie zastanawiam: gdzie tu herezja? co jest w tym złego? I co jest niewłaściwego w tym tytule? Dla mnie te prawdy, żywce mw tej chwili ściągniete przeze mnie z książki, to prawdy, którymi każdy z nas powinien sie kierowac, które "sprzeda" każdy dobry doradca finansowy, które są gwarantem zysku i zmiejszają ryzyko straty. A że tego chce Pan Bóg i w tym bedzie błogosławił? No to aż sie prosi, żeby to nazwac Bożą ekonomią. Takia gra słów! Czy nikt, poza ~anną nie wpadł, że to po prostu zabieg literacki, by przyciągnąc uwage czytelników, a nie herezja i błąd teologiczny?
KP
Ks. Piotr Buda
10 lutego 2015, 20:03
I vice versa :) Też odpisałem na Pani komentarz, ponieważ napisała Pani o swoich spostrzeżeniach, tudzież wątpliwościach, nie zaś po to, aby zanegować swojego rozmówcę i uciąć rozmowę. Na tym polega dobry dialog, żeby sobie wyjaśniać sprawy, a nie "dokładać". Chciałbym wrócić do początku tej długiej konwersacji. Rozpoczęła się ona nie od Pani, ale od "Tradycyjnego Katolika". Dwie osoby skomentowały jego wpis i wtedy postanowiłem, że i ja się podzielę, choć rzadko to robię, bo często takie rozmowy kończą się nieprzyjemnie (a tu jest inaczej :) Wypowiedziałem się na temat tamtych wpisów. A w nich jedna osoba napisała o tytule artykułu, a druga ogólnie do treści i książki, z której korzystał autor. I tak naprawdę powinienem zakończyć rozmowę na tamtych komentarzach albo w ogóle nie powinienem był ich zaczynać. Z dwoch powodów. Przeczytałem artykuł, ale na pierwszy rzut oka nie znalazłem w nim nic błędnego. Zwróciłem tylko uwagę na źródło tego artykułu. I tu rzeczywiście mam do tego źródła zastrzeżenia. Tylko, że - i to drugi powód dla którego nie powinienem był rozpoczynać tej rozmowy - ja jej nie czytałem. Czytał ją "Tradycyjny Katolik" i mi o niej kiedyś opowiadał bardzo negatywnie. I dlatego jak zobaczyłem ten artykuł, to od razu przesłałem mu link na maila. Dlatego - teraz piszę "prosto z mostu" - nie chcę i nie powinienem już więcej komentować tego artykułu. Odpowiadałem na te wszystkie komentarze, gdyż poruszane były tematy ogólne, które mnie interesują. Pisałem również ogólnie, nie odnosząc się bezpośrednio do tego artykułu (trochę tak, nie chcę napisać, że w ogóle). I tak niech pozostanie. Ta rozmowa rozpoczęła się pod tym artykułem, ale ja nie potrafię rzetelnie odpowiedzieć i przede wszystkim trafnie na stawiane mi pytania dotyczące niego. Jeżeli chce Pani, abym odpowiedział na jakieś nurtujące Panią ogólne pytania, to mogę, ale proponuję nie tu publicznie, ale np. na facebooku albo przez maila (mój adres to: bratpit@wp.pl).
TK
Tradycyjny Katolik
12 lutego 2015, 09:58
Tak jak pisał ks. Piotr, książkę przeczytałem i wiem co piszę. Niestety (albo wręcz przeciwnie) już jej nie mam, bo ją tylko wypożyczyłem, ale jest w tej książce jeden rozdział, który traktuje o relacji człowieka do Boga - bynajmniej nie w ujęciu katolickim. Jest np. mowa o "sakramencie" pokuty, ale w ujęciu protestanckim, czyli wyzania grzechu w sumieniu - co jest całkowicie sprzeczne z naszą wiarą. Argument, że ksążka została nabyta u katolików i to jeszcze z Domowego Kościoła jest zupełnie nietrafiony. W moiej parafii (o zgrozo!) też odbywał się taki kurs i nikt tego nie zabronił. Ale tak samo ma się rzecz z pielgrzymkami do Medjugorie. Stolica Apostolska wydała jasne oświadczenie, że parafie nie mogą organizować takich pielgrzymek, a tu ktoś pisze: "ale przecież z mojej parafi taka pielgrzymka wyruszyła i nic się nie stało..." Jeśli ktoś "czuje się" (oczywiście nie jest to tylko kwestia odczucia) jeczcze katolikiem książka ta nie jest dla niego i kropka.
Z
Zuza
16 lutego 2015, 12:44
Dziękuję. Chciałam zauważyć jeszcze jedną rzecz, bo napisał ksiądz, że przeczytał artykuł i na pierwszy rzut oka nie zauważył w nim żadnych błędów. I myślę, że gdyby Autorka nie podała źródła, to całej tej dyskusji by nie było... Po prostu czytający przyjęliby, że dobry tekst, że może warto sięgnąć w zakresie zarządzania pieniędzmi po Pismo Święte. I tyle. Myślę, że trzeba w związku z tym zwrócić uwagę na jeszcze jednąrzecz: Autorka nigdzie nie pisze: "zachęcam do kupna książki", a jedynie "książka stała się inspiracją". Nie pisze: polecam warsztaty i kursy", ale "są takie kursy prowadzone" - stwierdzenie faktu. A może pomiędzy wierszami jest ukryte: protestatni takie mają, więc może i my moglibśmy bardziej doszkolić się w tym zakresie? No bo tego tak aprawdę nie wiemy, nie wypowiedziała się na ten temat. Czytam uważnie jeszcze raz i stwierdzam: jedyne do czego Autorka ZACHĘCA, to do CZĘSTSZEGO SIĘGANIA PO PISMO ŚWIĘTE i mądrzejsze zarządzanie pieniędzmi. Bo niby to Pismo Święte w każdym domu jest, a jakoś tak często nowiutkie, nieśmigane, zafoliowane... Leży na półce... Niby zdeklarowani katolicy, a nie wiemy jakie skarby ten bestseller wszechczasów sobie ma...  
FM
Fuks MIrosław
13 marca 2015, 21:20
Owszem protestantyzm jest niebezpieczny teologicznie przyznam się że ednak w niektórych aspektach mają interesującą wykładnie na przykład: w kwesti Bóg i finanse.Uwielbienie- lub podejście do Słowa w życiu osobistym.Jestem laikiem w teologii. i gdyby nie Duch Święty nie poradził bym sobie i w moim Kościele Katolickim jak i w stosunku do innych Kościołów.Duch Święty jest tym który wie najlepiej .nie jesteśmy powołani do lęku ale do wzajemności w relacji Kościołów.Stwierdzam że teologia Kościoła katolickiego jest najlepsza ale  jak dobry rodzic nie nie negujmy w czambuł że wszystko co nie katolickie jest trefne.Bowiem nie z wlasnej winny protestanci dzisiejsi są tam gdzie są ,POmagajmy im a susznej kwesti  wesprzyjmy.Duch Święty będzie na pewno pośód na i wesprze nas swą obecnośćią . Nie lekajmy się zatem otwarcia na braci inowierców .       
Z
Zuza
9 lutego 2015, 10:27
Wiele zasad, które znajdują się w tej książce, stosowałam intuicyjnie, zanim ją dostałam. I serce i rozum podpowidały, że tak będzie lepiej zrobić, a tak będzie źle zainwestować. I niegdy nei wyszłam na tym źle. Lektura tylko mnie utwierdziła w przekonaniu, że modląc się jednoczesnie o pomoc w zarządzaniu moimi finansami, po prostu robiłam to zgodnie z wolą Bożą. I nawet kiedy nie pracowałam i byłam tylko na zasiłku, zawsze jakoś tak się udawało, że nigdy nie brakowało mi pieniędzy. No cóż, ile ludzi, tyle zdań. Proponuję chociaż spróbować, 25 zł to nie majątek, a może przymnożyć nie tylko mnóstwo satysfakcji. Słyszałam świadectwo osób, które brały udział w warsztatach i kierowały się zasadami z tej książki, co oczywiście dodatkowo okupione bylo modlitwą, bo inaczej się nie da. Wychodziły wielotysięcznych długów, znajdowały pracę, z czasem zaczęły mieć zyski. A Pan jeszcze w tym wszystkim potem blogosławił... 
jazmig jazmig
9 lutego 2015, 09:12
To jest koljny pseudopobożny bełkot. Jezus mówił o puszczaniu pieniędzy w obrót, krytykując sługę, który tego zaniechał. A cóż to jest obrót, jak nie kredyt i procent od niego? Zalecał też pożyczać innym, gdo o to proszą - a zatem dług nie jest niczym złym, a już z pewnością nie jest wbrew Bożej Woli.
S
Skolmi
9 lutego 2015, 10:42
Ewangelia o Talentach odnosi się bardziej do przedsiębiorczości niż do lichwy.
Jack French
10 lutego 2015, 11:20
Jezus wyraźnie mówi, aby długi darować (co nie jest ekonomiczne biorąc pod uwagę punkt widzenia ekonomii światowej). ST też mówi o darowaniu długów 7 roku. Kolejny pseudobożny bełkot od Ciebie.
K
kasiabasia
8 lutego 2015, 22:14
Szukałam w Necie i nie znalazłam info gdzie można kupić tą książkę?jakas pomoc? Stacjonarnie w Warszawie a wysyłkowo cała Polska, z góry dziękuję
jazmig jazmig
9 lutego 2015, 09:14
daj sobie spokój z tą książką, wydaj pienidze na rzeczy pożyteczne i nie nabijaj kasy hochsztaplerom.
Z
Zuza
9 lutego 2015, 10:19
Zapytaj w Ośrodku Fundacji "Światło-Życie" ZAKKAI w Katowicach. Ja mam od nich tę książkę. I bardzo ją polecam. Jak i ich warsztaty. https://www.facebook.com/osrodekzakkai?fref=pb&hc_location=profile_browser Jakby się nie udało, to przez domowy kościół archidiecezji katowickiej: https://www.facebook.com/domowykosciolkatowice A najlepiej tu: http://www.sklep.bibliaofinansach.pl/ :) Właśnie znalazłam :)
WZ
Wiesław Zajiczek
8 lutego 2015, 09:45
Zasady biblijne zarządzania majątkiem są bardzo aktualne we współczesnych czasach. Niewiele osób wie, jak bardzo mogą się przydać np. przy inwestowaniu na giełdzie. Pozdrawiam, Wiesław, [url]http://www.przeplywypieniezne.pl[/url]
M
Mirek
8 lutego 2015, 11:50
W pocie czoła chleb zdobywać będziesz... i to chyba tyle.
WZ
Wiesław Zajiczek
8 lutego 2015, 13:40
,,Zamiary pracowitego prowadzą do zysku, a wszystkich spieszących się - do straty'' ,,Koroną mądrych jest bogactwo, głupota niemądrych pozostanie głupotą'' Jakże aktualne w zarządzaniu pieniędzmi i inwestycjami.
Paweł Czarnecki
8 lutego 2015, 13:55
Świetnie byłoby, żeby się do nich stosowano - tyle tylko, że wówczas giełdy pewnie zostałyby zamknięte.
WZ
Wiesław Zajiczek
8 lutego 2015, 14:47
Nie ma potrzeby zamykania giełd, ci którzy inwestują zgodnie z biblijnymi zasadami, całkiem dobrze sobie radzą i się tym dzielą. Tak się składa, że najwięksi znani inwestorzy giełdowi otwarcie utożsamiają się z biblijnymi zasadami, są też znani ze swojej hojności. Hojność jest dobrą blokadą przed pokusą chciwości.