Chrześcijaństwo dla kretynów?

(fot. EL@Seattle/flickr.com)
ks. Robert Skrzypczak

"Ktokolwiek na serio bierze się za uprawianie nauki - pisał Antony Flew - przekonuje się, że prawa natury ukazują istnienie jakiejś duchowości, która niezmiernie przewyższa tę ludzką i względem której my wraz z naszymi wątłymi możliwościami winniśmy okazać pokorę".

W dniu 9 grudnia 2004 roku agencja Associated Press doniosła w podnieconym tonie: "Słynny ateista uwierzył w Boga". Było to echo pewnej konferencji w Nowym Jorku, podczas której symbol ateizmu naukowego, filozof Antony Flew ogłosił, iż przekonał się do istnienia Boga, a ponadto jego pewność "opiera się na naukowej oczywistości". Ten sam Flew od 1950 roku uznawany był za guru nowoczesnego myślenia wolnego od religii, zwłaszcza od opublikowania w Oksfordzie swej książki Theology and Falsification, mającej więcej dodruków niż jakakolwiek inna. Potrzeba niebanalnej uczciwości intelektualnej, by w osiemdziesiątym roku życia, po pół wieku akademickiej glorii, ogłosić swą własną kapitulację w obliczu tego co niepodważalne, wywracając tym samym do góry nogami cały system, dzięki któremu zdobyło się tytuł mistrza w swej dziedzinie. I to jednym zdaniem: I now believe there is a God!. Jasne, że cały świat akademicki, który bardziej kocha mieć rację, niż korygować własne błędy, wstrzymał oddech. Francis S. Collins, dziennikarz "New York Times'a" nie pozostawia ani odrobiny miejsca na wątpliwości: "W swej młodości ateista Antony Flew postanowił przyswoić sobie sokratejską zasadę o podążaniu za oczywistością, gdziekolwiek miałaby ona prowadzić". I oto całe życie filozoficznych poszukiwań każe mu uczciwie stwierdzić, iż oczywistość doprowadzi zdecydowanie do Boga. Sam Flew dodał: "Nie słyszałem żadnego głosu. Jasność wywodów kazała mi dojść do tego typu wniosków".

Cóż za oczywistość każe zatrzymać się Flewowi i innym wielu reprezentantom świata nauki w postawie najwyższego szacunku? Powszechnie przyjmuje się, że Wszechświat wziął swój początek z Wielkiego Wybuchu (Big Bang). Trudno powstrzymać się od analogii pomiędzy tą niezmiernie potężną eksplozją światła, która rozrzuciła w przestrzeń nieskończoną ilość wiązek czystej energii a zapisem pierwszych słów Boga w biblijnej Księdze Rodzaju: "niech się stanie światłość". Z teorii Wielkiego Wybuchu wynika, że od tamtego, oddalonego od nas o około 15 miliardów lat "epizodu" wzięły początek czas i przestrzeń oraz materia. Anno Penzias, laureat nagrody Nobla z fizyki za odkrycie tzw. "echa Wielkiego Wybuchu", czyli promieniowania kosmicznego, wyjaśniał: "nie istnieje żadne «wcześniej» w stosunku do Wielkiego Wybuchu, ponieważ wcześniej nie istniały ani czas, ani przestrzeń, ani też materia". A zatem wszystko narodziło się w jednym, określonym momencie.

DEON.PL POLECA

Również spojrzenie na to, co wynikło z efektu Big Bang pozwala dostrzec dziwny zbieg okoliczności. "Wielkość ładunku elektrycznego elektronu, jak również stosunek masy protonu do masy elektronu - objaśnia wybitny fizyk Stephen Hawking - każą zauważyć, że wartości tych wielkości zdają się doskonale skoordynowane pomiędzy sobą, tak by uczynić możliwym rozwój życia". Wzięcie pod uwagę danych naszej planety prowadzi do wniosku, "jakby Ziemia została wyprodukowana z myślą o przyjęciu życia": optymalna odległość od Słońca (wystarczyłoby trochę bliżej lub trochę dalej, by życie okazało się niemożliwe); doskonały kształt orbity (gdyby była bardziej eliptyczna, jak w przypadku Marsa, życie nie zaistniałoby). Ponadto gazy wulkaniczne przyczyniły się do wytworzenia atmosfery i ukształtowania się oceanów w sposób sprzyjający tworzeniu się pierwotnych struktur życiowych; ta sama atmosfera zawiera warstwę ozonową, która przepuszcza światło i ciepło potrzebne do życia, zatrzymując promieniowania szkodliwe; wreszcie masa roztopionego ołowiu, zalegająca środek Ziemi, chroni życie na planecie przed innymi zgubnymi promieniami, pozwalając mu się rozwijać pod "szczególnym parasolem magnetycznym".

Przebierając w naukowych wiadomościach możemy dowiedzieć się innych, zdumiewających rzeczy. Gdyby ktoś odkrył grotę zapisaną wewnątrz od góry do dołu pełnym tekstem Pana Tadeusza Mickiewicza i próbował dowodzić, iż stanowi to efekt przypadkowych działań wody, wiatru i minerałów, słusznie zasłużyłby na ironiczny uśmieszek. A tymczasem prosty organizm jednokomórkowy zawiera w sobie informacje porównywalne do pięciu tysięcy egzemplarzy Pana Tadeusza. Nie bez sarkazmu słynny naukowiec Fred Hoyle wyjaśnia, że wierzyć w to, iż pierwsza komórka życiowa wyłoniła się przez przypadek, to jakby wierzyć, że "rozszalały huragan, który wpadł do składowiska złomu, poskładał do kupy boeinga". W podobnym tonie daje się uwieść zachwytowi odkrywcy Owen Gingerich, profesor Harwardu, przyglądając się ludzkiemu mózgowi: "to nieporównanie najbardziej znany nam złożony przedmiot fizyczny w całym wszechświecie". Z 35 tysięcy genów wyszczególnionych z łańcucha DNA ludzkiego genomu, przeszło połowa ma do czynienia z mózgiem. Sam zaś mózg to około stu miliardów neuronów połączonych wzajemnie z sobą tak, iż każdy z nich łączy się z dziesięcioma tysiącami innych neuronów. Liczba zaś połączeń synaptycznych pomiędzy komórkami nerwowymi w jednym mózgu przewyższa liczbę wszystkich gwiazd składających się na Drogę Mleczną: 10 do piętnastej potęgi synaps przeciwko 10 do jedenastej potęgi ciał niebieskich. Gdy weźmie się pod uwagę treść drugiej zasady termodynamiki - w zgodzie z którą entropia wszechświata nieustannie się rozwija, czyli wszystko, co istnieje, stale przechodzi z porządku do rozproszenia, od jedności do chaosu - nie sposób nie zadać sobie pytania: jakim zatem cudem bezładna sterta atomów ułożyła się w misterną architekturę ludzkiego mózgu?

Kiedy Flew zaczął dzielić się publicznie swymi nowymi przemyśleniami, chętnie wskazywał na kod DNA jako na sztandarowy przykład wyższej Inteligencji, która stworzyła naturę. Przypomnę, że w 1953 roku dwóch naukowców, James Watson i Francis Crick, dokonało odkrycia w jądrze ludzkiej komórki struktury molekuły DNA (kwasu dezoksyrybonukleinowego), przewodzącego informacje genetyczne w niemal wszystkich istotach żywych. Trzeba zauważyć, że pomijając samą niezmierną ilość informacji, jakie zawiera w sobie DNA, sam kod czy język ich zapisu zakłada jakąś inteligencję, która je wymyśliła i szczegółowo opracowała, a nie znalazła się jak dotąd żadna istota myśląca na świecie mająca takie predyspozycje. Któż zatem stworzył, opracował, a następnie zminiaturyzował kod genetyczny? Kto skonstruował jego wewnętrzny mechanizm, sprawiający poprzez cały ciąg procesów naturalnych przeobrażenie się informacji w biologiczną substancję? Nawiasem dodajmy, iż niektórzy współcześni biochemicy wręcz twierdzą, że w przypadku informacji wchodzących w skład genetycznego kodu nie można mówić ani o materii ani o energii, lecz o czymś jeszcze innym. DNA zawiera w sobie zapis, który przekracza swe właściwości chemiczne i fizyczne. Czym jest zatem owo sznurowanie tworzących DNA nukleotydów, które inteligentnie kierują formowaniem się i wzrostem komórek? Bill Gates mówił: "DNA jest jak oprogramowanie, tyle że o wiele bardziej złożone". Oprogramowanie zaś, jeśli jest myślą, potrzebuje twórcy. Albert Einstein przyznawał, że zza praw natury "wyłania się rozum tak potężny, iż cała racjonalność ludzkich myśli i decyzji w porównaniu z nim wydaje się nic nie znaczącym odbiciem".

My jesteśmy jak dzieci, które weszły do cudownej, rozległej biblioteki pełnej ksiąg zapisanych w przeróżnych językach. Dziecko oczywiście potrafi sobie wyobrazić, że istnieje ktoś, kto wszystkie te książki napisał. Jednakże nie wie, jak zostały one opracowane, ani też nie zna wszystkich tych języków, jakie zawierają księgi. Może też i podejrzewa, że istnieje jakiś porządek w ustawieniu woluminów, ale i tego nie wie do końca. Tak przedstawia się sytuacja nawet najbardziej inteligentnych ludzi wobec Boga. "Ktokolwiek na serio bierze się za uprawianie nauki - pisał Flew - przekonuje się, że prawa natury ukazują istnienie jakiejś duchowości, która niezmiernie przewyższa tę ludzką i względem której my wraz z naszymi wątłymi możliwościami winniśmy okazać pokorę". Umysł Alberta Einsteina kazał mu podziwiać Boga w najdrobniejszych szczegółach rzeczywistości, którą odkrywamy przy tak niezmiernym nakładzie sił.

W tym miejscu warto zadać sobie pytanie, czy ów potężny Stwórca - którego istnienie okazuje się aż nader ewidentne - próbował kiedykolwiek nawiązać jakąś relację z istotami ludzkimi? Starożytni Grecy ową niezgłębioną racjonalność wszechświata nazywali Logosem. Św. Jan Ewangelista napisał, że Logos oznacza Rozum czy też Słowo, przy pomocy którego Bóg stworzył świat, nadając wewnętrzną racjonalność wszystkiemu, od najdrobniejszych atomów po bezkresne galaktyki. Przy okazji św. Jan przekazał nam wstrząsającą wiadomość: "Logos stał się ciałem i zamieszkał pośród nas".

Spodziewam się, że ktoś w tym momencie mojego tekstu wzruszy ramionami lub też zabierze się za ziewanie, myśląc: a cóż to za rewelacja? Nie byłbym tak niefrasobliwy na miejscu mojego czytelnika, zważywszy, że nieraz to, co wydaje się oczywiste, nie jest już rzeczywiste. Ilu ludzi, nawet z wyznania podających się za chrześcijan, myśli, że Jezus to symbol, umowny znak ludzkości, element szerokiej kultury popularnej. Znana mi nauczycielka religii w jednym z włoskich liceów, na pytanie postawione młodzieży: jaka jest różnica między Chrystusem a świątecznym Mikołajem?, usłyszała w odpowiedzi: ten drugi istnieje naprawdę. Iluż speców od politycznej indoktrynacji próbowało nam wmówić, że Jezus jest wytworem rewolucyjnej wyobraźni sfrustrowanych Żydów z Palestyny, że jest religijnym odpowiednikiem ikon masowej wyobraźni, takim samym jak Szogun czy Myszka Miki? Niektórzy doszli wręcz do teorii, że Jezus to nazwa grzyba halucynogennego, którym się szprycowali ludzie w określonym miejscu i określonej epoce, co połączyło ich w rodzaj generacji, która zintegrowała się wokół zmaterializowanej postaci ich psychodelicznych wizji. Dziś Jezus stał się rodzajem puzzli, które można układać na różne sposoby: a to przypisując Mu żonę i dzieci, a to odkrywając ślady Jego rzekomych wakacji we Francji, czy nawet w Indiach. Zależy gdzie kogo fantazja poniesie.

A przecież wśród najbardziej zagorzałych antyklerykałów i religiożerców byli tacy, którzy co do jednego nie pozwolili sobie na utratę przytomności.

Voltaire o tych, którzy zaprzeczali istnieniu Jezusa, mówił, iż są "bardziej pomysłowi, niż wykształceni". Rudolf Bultmann, który niemal wszystko zdewastował w chrześcijaństwie, powiadał: "powątpiewanie o tym, że Jezus istniał naprawdę, pozbawione jest jakichkolwiek podstaw i nawet nie warto się tym zajmować. Nie ma żadnych wątpliwości, że dał On początek temu historycznemu ruchowi, którego pierwszym zauważalnym etapem była pierwsza wspólnota chrześcijańska w Palestynie". Nawet taki przykład racjonalnego ateizmu, jakim był Bertrand Russell, nie wstydził się przyznać: "Chrystus jest dla mnie człowiekiem wyjątkowym". Włoski matematyk Piergiorgio Odifreddi, słynny z ironizowania na temat spraw Boga, dla którego chrześcijaństwo jest "religią dla dosłownych kretynów", pozbawione rozumności i niegodne ludzkiej inteligencji, dopowiadał: "co naturalnie nie znaczy, że Chrystus nie istniał". Przecież jednym z najłatwiejszych sposobów na zwalczenie chrześcijaństwa w starożytności byłoby posłużenie się tym argumentem. A nawet tak wielki polemista i krytyk Kościoła ze strony świata pogańskiego, jakim był Celsus, nigdy nie poddał pod dyskusję historyczności Jezusa z Nazaretu. A zrobiłby to bez najmniejszego skrupułu, gdyby istniał w tym względzie choćby cień wątpliwości. Warto przy tym dodać, iż wielu współczesnych historyków i teologów żydowskich zdaje się być znacznie bardziej przekonanych o autentyczności postaci Jezusa, aniżeli niejeden profesor z chrześcijańskich katedr europejskich uniwersytetów. Niech mi będzie wolno wymienić Riccarda Calimaniego, teologa z weneckiej dzielnicy Ghetto; Eugenia Zollego, głównego rabina Rzymu; Davida Flussera, profesora Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie czy Pinchasa Lapide, egzegetę i konsula izraelskiego w Mediolanie.

Kontrowersje wokół Jezusa mają zresztą swoją podstawę, był On przecież jedynym człowiekiem w dziejach, który przypisał sobie niesłychany tytuł Boga. "Jak można dopuszczać myśl, że pewien młody Żyd zamordowany dwa tysiące lat temu w sposób, który od dawna został już zaniechany, mógłby być wcieleniem Wszechmogącego Boga?" - zadawał sobie pytanie francuski filozof Rene Girard, po czym nawrócił się na katolicyzm. "Możliwe, aby mogło zaistnieć Boskie objawienie? - w podobny sposób dywagował Antony Flew. - Ale jak powiedziałem, nie można ograniczać zasięgu wszechmocy, z wyjątkiem przypadku, gdy doprowadzi to do logicznej niemożliwości. Wszystko inne pozostaje otwarte na wszechmoc".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Chrześcijaństwo dla kretynów?
Komentarze (34)
IM
~Ireneusz Marcin
8 września 2022, 07:07
Co to za "pierwsza komórka życiowa " albo najprostrzy organizm. Toż to erystyczna manipylacja. A nie prościej - nigdy nie ma tskiego pierwszego żeby nie było bardziej pirrwszrgo jak i takiej.prostej komórki bez jeszcze prostszej. A ewolucję to tak sobie wywalamy dla uproszczenia?
PD
~Paweł De
16 kwietnia 2021, 23:38
Chciałbym zauważyć, że pewne przesłanki, które umacniają słuszność wiary w pewną istotę boską to jedno, natomiast czymś zupełnie innym jest argumentacja wiary w Boga Biblii i Jezusa, jako Chrystusa. Dla niektórych jedno automatycznie prowadzi do drugiego, ale to nadużycie. Można naukowymi i filozoficznymi przekonaniami fojść do deizmu, a nawet teizmu, ale do chrzescijaństwa jeszcze daleko.
?
??
27 lipca 2012, 07:42
Tytuł artykułu jest bardzo trafnie dobrany, tylko ten znak zapytania na końcu nie jest potrzebny.  "Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia. Napisane jest bowiem: Wytracę mądrość mędrców, a przebiegłość przebiegłych zniweczę. Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co doczesne? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata? Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących." (1Kor 1, 18-20) 
L
leon
27 lipca 2012, 01:23
chrzescijanstwo dla naiwnych
L
legion
26 lipca 2012, 22:00
Tytuł artykułu jest bardzo trafnie dobrany, tylko ten znak zapytania na końcu nie jest potrzebny.
STANISŁAW SZCZEPANEK
11 grudnia 2011, 04:19
 Zresztą  w przeciwieństwie do innych prądów filozoficznych, wychodzących od myślenia albo idei i dlatego słusznie zwanych idealizmami, św. Tomasz, którego fliozofia jest ciągle uznawana za pierwszą w Kościele Katolickim, wychodzi od bytu i rzeczy realnie istniejącyh, dlatego jest słusznie zwana realizmem. Dla Tomasza i Kościoła Katolickiego Bóg jest bytem realnie istniejącym, a nie abstrakcją czy też wytworem fantazji!
Łukasz Rola
8 grudnia 2011, 14:17
To czego dowiedziałem się z nowej książki prof. Czesława Bartnika „Kamienie wołać będą” przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Publicystyka w światowym wydaniu! Ta pozycja łączy i wyjaśnia rzeczywistość w której żyje dzisiejszy Polak. To co otrzymałem było, jak na tego autora przystało, bezkompromisowe a wybór tematów na które wypowiada się prof. Bartnik gwarantuje, że nie można tej książki nie zauważyć! Niestety na razie dostępna tylko w księgarniach religijnych. Ale wydawca również rozsyła. I to ze zniżką! www.wydawnictwojut.pl (zakładka nowości) Jeśli chcesz przeczytać coś naprawdę dobrego to pnie pożałujesz wyboru tej książki!
M
MR
27 listopada 2011, 17:21
Wiedza i wiara się nie wykluczają, a uzupełniają. Sama wiedza nie odpowiada na podstawowe pytania jest mędrkowaniem. Wiara bez rozumu, bez wiedzy, to zabobon. Jaka ma być ich proporcja- nie wiem. Po prostu staram się uczyć i  wierzę. Nikt nie obiecał, że będzie łatwo.
JP
~Jonasz Pałka
16 kwietnia 2021, 23:41
Czy wiara, jako drugie skrzydło do rozumu, to wiara w konkretnego boga? Niby dlaczego? Skąd ta pewność? Bóg w świetle argumentacji naukowej lub filozoficznej nie jwst automatycznie bogiem Biblii.
R
R
27 listopada 2011, 14:12
Prawa fizykii są w ostateczności tak samo prawdami wiary. "Wierzymy", że dana teoria przekazana nam przez innych a nade wszystko narzędzia są prawdziwe. Nie da się wszystkeigo dowieść z bezwzględną pewnością. Poruszamy się wśrod hipoptez weryfikowanych doświadczalnie, zae coś zawsze trzeba przyjąc na wiarę. Choćby to, że mikroskop, chromatograf, czy teleskop nas nie zwodzi. Ignorantami są ci, którzy twierdzą, że "wiedzą" i w nic nie wierzą.
Karol Darmas
27 listopada 2011, 13:45
Niczemu nie zaprzeczam i wiem, że większość nawróceń do KK właśnie w tym o czym piszesz ~anlu jest zakorzeniona. I własnie te znamiona wiary katolickiej i oblicza Boga przedstawiłbym kazdemu poszukujacemu. Poza tym pytanie, które mi przypisujesz nie ja postawiłem.
A
anlu
27 listopada 2011, 13:15
Wiara jest darem od Boga, i możliwe że czasem związana jest z objawianiem się Boga w człowieku (również w dzisiejszych czasach).Objawiający się Bóg jest taki, jakim ukazywał Go Jezus (przede wszystkim współcierpiący z człowiekiem), i to jest moja odpowiedż na pytanie xKD "na jakiej podstawie ma to być Bóg rzymskokatolicki". Moc przebaczenia, nadziei, wiary , miłości,miłosierdzie Boże i ludzkie(czyli podstawy katolicyzmu) -   xKD , chcesz zaprzeczyć że mają moc ?  Skąd się ona bierze ?.
M
Mmm
27 listopada 2011, 11:16
 Brat Robot to nie kretyn. Nie wierzy...
M
muay
26 listopada 2011, 23:10
@brat_robot Dziwi mnie twoje pytanie. Wynika z niego, że chyba nie rozumiesz, co to jest wiara. Postaram się wytłumaczyć to prosto. Załóżmy, że masz dziewczynę. Załóżmy, że ta dziewczyna często "bywała niewierna" w przeszłości. Załóżmy, że obiecała ci wierność i załóżmy, że jej wierzysz. Dla reszty świata jesteś królem frajerów i nikogo nie przekonasz, że masz rację, że jej wierzysz. Wiara nigdy nie bywa czymś, do czego można przekonać.
Karol Darmas
26 listopada 2011, 22:36
Ale przekonajcie mnie, że jeśli już nauka daje miejsce na myślenie o bogu, na jakiej podstawie ma to być Bóg rzymskokatolicki, a nie prawosławny, muzułmański, żydowski czy hinduski, hm? Jakie macie narzędzia udowodnienia, że ten bóg, któremu miejsce robi nauka, może być jedynie poprawnie definiowany przez was? W tym piekno tego procesu, że nikt nie narzuca nikomu wiary. Jeśli ktoś doszedł do tego, że Bóg istnieje, to wybór religii, dzięki której będzie temu Bogu oddawać cześć jest sprawą tego człowieka. Owszem, gdyby mnie taki do rozmowy zaprosił, to opowiedział bym mu o katolickiej wierze w Boga i o tym wszystkim, co wiem o Bogu na bazie Objawienia i Tradycji. Dlaczego? - Bo tak wierze, i tylko to uznawałbym za uczciwe wzgledem rozmówcy. Jeśli poszukiwałby dalej - uszanowałbym to. Wiara nie jest czymś, do czego można człowieka zmusić. 
W
wierzący
26 listopada 2011, 20:11
Ale przekonajcie mnie nie przekonamy wiara nie polega na przekonywaniu wiara zachodzi wyłącznie subiektywnie, nigdy obiektywnie albo sam osobiście wierzysz albo nie nikt za ciebie nie uwierzy ani nikt nie jest w stanie wyjaśnić ci swojej wiary jeśli naprawdę zależy ci na wierze w Boga - Boga w Trójcy Jedynego, Tego Który Jest, a nie "boga muzułmanów, katolików czy jakiegoś innego", to Go o to poproś a jeśli nie, to nie zawracaj głowy
26 listopada 2011, 20:02
 @brat_robot: Nie wiem, jak uzasadnić wiarę w zbawienie dokonane przez Jezusa...Ja w nie po prostu wierzę.
26 listopada 2011, 20:00
@brat_robot Ale przekonajcie mnie, że jeśli już nauka daje miejsce na myślenie o bogu, na jakiej podstawie ma to być Bóg rzymskokatolicki, a nie prawosławny, muzułmański, żydowski czy hinduski, hm? Jakie macie narzędzia udowodnienia, że ten bóg, któremu miejsce robi nauka, może być jedynie poprawnie definiowany przez was? Przecież od dawna wiadomo, że Jezus objawił się w taki sposób, że rozum tego nie dosięgnie. Tu już nie ma rozumu. Zresztą On nie pozostawił wątpliwości: po nim pozostała miłość w sposób, jakiego człowiek nigdy wcześniej nie chciał "wykonywać" w stosunku do drugiego człowieka. Dzisiaj też jest to trudne, przeważnie ponad siły. Ale stało się. Grecki "Logos" zrodził Syna, który powiedział, że rozum jest na nic, jeśli ludzie nie będą wzajemnie kochać się. To koniec. Reszta jest naszą ułomnością i naszym bądź poddaniem się jej, bądź zwycięstwem nad nią...I każdy z nas musi ocenić wszelkimi danymi nad od Boga zdolnościami, którędy przebiega granica. 
L
lolek
26 listopada 2011, 11:17
 Bracie_robocie to już dalsza kwestia, wyższy stopień wiary. Coś więcej niż objawienie kosmiczne przez ukryty Logos w przyrodzie, niemniej na tym pierwszym się wspierający.
26 listopada 2011, 09:32
 Misie, a zobaczcie ten problem: to fak, że nauka nie odpowiada na wszystkie pytania. Nie wszystkie tezy da się odpowiednio skutecznie udowodnić. Tutaj jest miejsce na myślenie o jakimś wymiarze metafizyki. Załóżmy. Ale przekonajcie mnie, że jeśli już nauka daje miejsce na myślenie o bogu, na jakiej podstawie ma to być Bóg rzymskokatolicki, a nie prawosławny, muzułmański, żydowski czy hinduski, hm? Jakie macie narzędzia udowodnienia, że ten bóg, któremu miejsce robi nauka, może być jedynie poprawnie definiowany przez was?
Szymon Anonim
26 listopada 2011, 00:54
to teraz o tym piszą ?? a Kent Hovind już dawno podawał argumenty (naukowe) na to, że biblia jest w 100% prawdziwa.. może nie jest on katolikiem ale argumenty ma dobre, wręcz precyzyjnei wymierzone ;p trudno po obejrzeniu jego seminarium, mieć jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do Istnienia Boga.
25 listopada 2011, 23:55
 Właściwie nikt piękniej nie opisał Boga od strony rozumu niż ci naukowcy, i ateiści, i wierzący...Logos. Nigdy w taki sposób jak oni nie odczuwałam Boga, bo w Niego i tak wierzyłam, ale każde zetknięcie z nauką (np. z biologią, np. z chemią) sprawiało, że chyba podobnie to odbierałam, chociaż ani skala tego odkrycia taka nie była - bo wierzyłam...-  ani nie umiałabym Jego tak "udowodnić" lub "wytłumaczyć", jak oni, naukowcy często wątpiący...Powalili mnie na kolana.
25 listopada 2011, 23:50
wierzyć w to, iż pierwsza komórka życiowa wyłoniła się przez przypadek, to jakby wierzyć, że "rozszalały huragan, który wpadł do składowiska złomu, poskładał do kupy boeinga i tu właśnie chodzi o wiarę (w ewolucję), a nie o naukę, bo nauka musi coś udowodnić, a póki co nikomu nie udało się przeprowadzić doświadczenia polegającego na odtworzeniu tej wiekopomnej chwili, kiedy powstał najprostszy organizm żywy roślinny lub zwierzęcy. Warto zamiast o teorii ewolucji mówić jedynie o hipotezie. Niby tak, ale to jednak rozum prowadzi ludzi niewierzących w Boga do Boga z powrotem, jeśli ponownie na rozumie opierają "przesłanki" istnienia Boga. Ja cały czas jestem zachwycona nawróceniem Anthony'ego Flew, bo tu rozum stał na przeszkodzie i rozum doprowadził do powrotu. Dla mnie to jest coś wspaniałego...
Karol Darmas
25 listopada 2011, 22:03
Nikt tu nie twierdzi, że coś udowodnił. Cały ten artykuł, to wskazanie tego, że poprzez rzetelne dążenie do odkrywania prawdy, naukowiec doszedł do wniosku, że Bóg musi istnieć. To też wiara, choć osiagnieta trudną, wymagającą drogą. Na prawdę, trzeba chylić czoła przed człowiekiem,  który wyznając całe życie założenie, że Boga nie ma, po wielu latach naukowego poszukiwania prawdy, uznał za prawdę istnienie Boga.
C
cbdo
25 listopada 2011, 20:14
wierzyć w to, iż pierwsza komórka życiowa wyłoniła się przez przypadek, to jakby wierzyć, że "rozszalały huragan, który wpadł do składowiska złomu, poskładał do kupy boeinga          i tu właśnie chodzi o wiarę (w ewolucję), a nie o naukę, bo nauka musi coś udowodnić, a póki co nikomu nie udało się przeprowadzić doświadczenia polegającego na odtworzeniu tej wiekopomnej chwili, kiedy powstał najprostszy organizm żywy roślinny lub zwierzęcy. Warto zamiast o teorii ewolucji mówić jedynie o hipotezie.
25 listopada 2011, 20:01
Tylko kretyni nie chcą być Chrześcijanami. To już tylko takie macie argumenty na nawrócenie? 
D
DNA
25 listopada 2011, 19:07
Tylko kretyni nie chcą być Chrześcijanami.
T
tak
25 listopada 2011, 18:59
Dominiku, A  niby kto miał i po co wyprać mózgi Apostołom. To przecież oni byli pierwszymi, którzy głosili chrześcijaństwo.
SW
sceptyczny wobec pewności
25 listopada 2011, 17:15
A cóz my możemy zakleszczeni w jakiejś konkretnej epoce powiedzieć nawet o prawach prawdopodobieństwa, w Boga się wierzy albo nie, a nie udowadnia naukowo, bo Bóg to nie rzecz. Szatan specjalnie kusi wmawiając że coś jest jasne, aby potem obuchem w łeb tak jak było ze słońcem co to sie kręci wokół Ziemii. Musiało sie kręcić bo przecież tak z Biblii wynikało i co? I jajo chciało by sie powiedzieć. Tak i dzis nie udowadniajmy ze nic nie istniało przed wielim wybuchem bo może i istniało (istnieje) coś pierwotnego w stosunku do czasu i coś pierwotnego w stosunku do przestrzenii, a przed tymi bytami mogły istnieć (istnieją) inne byty, a Bóg i tak jest gdzie indziej bo go nawet niebo czyli to co jest absolutnie nie do pojęcia(ani "oko nie widziało, ani.....") objąć nie może.Rozumowo Boga udowodnć się nie da, ja w i e r z ę  a  n i e   j e s t e m   p e w n y jak to że stukam na klawiaturze. A ksiądz juz odowodnił, wierzyc nie musi - jakie to fajne
D
dominik
25 listopada 2011, 16:53
do ~GG: Żydzi wierzą w tego samego Boga ale nie uznają obecności Syna Bożego na Ziemii. Muzuumanie raczej nie mają racji co do Allaha. Wyobrażasz sobie żeby Apostołowie, którzy by nie widzieli męki i śmierci Jezusa a potem Jego Zmartwychwstania byli w stanie oddać życie za tę naukę. Wydaje mi się, że gdyby to nie było prawdą - a oni widzieli to na właśne oczy - to by nie poszli na męczeńską śmierć. Za kłamstwo nie oddaliby życia. Oczywiście odezwą się sceptycy, którzy powiedzą "widocznie zrobiono im pranie mózgu". Otórz 12 miało by się w to wkręcić? A do tego jeszcze nawrócenie Pawła - spektakularne zrzucenie z konia. Był bogaty, opływał w dobrobyt, miał ciepłą posadkę - zostawił to i poszedł za Zmartwychwstalym, o którym wiedział, że został zabity na krzyżu. Chrześcijaństwo ma być nieprawdziwe? Jest w 100%. I nie tylko z tego powodu... ale z własnego odczówania obecności Boga - a nie mojego wymyślonego ja.
25 listopada 2011, 16:22
 Jak to dobrze być kretynem!!!!!!Szkoda mi wszystkich którzy się przed tym bronią
25 listopada 2011, 14:52
Tylko nie posądź mnie, proszę, że zrównuję teraz wiarę w Chrystusa z jakąkolwiek wiarą w Boga :-)
25 listopada 2011, 14:51
Super! ~gg, moim zdaniem jakakolwiek droga prowadzi do Boga, jest drogą właściwą. Jak imponujący umysł, mimo ludzkiej ułomności, musi mieć ten człowiek, że rozumowo doszedł do tego, co rozumowo od początku zakwestionował...Chylę czoła.
G
gg
25 listopada 2011, 14:27
Opieranie swojej wiary na jakimś odkryciu naukowym, bądź jego braku jest niezbyt dobry pomysłem. Bo za 20 lat może się okazać, że uda się z jakiś losowych procesów fizycznych stworzyć DNA. Albo uda się nam dowiedzieć co było przed Wielkim Wybuchem. I ile wtedy będzie warta taka wiara? I nie, to nie jest mój pomysł - ks. prof. Michał Heller powiedział kiedyś, że Bóg nie powinien być bogiem od zapychania dziur w nauce. Btw, nawet jeśli jakieś odkrycia naukowe niemogłyby się dać wyjaśnić, to skąd miałoby być wiadomo, że to nie Żydzi albo Muzułmanie mają rację?