(fot. asteegabo/flickr.com)
Edyta Zając

Piątek. Żeleźnikowa Wielka. W kościele parafialnym pod wezwaniem św. Archanioła unosi się duszny zapach kwiatów. Kobiety polerują posadzkę, stroją ołtarze, odkurzają figury i obrazy świętych. - Musi być pięknie dla naszego księdza Maksymiliana. Jutro wyświęcany będzie 25. kapłan z tej parafii - opowiadają.

Mówi się, że powołanie może być długotrwałym procesem lub przyjść nagle, niczym olśnienie - to tzw. powołanie szawłowe.

Bóg może powołać i tych gorliwych, spod ołtarza, i tych mniej zainteresowanych, spod kościelnego chóru. Każde powołanie to indywidualna historia.

Żaden z nas nie rodzi się wybrańcem. Powołanie może spotkać każdego.

- Ja byłem jak inni chłopcy - zwyczajnie grałem w piłkę, kłóciłem się z siostrami, miałem swoje lęki i słabości - mówi Maksymilian Lelito.

- Pierwsze wspomnienie związane z kościołem to jak wstajemy z mamą bardzo wcześnie, jeszcze przed świtem, i idziemy z naszego domu z Poręby Wielkiej do kościoła w Żeleźnikowej na pierwszą poranną mszę. Czasem zmęczony drogą dosypiałem jeszcze w jej ramionach. W drugiej klasie podstawówki zostałem ministrantem. To było dla mnie ważne, prawdziwe...

Ale potem nie wydarzyła się żadna rewolucja w mojej głowie i sercu, nie zostałem nagle olśniony myślą o kapłaństwie. To był proces. Ta myśl latami krążyła gdzieś blisko. Przychodziła i odchodziła na różnych etapach mojego życia. Pod koniec liceum całkowicie się ulotniła. Dobrze się uczyłem, planowałem studia ekonomiczne. Właściwie już podjąłem decyzję, zdecydowałem się na Uniwersytet Ekonomiczny.

Pamiętam noc przed tym, gdy miałem z rodzicami jechać do Krakowa, żeby załatwić formalności i złożyć papiery na uczelni. Choć wszystko miałem zaplanowane, nie mogłem zasnąć. W końcu obudziłem mamę w środku nocy i mówię: "Mamo jutro pojedziemy jednak w innym kierunku".

- Wtedy syn powiedział, że pójdzie do seminarium duchownego. Tak postanowił. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie było we mnie sprzeciwu. Zawsze uczyłam moje dzieci, że mają prawo do własnych decyzji. Ufałam w mądrość jego wyboru.

Sobota. Do kościoła w Żeleźnikowej Wielkiej prosto ze święceń kapłańskich w Tarnowie przyjeżdża Maksymilian Lelito. Mieszkańcy wsi tłumnie zebrani witają go po raz pierwszy nie jako diakona, ale księdza. Za chwilę młody kapłan każdego z nich pobłogosławi, kładąc na głowach dłonie namaszczone świętymi olejami.

- Kiedy podjechałem pod kościół i zobaczyłem ludzi moknących w strugach deszczu: przyjaciół, sąsiadów, rodzinę, którzy przyszli tylko po to, by mnie przywitać - wzruszyłem się, byłem bliski łez, a nie zdarza mi się to często - opowiada młody ksiądz. - Jestem im wdzięczny za ich modlitwę i obecność. Wierzę, że to dzięki ich wsparciu miałem siłę, żeby przejść tę drogę, która nie zawsze była oczywista. Sześć lat seminarium to był czas, kiedy mogłem siebie naprawdę poznać i szczerze odpowiedzieć na wiele pytań. Bo wiara nie może być ślepa, lecz wymaga myślenia. Seminarium duchowne daje bardzo wiele. Nie tylko wiedzę teologiczną, ale samopoznanie. Czasem wkracza się tam bez świadomości, kim się jest naprawdę.

To wielka lekcja. Wchodzimy we wspólnotę, w której każdy jest indywidualnością: kształtują nas różne doświadczenia, pochodzimy z różnych środowisk, dlatego budowanie tych relacji nie zawsze jest proste. Pojawiają się zwykłe ludzkie emocje: kogoś się lubi bardziej, a kogoś mniej. To wielka praca, żeby przekroczyć subiektywny wymiar własnych odczuć i starać się zrozumieć. Tych barier do przekraczania w seminarium jest zresztą bardzo wiele. Okazuje się, że największe ograniczenia nie pochodzą z zewnątrz, lecz tkwią w nas.

- Były momenty trudne, chwile niedowierzania: czy na pewno jestem na dobrej drodze?

- To nie jest prosty wybór. Miałem pełną świadomość wszystkich scenariuszy życiowych, z jakich rezygnuję wybierając kapłaństwo.

Niedziela. Pod domem rodzinnym księdza Maksymiliana Lelito ustawia się kawalkada. Ksiądz prymicjant, pobłogosławiony przez rodziców, rusza w uroczystym orszaku do Żeleźnikowej. Tam, w towarzystwie dostojników kościelnych, kolegów z seminarium i parafian odprawi swoją pierwszą mszę świętą. - Kapłan ma mandat od Boga, żeby głosić słowa, które otwierają nową perspektywę życia - powie w kazaniu prymicyjnym ks. Stanisław Wojdak. - To wola samego Jezusa, żeby kapłan był Alterchristi - drugim Chrystusem. Los kapłana jest losem Boga na świecie.

- Alterchristi, drugi Chrystus, to piękne określenie, ale proszę tego źle nie zrozumieć, to nie jest tak, że kapłan czuje się równy Bogu - mówi Maksymilian. - Myśląc w ten sposób popełniałby grzech pychy. Jest raczej narzędziem, przez które działa łaska Pana.

Msza prymicyjna to były dla mnie ogromne emocje. Noc przed nią nie mogłem zasnąć. Nie było tak, że wstałem rano i powiedziałem sobie: "to teraz jestem księdzem", że w momencie, gdy założyłem szaty liturgiczne przed niedzielną mszą dokonała się transformacja.

Ten dzień był uwieńczeniem etapu, który trwał przez lata. Dojrzewanie do tej posługi to proces, który nigdy nie jest skończony, tworzą go wszystkie wydarzenia - od dnia narodzin do śmierci. To trochę tak jak z macierzyństwem - kobieta rodzi dziecko i staje się matką, ale do macierzyństwa dojrzewa z każdym dniem życia swojego dziecka. Kapłana też kształtują wszystkie spotkania z ludźmi.

Być przy ludziach, słuchać ich, nie osądzać, a zarazem mieć odwagę nazywać rzeczy po imieniu - to wielka odpowiedzialność i wyzwanie. Ksiądz musi poznawać nie tylko uczynki ludzi, ale ich historie, bo tylko wtedy tak naprawdę może zrozumieć kontekst ludzkich wyborów.

Dlaczego zostałem kapłanem?

To jest wielka tajemnica. Można zapytać, czemu Jezus wybrał Judasza czy Piotra na swoich uczniów? Może znaleźliby się od nich lepsi, ale taka była wola Boga i trudno to zracjonalizować. Pewne rzeczy trudno jest zrozumieć osobie z zewnątrz, bo nie da się tego do końca wyjaśnić słowami. Zostałem zaślubiony Bogu. I jak każdą relację, tę miłość muszę teraz pielęgnować, by trwała. Czuję Jego siłę i obecność.

Źródło: Czas prymicji

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czas prymicji
Komentarze (11)
Ż
żona
27 czerwca 2011, 23:55
Czy uważasz, że krótko znaczy dobrze? Nigdzie tego nie napisałam. Krótkie przygotowanie może oznaczać złe przygotowanie. Choć znam małżeństwa z krótkim stażem znajomości przed ślubem i są bardzo, ale to bardzo szczęśliwe, ale są one w mniejszości, to prawda.
ŁZ
Łukasz z Warszawy
27 czerwca 2011, 23:23
Do kapłaństwa przygotowanie trwa 6 lat(!!!!), a do małżeństwa... Szkoda pisać. Łukasz, a kto Tobie i Twojej narzeczonej zabrania przygotować się do małżeństwa 5 lub 6 lat? Czy uważasz, że krótko znaczy dobrze? Ile jest małżeństw, które szybko brały ślub i teraz są już wiele lat po rozwodzie. Czemu piszesz jakbyś mnie znała? Jestem akurat szczęśliwym mężem i ojcem. Nie licząc przygotowania w mojej rodzinie przygotowywałem się do małżeństwa 8 lat. Trafiłem na ludzi, którzy pokazali mi, że decyzje które podejmuję są na całe życie. Czy jest to kapłaństwo, czy małżeństwo, czy też życie w samotności to decyzja musi być przemyslana i powinniśmy się do tego dobrze przygotować. 
27 czerwca 2011, 11:37
Szanuję każdego Człowieka który wybiera kapłaństwo. Jest to niesamowita droga do świętości. Szkoda tylko, że ludzie zapominają, że małżeństwo jest też taką drogą. Do kapłaństwa przygotowanie trwa 6 lat(!!!!), a do małżeństwa... Szkoda pisać. Wbrew pozorom, przygotowanie do małżeństwa trwa dłużej niż 6 lat. Jesteśmy na to przygotowywani od dziecka, obserwujac rodzinę, w której wzrastamy, widząc relacje między rodzicami. Oczywiście tu pojawia się problem rozbitych rodzin - kryzys w rodzinie rzutuje na przygotowanie następnego pokolenia do małżeństwa.
Ż
żona
26 czerwca 2011, 23:04
Do kapłaństwa przygotowanie trwa 6 lat(!!!!), a do małżeństwa... Szkoda pisać. Łukasz, a kto Tobie i Twojej narzeczonej zabrania przygotować się do małżeństwa 5 lub 6 lat?
ŁZ
Łukasz z Warszawy
26 czerwca 2011, 22:49
Szanuję każdego Człowieka który wybiera kapłaństwo. Jest to niesamowita droga do świętości. Szkoda tylko, że ludzie zapominają, że małżeństwo jest też taką drogą. Do kapłaństwa przygotowanie trwa 6 lat(!!!!), a do małżeństwa... Szkoda pisać.
M
Michał
26 czerwca 2011, 15:04
Kapłaństwo to droga piękna ale niezwykle trudna. Sam stoję przed wyborem. Ukończyłem liceum i zastanawiam się nad przyszłościa. Studia mam zaplanowane od dawna. Natomiast myśl o kapłaństwie pojawiała mi się już niejednokrotnie od czasów gimnazjum. Może poczekam jeszcze rok z decyzją ? Ale tego nie da się wyciszyć ani po prostu wyłączyć, ta myśl jest i wraca...
K
klara
26 czerwca 2011, 09:50
kapłaństwo jest wielkim darem człowiek jest tylko narzędziem w ręku Boga no nie do końca, papież podobno jest jego Następcą. Bracie-robocie, papież jest następcą św.Piotra. Skąd pomysł, że Boga?
M
Marco
26 czerwca 2011, 09:39
kapłaństwo jest wielkim darem człowiek jest tylko narzędziem w ręku Boga Jest Namiestnikiem na Ziemi a ten nie jest równy Jezusowi tylko pierwszy z wszystkich
25 czerwca 2011, 19:49
kapłaństwo jest wielkim darem człowiek jest tylko narzędziem w ręku Boga no nie do końca, papież podobno jest jego Następcą.
M
monika
25 czerwca 2011, 16:55
kapłaństwo jest wielkim darem człowiek jest tylko narzędziem w ręku Boga
K
kate
25 czerwca 2011, 11:04
Zawsze, gdy uczestniczę w prymicjach zastanawiam się, co się dzieje potem z tymi kapłanami i z tymi ludźmi w kościele. To jak z sakramentem małżeństwa - w tym momencie radość wszystkich obecnych, a potem "szara rzeczywistość", czyli zwykle samotność. Kapłanom życzę wytrwałości i raczej nie czczenia kolejnych jubileuszy, ale raczej posiadania takich osób, które z wytrwałości: modlitwą i ludzkim wsparciem będą towarzyszyć im przez życie. Oczywiście małżonkom życzę tego samego.