Czy stworzyliśmy „kulturę samotności”?

(fot. Toa Heftiba / Unsplash)
Kevin Vost

Jednej rzeczy możesz być pewien: jeśli czujesz się samotny, nie jesteś w tym uczuciu osamotniony.

Samotność towarzyszy nam od zawsze, ale niezwykle ważne jest zastanowienie się nad tym, że jej występowanie w ostatnich czasach wzrasta w alarmującym tempie. Niedawny przegląd dziesiątków badań nad samotno­ścią przeprowadzonych na całym świecie stanowi ostrzeżenie: „Badacze przewidują, że jeśli nie podejmie się stosownych dzia­łań, samotność przybierze do roku 2030 rozmiary epidemii”. Zdaje się, że w ciągu następnego dziesięciolecia dojdzie do prawdziwej epidemii samotności, jeśli nie zrobimy niczego, co powstrzymałoby katastrofę. Dlaczego we współczesnym świecie – w miarę wzrostu populacji – coraz więcej osób zgłasza poczucie emocjonalnej i społecznej izolacji od innych?

Liczne świeckie publikacje wydawane od lat 60. ubiegłego wieku dowodzą, że kultura amerykańska oddala się od trady­cyjnych znaczących więzi społecznych i interakcji, zmierzając ku skupieniu na sobie i konsumpcjonizmowi. Jedna z nich to książka z roku 1979 historyka Christophera Lascha, zatytułowana „Kultura narcyzmu: amerykańskie życie w czasach malejących oczekiwań”, w której autor stara się udowodnić, że zaabsorbo­wanie sobą i konsumpcją produktów materialnych zrodziły się w następstwie upadku wartości rodzinnych i tradycyjnych war­tości społecznych. Mniej niż dwie dekady później, w marcu 1995 roku, papież Jan Paweł II [w „Evangelium vitae” – przyp. DEON.pl] – dziś święty – nagłośnił ważne zjawisko nowo powstającej kultury, która ogarniała i niszczyła współ­czesne związki międzyludzkie, a mianowicie „kultury śmierci”:

„Szerzy się ona wskutek oddziaływania silnych tendencji kultu­rowych, gospodarczych i politycznych, wyrażających określoną koncepcję społeczeństwa, w której najważniejszym kryterium jest sukces. Rozpatrując całą sytuację z tego punktu widzenia, można mówić w pewnym sensie o wojnie silnych przeciw bez­silnym: życie, które domaga się większej życzliwości, miłości i opieki, jest uznawane za bezużyteczne lub traktowane jako nieznośny ciężar, a w konsekwencji odrzucane na różne spo­soby. Człowiek, który swoją chorobą, niepełnosprawnością lub – po prostu – samą swoją obecnością zagraża dobrobytowi lub życiowym przyzwyczajeniom osób bardziej uprzywilejo­wanych, bywa postrzegany jako wróg, przed którym należy się bronić albo którego należy wyeliminować. Powstaje w ten sposób swoisty „spisek przeciw życiu”. Wciąga on nie tylko pojedyncze osoby w ich relacjach indywidualnych, rodzinnych i społecznych, ale sięga daleko szerzej i zyskuje wymiar globalny, naruszając i niszcząc relacje łączące narody i państwa”.

DEON.PL POLECA

Czy ta ogólnoświatowa „kultura śmierci”, ceniąca wydajność i skuteczność wyżej niż miłość i troskę o wszelkie życie ludz­kie, przyczynia się do rosnącej samotności, zwłaszcza wśród ludzi niedołężnych, słabych, starszych lub niepełnosprawnych, postrzeganych w społeczeństwie jako ciężar? Jan Paweł II był oczywiście aktywnym zwolennikiem przeciwstawnej „kultury życia”, kultury ceniącej wszelkie życie ludzkie, samo w sobie i od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci. Co ciekawe, świecki autor Christopher Lasch, zapytany podczas wywiadu w 1991 roku o oznaki „nadziei” lub „wizji moralnej”, odpowiedział, że „nie widzi jej wiele” w religii zorganizowanej, ale „widać jej pewne przejawy w tradycji katolickiej… Można by nawet powiedzieć, że papież jest jedną z osób mających najlepszy wgląd w kwestie społeczne”. Dość zaskakująca odpowiedź pły­nąca z ust byłego marksisty, któremu od dzieciństwa wpajano radykalnie świeckie ideały.

W istocie Jan Paweł II był zarówno świętym, jak i mędrcem.

Możemy się zastanawiać, w jakim stopniu do samotności w obecnych czasach przyczyniła się nasza współczesna kultura konsumpcjonizmu, narcyzmu, wydajności technologicznej i – co najsmutniejsze – śmierci. W świetle ogromnej ilości danych naukowych, trudno zaprzeczyć faktowi, iż żyjemy za­nurzeni w „kulturze samotności”.

W roku 2000 politolog Robert Putman w książce zatytułowa­nej „Samotna gra w kręgle: Upadek i odrodzenie wspólnot lokalnych w Stanach Zjednoczonych" udokumentował znaczne spadki uczestnictwa w różnego rodzaju zajęciach wzmacniających więzi społeczne, obserwo­wane w Stanach Zjednoczonych w ostatnich dziesięcioleciach, w tym przynależność do partii politycznych, grup obywatelskich, kościołów, grup zawodowych, niezależnych stowarzyszeń spo­łecznych itp. Zapadający w pamięć tytuł książki odzwierciedlał odkrycie autora, że choć gra w kręgle cieszy się w Stanach ogromną popularnością, mniej osób niż kiedykolwiek uprawia ten sport w trybie ligowym, pre­ferując „grę w pojedynkę” lub w wybranej grupie przyjaciół. Putman zauważył również, że niektórzy ludzie grający w oficjal­nych ligach i tak „grali w pojedynkę”, gdyż oczekując na swoją kolej, woleli oglądać telewizję na dużych ekranach zawieszonych w salach niż udzielać się towarzysko.

Naturalnie jego spostrzeżenie wychodziło znacznie poza tematykę gry w kręgle, odnosiło się bowiem również do róż­nego rodzaju formalnych i nieformalnych stowarzyszeń i zajęć, w tym zorganizowanej działalności politycznej, gry w karty, uczestnictwa w piknikach i w innych wspólnych wyjściach grupowych, zwykłych wizyt u przyjaciół, obiadów spożywa­nych w towarzystwie przyjaciół, a nawet obiadów rodzinnych. Ludzie coraz częściej spędzali wolny czas w domu i często sami.

Fragment pochodzi z książki Kevina Vosta "Przewodnik po samotności". Więcej znajdziesz tutaj >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy stworzyliśmy „kulturę samotności”?
Komentarze (5)
PR
~Ppp Rrr
4 sierpnia 2021, 07:44
Kiedy czytam o „niszczeniu”, zawsze mam wrażenie, że nie chodzi o samą czynność niszczenia – chodzi raczej o pojawiającą się odwagę, by stwierdzić, że coś nigdy nie było zbyt wysokiej jakości lub nie było uniwersalne. Samotność może oznaczać WOLNOŚĆ – zwłaszcza, kiedy towarzystwo jest męczące a człowiek jest introwertykiem. Pozdrawiam.
IK
~Iga Kornaga
4 sierpnia 2020, 16:25
Nie ma to jak "czarno-białe" patrzenie na rzeczywistość. Sama doświadczam tej samotności bardzo mocno, choć to też związane z moją introwertyczną osobowością i nieśmiałością. Ale jednocześnie uważam, że kiedyś też były problemy z relacjami(patrząc na ludzi ze starszego pokolenia) tylko nie było gdzie uciec a dziś jest wiele rozpraszaczy i ludzi są bardziej niezależni.A potrzeba współzależności, dawniej wydaje mi się , że było za dużo zależności od innych. teraz może jest przesada w drugą stronę. Tak samo trudno postawić granicę w konsumpcjonizmie. Temat rzeka. Ja bym tak wszystkiego w naszej kulturze nie negowała.
WG
~Wenanty Grodziski
3 sierpnia 2020, 19:03
Niestety "kultura samotności" stała się już tak dominującą, że pochłania nawet, a może przede wszytkim ludzi młodych. Współczesne dzieci i młodzież nie będą miały zbyt wielu wspomnień związanych z grupowymi zabawami... Studenci nie muszą już dzielić wspólnych pomieszczeń sanitarnych w wyremontowanych akademikach... Tak wychowane osoby, mimo iż, być może poczują potrzebę życia we wspólnocie, będą miałby ogromny problem z przekroczeniem społecznych barier.
MB
~Marcin Baran
3 sierpnia 2020, 14:01
Człowiek został stworzony na wzór wspólnoty Trzech Osób Boskich, dlatego samotność jest jego największym wrogiem i cała jego natura sprzeciwia się samotności. Ostatecznym celem człowieka jest wiekuista komunia z Bogiem i zbawionymi. I natura człowieka instynktownie to wyczuwa. Antropologicznie i teologicznie samotność nie ma żadnego sensu.
AS
~Antoni Szwed
3 sierpnia 2020, 10:18
Samotność i coraz większy lęk rodzi się tam, gdzie panuje grzech i nie ma Boga. Jedynie Bóg jest lekarstwem na samotność, smutek, rozpacz, bezmyślną konsumpcję itd. Bo tylko On ma właściwe lekarstwo: łaskę, która jest udzielana przede wszystkim w sakramentach świętych, będących do dyspozycji wiernych w Kościele katolickim. Świat "wysokiej materialnej konsumpcji" radykalnie odszedł od Boga, wzgardził Nim, co więcej, poniża Go każdego dnia, wywyższając człowieka. To musiało się skończyć tym, co widzimy obecnie, humanitarną klęską. Ratunek jest Kościele Chrystusa, pod warunkiem, że będą w nim sprawowali posługę biskupi i księża w pełni oddani Bogu a nie światu.