Czy stworzyliśmy „kulturę samotności”?
Jednej rzeczy możesz być pewien: jeśli czujesz się samotny, nie jesteś w tym uczuciu osamotniony.
Samotność towarzyszy nam od zawsze, ale niezwykle ważne jest zastanowienie się nad tym, że jej występowanie w ostatnich czasach wzrasta w alarmującym tempie. Niedawny przegląd dziesiątków badań nad samotnością przeprowadzonych na całym świecie stanowi ostrzeżenie: „Badacze przewidują, że jeśli nie podejmie się stosownych działań, samotność przybierze do roku 2030 rozmiary epidemii”. Zdaje się, że w ciągu następnego dziesięciolecia dojdzie do prawdziwej epidemii samotności, jeśli nie zrobimy niczego, co powstrzymałoby katastrofę. Dlaczego we współczesnym świecie – w miarę wzrostu populacji – coraz więcej osób zgłasza poczucie emocjonalnej i społecznej izolacji od innych?
Liczne świeckie publikacje wydawane od lat 60. ubiegłego wieku dowodzą, że kultura amerykańska oddala się od tradycyjnych znaczących więzi społecznych i interakcji, zmierzając ku skupieniu na sobie i konsumpcjonizmowi. Jedna z nich to książka z roku 1979 historyka Christophera Lascha, zatytułowana „Kultura narcyzmu: amerykańskie życie w czasach malejących oczekiwań”, w której autor stara się udowodnić, że zaabsorbowanie sobą i konsumpcją produktów materialnych zrodziły się w następstwie upadku wartości rodzinnych i tradycyjnych wartości społecznych. Mniej niż dwie dekady później, w marcu 1995 roku, papież Jan Paweł II [w „Evangelium vitae” – przyp. DEON.pl] – dziś święty – nagłośnił ważne zjawisko nowo powstającej kultury, która ogarniała i niszczyła współczesne związki międzyludzkie, a mianowicie „kultury śmierci”:
„Szerzy się ona wskutek oddziaływania silnych tendencji kulturowych, gospodarczych i politycznych, wyrażających określoną koncepcję społeczeństwa, w której najważniejszym kryterium jest sukces. Rozpatrując całą sytuację z tego punktu widzenia, można mówić w pewnym sensie o wojnie silnych przeciw bezsilnym: życie, które domaga się większej życzliwości, miłości i opieki, jest uznawane za bezużyteczne lub traktowane jako nieznośny ciężar, a w konsekwencji odrzucane na różne sposoby. Człowiek, który swoją chorobą, niepełnosprawnością lub – po prostu – samą swoją obecnością zagraża dobrobytowi lub życiowym przyzwyczajeniom osób bardziej uprzywilejowanych, bywa postrzegany jako wróg, przed którym należy się bronić albo którego należy wyeliminować. Powstaje w ten sposób swoisty „spisek przeciw życiu”. Wciąga on nie tylko pojedyncze osoby w ich relacjach indywidualnych, rodzinnych i społecznych, ale sięga daleko szerzej i zyskuje wymiar globalny, naruszając i niszcząc relacje łączące narody i państwa”.
Czy ta ogólnoświatowa „kultura śmierci”, ceniąca wydajność i skuteczność wyżej niż miłość i troskę o wszelkie życie ludzkie, przyczynia się do rosnącej samotności, zwłaszcza wśród ludzi niedołężnych, słabych, starszych lub niepełnosprawnych, postrzeganych w społeczeństwie jako ciężar? Jan Paweł II był oczywiście aktywnym zwolennikiem przeciwstawnej „kultury życia”, kultury ceniącej wszelkie życie ludzkie, samo w sobie i od chwili poczęcia aż do naturalnej śmierci. Co ciekawe, świecki autor Christopher Lasch, zapytany podczas wywiadu w 1991 roku o oznaki „nadziei” lub „wizji moralnej”, odpowiedział, że „nie widzi jej wiele” w religii zorganizowanej, ale „widać jej pewne przejawy w tradycji katolickiej… Można by nawet powiedzieć, że papież jest jedną z osób mających najlepszy wgląd w kwestie społeczne”. Dość zaskakująca odpowiedź płynąca z ust byłego marksisty, któremu od dzieciństwa wpajano radykalnie świeckie ideały.
W istocie Jan Paweł II był zarówno świętym, jak i mędrcem.
Możemy się zastanawiać, w jakim stopniu do samotności w obecnych czasach przyczyniła się nasza współczesna kultura konsumpcjonizmu, narcyzmu, wydajności technologicznej i – co najsmutniejsze – śmierci. W świetle ogromnej ilości danych naukowych, trudno zaprzeczyć faktowi, iż żyjemy zanurzeni w „kulturze samotności”.
W roku 2000 politolog Robert Putman w książce zatytułowanej „Samotna gra w kręgle: Upadek i odrodzenie wspólnot lokalnych w Stanach Zjednoczonych" udokumentował znaczne spadki uczestnictwa w różnego rodzaju zajęciach wzmacniających więzi społeczne, obserwowane w Stanach Zjednoczonych w ostatnich dziesięcioleciach, w tym przynależność do partii politycznych, grup obywatelskich, kościołów, grup zawodowych, niezależnych stowarzyszeń społecznych itp. Zapadający w pamięć tytuł książki odzwierciedlał odkrycie autora, że choć gra w kręgle cieszy się w Stanach ogromną popularnością, mniej osób niż kiedykolwiek uprawia ten sport w trybie ligowym, preferując „grę w pojedynkę” lub w wybranej grupie przyjaciół. Putman zauważył również, że niektórzy ludzie grający w oficjalnych ligach i tak „grali w pojedynkę”, gdyż oczekując na swoją kolej, woleli oglądać telewizję na dużych ekranach zawieszonych w salach niż udzielać się towarzysko.
Naturalnie jego spostrzeżenie wychodziło znacznie poza tematykę gry w kręgle, odnosiło się bowiem również do różnego rodzaju formalnych i nieformalnych stowarzyszeń i zajęć, w tym zorganizowanej działalności politycznej, gry w karty, uczestnictwa w piknikach i w innych wspólnych wyjściach grupowych, zwykłych wizyt u przyjaciół, obiadów spożywanych w towarzystwie przyjaciół, a nawet obiadów rodzinnych. Ludzie coraz częściej spędzali wolny czas w domu i często sami.
Fragment pochodzi z książki Kevina Vosta "Przewodnik po samotności". Więcej znajdziesz tutaj >>
Skomentuj artykuł