Dlaczego księża porzucają kapłaństwo?
"Odchodzenie z kapłaństwa nie jest ani zjawiskiem nowym, ani szczególnie nasilonym w ostatnich latach. Niemniej warto rozważyć, dlaczego odchodzą".
Zainteresowanie życiem współczesnych księży stało się żywym tematem obecnym w przestrzeni publicznej. Nie wynika ono jednak z troski, aby podjąć rzetelną refleksję nad realnymi problemami, z którymi borykają się współcześni księża, ale jest demaskowaniem mrocznej strony ich życia. Dlatego doniesienia prasowe są wypełnione skandalami, których dopuścili się duchowni.
Najczęściej wymienia się pedofilię, homoseksualizm, podwójne życie, alkoholizm. Nowym zjawiskiem jest to, że medialnymi ekspertami od życia duchownych stali się byli księża, którzy uchodzą za bezstronnych krytyków życia kościelnego.
Mroczne zachowania księży zwykle interpretuje się jako objawy, których rzeczywistymi przyczynami są między innymi: skazanie księży na samotność, czyli życie w celibacie, błędy przełożonych, którzy feudalnie zarządzają diecezją lub zakonem, brak pomocy fachowej, z której mogliby korzystać księża obciążeni problemami psychicznymi i moralnymi.
W przestrzeni publicznej kreuje się obraz księdza, któremu wierni nie powinni spontanicznie zaufać, gdyż mogą doznać bolesnego zawodu, oraz obraz księdza jako człowieka nieszczęśliwego, a nawet pokrzywdzonego przez instytucje kościelne. Bez wątpienia medialna kreacja obrazu księdza jest bardzo uproszczona, zmusza jednak do refleksji i głębszego namysłu.
Posiada ona moc sprawczą. Obciąża życie wielu księży. Niektórzy reagują na nią smutkiem i przygnębieniem, inni odczuwają potrzebę obrony i walki. W tym kontekście rodzi się pytanie, jaki wpływ może wywierać negatywny obraz księdza obecny w przestrzeni publicznej na tych, którzy doświadczają kryzysu powołania i rozważają możliwość odejścia z kapłaństwa?
Precyzyjna odpowiedź wymagałaby przeprowadzenia stosownych badań statystycznych. Opierając się na doświadczeniu życiowym, należy przyznać, że czynnik społeczny wywiera znaczny wpływ na decyzje jednostkowe, ale nie decydujący. Odchodzenie z kapłaństwa nie jest ani zjawiskiem nowym, ani szczególnie nasilonym w ostatnich latach. Niemniej warto rozważyć, dlaczego odchodzą. Zapewne motywacje odchodzących księży z kapłaństwa są wielowątkowe. Rozwinięcie ich przekracza możliwości niniejszych rozważań. Dlatego podjętą refleksję zogniskujemy wokół tematu dojrzałości mężczyzn, którzy wybrali kapłaństwo i ponieśli porażkę.
Kryzys męskiej tożsamości
Mężczyźni, którzy decydują się na kapłaństwo, nie są z innej gliny niż pozostali. Uczestniczą w tej samej doli i niedoli bycia mężczyzną. Współczesny mężczyzna często czuje się niepewny w swoim byciu i działaniu. Obserwacje socjologiczne i psychologiczne wskazują na to, że wielu mężczyzn nie ukształtowało w sobie wyrazistej męskiej tożsamości.
Zagubieni sami w sobie mężczyźni łatwo ulegają złudzeniu, że istnieje idealny obraz męskości. Wyidealizowany obraz męskości definiowany jest przede wszystkim przez siłę fizyczną, intelektualną, wolitywną, sprawczą. Spontanicznym odruchem każdego mężczyzny jest lęk przed własną kruchością i słabościami. Dlatego często sięga on po maskę, której zadaniem jest stworzyć pozór męskiej siły i poczucie, że jest się kimś ważnym, godnym podziwu, wpływającym na innych.
Wybór masek, które noszą współcześni mężczyźni w życiu, jest ograniczony, niemal standardowy: macho, bezwzględny biznesmen, chłodny profesjonalista, miły facet, luzak, ciacho, mężczyzna sukcesu i inne. Maski te mają pozorować, że "wszystko jest w porządku". Za ich fasadą wielu mężczyzn prowadzi życie w cichej rozpaczy, którą próbują złagodzić różnymi używkami, takimi jak alkohol, seks, czy innymi sposobami pocieszania siebie. Niewielu ma odwagę zmierzyć się ze swoimi rzeczywistymi słabościami. Męską duszę ogarnia bojaźń i drżenie, gdy ujawniają się słabości.
Zagrażają one utrzymaniu wizerunku tak zwanego prawdziwego mężczyzny. Dlatego mężczyźni z dużym oporem konfrontują się ze słabościami, ponieważ z ich powodu odczuwają wstyd i zagubienie. Tym bardziej gdy wcielają się w rolę duchowych autorytetów, nauczycieli, pasterzy, zagrożenie kompromitacją i wstydem wzrasta. Księża, którzy kurczowo trzymają się poprawnego wizerunku kapłańskiego, silnie opierają się przed konfrontacją ze swoim prawdziwym człowieczeństwem.
Inni nadmiernie gorliwi pod maską wielkoduszności ukrywają wewnętrzne napięcie, smutek i skłonność do dominacji. Wewnętrzna niespójność grozi rozejściem się kapłaństwa i człowieczeństwa w codziennym funkcjonowaniu. Dochodzi bowiem do przeinwestowania w budowanie fasadowego "ja" społecznego, by poczuć się kimś ważnym, wielkim, podziwianym. Dlatego sporym zaskoczeniem dla wiernych bywają odejścia księży, którzy będąc aktywnymi i skutecznymi duszpasterzami, wydawali się dojrzałymi mężczyznami spełniającymi się w służbie kapłańskiej.
Częstym zjawiskiem jest nadmierny związek uczuciowy mężczyzn z ich matkami. Niektórzy popadają tu w uzależnienie. Na wzór matki kształtują w sobie życie emocjonalne. Bywają mężczyźni, którzy zdają się na kobiety w kwestii kierowania swym życiem. Uwięzienie w matriarchacie zatrzymuje mężczyznę w jego drodze do rozwoju męskiej tożsamości.
Jeśli matka nie odda syna przed okresem dojrzewania pod władzę ojca, co dzieje się często dlatego, że ojciec jest słaby, może on pozostać psychicznie żeński. Jeszcze bardziej skomplikowana sytuacja powstaje, gdy matka jest niedojrzała, a jej relacja z synem jest kompensacją niespełnionych potrzeb emocjonalnych. Wtedy pojawia się niebezpieczeństwo, że syn zostanie emocjonalnie uwiedziony i stanie się "synem dla matki", jej emocjonalnym partnerem.
Psychicznie pozostanie przy niej, aby ją wspierać i pocieszać. W głębi duszy będzie czuł do niej złość, której nigdy nie wyrazi wprost. Mężczyźni, którzy nieświadomie wybrali żeńską drogę rozwoju, mają trudność, aby świadomie i racjonalnie kontrolować swój świat emocji. Reagują gwałtownie i czasem polegają wyłącznie na silnych emocjach, tracąc zdolność do intensywnego i jasnego myślenia. W środowisku księży postać matki jest obdarzana szczególnym szacunkiem i czcią.
To ona najczęściej przekazuje wiarę chrześcijańską i troszczy się o rozwój religijny syna. Nie deprecjonując roli matki w życiu syna, należy jednak zaznaczyć, że może dojść do nadmiernego jej wpływu na jego osobowość, a nawet na podjęcie przez niego wyboru kapłaństwa. W takiej sytuacji ksiądz, który poszukuje swojej męskiej tożsamości, z czasem uzyskuje siłę, aby dokonać psychicznej separacji od matki. A to może oznaczać, że równocześnie odchodzi z kapłaństwa, jeśli nie zbudował sobie głębszej i osobistej motywacji duchowej. Niekiedy zawiera związek małżeński, w którym powtarza swoją znaną rolę wobec życiowej partnerki, która kieruje jego życiem, a on ją pociesza i zadowala.
Proces stawania się mężczyzną został u wielu naznaczony "raną ojcowską". W dawnym modelu rodziny chłopcy nabywali poczucia męskiej tożsamości, stojąc u boku swoich ojców, pracując na roli czy w rodzinnej firmie. To było niemal jak przekazywanie męskości z ojca na syna. Mężczyźni uczyli się od swoich ojców, jak radzić sobie z życiowymi wyzwaniami. Zdobywali mądrość, że bycie silnym nie oznacza bycia władczym i kontrolującym. Uczyli się od ojców, jak szanować, a nie patrzeć z góry na kobiety. Dzięki przebywaniu z ojcami budowali swój męski kręgosłup.
Stawali się odpowiedzialnymi mężczyznami, zdolnymi stawić czoła przeciwnościom. We współczesnym modelu rodziny najczęściej występuje sztywny podział ról, ojciec pracuje zawodowo, a wychowywanie dzieci spoczywa na matce, która też pracuje zawodowo. Dorastający chłopcy zostali pozbawieni naturalnej możliwości budowania więzi z ojcem. Jak zatem mają zbudować swoją męską tożsamość bez głębokiego kontaktu z ojcem, który jest dla nich pierwszym obrazem męskości?
Co dzieje się w duszy syna, kiedy ojciec jest nieobecny fizycznie lub emocjonalnie? Albo gdy powraca do domu zniewolony uzależnieniem alkoholowym? Bądź nie akceptuje odrębnej osobowości syna, nadmiernie krytykując jego osobę i jego zachowania?
Co dzieje się w duszy syna, gdy ojciec bywa w domu, nie krytykuje, nie obraża, ale zachowuje się jak niemy? Być może jest dobrym żywicielem rodziny, ale przekazuje niewiele albo nic z tego, kim jest sam i kim są dla niego najbliżsi. Syn może odebrać takie sygnały jako brak akceptacji, a nawet odrzucenie. A przecież jest spragniony uwagi ojcowskiej, jego uznania i wyrazu pozytywnych uczuć. Jeśli jego potrzeby psychiczne nie zostaną zaspokojone, dorasta z raną w duszy. Nie wie, jak być mężczyzną.
Rana to miejsce, w którym może zamieszkać nieufność i gniew wobec mężczyzn, a także chore poczucie własnej wartości. Mężczyźni przeszyci "raną ojcowską" mają trudności z autorytetami, ponieważ doznali zawodu ze strony własnych ojców. W ich dorosłym życiu pojawiają się problemy w sytuacjach wymagających zależności, które są nie do uniknięcia choćby w życiu zawodowym. Wobec strukturalnych autorytetów przyjmują sztywne postawy: albo ciągle zginają przed nimi kolana, albo z nimi walczą. Ci, którzy wstępują na drogę kapłańską, wybierają życie w strukturze hierarchicznej Kościoła, zarówno diecezjalnej, jak i zakonnej.
Obciążenie "raną ojcowską" może przełożyć się na ich trudności współdziałania z autorytetami kościelnymi. Jeśli nie przepracują swoich zranień, mogą być niezdolni do współpracy. Będą albo ulegli, tłumiąc własną agresję, lub przyjmą postawę zbuntowanych i nadmiernie krytykujących wobec swoich przełożonych. Wśród zarzutów, jakie padają pod adresem Kościoła, że jego struktura jest nazbyt feudalna, warto uwzględnić również wątek związany z osobistą historią księży, którzy żyją w chronicznym konflikcie z przełożonymi.
Niektórzy księża motywują swoją decyzję odejścia z kapłaństwa, mając na względzie negatywne doświadczenia związane z instytucjonalnym funkcjonowaniem Kościoła. Trudno zaprzeczyć, że w niektórych środowiskach kościelnych istnieje patologia władzy, która nie daje księżom szansy wyrażenia w stosunkach z hierarchą swego punktu widzenia, co staje się źródłem konfliktu i psychicznych trudności księży.
Zapewne tego typu konflikty bardzo osłabiają i zniechęcają do pozostania w kapłaństwie. Czy jednak ostatecznie motywują, by z kapłaństwa odejść? Wydaje się, że w analizie trudności, z jakimi borykają się młodzi księża, w większym stopniu należy uwzględnić ich uwarunkowania związane z faktem, iż wielu z nich pochodzi z rodzin dysfunkcjonalnych. Bieżące problemy piętrzące się w ich życiu dorosłym mogą mieć źródło w odległej przeszłości.
Mężczyzna księdzem
Truizmem jest stwierdzenie, że mężczyzna może zostać księdzem i będąc księdzem, nie przestaje być mężczyzną. Tym bardziej że w Kościele rzymskokatolickim kapłaństwo jest wyłącznie zarezerwowane dla mężczyzn. Na kapłanów nie wyświęca się kobiet i chłopców, a jedynie dorosłych mężczyzn. W wypowiedziach wielu księży można usłyszeć wyznanie, że od dzieciństwa marzyli, aby w przyszłości zostać księżmi. Nic w tym dziwnego, albowiem często stawia się pytanie małym chłopcom: kim będziesz w życiu? Może paść odpowiedź: będę księdzem.
Chłopięce marzenia mogą dojrzewać, nie zakłócając rozwoju męskiej tożsamości. Jeśli jednak są one nadmierne i warunkują poczucie własnej tożsamości - czyli jedynie będąc księdzem, stanę się kimś - może to oznaczać, że doszło do utożsamienia się z archetypem księdza, a to zapowiada inflację realnego "ja". Dorastający mężczyzna może żyć wyłącznie swoim wyidealizowanym obrazem.
Wówczas jego naturalny rozwój tożsamości prawdopodobnie ulegnie upośledzeniu. Gdy tą drogą pójdzie w dorosłe życie, to po latach poczuje się uwięziony w swoim wyidealizowanym obrazie siebie. Jego prawdziwe "ja" będzie usiłowało powstać z martwych, a wtedy może zrzucić jak ochronny pancerz swą tożsamość bycia księdzem. Dlatego fundamentem dla bycia księdzem jest zbudowanie świadomej, wyrazistej męskiej tożsamości.
To, kim jesteśmy, czyli nasza tożsamość, dotyczy przede wszystkim poczucia własnej płci. Rzut oka na ludzką rzeczywistość pozwala nam dostrzec dychotomię tej rzeczywistości: mężczyznę i kobietę. Nie ma trzeciej płci. Jest to naturalny, przyrodniczy porządek. Człowiek rodzi się mężczyzną lub kobietą. Ten porządek odnajdujemy również w Biblii: "Stworzył Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę" (Rdz 1,27). Bycie mężczyzną lub kobietą stanowi podstawę naszej płciowej tożsamości.
Na pytanie: "Kim jesteś?", odpowiadamy: "Jestem mężczyzną" albo "Jestem kobietą". Własnej płci nikt sobie nie wybiera. W ramach zastanego porządku naturalnego nasza wolność wypełnia się w świadomym odkrywaniu, przeżywaniu i kształtowaniu własnej tożsamości płciowej. Na tej drodze każdy z nas uzyskuje poczucie identyczności ze sobą samym. Przez całe życie pogłębiamy doświadczenie swojej tożsamości płciowej, wydobywamy ukryte w sobie zasoby psychiczne, właściwe dla świata mężczyzn i kobiet. Stopniowo dorastamy psychicznie i duchowo do bycia dojrzałym mężczyzną lub dojrzałą kobietą. To nieustanny, dynamiczny proces stawania się tym, kim jesteśmy.
W męską i kobiecą tożsamość płciową została wpisana ludzka seksualność. Na pierwszych kartach Biblii czytamy, że cały człowiek został stworzony przez Boga - stworzony jako mężczyzna i kobieta. Seksualizm nie jest zatem czymś, co powstałoby dopiero po grzechu pierworodnym, lecz rzeczywiście mieści się w Bożym planie stworzenia.
Stworzyć człowieka jako mężczyznę i kobietę to tyle, co stworzyć go jako istotę seksualną. Seks jest przede wszystkim darem stworzenia. Niestety wciąż jeszcze w pewnych kręgach kościelnych płciowość, seksualność uchodzi za coś z natury grzesznego, brudnego, niedoskonałego, w przeciwieństwie do sfery wyższej, czyli duchowej. Seksualność będąca zamysłem Stwórcy jest darem, na który składa się bogata i złożona rzeczywistość. Nie istnieje sama w sobie, oderwana od pozostałych sfer. Tworzą ją razem: genitalność, cielesność, afektywność i duchowość. Jest ona wyrazem płodności ciała i ducha. Ma w sobie coś z tajemnicy, w której objawia się tożsamość ludzka i inność każdej osoby.
Seksualność kryje w sobie nie tylko dynamizm biologiczny czy psychologiczny, który narzuca się człowiekowi, ale także angażuje ludzką wolność i odpowiedzialność. Energia seksualna jest energią życia. Może ona zostać konstruktywnie ukierunkowana, wtedy buduje nasze człowieczeństwo, lub destruktywnie, raniąc nas samych i innych. Seksualność określa nasze bycie. Sprawia, że doświadczamy siebie jako istoty seksualne. Otóż osoba seksualna to taka, która świadomie przeżywa siebie, swoją seksualność, bez lęku, wstydu. Naturalne funkcje ciała nie są dla niej źródłem wstydu czy zakłopotania. Dobrze się czuje w swoim ciele i z nim identyfikuje. Akceptuje swoje uczucia jako naturalne i właściwe. Żyje, szanując własne ciało.
Nie musi podejmować aktywności genitalnej, aby poczuć się osobą seksualną. Niezależnie od tego, czy żyjemy w małżeństwie, czy też świadomie wybraliśmy życie samotne, nasza sfera seksualna domaga się, byśmy ją zaakceptowali i pielęgnowali w taki sposób, aby była ona dla nas źródłem radości życia otwierającym nas na innych, a ostatecznie także na Boga. U każdego zintegrowanie sfery seksualnej z całością życia wyglądać będzie inaczej.
Świadomość własnej seksualności dotyczy również orientacji seksualnej. Niektórzy mężczyźni i kobiety doświadczają pożądania seksualnego w stosunku do własnej płci. Zjawisko to występuje także wśród duchownych i przygotowujących się do kapłaństwa. Trudno dziś ten fenomen przysłonić milczeniem.
Należy stwierdzić, że przyznanie się przed sobą samym do orientacji homoseksualnej jest zdrowsze od skłonności stłumionej, ukrywanej pod "racjonalizacją". Albowiem łatwiej przyjąć odpowiedzialność za własną skłonność, której jesteśmy świadomi, niż za skłonność stłumioną, która w pewnych sytuacjach może przejąć kontrolę nad nami.
Temat własnej orientacji seksualnej powinien zostać również omówiony w kierownictwie duchowym. Niebezpieczni są ci, którzy ukrywają się pod fałszywą siłą i często wydają nieprzejednane osądy na temat innych. Prezentują się jako mężczyźni silni, lubiący tylko to, co wydaje się im potężne, gardzą tym, co kobiece, uznając to za symbol słabości. Często są to urodzeni organizatorzy, ale dominujący.
Jeśli ktoś ma skłonności homoseksualne, jest ich świadomy i chce je wyrażać w jawnie seksualny fizyczny sposób, nie powinien decydować się na kapłaństwo. Zdarzają się księża, którzy przeżywają pożądanie i seksualne podniecenie wyłącznie do mężczyzn.
Są świadomi swojej seksualnej kondycji, akceptują siebie, potrafią swoje przeżywanie opanować i nie podejmują zachowań homoseksualnych. Cenią sobie powołanie kapłańskie. Z pasją są zaangażowani w duszpasterską pracę. Ze smutkiem jednak należy odnotować zachowania pewnej grupy księży, pokonanych przez homoseksualne impulsy, uzależnionych od homoseksualnej pornografii, stałych bywalców saun i klubów dla gejów.
Życie w kapłaństwie i życiu konsekrowanym nie może być sposobem ucieczki przed konfrontacją z własną seksualnością. Osoby, które wyobcowały się ze swego ciała jako środka doświadczania uczuć związanych z seksualnością, narażają się na poważny kryzys, który nasila się zwłaszcza wtedy, gdy stłumiona seksualność przybierze na sile.
Księża, którzy usunęli seksualność ze swojego przeżywania, stają się aseksualni, co przejawia się w ich sztywnych postawach, albo są nadmiernie mili, ugodowi i skoncentrowani na duchowych wzorcach, albo są nadmiernie niemili, pełni złości, zadufani w sobie i terroryzują innych wokół siebie.
W każdej z tych postaw można zaobserwować przesadę. Czasem cnota czystości została przez nich błędnie zinterpretowana i oznacza zaprzeczenie swej seksualności.
Nie można stać się dojrzałym mężczyzną żyjącym w małżeństwie, samotnie lub w kapłaństwie czy w życiu konsekrowanym bez uczciwej konfrontacji z własną seksualnością i jej integracją zgodną z wyborem drogi życiowej. W przeszłości w wychowaniu seminaryjnym zbyt powierzchownie traktowano wymiar biologiczny i psychologiczny seksualności.
Gratyfikowano alumnów przede wszystkim za ich zdolności intelektualne i organizacyjne. Niektórzy po latach formacji i specjalistycznych studiów zostali zmuszeni do skonfrontowania się z własną seksualnością, ponieważ nie mieli już sił żyć jednostronnie. Za tę trudną życiowo lekcję pewna grupa księży zapłaciła wysoką cenę odejścia z kapłaństwa.
Skomentuj artykuł