Efekt Franciszka

(fot. Grzegorz Gałązka/galazka.deon.pl)

Marzę o tym, by Kościół w Polsce zaskakiwał. Abyśmy ulegli nadciągającej z Watykanu "pneumatyzacji" (od "pneuma", czyli "duch"). Czy Duch Święty natchnie równocześnie hierarchię i wiernych? Czy opieszali zechcą pójść za tymi, którzy dadzą się porwać pierwsi?

Kiedy wieczorem 13 marca stojący na czele Kolegium Kardynalskiego kard. Jean-Louis Tauran wyszedł na loggię Bazyliki św. Piotra w Rzymie i wypowiedział nazwisko "Bergoglio", o nowym papieżu - podobnie jak większość katolików w Polsce - nie wiedziałem nic.

Dwa miesiące później sytuacja jest tylko trochę lepsza. Dziennikarze zdążyli omówić sprawę rzekomej współpracy kardynała z wojskową juntą, która rządziła Argentyną w latach 1976-83. Błyskawicznie ukazały się co najmniej dwie biografie papieża. Z drugiej strony, powiększa się zbiór opowieści i anegdot trudnych do zweryfikowania - "kwiatków papieża Franciszka".

Słowa tylko nieoficjalne

Podobnie jak jego poprzednicy, Franciszek jednocześnie jest duszpasterzem i przywódcą państwa watykańskiego. Wyraźnie kładzie jednak nacisk na pierwszą z tych ról.

"Sekretariat Stanu zawsze przygotowuje szkic (...) pierwszej papieskiej homilii mającej przedstawić kilka punktów programowych, zwykle odnoszących się do wielkich tematów życia Kościoła - przypomina Andrea Tornielli w książce "Franciszek. Biografia Papieża". - Papież Bergoglio postanowił postąpić inaczej. Zdecydował się w ogóle nie wziąć pod uwagę tego wystąpienia, przygotowanego zgodnie z tradycją w języku łacińskim, i wygłosił improwizowane kazanie".

Potem czynił tak jeszcze wielokrotnie. "Watykan najwyraźniej nie wie, co robić z tymi kazaniami, które nie przeszły zwyczajowej weryfikacji, m.in. teologów. Biuro prasowe nie udostępnia zatem ich pełnej treści w oficjalnych biuletynach, lecz poznajemy je we fragmentach głównie za pośrednictwem Radia Watykańskiego" - komentował Tomasz Bielecki w "Gazecie Wyborczej" (27-28 kwietnia).

Rzeczywiście: dwa miesiące po konklawe nie dysponujemy ani jedną "oficjalną" wypowiedzią papieża, pozwalającą stwierdzić, jak przedstawia się linia nowego pontyfikatu. Zamiast tego mamy fragmenty homilii, aforyzmy i opowieści (czy wręcz: przypowieści) o jego gestach.

Te ostatnie trudno zweryfikować. Powtarzano na przykład słowa, które nowy papież miał jakoby wypowiedzieć na temat mucetu do ceremoniarza ks. Guido Mariniego ("Niech ksiądz sam to włoży. Skończył się karnawał"). Ich jedynym źródłem był artykuł w lewicowej "Corriere della Sera". W rozmowie z Markiem Zającem metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz (który stał wtedy blisko papieża) zaprzeczył, aby takie słowa padły. Niewątpliwe jest to tylko, że Franciszek mucetu nie założył i chodzi w czarnych butach, w dodatku jakoby "donaszanych" po kimś (a także w czarnych, starych spodniach, które skrywa pod sutanną).

Informacyjna kontrrewolucja

Tuż po konklawe drażniło mnie sprowadzanie nowego papieża do problemu "pelerynki". Dziś jednak widzę w tej błahej historii zapowiedź jednej z osobliwości sytuacji, w jakiej znaleźliśmy się z nowym papieżem: swoistej kontrrewolucji informacyjnej.

W przypadku Franciszka mamy bowiem na razie do czynienia, niczym w średniowieczu, ze swoistym zbiorem typu gesta pontificis. W rezultacie - widać to zwłaszcza w internecie - nowego papieża kształtujemy na nasz obraz i podobieństwo; szukamy w nim wsparcia dla naszego stanowiska w sprawach, które wśród polskich katolików wywołują szczególne napięcia. W ten sposób na przykład "katolicy otwarci" podkreślają słowa papieża, iż "najmocniejszym orędziem Pana jest miłosierdzie", które ich zdaniem mogą stanowić zapowiedź zmian w stosunku Kościoła do żyjących w związkach niesakramentalnych. "Tradycjonaliści" natomiast cieszą się, bo zdanie papieża "Ten, kto nie modli się do Boga, modli się do diabła" przypomina im formułę św. Cypriana: "Poza Kościołem nie ma zbawienia".

Wizerunek (a ściślej: wizerunki) Franciszka mówią więcej o nas samych niż o nim. Sam papież pozostaje niezwykle sympatyczny, ale zarazem wciąż tajemniczy. Warto więc pamiętać, że wyobrażona mapa linii podziałów w Kościele, którą przywiózł z Argentyny, może się bardzo różnić od tej, którą posługujemy się tu na co dzień. Na przykład nie sądzę, by podstawową osią sporu były dla niego przeciwstawienia: katolicy otwarci versus tradycjonaliści oraz zwolennicy związków religii i polityki versus zwolennicy religii przeżywanej poza obszarem sporów partyjnych.

Mimo wszystko wydaje się, że można wyróżnić przynajmniej trzy punkty przesłania pontyfikatu nowego papieża.

Poza systemem

Franciszek jest antysystemowy. "Swoim kapłanom mówię: Róbcie, co możecie, znacie swoje obowiązki, czyńcie swoją powinność, a potem pozostawiajcie otwarte drzwi" - powtarzał w 2007 r., jeszcze jako kardynał. Już jako papież skierował do wyświęcanych księży pouczenie: "Jesteście duszpasterzami, nie funkcjonariuszami". Stwierdził także: "Kościół nie jest organizacją biurokratyczną, ale historią miłości. (...) Wszystko jest potrzebne, biura są potrzebne, tyle że do pewnego punktu: jako pomoc do tej historii miłości. Kiedy jednak na pierwszy plan wysuwa się organizacja, miłość schodzi na dalszy plan, a nieszczęsny Kościół staje się organizację pozarządową. Nie tędy droga!".

Słowa o niebezpieczeństwie, że Kościół stanie się organizacją pozarządową, papież Franciszek powtórzył od konklawe już kilka razy. Wydaje się zatem, że podporządkowanie Kościoła-instytucji temu, co stanowi zasadniczy sens Ewangelii, uważa za wyznanie podstawowe.

Trudno tu nie przytoczyć ostrej wypowiedzi Franciszka, który jeszcze jako arcybiskup Buenos Aires potępiał międzynarodowe instytucje finansowe: "Nie wydaje mi się, aby ważnym punktem w ich refleksji był człowiek, pomimo pięknych słów. Zawsze wskazują rządom swoje sztywne dyrektywy, zawsze mówią o etyce, transparentności, ale dla mnie są moralizatorami bez odrobiny dobroci".

Dzięki antysystemowości mówiącego słowa te zabrzmiały wiarygodnie: żeby krytykować czyjeś "sztywne dyrektywy", trzeba samemu być pozbawionym skłonności do ich wydawania...

Ojciec, nie eminencja

Drugim rysem papieskiego przesłania, poniekąd wyrastającym z antysystemowości, jest coś, co określiłbym jako wybór spontanicznych przejawów życia przeciwko spetryfikowanej formie. Chodzi mi o wiele drobnych gestów Jorgego Bergoglia, uderzających przede wszystkim w monarchiczną tradycję Kościoła.

Grzegorz Polak w książce "Franciszek. Papież wielkiej nadziei" przytacza relację pracownika jednej z parafii w Buenos Aires: "[Arcybiskup] przychodził do naszego kościoła od strony katedry, jakieś dziesięć przecznic stąd, i modlił się, zajmując jedną z ławek w ostatnich rzędach, tak jakby był zwykłym wiernym". Jako kardynał domagał się, by wciąż zwracać się do niego per "ojcze Jorge", a nie "eminencjo".

Opowieści o tym, że jako papież zapłacił za hotel, że osobiście zadzwonił do sprzedawcy gazet w Argentynie, by odwołać prenumeratę, że nie zamierza wprowadzić się do papieskich apartamentów, są tylko logicznym dalszym ciągiem tej strategii.

Spontaniczność w nauczaniu chrześcijańskim nie miała jak dotąd dobrych notowań. W tym, co naturalne, przeczuwano niebezpieczeństwo wpływu mrocznego Księcia tego świata. Wydaje się, że Franciszek mocno podkreśla jednak wpływ innej Osoby, która nie daje się zamknąć w wypracowanych raz na zawsze formach: Ducha Świętego. To On "przemienia nas naprawdę i chce, także poprzez nas, przemieniać świat, w którym żyjemy" - napisał na Twitterze.

Ubodzy i ideologie

Trzecim punktem przesłania papieża Franciszka jest połączenie niechęci do ideologii ze skupieniem się na sprawie ubogich. "W Ameryce Łacińskiej - przytacza Grzegorz Polak słowa ks. Stefana Moszoro-Dąbrowskiego - być z ludem oznaczało być marksistą. Bergoglio nie pogubił się w meandrach teologii wyzwolenia, lecz potrafił być wierny Ewangelii".

Już jako kardynał mówił mocno: "Zarówno lewicowe ideologie, jak obecny triumfujący imperializm ekonomiczny przekreślają chrześcijańską oryginalność spotkania z Jezusem Chrystusem, które wielu ludzi przeżywa ciągle w prostocie swojej wiary" (cytat za książką Torniellego).

Jako papież dopowiadał: "Ideologowie fałszują Ewangelię. Wszelka interpretacja ideologiczna, niezależnie z której strony pochodzi, z tej czy innej, jest fałszowaniem Ewangelii". Jego działania jako arcybiskupa Buenos Aires, gdzie zwano go "Jorge od ubogich", znów przydają tym słowom wiarygodności.

"Efekt Franciszka" nad Wisłą

Jaki wpływ może to wszystko wywrzeć na polski Kościół? Nie chodzi o to, czy biskupi zaczną korzystać z tramwajów, a księża pozbędą się drogich samochodów. Problem jest poważniejszy.

Prasa i telewizja donoszą o "efekcie Franciszka" we Włoszech - napływie wiernych chcących zetknąć się z nowym papieżem. Powtarza się zachwyt nad bezpośredniością papieża. "Jego homilie są niesamowite. Proste i otwierają serce - komentuje pewien polski internauta. - Nie można się nacieszyć tym Franciszkiem!!! Ciągle, codziennie gotuje nam jakiegoś nowego psikusa do cieszenia się!!! Mój bohater!".

Podobnych wpisów odnajdziemy w sieci mnóstwo. Pamiętajmy jednak, że internauci są specyficzną (choć coraz większą) częścią naszego społeczeństwa. Czy wraz z wszystkimi innymi entuzjastami Franciszka stworzą w polskim Kościele nową jakość?

Na moją skromną próbę rekonstrukcji papieskiego przesłania ktoś mógłby powiedzieć: i cóż nowego? Czyż Kościół w Polsce nie zajmuje się ubogimi? Czy mało mamy duchownych pamiętających, że nie są wyłącznie funkcjonariuszami instytucji? A tradycyjny, pełen rewerencji sposób zwracania się do księży to przecież nasza rodzima tradycja, coś w rodzaju całowania kobiet w rękę; zwyczaj, który tu przetrwał - niech więc trwa dalej.

Pneuma, czyli Duch

A jednak: czujemy, że z Watykanu idzie do naszej ojczyzny powiew czegoś zdumiewającego - i, moim zdaniem, pociągającego.

Język polski nie bez powodu wytworzył (obecny w mowie potocznej) czasownik "zbiskupieć", oznaczający przybranie wraz ze stanowiskiem kościelnym specyficznego, budującego dystans sposobu bycia. Trudno też nie wspomnieć o tym, że na naszej wspólnocie sprawdziła się reguła, iż walcząc z czymś, przejmujemy czasem cechy tego, z czym walczymy. Od biurokracji (np. wymagane przy różnych okazjach zaświadczenia o... sakramencie pokuty), przez niby-wspólnotowe hasła ("Kościół naszym domem") i styropianowo-malarskie plansze propagandowe we wnętrzu nawet najpiękniejszych, zabytkowych świątyń, aż po drętwy język listów duszpasterskich - te aspekty peerelowskiego życia znalazły w polskim Kościele czasem zabawną, częściej męczącą, kontynuację.

Ktoś powiedział, że jeśli chrześcijaństwo nie zaskakuje, zaczyna przypominać zwietrzałe wino. Poza sporem między tradycjonalistami a "katolikami otwartymi" (na tle Europy dość zresztą zachowawczymi) rysuje się pragnienie, żeby Kościół katolicki w Polsce zaskakiwał. Żebyśmy sami siebie zaskoczyli, ulegając nadciągającej z Rzymu "pneumatyzacji" naszej religii ("pneuma" oznacza ducha). Pytanie, czy ów Duch Święty natchnie równocześnie hierarchię i wiernych, a jeśli nie, to czy opieszali zechcą tym razem pójść za tymi, którzy dadzą się porwać pierwsi.

Na razie nie wydaje się dobrym prognostykiem trzeciomajowa homilia arcybiskupa Michalika, w której padły słowa, że "antykościelne media (...) wyraźnie chcą (...) papieżem walczyć z Kościołem". Ale przyjmijmy życzliwie, że mogła to być jedynie niezręczność, zwłaszcza, że skądninąd niechęć do chrześcijaństwa rzeczywiście w wielu mediach daje się dziś dostrzec.

Pamiętając o odpowiedzi Matki Teresy na pytanie o to, co najgorsze w Kościele (brzmiała ona: "Ja i ty"), zwierzam się z marzenia: o tym, że na dobry początek weźmiemy sobie do serca słowa, które papież wypowiedział à propos "religijnej mentalności zamkniętej, choć w założeniu broniącej prawdy". Tak przekazał je polski portal Radia Watykańskiego:

"»Ich życie wspólnotowe dla stałej obrony prawdy, bo wierzą, że to właśnie czynią, polega zawsze na oszczerstwie, pomówieniu« - mówił Franciszek. »To naprawdę wspólnota oszczerców, którzy mówią przeciw drugiemu, niszczą go i spoglądają tylko do środka, otoczeni murem. (...) Jakie są nasze wspólnoty: zakonne, parafialne? Czy są one otwarte na Ducha Świętego, który pcha nas zawsze do przodu, by głosić Słowo Boże, czy też są zamknięte, nakładają na barki wiernych kolejne nakazy, jak to wypomniał Jezus faryzeuszom?«. W tym kontekście papież przestrzegł przed pozorną ortodoksją, sprowadzającą się do przestrzegania pewnych reguł, ale w gruncie rzeczy zamkniętą w pewności siebie opartej na paktowaniu z władzą, na pieniądzach, na wytykaniu palcem innych. Ludzi o takiej mentalności Jezus nazwał grobami pobielanymi; zapomnieli oni o dobroci, a znają tylko obowiązek".

JERZY SOSNOWSKI (ur. 1962 r.) jest pisarzem i dziennikarzem, pracownikiem radiowej "Trójki" i felietonistą miesięcznika "Więź".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Efekt Franciszka
Komentarze (10)
G
gosc
18 czerwca 2013, 09:08
Najwazniejsze, zeby KK w Polsce i co niektore Zakony wyszli z polityki. przestali oczerniac, bo " nie oczerniaj a nie bedziesz oczerniany". Uczy tego KK, wiec zacznijmy od siebie, przyjrzyjmy sie sobie jacy jestesmy a potem zwracajmy uwage innym. Artykul jest super, ale troche za delikatnie napisany.
M
mariusz
17 czerwca 2013, 14:28
Oj czytając tekst - mam wrażenie, że Pan redaktor - albo jest slepy, albo nie chce zobaczyć tego - jak to określił "spneumatyzowania" Kościoła w Polsce. Nota bene - termin dość dziwny i nieszczęśliwy, bo Papieżowi - chodzi o działanie Ducha Świętego w Kościele a nie o uduchowinie - dlatego proponuję nie używać go dalej i więcej. Otóż szanowny Panie Redaktorze - Duch Święty w Kościele działa od Pięćdziesiatnicy - czasami jest widoczny bardziej czasami mniej - a w KK w Polsce od pewnego czasu widoczny jest więcej i to grubo przed wyborem Papieża Franciszka - co więcej - poproponuję odwrócić akcenty - To nie Duch Święty zaczął działać po wyborze nowego Papieża - ale Duch Święty natchnął kardynałów do wyboru właśnie tej osoby - taka jest prawidłowa perspektywa. Duch Święty - Bóg wie lepiej co i kiedy jest potrzebne Jego Kościołowi. Tyle w tym temacie. W Biskupach też działa. Cóż proponował byłm nie tworzyć nowych klasyfikacji w KK w Polsce - mamy już jedną stworzoną przez środkowisko Tygodnika Powszechnego i Gazety Wyborczej - "kościół otwarty i zamknięty" teraz będzie nowe stworzone przez Więź??? kościół duchowy i jaki...? Kościół jest tylko jeden i tyle.
17 czerwca 2013, 09:56
Dziwadeł na siłę nie ma co z siebie robić - ale bycie pod prąd, o które mi chodzi, to nie to samo. ... Jasne, że mamy być pod prąd obecnym tendencjom, lansowanym nachalnie w mediach. Takie zaskakiwanie to dobry kierunek myślenia. Pora najwyższa, żeby KK trzymał się prawd wiary i nie naginał ich pod doraźne potrzeby publicity i innego PR-u.
G
gert
16 czerwca 2013, 23:03
Ten papież to wielki dar dla Kościoła! Nie trzeba go kopiować, tylko tak samo otwierać się na prowadzenie Ducha i szukać dobra tych, których spotykamy. Uważam, że to wystarczy. Biurokratyczne ograniczenia też pękną, na to trzeba tylko czasu. Ufam, że nie będę musiał słuchać pytań staruszek, które proszą o mszę i składając ofiarę ze spuszczonym wzrokiem i ściszonym głosem pytają: "Czy nie za mało?". Kiedy pierwszy raz to usłyszałem, to się popłakałem. I dla mnie i dla nich z Franciszkiem przychodzi nadzieja, że Chrystus będzie ważniejszy niż zwyczaje, zależności, tytuły i pieniądze. Módlmy się za niego i za siebie. To my jesteśmy "face of the Savior"...
D
dobrylibero
16 czerwca 2013, 21:29
@jazmig - dzięki za odp, choć z góry uprzedzam, że to mój ostatni post (nie jestem typem dyskutanta internetowego - robię to b. rzadko), żebyś nie myślał(a), że sobie olewam. Nie mamy się cofać - z braku miejsca podałem tylko 3 przykłady, podejrzewam, że możnaby je mnożyć bez końca, ale nawet wśród nich najświeższy wspomniany przykład Bożego Szokmena to Benedykt - sprawa sprzed paru miesięcy. To postawa ponadczasowa. Dziwadeł na siłę nie ma co z siebie robić - ale bycie pod prąd, o które mi chodzi, to nie to samo. To wymaga zresztą często dużo odwagi, której przyznaje nieraz mi brakuje. Jak jestem w życiu postawiony w takich sytuacjach (a ostatnio jestem często bo chwilowo mieszkam w kraju dużo mniej katolickim niż Polska), to po prostu się modlę: "Panie Boże jak mam z siebie zrobić idiotę, to niech to będzie ku Twojej chwale i możliwie w dobrym stylu". Póki co Bóg mnie wysłuchuje, nie powiem. I włos mi z głowy nie spadł, najwyżej parę osób przewróciło oczami. Pozdrawiam już na pewno po raz ostatni.
jazmig jazmig
16 czerwca 2013, 21:09
@dobrylibero Czy twoim zdaniem, mamy się cofnąć o 2 tys. lat? Wtedy chrześcijanie mogli zaskakiwać, ale dzisiaj powinni się trzymać Ewangelii, a nie wymyślać jakieś dziwactwa, żeby zaskakiwać. Zaskakiwać możemy jedynie w ten sposób, że twardo będziemy się trzymali prawd Ewangelii, a nie robili z siebie i KK dziwadeł.
D
dobrylibero
16 czerwca 2013, 20:56
Jazmig - zgodzę się w jednej sprawie - też nie spotkałem się ze słowem zbiskupieć (ale rozumiem co tu autor miał na myśli). Nie zgodzę się w dwóch innych. Piszesz - "chrześcijanie nie mają nikogo niczym zaskakiwać, bo nie są cyrkowcami, ani aktorami". Począwszy od samego Chrystusa, poprzez największych świętych, Chrześcijanie nie tylko, że często zaskakiwali, ale wręcz szokowali otoczenie. Nie był to nigdy tani szoł, nastwaiony na poklask, bo wynikał po prostu z chęci pełniejszego pełnienia woli Ojca i głoszenia jego miłości. Chrystus co poniektórych do tego stopnia szokował i bulwersował, że go ukrzyżowali. Św. Franiszek na tle swoich czasów - szok na każdym kroku. Ostatnia decyzja papieża Benedykta (ok, nie jest to święty, ale na pewno wierny uczeń Chrystusa) - szok, który zelektryzował cały świat. Cyrkowcy nie mają monopolu na zaskakiwanie - to po prostu artyści estradowi, Chrześcijanie zaskakują w realu, nie na scenie. Szok jaki powodują jest jednak efektem, a nie zamierzonym celem ich wierności Jezusowi. Piszesz również: "Papież Franciszek nie głosi niczego konkretnego, opowiada ogólniki, głosi ładne hasła, ale konkretów w tym jest zero." - on głosi po prostu to co głosił Chrystus. Jednak chrześcijaństwo nie kończy się na słowach, ale zaczyna. Reszta należy do nas. Nie oczekuję, że papież będzie retorem, ale świadkiem Prawdy. "Jako kardynał nie miał żadnych sukcesów, zatem jako papież też niczego wielkiego nie osiągnie, o ile Duch Święty nie zechce go mocno wspomóc swoją łaską" - o ile Duch nie zechce go wspomóc, zgoda nic nie osiągnie. Myślę, że Franiszek by się z Tobą tu zgodził. On jednak wierzy i modli się o to, że Duch go jednak wspomoże - tutaj wyczuwam różnicę między wami. Pozdrawiam
AC
Anna Cepeniuk
16 czerwca 2013, 20:37
Świetny tekst...... choć długawy........ Ale nie żałuję, że przeczytałam...... Dla mnie to lepsze niż drętwe listy wielu eminencji, w tym na pewnoi cytowanego arcybiskupa....
16 czerwca 2013, 19:55
Z przyjemnością czyta się i słucha Pana Jerzego Sosnowskiego i jego programów w radiowej trójce.
jazmig jazmig
16 czerwca 2013, 19:30
Nie spotkałem się ze słowem zbiskupieć, więc zapewne to słowo jest znane w środowiskach "otwartych" chrześcijan. Natomiast chrześcijanie nie mają nikogo niczym zaskakiwać, bo nie są cyrkowcami, ani aktorami. Mają wiernie trwać przy Chrystusie Jezusie, naszym Panu, a nie nadskakiwać mediom. Papież Franciszek nie głosi niczego konkretnego, opowiada ogólniki, głosi ładne hasła, ale konkretów w tym jest zero. Jako kardynał nie miał żadnych sukcesów, zatem jako papież też niczego wielkiego nie osiągnie, o ile Duch Święty nie zechce go mocno wspomóc swoją łaską.