Gdy ksiądz ma romans z kobietą, egoistycznie zamyka jej możliwości rozwoju osobistego i relacyjnego

Fot. Octavio Fossatti / Unsplash

- Klerykalny klimat sprzyja niesprawiedliwym czy powierzchownym ocenom różnych sytuacji. Weźmy przykład dojrzałej kobiety, która wchodzi w toksyczny związek z księdzem. Czy ona nie ma prawa czuć się wykorzystana, nie ma prawa upomnieć się o swoją godność, bronić się przed tego typu relacjami, o których otoczenie pewnie powie, że są dorośli, to sprawa między nimi, co najwyżej naruszenie szóstego przykazania? - czytamy w rozmowie Tomasza Franca OP z Magdaleną Dobrzyniak w książce "Bezbronni dorośli w Kościele" .

Magdalena Dobrzyniak: Czym jest skośność w relacji?

Tomasz Franc OP: - Nie mam na myśli nierówności ról pełnionych we wspólnocie, bo jest to skośność nie do uniknięcia, podobnie jak w rodzinie, ale właśnie tam ma ona charakter rozwojowy i nawet jak do końca życia będziemy dziećmi swoich rodziców, to charakter tej zależności będzie się zmieniał. Ale w Kościele, na poziomie duchowym zawsze występuje zależność między kapłanem a wiernym i zawsze jest relacją skośną. Mówiąc o skośności, która może być wykorzystana przez sprawcę i która niesprawiedliwie stawia osobę poszkodowaną w pozycji zawsze uległej, odnoszę się do współczesnej bolączki Kościoła, do klerykalizmu. Mam na myśli sytuacje, w których przychodzi petent do urzędu, a nie współbrat do współbrata. Współbrat, który jest wierzącą osobą, członkiem Kościoła, do współbrata, który również jest człowiekiem wierzącym, ale pełni dodatkową funkcję jako prezbiter czy biskup. O to chodzi w partnerstwie bez patologicznej skośności. Świecki, duchowny to są kategorie istotne, ale jeśli używamy ich w kontekście psychicznym czy emocjonalnym, wiążą się ze skośnością, z zależnością, z nierównością.

W takim razie mamy lekcję do odrobienia, bo te skośne relacje to właściwie standard w Kościele.

- W zhierarchizowanym Kościele, owszem, jest to ważne, bo ja np. wybrałem drogę posłuszeństwa zakonnego. Ona obowiązuje mnie, ale już nie osoby trafiające na furtę klasztorną. One nie są na tej drodze. Często duchowni przekładają jakieś własne kategorie i decyzje na świat świeckich, myśląc, że oni też w drabinie hierarchii mają swoje miejsce, najczęściej niestety najniższe, co oczywiście jest nadużyciem. Tak właśnie rodzi się klerykalizm.

Cóż, jako świecka mogę to tylko potwierdzić. Wiele razy miałam do czynienia z sytuacją, gdy dwadzieścia lat młodszy ksiądz traktował mnie protekcjonalnie, tylko dlatego, że jest księdzem.

- To bolesne. Mamy tu do czynienia z niedojrzałością, a wręcz arogancją i budowaniem swojej pozycji na fasadzie kapłaństwa. Źle, jeśli źródłem takiego czy wielu podobnych zachowań są osobiste cechy tego księdza, a jeszcze gorzej, gdy został tego „skośnego braterstwa” nauczony w trakcie formacji, samemu będąc tak traktowanym. Taki sposób komunikacji predysponuje do bycia sprawcą nadużycia.

Może więc wniosek jest taki, że uzdrawianie sytuacji związanych z nadużyciami należałoby zacząć od podstaw, czyli od relacji panujących w Kościele?

DEON.PL WSPIERA

- Tak myślę. Model myślenia i autorefleksji Kościoła wymaga przebudowania całościowo, nie tylko w wąskim obszarze relacji między osobą skrzywdzoną i sprawcą. Chodzi o sposób myślenia. Papież Franciszek wskazuje klerykalizm jako chorobę toczącą Kościół. Z niej biorą się różnego rodzaju nadużycia. I, niestety, jest to obszar dość szeroki, w dodatku dotyczący praktyki codziennego życia. Wiele osób zaangażowanych w życie Kościoła mogłoby wymienić różne przejawy takich nadużyć. Te dotykające sfery seksualnej są najbardziej niszczące, ale nosimy przecież w sobie raniące doświadczenia mobbingu w instytucjach kościelnych, protekcjonalnego, wręcz instrumentalnego traktowania osób świeckich, ekonomicznej przemocy, poniżania czy „zwykłej” arogancji. One również zostawiają w nas ślad. Tym bardziej bolesny, że wiąże się on z rozczarowaniem – w Kościele przecież spodziewamy się miłości, szacunku, wzajemnego zrozumienia i wsparcia.

Ten klimat również jest efektem kultury klerykalnej, co z pewnością utrudnia adekwatne reagowanie na nadużycia seksualne. Zanim dojdzie do seksualnego wykorzystania, krzywda dokonuje się w obszarze dominacji i władzy na poziomie emocjonalnym i psychicznym. Nadużycie zaczyna się już w tych „miękkich” obszarach wpływu. Chodzi o sposób traktowania osoby zależnej, skracania dystansu przez nieuszanowanie jej godności, zwracanie się per ty, nie pytając o to, czy ona tego sobie życzy, brak poszanowania roli społecznej, np. bycia matką, żoną, wypracowanych kompetencji zawodowych, czy wreszcie lekceważący stosunek do wszelkich oznak niezależności w myśleniu, czy odmowa prawa do krytyki dotyczącej funkcjonowania wspólnoty czy zachowania samego duszpasterza.

Taki klimat sprzyja też niesprawiedliwym czy powierzchownym ocenom różnych sytuacji. Weźmy przykład dojrzałej kobiety, która wchodzi w toksyczny związek z księdzem. Czy ona nie ma prawa czuć się wykorzystana, nie ma prawa upomnieć się o swoją godność, bronić się przed tego typu relacjami, o których otoczenie pewnie powie, że są dorośli, to sprawa między nimi, co najwyżej naruszenie szóstego przykazania. Gdzie tu mowa o nadużyciu?

- Powiedzenie, że to tylko wykroczenie przeciwko szóstemu przykazaniu, miałoby uzasadnienie, gdyby ich relacja była poza kontekstem duszpasterskim, a więc w kontaktach prywatnych, niezwiązanych z parafią, wspólnotą duszpasterską, czy takimi sytuacjami jak spowiedź, rozmowa między kapłanem a wiernym. Oczywiście nadal byłaby dodatkowym zgorszeniem, niemniej trudno wtedy mówić o skośnej zależności. Mimo wszystko jednak zawsze trzeba zadać pytanie, czy widzimy inne elementy tej sytuacji. Jeśli ten ksiądz był w jakiś sposób duszpastersko przez tę kobietę identyfikowany, to można powiedzieć, że wystąpiła tu już relacja zależności. Z osobą, z którą jesteśmy w relacji autorytetu, wiążemy nie tylko ten rzeczywisty autorytet, bo ksiądz może być nawet rówieśnikiem, ale nasze wewnętrzne nieświadome doświadczenia relacji z autorytetami, ich brakiem albo z ważnymi osobami, które w naszym życiu go reprezentowały, więc od razu projektujemy na kogoś nasze oczekiwania, pragnienia i deficyty.

Taki ksiądz powinien pamiętać, że ma przed sobą osobę bezbronną. Nie ze względu na braki intelektualne i psychoemocjonalne, tylko dlatego, że ta kobieta może nie być świadoma, jakie potrzeby i pragnienia lokuje w tym duchownym. Często w takich sytuacjach to duchowny ma pewnego rodzaju przewagę, zasłania się rolą, instytucją, podczas gdy osoba zależna otwiera się przed nim z zaufaniem. W relacji skośnej osoba postrzegana jako ta, od której jest się zależnym, ponosi pełną odpowiedzialność za to, co się dzieje. Nie ma tu równości. Duchowny powinien być bardziej świadom tego, jak jego autorytet oddziałuje na osobę, którą jako kapłan spotyka. Krzywda w sytuacji emocjonalno-fizycznego zaangażowania księdza i parafianki polega na tym, że taka relacja zamyka możliwości rozwoju osobistego i relacyjnego osobie zależnej. Ksiądz, wykorzystując taką kobietę, pozostaje w kapłaństwie i cały czas w sposób narcystyczny czerpie korzyści z tego związku, emocjonalne i seksualne. Krzywda jest więc niewspółmierna. Choćby dlatego definicja osoby bezbronnej wymaga rewizji i zmiany. Każdy ma prawo do czucia się w Kościele bezpiecznie i każde nadużycie mające w nim miejsce jest karygodne. Bez względu na to, kogo ono dotyczy: dziecka, osoby z niepełnosprawnością intelektualną, w pełni sprawnej intelektualnie i emocjonalnie zintegrowanej, mężczyzny czy kobiety.

To jest temat, który właściwie dopiero dojrzewa w Kościele, bo o ile kwestie reagowania na przypadki wykorzystania osób małoletnich mamy opracowane, są wytyczne, dokumenty kościelne, praktyka, prewencja, delegaci, cała struktura, do której możemy się odnieść, o tyle w przypadku osób dorosłych to wciąż nowość. Może dlatego, że niełatwo zweryfikować takie nadużycia?

- To, co teraz powiem, jest niepopularne, ale chyba dość trafne. Otóż dzieje się tak, bo wciąż nie bierzemy pod uwagę dobra osoby, tylko dobro instytucji. Co stoi za tym, że tyle wysiłku wkładamy w definiowanie osoby, która spełnia kryteria bycia poszkodowaną? Czy stoi za tym jej dobro, to, że chcemy wiedzieć, kto szczególnie zasługuje na troskę i ochronę? A może stoi za tym, na przykład, troska o odszkodowania i odpowiedzialność poszczególnych hierarchów, przełożonych? Ta granica jest bardzo cienka, bo jeżeli skupimy się na tym, żeby zdefiniować precyzyjnie osobę poszkodowaną, tak jak tu powiedzieliśmy, małoletnią, to wiemy, że decyduje kryterium wieku. A jeżeli mówimy o definicji osoby bezbronnej, to już możemy to robić tak, jak to zrobiliśmy przed chwilą. Co wtedy jednak z całą szarą strefą różnych skrzywdzonych osób? Wypadają nam z obszaru troski i opieki, a nie powinny.

Dlatego uważam, że ciężar definicji powinien spoczywać na mechanizmach odpowiedzialności instytucjonalnej i osobowej w Kościele, bez względu na to, kto jest osobą poszkodowaną, jaka jest jej kondycja. Masz rację, to początek drogi, która jest bardzo trudna i wymaga skupienia się na tym, jak pracować nad sobą samym, aby zapewniać bezpieczną strefę komfortu komuś, kto się ze mną spotyka. Trzeba uznać w sobie pewien wymóg pracy osobistej, a nie tylko definiować osoby, którym jesteśmy coś winni jako instytucja: wsparcie finansowe terapii, przeszklone drzwi, które mają tę osobę zabezpieczyć. Ta świadomość rzeczywiście dopiero się rozwija. Pamiętamy metaforę papieża Franciszka: Kościół jest jak szpital. Do szpitala przychodzi każdy zraniony. Nie mówimy: „Ty masz odpowiednio wysokie IQ, to znaczy, że nie jesteś zraniony, poradzisz sobie sam, idź szukać pomocy gdzie indziej”. Do szpitala przychodzi każdy, kto cierpi, a szpital powinien móc przyjąć każdego cierpiącego, by adekwatnie do specjalności go później leczyć. Kościół jest szpitalem polowym, gdzie nikt nie patrzy na to, czy komuś urwało pół nogi, czy całą, ale po prostu niesie pomoc.

Kiedy przychodzimy do takiego miejsca, pomagający nam nie wnikają też, dlaczego weszliśmy tam, gdzie nam tę nogę urwało, i nie analizują, czy to była nasza wina.

- Widzą ranę, widzą cierpienie i potrzebę leczenia. Poruszasz bardzo bolesny wątek, a mianowicie to, że osoba skrzywdzona prawie zawsze mierzy się z poczuciem winy, zadaje sobie pytania, czy to aby nie jej wina, że doszło do tego nadużycia. W procesie leczenia obwinianie się jest jedną z prób, co prawda nieudanych, radzenia sobie z cierpieniem. Dlatego, osoba skrzywdzona trafiająca do „szpitala polowego” – Kościoła, zawsze w pierwszych słowach „diagnozy” powinna usłyszeć kojące słowa, że to, co się wydarzyło, nie jest jej winą. Za jej krzywdę odpowiedzialny jest sprawca. To on ponosi winę.

---

Tekst jest fragmentem książki Magdaleny Dobrzyniak i Tomasza Franca OP "Bezbronni dorośli w Kościele", wydanej przez Wydawnictwo WAM. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Gdy ksiądz ma romans z kobietą, egoistycznie zamyka jej możliwości rozwoju osobistego i relacyjnego
Komentarze (32)
HZ
~Hanys z Namysłowa
1 sierpnia 2024, 19:47
Myślę że ksiądz powinien zmienić zawód.
BD
~Bo D
1 sierpnia 2024, 14:59
Myślę, że na romans z księdzem mają "szanse" czy okazję kobiety, które blisko są związane z Kościołem - okazja po prostu czyni "zlodzieja".
MM
~Maja Ma
1 sierpnia 2024, 13:33
Jak odróżnić romans od bliskości? Czy ksiądz ma prawo do przyjaźni? Również z kobietą? Gdzie jest granica? Czy "zdrada" dotyczy tylko przekroczenia granicy w sferze seksualnej (współżycie) czy również emocjonalnej? A co z potrzebą bliskości fizycznej, dotyku, przytulenia którą każdy z nas ma? Sprawa nie jest czarno biała
WT
~Wojtek T.
1 sierpnia 2024, 15:55
Dla mężczyzny przytulenie i dotyk nie oznaczają pewnego zamkniętego i dopełnionego kręgu doznań, lecz uruchomienie mechanizmu, który kończy się na stosunku seksualnym. Ten mechanizm jest silny, i przerwanie go po zainicjowaniu jest trudne i frustrujące (choć oczywiście możliwe). Dlatego lepiej po prostu nie zaczynać. Nie mówiąc o tym, że jakoś trudno sobie wyobrazić (normalnego) księdza, który przytula się i dotyka swoje parafianki. Dobrą zasadą jest zachowanie zdrowego dystansu - i do kobiet (bez wchodzenia w relacje emocjonalne), i do mężczyzn (bez zbytniej fraternizacji). Celibat nie jest prosty, ale małżeństwo też niełatwe. :-)
EM
~Ewa Maj
1 sierpnia 2024, 23:17
Jeśliby przyjąć te zasady za dobre, to pozostaje kwestia, jak i z kim ma ksiądz budować i utrzymywać relacje, by zachować zdrowie psychiczne, rozwijać się emocjonalnie, dojrzewać osobowościowo? Czy przyjaźń jest zagrożeniem dla kapłaństwa? Czy bliskie, zaangażowane relacje są bezpieczne tylko między kapłanami a znajomości ze świeckimi mają być jedynie formalne i na dystans? Przed czym mają chronić księży zalecenia unikania emocji i zaangażowania? Jak mają oni żyć z ludźmi i dla ludzi, jeśli jednocześnie mają unikać tego co ludzi łączy i zbliża?
DL
~Dorota Liszkowicz
2 sierpnia 2024, 09:14
Sprawa jest BARDZO jasna. Przytulić można każdego człowieka ale jak rozeznajesz, że nie jest to przytulenie przyjaźni ale odczuwasz seksualne wibracje to dać sobie spokój z przytulaniem i iść do Jezusa, żeby uzdrowił braki. Kobieta i mężczyzna mogą być w relacji przyjaźni jeżeli OBOJE są szczęśliwi w swoim powołaniu w innym wypadku jest duża szansa na niedojrzałe zachowania. Proszę też pamiętać, że kapłan dał słowo Jezusowi. Niech też uwzględni w tym co robi Osobę Jezusa a nie tylko siebie i kobietę. Bo zauważam, że w tych dyskusjach pomija się Osobę Jezusa. Pozdrawiam serdecznie.
DL
~Dorota Liszkowicz
2 sierpnia 2024, 09:20
Pan mówi z perspektywy mężczyzny, który nie rozwija się duchowo i żuje w zmysłach, one nim kierują. A gdzie bliska relacja z Osobą Jezusa w tym wszystkim? Jezus uzdrawia z podniet wybujałych ale trzeba mu na to pozwolić. Jak straci się rozum i zdrowy rozsadek to jest tak jak Pan mówi: uruchamia się mechanizm...Pozdrawiam serdecznie.
WT
~Wojtek T.
2 sierpnia 2024, 11:54
ja piszę o tym, że należy unikać tzw. bliskiej okazji do grzechu - to jedno z zasadniczych pojęć teologii moralności oraz poważnego traktowania życia duchowego. 'Miłujący niebezpieczeństwo w nim zginie.' (Syr 3:26) Łaska bazuje na naturze, a natury - zarówno kobiety, jak i mężczyzny - się nie zmieni (np. w naturę anielską), choć istotnie powinno się nad nią panować. Fizycznie zdrowy mężczyzna żyjący w celibacie będzie zawsze narażony na bodźce seksualne, i powinien ich unikać. Nie należy wystawiać Pana Boga na próbę poprzez narażanie się na grzech (por. Mt 4:7), a w ocenie sytuacji należy stosować kryteria racjonalne; pogląd przeciwny - a więc oparcie jedynie na wierze - nosi znamiona herezji fideizmu.
WT
~Wojtek T.
2 sierpnia 2024, 15:02
@Ewa Maj: na te tematy to pewnie można by napisać sporą książkę (i zapewne one są, i są wykłady w seminariach, bo to ważny temat), a wiele zależy od konkretnej sytuacji. W niektórych kręgach są np. zalecenia, żeby ksiądz nigdy nie zostawał sam na sam z kobietą. Na tym kończę, bo księdzem nie jestem i szczegółów księżowskiego savoir vivre'u nie zgłębiałem, tylko napisałem o ogólnych zasadach.
WT
~Wojtek T.
2 sierpnia 2024, 15:28
@Dorota: trudno mi się wypowiedzieć o rodzajach przytuleń, pewnie przytulenia siostrzane/braterskie są dozwolone, dużo zależy od okoliczności, np. czy robi się to publicznie, czy w swoim pokoju, itd. Prywatnych przytuleń bym unikał zważywszy choćby na to, jak łatwo można być oskarżonym o naruszenie czyjejś fizycznej nietykalności, czy wręcz molestowanie, a zwłaszcza księża muszą tu bardzo uważać. Nie mówiąc o tym, że różne gesty mogą być opacznie rozumiane, czy rozbudzać niepotrzebne emocje. Szczerze mówiąc, trudno mi sobie wyobrazić przytulenie kobiety, z którą nie jestem jakoś szczególnie związany, mimo że nie jestem osobą duchowną. Kobiety niekiedy wykorzystują gest przytulenia, by skłonić mężczyznę do dalszych zachowań, lub wręcz przeciwnie - są oburzone, że mężczyzna przytulenie zrozumiał jako zaproszenie do fizycznej kontynuacji. Nie chcę dalej brnąć w ten temat.
WT
~Wojtek T.
2 sierpnia 2024, 17:17
dodam, że na podobne tematy sporo pisał o. Grün. Swego czasu można było kupić dziesiątki jego niewielkich książeczek. Pisał on o potrzebie mądrego zintegrowania seksualności, a nie jej wyparcia. Jeśli bowiem zostanie ona brutalnie wyparta, to wtedy zejdzie do jungowskiego cienia. A tenże cień - jak wiadomo - ma tendencję żeby w pewnym momencie, gdzieś koło umownej połowy życia, wybić silnie na powierzchnię. I wtedy przyjęte uprzednio wartości zastępowane są przez antywartości - np. wierny do tej pory mąż rozwodzi się lub bierze młodą kochankę, a duchowny zrzuca sutannę by zażyć uciech tego świata. Przez setki lat kręgi duchowne, np. zakony, opracowały metody jak sobie radzić z zagrożeniem dla przynależnej do tego stanu czystości, bo owszem należy modlić się do Pana i liczyć na Jego pomoc i łaskę, ale trzeba też przyjąć w tym celu określone procedury życia i postępowania.
DL
~Dorota Liszkowicz
5 sierpnia 2024, 08:14
@Wojtek T Jeszcze raz powtarzam Pan pisze z perspektywy kobiety niedojrzałej emocjonalnie i mężczyzny niedojrzałego emocjonalnie. Czy kobieta dojrzała emocjonalnie jest aż tak, powiem dosadnie głupia, że serdeczne przytulenie odczyta jak molestowanie? To wtedy ona potrzebuje terapii bo jest poraniona w sferze seksualności i dotyku. Dwie niedojrzałe emocjonalnie osoby to są zdolne do robienia różnych niedojrzałych zachować. Może ten grzech im uświadomi tę głupotę i niedojrzałość i wtedy zacznie się droga do zdrowienia...Oby. Ucieczka przed dotykiem i przytuleniem nic nie pomoże. Bo grzech pochodzi z wewnątrz. Tak powiedział JEZUS. Jego słuchajcie. Tak powiedział OJCIEC BÓG. Pozdrawiam serdecznie.
WT
~Wojtek T.
6 sierpnia 2024, 14:44
proszę się zatem przytulać do woli, skoro sam JEZUS to Pani objawił. :-) Również pozdrawiam
WT
~Wojtek T.
6 sierpnia 2024, 15:34
... Pani zakłada, że jak ksiądz - np. młody chłopak lat 26, przytuli się do młodej dziewczyny lat 22, albo atrakcyjnej wdowy lat 42, to musiałaby mieć miejsce niedojrzałość i/lub poranienie, gdyby któreś z nich - lub oboje - poczuli coś więcej niż tylko platoniczną chrześcijańską sympatię. A jak przytuli się do atrakcyjnej mężatki, to dodatkowo mąż musiałby być niedojrzały emocjonalnie, gdyby mu się to nie podobało. No i jednak strona a priori wie, że druga jest dojrzała i nie poraniona. Stawia Pani ludziom duże wymagania. :)
DL
~Dorota Liszkowicz
7 sierpnia 2024, 10:35
Dokładnie tak:)). Ja jestem Jemu poślubiona:) Moje przytulenie jest święte. Bo jest JEZUSA. Czasem uzdrawia. Też są takie sytuacje. To łaska od Boga. Dlatego mówię, że TO JEZUS UZDRAWIA i JEGO MIŁOŚĆ. Chorobę trzeba leczyć a nie ją ukrywać w sobie... Dobrego dnia!
DL
~Dorota Liszkowicz
7 sierpnia 2024, 10:44
Dokładnie tak. Jest to niedojrzałość. Robienie z uczuć i emocji chwilowych coś wyjątkowego jest oznaką niedojrzałości i nie poznaniem mądrości Boga. Tak, stawiam wymagania kapłanom Jezusa i sobie. Poślubieni Bogu mają od siebie wymagać więcej a i tak są sługami którzy zrobili to co do nich należało. Tak mówi nasz PAN I MISTRZ. CHRYSTUS. powołanie do służby Bogu to nie bieg za uniesieniami i miłostkami ale zapieranie się siebie i swojej woli do krwi. Jeśli kto się ogląda wstecz to niech zostanie w tyle... w podnietach nastoletnich:). Dziękuję za dyskurs i pozdrawiam serdecznie.
DL
~Dorota Liszkowicz
7 sierpnia 2024, 10:50
Dodam jeszcze, że temat dotyczy kapłana i ludzi a nie małżeństw:) Mąż to niech się przytula z żoną. Kapłan w wolności może przytulać kogo chce po warunkiem, że jest dojrzały emocjonalnie i kocha Jezusa. Dobrego dnia!
MN
Mariusz Nowak
31 lipca 2024, 22:42
Ciekawym doświadczeniem może być spowiadanie się u "takiego" księdza.
HS
~Halina S.
31 lipca 2024, 19:55
Poprawka. Pan Bóg dał nam rozum i sumienie, i mamy umieć wybierać, aby nie zabrnąć w grzech.
HS
~Halina S
31 lipca 2024, 19:37
A po co romans księdzu z kobietą? Dlaczego wchodzi w to ? Chce cierpieć na swoje żądanie to będzie cierpiał. Obwiniam kobiety, to one pierwsze zaczynają . Żadna porządna kobieta nie będzie miała romansu z księdzem. Ksiądz ma powołanie i zgodził się na to, mając 5 lat na decyzję. Jeżeli ma za dużo czasu to powinien siedzieć dłużej w konfesjonale , modlić sie za innych . Nie mówię już o odpowiedzialności jaka ciążyła by na obojgu. Pan Bóg dał nam rozum i sumienie i mamy umieć wybierać aby zabrnąć w grzech.
AS
~Antoni Szwed
31 lipca 2024, 14:43
"Taki ksiądz powinien pamiętać, że ma przed sobą osobę bezbronną. Nie ze względu na braki intelektualne i psychoemocjonalne, tylko dlatego, że ta kobieta może nie być świadoma, jakie potrzeby i pragnienia lokuje w tym duchownym." A dlaczegóż to? Czy rzeczywiście kobieta jest istotą bezwolną, nieświadomą, nie wie co robi i w co się pakuje? Kobieta TAK SAMO ponosi odpowiedzialność za taki związek jak ksiądz, który na niego przyzwala i się w niego angażuje. Żadnej kobiecie NIE WOLNO w ten sposób niszczyć powołania kapłańskiego. Nie można kobiet traktować asymetrycznie, bo to zresztą ubliża ich godności, gdy traktuje się je jako istoty nieodpowiedzialne, które nie wiedzą, co czynią.
DP
~Don Pedro
1 sierpnia 2024, 10:00
Zgadzam się. Szczególnie niebezpieczne są rozwódki po "40", które chętnie uwodzą młodych kapłanów. Jeden zacny kapłan opowiadał mi, jak przed laty kobieta obnażyła się przy nim w czasie kolędy.
TH
~Tomi Hill
30 lipca 2024, 23:58
Żadna dojrzała kobieta nie wchodzi w związek z księdzem.
WT
~Wojtek T.
30 lipca 2024, 23:57
bardzo dobrze, że takie - antyklerykalne w najbardziej pozytywnym znaczeniu - teksty pojawiają się na portalu. Dodam, że byłoby pożądane, gdyby księża którzy wdali się w romans (z dorosłą osobą, a więc nie podlegający sankcjom prawa świeckiego) po prostu byli z automatu przenoszeni do stanu świeckiego. Oczywiście po przeprowadzeniu jakiegoś postępowania dowodowego. Niech skosztują radości i trosk życia w cywilu, gdzie nie ma darmowego mieszkanka, posiłków, gosposi i wielu innych przywilejów. Dość tych haseł o 'ochronie powołania', które psują i niszczą Kościół i dobre obyczaje. Nie chcemy wśród księży seksualnych i innych rozrabiaków. :)
DP
~Don Pedro
1 sierpnia 2024, 10:02
Gdyby życie kapłana było lekkie i przyjemne, seminaria pękałyby w szwach. A jest odwrotnie.
LH
~Leon Hedwig
30 lipca 2024, 19:32
Mało kto rozumie i zwraca uwagę na fakt, że romans księdza jest świętokradztwem. Ksiądz i jego życie są poświęceni Bogu. Każdy kto zabiera Bogu to, co do Niego należy popełnia świętokradztwo. Z tego trzeba sobie zdawać sprawe
WT
~Wojtek T.
31 lipca 2024, 18:43
nawet jeśli formalnie masz rację, to o stopniu winy decyduje poziom świadomości wykroczenia oraz jego dobrowolności. To co piszesz było i jest niestety obecne w kręgach przynajmniej części wiernych, jakoby to dziewczyna czy kobieta była winną sprowadzenia księdza na złą drogę. Jest ona stygmatyzowana, a ksiądz kreowany na niewinna ofiarę. To niegodziwa i obrzydliwa postawa! W praktyce bowiem poziom świadomości i dobrowolności osoby duchownej znacznie przewyższa te u osoby świeckiej. I to do takiej osoby duchownej mają zastosowanie jedne z najostrzejszych słów wypowiedzianych w Biblii: 'Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.' (Mt 18:6-7)
LH
~Leon Hedwig
1 sierpnia 2024, 14:12
Chyba pan źle zrozumiał. W tej sytuacji świętokradztwa dopuszcza się zarówno ksiądz, jak i jego partner/ka
WT
~Wojtek T.
1 sierpnia 2024, 15:07
Mnie bardziej chodziło o rozłożenie akcentów co do odpowiedzialności, zwłaszcza w przypadku gdy osoba świecka jest stosunkowo młoda, czy też bezradna w sensie niewielkiego życiowego doświadczenia, poziomu asertywności, występowania zależności: emocjonalnej, związanej z różnicą statusu społecznego, z podległością, z autorytetem - autentycznym bądź narzuconym, ze znajomością sprawcy z osobami bliskimi, itd. Natomiast zjawisko, które wyżej opisali Antoni Szwed i Don Pedro też występuje.
WT
~Wojtek T.
1 sierpnia 2024, 16:14
... a, i moje mocne sformułowania nie były absolutnie do pana osobiście ani do innych dyskutantów, tylko raczej w stosunku do pewnego zjawiska dotyczącego w szczególności stygmatyzacji osób, które są bardziej ofiarami niż podmiotami współodpowiedzialnymi / współwinnymi.
M,
~man ,
2 sierpnia 2024, 09:10
Może oni się naczytali książki kard. Fernandeza.
RK
~Róża Kwitnąca
30 lipca 2024, 17:44
Rzeczywiście - pogrubiony tytuł tego artykułu jest największym problemem moralnym tej sytuacji …..