Jak wygląda sesja katolickiego studenta?

(fot. Alex Ristea / flickr.com)
odwaga.blog.deon.pl

Jest godzina 6:30, a mój budzik postawił sobie za punkt honoru obudzić całą dzielnicę. Nie mam wyjścia, wstaję. LOG ON. W Imię Ojca i Syna…

Po chwili kawa szumi na gazie, a ja próbuję sobie przypomnieć jaki mamy dzień i zaplanować czas do wieczora. 10 godzin na uczelni, w tym dwa egzaminy. Umiem tylko na jeden. Cholera… Trudno, nauczę się w trakcie okienka. Może…

Wybiegam na przystanek spóźniony, bo oczywiście zacząłem się zbierać dwie minuty za późno. Doświadczenie uczy mnie, że jeszcze niczego mnie nie nauczyło. Jednak sprint przez zaspy pozwolił opanować sytuację. Przebiegam przez dwa ostatnie czerwone światła i odbieram wieniec zwycięstwa - zdążyłem na tramwaj, jadę na uczelnię.

Za szybko się cieszyłem. Na środku torowiska stoi unieruchomiony samochód - pół godziny z głowy. Próbuję nie wyjść z siebie i wyciągam notatki - szkoda nie wykorzystać tego czasu. Siedzący obok emeryci stwierdzili to samo, z tym że ich kolokwium (łac. rozmowa) nie pozwala mi się nauczyć na moje kolokwium - (pol. egzamin).

Po pół godzinie tramwaj w końcu ruszył, a nawet dojechał na skraj lasu, w środku którego znajduje się moja uczelnia. Już tylko kilometr (!) dzieli mnie od murów mojej kochanej alma mater dolorosa. Latem to całkiem miła perspektywa, ale zimą moje skojarzenia krążą raczej wokół białowieskich żubrów. Niestety, żubrów jeszcze w Bielańskim Lasku nie widziano, wciąż tylko wędrujący w tę i nazad studenci. Jakby mieli nadzieję, że po pięciu latach wędrowania i obronie dyplomu czeka ich lepsze jutro. Raczej nie.

W końcu dotarłem na uczelnię, czekam przed salą na egzamin. Ogólna psychoza zaczyna się udzielać wszystkim, następuje sekwencja dziesięciu proroctw zapowiadających całkowite oblanie. Jasne, ostatecznie w indeksach niżej jak 4 nie będzie, ale odstawić szopkę trzeba. Próbuję nie dać wciągnąć się w konwencję, ale to oznacza konflikt interesów. Naruszenie świętego porządku grupy - przedegzaminowa panika jest jakby nieformalnym prawem, więc jeśli się wyłamię, uwaga i emocje wszystkich skumulują się na mnie. Czy jest sens? Nie wiem, ostatecznie nie włączam się do rozmowy.

Zaczyna się egzamin, tym razem pisemny. Na moim kierunku to rzadkość. Nie wiem, czy profesorowie odpytują ustnie, żeby znaleźć w nas choć "ziarna prawdy", czy też liczą na to, że zaskoczy ich inteligencja studentów, a ciekawa konwersacja wyrwie z przedpołudniowej drzemki. Jak zostanę profesorem to może się dowiem. Ostatecznie napisałem wszystko, co wiedziałem i wyszedłem z sali. Myślałem, że minęło 10 minut, zegarek wskazał jednak na kwadrat tej liczby. Cóż, czas chyba postanowił przyśpieszyć i nadrobić to opóźnienie, które złapał wlecząc się niemiłosiernie podczas wykładów.

Trzy godziny okienka dają nadzieję na przygotowanie się na kolejny egzamin, więc idę do czytelni, żeby spokojnie zebrać myśli i przeczytać skrypt. Po półgodzinie boleśnie odczuwam, że nic, co ludzkie, nie jest mi obce - zatem głód też nie jest. Moje życie wewnętrzne odezwało się dudniącym burczeniem, więc wstydliwie wlepiając wzrok w podłogę (choć pewnie i tak nikt tego nie słyszał) chyłkiem wymykam się na stołówkę.

Dopiero na miejscu sobie uświadomiłem, dlaczego zazwyczaj tu nie jadam - stołówkowa jakość serwowana jest w cenie restauracyjnego "lanczu". Uroki kapitalizmu, chciałoby się rzec - nikt tu nie prowadzi caritasowej jadłodajni dla bezdomnych. Choć można uznać, że monopol przeczy kapitalizmowi. Odżałowałem jednak swoje, wiedząc że na głodnego nic się nie nauczę. Po chwili spoglądam na notatki znad talerza, jednak eksplozja zmysłów ogłupiałych od wzmacniaczy smaku i skrobi modyfikowanej nie pozwala się skupić na intelektualnych rozkoszach obcowania z wiedzą. Im bliżej egzaminu tym szybciej czas płynie, ale nie uda się połączyć obiadu i nauki. C’est la vie.

Udało mi się przeczytać jeszcze raz skrypt, choć mój mózg zaczął chłonąć wiedzę jak sitko. Skupił się na trawieniu, w skutek czego intelektualne możliwości spadły co najmniej o połowę. Psychosomatyczność bywa frustrująca.

Z poczuciem zmarnowania ostatnich godzin wchodzę na egzamin. Ustny. Profesor ze szczerym uśmiechem samozadowolenia patrzy na swoje notatki i prosi mnie o indeks. "Ooo, Pan Michał, nie chodził Pan na moje wykłady!" Nie da się ukryć - niestety były wieczorem, a ja od ponad dziesięciu godzin byłem na uczelni, więc czasem o 18:30 już spałem. Póki co trzymam język za zębami, bojąc się powiedzieć zbyt dużo i skończyć egzamin przed usłyszeniem pierwszego pytania. "W takim razie mam dla Pana specjalny zestaw pytań, żeby mógł się Pan szczególnie wykazać swoją wiedzą!" Dziękuję, ze wzruszenia odebrało mi mowę. Mógłby jednak ksiądz tak prowadzić wykłady, żebyśmy sami chcieli przychodzić - prawie mi się wyrywa, jednak milczę, żeby nie obrazić majestatu. Zapowiedziany magiel zaczyna się dopiero po chwili.

Z westchnieniem ulgi opuszczam salę, bogatszy o 4,5 w indeksie. "Czym zdobyte? Krwią i blizną.", cytując "Katechizm polskiego dziecka". Powoli opada mi ciśnienie i zmniejsza się stężenie krwi w adrenalinie. Teraz już tylko byle do domu. Jednak wcześniej znów trzeba przedrzeć się przez tajgę i złapać tramwaj. Choć w zasadzie teraz jest mi to obojętne, byle tylko dostać się do łóżka.

Dotarłem. Szybka kolacja, morze gorącej herbaty i dobry film. Następny egzamin dopiero pojutrze.

Cholercia, już północ? Internet w jakiś nadzwyczajny sposób przyśpiesza upływ czasu. Pora na sen, jutro od rana znów nauka.

W Imię Ojca i Syna… LOG OFF

Tekst pochodzi z bloga Odwaga wejścia w noc

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jak wygląda sesja katolickiego studenta?
Komentarze (34)
A
anpi
14 lutego 2014, 20:03
Wszystkich, którzy oceniają poziom egzaminów jako słaby serdecznie pozdrawiam. Ciekawe jest, że pierwszą refleksją jaką wyciągacie to fakt, że jesli wychodzi się z egzaminu, co do którego miało się ODCZUCIA, że jest się nieprzygotowanym, to musi się on odbywać na marnym poziomie. Czy ktoś z grona osób krytykujących założył, że autor tekstu jest inteligentny i potrafi skorzystać z wiedzy którą już posiada, przeprowadzić zwięzłą analizę i udzielić trafnej odpowiedzi? Możemy też posunąć o krok dalej - może ma tak świetną pamięć, że potrafi między jednym a drugim daniem wchłonąć najistotniejsze informacje ze skryptu. Zwykle mierzymy swoją miarą... pozostawiam to ku refleksji! Podoba mi się dzień takiego studenta tym bardziej jeśli kończy się dobrymi ocenami w indeksie. Powodzenia i pozdrawiam!
SS
studentka stomatologii
14 lutego 2014, 08:27
Zazdroszczę, u mnie jest tak, że jak mamy TYDZIEŃ wolny przed egzaminem, to trzeba go na maksa wykorzystać, żeby POWTÓRZYĆ meteriał. I wtedy można liczyć na 3,5 - 4. Jak się ktoś na bierząco nie uczył, to nie ma opcji, że się w ten tydzień nauczy... No cóż, pozostaje docenić różnodność, bo w końcu każdy sam sobie studia wybierał. Pozdrawiam :)
C
Credo
13 lutego 2014, 20:30
Dzięki Bogu zdobyłem dziś tytuł magistra! Alleluja ... Gratulacje ;)
C
ciekawa
13 lutego 2014, 14:38
Mimo wszystko bardzo interesująco napisany tekst! osobiście też jestem ''katolicką studentką'' i wcale nie czuję sie urażona jednostkowym potraktowaniem puli odbiorców :) we wtorek zdobyłam tytuł inzyniera i cieszę sie na kolejne sesyjne zmagania :D Bóg ponad wszystko!
A
Agathea
13 lutego 2014, 00:37
Katolickiego studenta? Widzę, że bardzo zawężone grono zostało wzięte przez autora tekstu, a mianowicie podejrzewam o zwrócenie uwagi tylko na studentów teologii. A inni? Jeżeli studiuję na politechnice to już nie jestem katolickim studentem? Tak nawiasem mówiąc, tam sesja wygląda "odrobinę" inaczej. ... Podpisuję się obiema rękami i nogami. Egzaminy, do których można się przygotować na okienku? Chciałabym mieć takie ;) I też sesja na politechnice bez jakiegokolwiek wkładu własnego nie wybroni się tak o.  Modlitwa działa cuda, ale też trzeba jej trochę pomóc :)
K
Kris
12 lutego 2014, 20:14
Dzięki Bogu zdobyłem dziś tytuł magistra!  Alleluja
K
kw
12 lutego 2014, 18:08
Bóg pomógł mi zdać sesję! jestem na pierwszym roku, co prawda pierwszy semestr nie był trudny, ale szczerze nie potrafilam sobie poradzić z tym, że nie ma mnie w domu, tylko że jestem w Warszawie.. Bóg pozwolił mi zdać 2 bardzo ciężkie egzaminy, zaliczyć kolokwia, dzięki niemu mogę teraz cieszyć się spokojem ducha, odpoczynkiem w domu i kotem leżącym na moich kolanach :) Warto wierzyć i zaufać, gdyby nie ON to nie dałabym rady :)
A
Anu
12 lutego 2014, 17:12
Drogi Autorze, wlekącego się nie wleczącego :) bycie felietonistą wymaga takiej wiedzy :)
B
Basia
12 lutego 2014, 16:42
To może ja powiem o trochę innym egzaminie... Mianowicie: prawo jazdy! Za pierwszym razem strasznie się bałam, oblałam na takim banale, że się nawet nie przyznam. Za drugim razem pojechałam sama. Bez żadnej "osoby towarzyszącej"-nie chciałam już nikogo rozczarować. Przed jazdą poszłam do kościoła w wiadomym celu i moim oczom ukazał się wielki napis: "Nie bój się! Tylko wierz.". I tak, już niczym się nie przejmując, bo skoro Bóg jest ze mną, poszłam... i zdałam! Niemalże bezbłędnie :) Bo modlitwa jest dla tych odważnych, którzy nie boją się zaufać i oddać w ręce Boga! :)
K
KasiaCh
12 lutego 2014, 16:24
Ja się modliłam bym jakimś cudem zaliczyła wszystkie egzaminy :DD I naprawdę polecam modlitwe, bo pomaga :) Zerówka (nie uczyłam sie tylko przeczytałam na szybko notatki z wykładów) -> 20 pytań wilokrotnego wyboru, znałam odpowiedż na 2 pytania, resztę strzelałam i 3.0. Egzamin (nie uczyłam sie tylko czytałam podręcznik) -> zamknięte strzeliłam, wszystkie otwarte napisała mi przyjaciółka smsem, bo nie pilnowali zbyt surowo i 4.0 :DD I tak wszystkie zaliczenia !! :) trzeba sie modlić, żeby pytania były takie na które sie zna odpowiedz, albo żeby można było ściągać i wtedy się zalicza wszystko za pierwszym razem :P ... bez ściąg???? sory ale to że koleżanka napisała Ci odpowiedzi sms, to ani nie ma się czym chwalić ani szczycić. modlitwe polecam, ale zdawać egzamin trzeba uczciwie
SD
Studentka dziennikarstwa
12 lutego 2014, 16:22
Słaby i bezsensowny tekst....
K
KasiaCh
12 lutego 2014, 16:22
Ja się modliłam bym jakimś cudem zaliczyła wszystkie egzaminy :DD I naprawdę polecam modlitwe, bo pomaga :) Zerówka (nie uczyłam sie tylko przeczytałam na szybko notatki z wykładów) -> 20 pytań wilokrotnego wyboru, znałam odpowiedż na 2 pytania, resztę strzelałam i 3.0. Egzamin (nie uczyłam sie tylko czytałam podręcznik) -> zamknięte strzeliłam, wszystkie otwarte napisała mi przyjaciółka smsem, bo nie pilnowali zbyt surowo i 4.0 :DD I tak wszystkie zaliczenia !! :) trzeba sie modlić, żeby pytania były takie na które sie zna odpowiedz, albo żeby można było ściągać i wtedy się zalicza wszystko za pierwszym razem :P ... bez ściąg???? sory ale to że koleżanka napisała Ci odpowiedzi sms, to ani nie ma się czym chwalić ani szczycić. modlitwe polecam, ale zdawać egzamin trzeba uczciwie
C
crasz
12 lutego 2014, 16:21
Modlitwa czyni cuda. Kolokwium z matematyi - pierwsze podejście i 2.. to nic nie poddaje się, proszę Boga o to by mi pomógł i dał sił żeby napisać poprawkę. Tydzień późńiej poprawka, siadam, otwieram zestaw a tam pytania banalene, dzięuje Bogu, napisałem w 15 minut i 70%. Jutro mam egzamin także z nieszczęsnej matematyki, pierwsze podejście niestety nieudane, ale wierzę że Bóg mi pomoże i wszystko co robię to robię z nim i na Jego chwałę. Serio modlitwa pomaga i pamiętajcie jeżeli macie jakieś problemy oddajcie je Bogu i nie pozwólcie zostawiać ich sobie samemu. Bóg jest naszym tatusiem i nas nie zostawi. Rozmowa z Bogiem czyni cuda, trzymajcie się ;)
D
Dera
12 lutego 2014, 15:30
Ja się modliłam bym jakimś cudem zaliczyła wszystkie egzaminy :DD I naprawdę polecam modlitwe, bo pomaga :) Zerówka (nie uczyłam sie tylko przeczytałam na szybko notatki z wykładów) -> 20 pytań wilokrotnego wyboru, znałam odpowiedż na 2 pytania, resztę strzelałam i 3.0. Egzamin (nie uczyłam sie tylko czytałam podręcznik) -> zamknięte strzeliłam, wszystkie otwarte napisała mi przyjaciółka smsem, bo nie pilnowali zbyt surowo i 4.0 :DD I tak wszystkie zaliczenia !! :) trzeba sie modlić, żeby pytania były takie na które sie zna odpowiedz, albo żeby można było ściągać i wtedy się zalicza wszystko za pierwszym razem :P Serio, modlitwa pomaga w nieuczciwości? ;) ...
S
stPOL
12 lutego 2014, 15:26
Katolickiego studenta? Widzę, że bardzo zawężone grono zostało wzięte przez autora tekstu, a mianowicie podejrzewam o zwrócenie uwagi tylko na studentów teologii. A inni? Jeżeli studiuję na politechnice to już nie jestem katolickim studentem? Tak nawiasem mówiąc, tam sesja wygląda "odrobinę" inaczej.
SB
studentka bez ściąg
12 lutego 2014, 15:24
Ja się modliłam bym jakimś cudem zaliczyła wszystkie egzaminy :DD I naprawdę polecam modlitwe, bo pomaga :) Zerówka (nie uczyłam sie tylko przeczytałam na szybko notatki z wykładów) -> 20 pytań wilokrotnego wyboru, znałam odpowiedż na 2 pytania, resztę strzelałam i 3.0. Egzamin (nie uczyłam sie tylko czytałam podręcznik) -> zamknięte strzeliłam, wszystkie otwarte napisała mi przyjaciółka smsem, bo nie pilnowali zbyt surowo i 4.0 :DD I tak wszystkie zaliczenia !! :) trzeba sie modlić, żeby pytania były takie na które sie zna odpowiedz, albo żeby można było ściągać i wtedy się zalicza wszystko za pierwszym razem :P
A
Ann:)
12 lutego 2014, 15:04
Bardzo ciekawa historia :) szkoda tylko ze rzeczywistość bywa mniej łaskawa :):)):) 
M
medyczka
12 lutego 2014, 14:16
ciekawi mnie tylko fakt na jakiej uczelni, da się nauczyć na 4 czy 5 w ciągu jednego dnia lub kilku godzin.... ja na medyku zasuwam tydzie ń albo i dwa wcześniej i z wielkim bólem dostanę to 3 albo i nie
K
kris
12 lutego 2014, 14:12
@była studentka  To fakt, że w niektórych zawodach to niezbędne. Jednak jeśli później i tak niektórzy będą robić coś co mogli robić bez studiów, to szkoda tych kilku lat zmarnowanych na "naukę" ( w cudzysłowiu, bo raczej nazwałbym to zdawaniem) czyż nie? Sam studiuję (dopiero zacząłem) bo taka jest kolej rzeczy i bliscy nie zaakceptowaliby chyba czego innego, ale czy coś poza papierkiem mi to da? Mam wątpliwości. Pozdrawiam! :)
BS
była studentka
12 lutego 2014, 13:26
Tyle zachodu, a roboty i tak lepszej po studiach (czy bez nich) nie będzie :P Do niektórych zawodów studia są przepustką. Warto studiowac chocby dla własnej statysfakcji. :)  ...
K
kris
12 lutego 2014, 13:03
Tyle zachodu, a roboty i tak lepszej po studiach (czy bez nich) nie będzie :P
K
KatoStudent
12 lutego 2014, 13:02
Sorry.. Bardzo to nieprawdziwe... Nic nie umiem, egzamin ustny, i 4,5?? Jestem studentem. Katolem. I wiem że mądrośc zdobywa się przez naukę a nie zabobony że Pan Bóg mu ściąge pod nos podsunie... Dał mi rozum. Mam go wykorzystać a nie czekać aż coś mi wpadnie do niego. 
M
M
12 lutego 2014, 12:57
Bardzo fajny tekst! Aż chce się czytać:)
K
K.
12 lutego 2014, 12:39
Zazdroszczę posiadania na wydzale czytelni i stołówki... I egzaminów, na które człowiek da radę się przygotować podczas trzygodzinnego okienka... ):
R
Raf
12 lutego 2014, 12:29
Ja dzisiaj toczę BÓJ na jutro z egzaminu E(BOIO) Badania operacyjne i optymalizacja.
K
kb
11 lutego 2014, 19:07
super tekst! zapraszam też do mnie ;) swiatloswiata.blog.pl
MR
Maciej Roszkowski
11 lutego 2014, 18:00
Dobrze jest przypomnieć sobie czasy młodości. Dziekuję. Wtedy na Wydziale Filozoficznym UW egzaminy były ustne. No ale było nas na rokun 18 - 20 osób. Uważaliśmy, że dobrymi sposobami  są stalowe nerwy i wnikliwa analiza giełdy, bo po 10 - 12 osobach pytania zaczynały się troche powtarzać. Na początek wysyłaliśmy kujonów i piękne  koleżanki. To se ne vrati.
D
Damian
11 lutego 2014, 17:31
bardzo fajny tekst, masz sympatyczny styl narracji - gratulacje! ;)
K
Kasia
11 lutego 2014, 17:15
UKSW :D
S
Student
11 lutego 2014, 16:35
"Powoli opada mi ciśnienie i zmniejsza się stężenie krwi w adrenalinie." -ja wolę aby opadał mi poziom adrenaliny we krwi! :) -jednak może u studentów UKSW jest inaczej :D Wszystko wygląda zupełnie inaczej- o wiele lepiej- gdy sesję, i czas przed nią, wzbogacicie o Nowennę i modlitwy do św. Józefa z Kupertynu- POLECAM! :)
J
jr
11 lutego 2014, 14:28
"Doświadczenie uczy mnie, że jeszcze niczego mnie nie nauczyło." Jakież to prawdziwe... :):):):):)
T
tom
11 lutego 2014, 14:10
...to na pewno musi być student UPJP2 w Krakowie...:)
T
tom
11 lutego 2014, 14:09
...to na pewno musi być student UPJP2 w Krakowie...:)
M
mateusz
11 lutego 2014, 12:51
"Mógłby jednak ksiądz tak prowadzić wykłady (...)" Oj kolego, nie dość, że artykuł trywialny, to jeszcze uczelnia słaba...