Jesteś rozkojarzony podczas Mszy? Naukowcy zbadali, z czym może to mieć związek

(fot. Shalone Cason / unsplash.com)
James Lang

W ciepły niedzielny poranek przez otwarte drzwi mojego kościoła parafialnego przefrunął ptak, który przez całą Mszę szybował nad głowami wiernych. Mamy wspaniałego księdza i wspaniałą grupę muzyków, którzy prowadzą nas przez liturgię, ale tego dnia po prostu nie mogli konkurować z ptakiem.

Przez 10 lub 15 minut setki głów obracały się zgodnie z ruchem ptaka, który przelatywał wzdłuż okien do żyrandola i z powrotem, aż w końcu zdezorientowane stworzenie znalazło drogę wyjścia przez drzwi, którymi przyfrunęło.

Podejrzewam, że nie byłem jedynym wiernym, który miał problem z ponownym skupieniem się na Mszy. Kolejna sytuacja, która sprawiła, że jeszcze trudniej było mi się skoncentrować, to młody chłopak w ławce przed mną grający w gry na telefonie. Ekran telefonu przyciągał nieustannie uwagę otaczających go ludzi. Jego korzystanie z technologii rozszerzyło się jeszcze bardziej na dwie nastolatki siedzące w pobliżu, które zdawały się przyjmować zachowanie chłopca jako pozwolenie na używanie urządzeń elektronicznych. Niedługo po tym, jak chłopak zaczął grać, w ukryciu robiły sobie zdjęcia na Snapchacie.

DEON.PL POLECA

Zamiast skupić się na Mszy, myślałem o ptakach i smartfonach, a potem o pierwszoplanowej sprawie: rozkojarzeniu w kościele. Tamtego poranka wyszedłem z kościoła, zastanawiając się, czy w ogóle warto było dziś tam iść. Czy nie byłoby lepiej, gdybym modlił się w domu, gdzie mógłbym skoncentrować się w ciszy i spokoju?

Zapewne nie jestem jedynym, który ostatnio niepokoi się o coraz bardziej rozkojarzony świat. Jadłem ostatnio kolację z 60-letnim mężczyzną, który narzekał, że nie jest już w stanie zwracać uwagi na różne rzeczy tak jak kiedyś. "Zaczynam czytać powieść - powiedział - i nie jestem w stanie przeczytać więcej niż kilka stron, potem ją odkładam i idę robić coś innego". Winił za to wszechobecną w jego życiu technologię, szczególnie tę w postaci telefonu.

Niezdolność współczesnych ludzi do powstrzymywania rozproszeń uwagi i skupiania jej stała się jednym z najbardziej gorących tematów w psychologii i edukacji. Pisarze i pedagodzy ubolewają nad tym, że nowoczesne sprzęty zmniejszyły naszą zdolność do koncentrowania się na jednej rzeczy w danym momencie. Wskazują, że studenci na zajęciach piszą wiadomości tekstowe i oglądają filmy, dorośli ukrywają swoje telefony podczas randek, a dzieci (i dorośli) stają się niezdolne do rozrywki lub odpierania nudy bez pomocy urządzeń elektronicznych - nawet w kościele.

Inna grupa badaczy jest mniej zaniepokojona. Twierdzą, że ludzie zawsze byli rozproszonym gatunkiem. Np. zanim mieliśmy dostęp do laptopów, telefonów i innych nieskończonych form rozrywki, w kościele mogły rozpraszać nas na przykład zwierzęta.

Neurobiolodzy mówią, że w przeciwieństwie do tego, w co chcieliby wierzyć współczesni sceptycy, nasze mózgi nie są przystosowane do utrzymywania uwagi na jakiejkolwiek rzeczy przez dłuższą chwilę. Rozproszenie to nasz naturalny stan.

Umysł ludzki został zaprogramowany tak, aby skanować środowisko w poszukiwaniu nowych rzeczy. Następnym razem, gdy będziesz w restauracji, kafejce czy na imprezie, postaraj się poobserwować ludzi w pobliżu. Zauważysz, że często odrywają wzrok od swoich bezpośrednich zadań - angażując się w rozmowę, pracując na laptopie - i zaczynają obserwować otoczenie. Nieświadomie robią dokładnie to, co nasze mózgi nauczyły się robić w trakcie długiej ewolucji: ciągle badają środowisko, szukając czegoś nowego i oceniając, czy jest niebezpieczne, czy pomocne.

Niewątpliwie nasze urządzenia pogłębiły ten problem. Projektanci telefonów i aplikacji oraz ekranów wiedzą, że nasze mózgi szukają nowości, i ułatwiają nam to wyszukiwanie. Nasze urządzenia wibrują, brzęczą, migają; oferują nam nagrody i wirtualne przyjaźnie oraz zdjęcia i filmy z kotami. To "skupia" nas na telefonach dłużej niż na naszych rozmowach czy pisaniu projektu - urządzenia mobilne dają nam ciągły przypływ czegoś nowego, czegoś, czego żąda nasz mózg.

Istnieje kilka narzędzi, które mogą pomóc nam złagodzić skutki korzystania z tych rozpraszających technologii. Kilka lat temu rozpocząłem trening uważności, technikę skupiania się na chwili obecnej tak dokładnie, jak to tylko możliwe, często podążając za rytmem wdechów i wydechów. By opanować owo skupienie na oddechu - co pozornie wydaje się proste - możemy potrzebować miesięcy, a nawet lat praktyki. Pomaga to jednak zmniejszyć nasze obawy o przeszłość i przyszłość. Pozostawia nas otwartymi na dar teraźniejszości.

Przez lata trenowania uważności odczułem jej pozytywny wpływ na moją zdolność podtrzymywania uwagi na tym, na czym chciałbym ją skupić. Ale mając na uwadze to, co się stało ostatnio w naszym kościele w czasie niedzielnej Mszy, widać, że nawet najżarliwiej trenujący uważność nie są odporni na zakłócenia, które nękają nas ze wszystkich stron, od ptaków powyżej i telefonów poniżej. Bez względu na to, jak bardzo wytrenujemy nasze umysły w wymagającej sztuce skupienia, zawsze będzie nas ograniczać fundamentalna struktura naszych mózgów. Umysł pragnie uwagi - zwłaszcza gdy najmniej tego chcemy, w tym także, a może szczególnie w kościele.

Uczestnicy Mszy Świętej mogą pocieszać się nadzieją, że przynajmniej niektóre z naszych rozproszeń mają swoje źródło w Bogu i niosą z sobą coś pouczającego. Być może wspomniany ptak niektórym braciom w kościelnej ławce przypomniał o obecności Boga w naturze. Może ich to zachęciło do spędzenia czasu na świeżym powietrzu. Być może matka siedząca obok mnie widząc telefon w rękach młodego chłopca, postanowiła po południu pójść z nim na spacer, zostawiając telefon w domu.

W poprzedni niedzielny poranek zakłopotana młoda mama weszła do kościoła tuż przed rozpoczęciem Mszy z małym synkiem i noworodkiem, którego tuliła w swoich ramionach. Przez całą Mszę trzymała dziecko na rękach, a starszy jej syn ciągle uśmiechał się i zaczepiał kobietę siedzącą za nim.

Kobieta ta przez większość Mszy uśmiechała się do chłopca i próbowała stłumić jego głośny śmiech. Była rozkojarzona, ale była również pełna podziwu i radości wywołanej urokiem tego dziecka. Wydaje mi się, że to doświadczenie, które Bóg chciałby dla nas w kościele. Że chodzi Mu po prostu o bycie z Nim: nieważne czy jesteś rozproszony czy nie.

James Lang jest profesorem języka angielskiego na Assumption College w Worcester. Jego najnowsza książka nosi tytuł "Small Teaching: Everyday Lessons from the Science of Learning". Tekst pierwotnie pojawił się na portalu America Magazine. Tłumaczyła Klaudia Królikowska

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jesteś rozkojarzony podczas Mszy? Naukowcy zbadali, z czym może to mieć związek
Komentarze (1)
PK
~Paweł Kowalik
8 września 2024, 17:26
Brak skupienia wypływa z braku zrozumienia, a brak zrozumienie prowadzi do odrzucenia lub wyszydzenia. Nadmierna racjonalizacja nie przykłada się na poprawę i jakoś przeżywania Eucharystii, więc według mnie należy zastosować się do słów mistrza,który uczy, że każdemu wedle łaski. Najbardziej, co według mnie jest niestosowne, to, to, że ludzie, którzy prawdziwe przeżywają Eucharystię, są obsmiewani i często wyszydzani. Według mnie, tutaj również należy przyjąć nauczanie Chrystusa, że mnie atakowali jako pierwszego, więc nie lękajcie się przychodząc do domu Bożego, bo przychodzicie dla Boga, a nie dla ludzi