Kościół (męsko)katolicki?
Niedzielna Msza św. w przyklasztornym kościele na wsi. Pozornie niczym nie różni się od tych w innych kościołach, może tylko tym, że co jakiś czas rozbrzmiewa chorał gregoriański. Śpiew inicjują mnisi, ale włączyć może się każdy - nuty leżą na wszystkich ławkach. Sporo osób próbuje. Słychać mocne, donośne, zaskakująco melodyjne męskie głosy. Pierwszych kilka rzędów ławek zajmują niemal wyłącznie mężczyźni - w różnym wieku, z obrączkami na palcach i bez nich. Nie ma ani jednej starszej pani.
"Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła" - taki tytuł nadał swojej książce amerykański antropolog David Murrow1. Wskazuje w niej przyczyny, dla których mężczyźni niechętnie uczestniczą w życiu religijnym. Murrow opiera się na statystykach amerykańskich, ale zjawisko, które analizuje, jest uniwersalne. Widać wyraźnie, że i w polskich kościołach mężczyźni są raczej w mniejszości. O ile jeszcze - mniej lub bardziej regularnie - uczestniczą w niedzielnych i świątecznych Mszach, o tyle w duszpasterstwach jest ich jak na lekarstwo.
Mężczyźni są mniej religijni niż kobiety - to byłoby najprostsze wyjaśnienie. Wiele badań socjologicznych i psychologicznych pokazuje jednak, że są po prostu "inaczej religijni"; szukają, potrzebują, oczekują czegoś innego niż kobiety. Pozostaje pytanie: czego? I drugie: dlaczego nie znajdują tego w Kościele, któremu przecież przewodzą mężczyźni?
Ja też chcę coś zrobić
"Właśnie dlatego nie znajdują, że są tam inni mężczyźni, którzy zajmują pozycje liderów - odpowiada na to pytanie Bartek, który do kościoła chodzi, ale jak sam twierdzi, bez specjalnego entuzjazmu. - Przeciętny świecki mężczyzna nie ma w kościele nic do zrobienia, bo o wszystkim decyduje ksiądz. A jeśli , to do czego ja tam jestem potrzebny?" -dodaje. Mariusz Marcinkowski, jeden z liderów Przymierza Wojowników (katolickiego ruchu skupiającego mężczyzn) zgadza się z tym, że mężczyznom brakuje w Kościele przestrzeni, którą mogliby zagospodarować. Gdyby ktoś powierzył im taką przestrzeń, to ona by ich inspirowała i motywowała do działania. Podobnego zdania jest też ks. Piotr Pawlukiewicz. W jednym z wywiadów2 powiedział: "Zdarza się, że podczas wyjazdów duszpasterz decyduje o wszystkim: jak i kiedy się modlimy, kiedy mamy obiad, o której idziemy spać". To nie jest klimat, w którym mężczyźni dobrze się czują. Przeciwnie, im więcej mają możliwości, by się wykazać swoimi umiejętnościami, tym chętniej się angażują. Z wielu wypowiedzi mężczyzn wynika, że bardzo trudna jest dla nich do zaakceptowania rola obserwatora. Aby związać się z jakąś wspólnotą, muszą mieć poczucie, że są w jakiś sposób za nią odpowiedzialni.
Nie bez powodu najwięcej mężczyzn pojawia się wtedy, gdy nowa parafia dopiero się zawiązuje, gdy trzeba budować kościół. Potem, w miarę jak sytuacja się stabilizuje, panów zaangażowanych w życie parafii ubywa. Dlaczego duszpasterzom, jakby nie było mężczyznom, tak trudno zaoferować coś innym mężczyznom? Mariusz Marcinkowski uważa, że prawdopodobnie dlatego, że "kapłani zazwyczaj nie szukają wspólnoty ze świeckimi mężczyznami, bo mają swoją wspólnotę, która jest oparta na innym fundamencie, na pewnym wspólnym doświadczeniu. Ona działa według innych reguł i odpowiada na zupełnie inne problemy niż te, które dotyczą większości mężczyzn, czyli np. tego, jak pogodzić pracę, rodzinę i modlitwę". Andrzej Lewek, koordynator ruchu Mężczyźni św. Józefa, podpowiada pasterzom, którym naprawdę zależy na obecności mężczyzn w Kościele, aby zamiast zapraszać ich na spotkanie, stworzyli raczej jakąś przestrzeń dla ich aktywności: "Jest coś do zrobienia, niech przyjdą ci, którzy czują się na siłach tym zająć!".
Nie będę gamoniem
Co jeszcze przeszkadza mężczyznom poczuć się dobrze w Kościele? "Trudno nam utożsamiać się z wizerunkiem słodkiego, cichego i pokornego Jezusa, który przeważa w przekazie duszpasterzy" - mówi Andrzej Lewek. Jego kolega, Andrzej Kruk, dodaje: "Dominację kobiecej duchowości w Kościele widać nawet w tekstach pieśni religijnych. Jak mężczyzna ma się czuć dobrze, pewnie i męsko, śpiewając innemu mężczyźnie ckliwe wyznania albo: »Chwalcie łąki umajone...«?". W powszechnym odbiorze chrześcijaństwo jawi się jako niemęskie czy wręcz zniewieściałe, bo na plan pierwszy wysuwa się postawa łagodności, dobroci, słabości. To tak, jakby Bóg chciał dzisiaj od mężczyzn wyłącznie tego, aby byli miłymi, grzecznymi chłopcami i wyzbyli się marzeń o walce i heroicznych dokonaniach, bo agresja jest niemile widziana. Taki model pobożności dziedziczymy już od kilkunastu pokoleń, od czasu, kiedy w XIX w. mężczyźni zaczęli masowo pracować poza i pozostawili swoim żonom całą odpowiedzialność za wychowanie dzieci, także religijne, co wcześniej było domeną ojca. Synowie albo przejmowali emocjonalną pobożność matki, podążali za nią, albo uznawali ją za niemęską i odrzucali, a wraz z nią także Boga.
Amerykański jezuita, Patrick Arnold, ocenia współczesną sytuację bardzo krytycznie: "Prawdziwi (uduchowieni) mężczyźni muszą porzucić większość wartości i rozrywek bliskich męskiemu sercu - ducha rywalizacji, walki i przygody; ekspresyjność seksualną, chęć tworzenia, produktywność ekonomiczną i autonomię - na rzecz doświadczenia kastrsta. Ten motyw jest nawet obecny w głównym modelu dawanym na wzorzec żonatym chrześcijanom: Józef, mąż Maryi, jest zwykle przedstawiany jako starszy człowiek, jako ideał pozbawiony płciowości. Nic dziwnego, że tak wielu mężczyzn odbiera podświadomie przesłanie, iż zaangażowanie w chrześcijaństwo wiąże się z pewnego rodzaju pozbawieniem męskości. Wydaje im się, że mężczyźni najlepiej nadający się do życia chrześcijańskiego to dziwni i bezpłciowi gamonie albo ludzie starzy, pozbawieni werwy"3.
Jako alternatywa wobec takiego sposobu postrzegania mężczyzny chrześcijanina powstają na całym świecie, także w Polsce, organizacje i ruchy, skupiające wierzących mężczyzn, które w społeczeństwach zacierających różnice między płciami starają się przywrócić tradycyjny podział ról lub stawiają na podkreślanie męskich aspektów chrześcijaństwa, np. walki duchowej.
Bóg szuka Adama
David Murrow twierdzi, że o ile kobietom odpowiada rodzaj duchowości, który proponuje zawierzenie, całkowite zdanie się na Pana , o tyle mężczyźni czują się w takim klimacie niepewnie. Kobieta najbardziej obawia się utraty poczucia bezpieczeństwa, a mężczyzna - utraty kontroli nad sytuacją. Kobieta uspokaja się, kiedy słyszy, że ktoś pokieruje jej życiem, mężczyzna zaś czuje się takim przekazem mocno zaniepokojony. Dlatego kobiety ciągną do wspólnot, w których słyszą: "Oddaj swoje życie Jezusowi". Ciągną też za sobą swoich mężczyzn, a oni opierają się z całych sił, bo takie wezwanie ich przerasta. Gdyby jednak któraś z tych pobożnych żon i matek, poprosiła swojego mężczyznę o pomoc w rozstrzygnięciu teologicznej zawiłości, prawdopodobnie osiągnęłaby sukces i nakłoniła go do większego zaangażowania religijnego. Mężczyznom bowiem bardziej niż kobietom zależy na tym, by mieć w danej grupie autorytet, by wykazać się kompetencjami. W sprawach wiary nie czują się zaś tak kompetentni jak kobiety. Gorzej niż one znoszą również to, że ideał chrześcijański jest tak trudno osiągalny, że stawia się im wymagania, którym nie mogą sprostać.
"Autorytet" i "odpowiedzialność" to chyba najczęstsze słowa, które pojawiają się w wypowiedziach mężczyzn na temat ich duchowości. Andrzej Lewek uważa, że jest to samo centrum męskiej duchowości. Mężczyzna czuje się odpowiedzialny za siebie i swoją rodzinę, także przed Bogiem - jeśli jest wierzący. "Potrzebuje też być dla tej rodziny autorytetem, przewodzić, pokazywać jej drogę do Boga - tłumaczy dalej. - "Jeśli tego nie robi, to znaczy, że albo Bóg nie jest dla niego autorytetem, albo nie wie, jak to robić, bo przejęła tę rolę kobieta. Biblia pokazuje, że Bóg chciał, by mężczyzna odpowiadał za życie religijne swojej rodziny. Jeśli zagłębimy się w tekst Księgi Rodzaju, odkryjemy, że Adam zgrzeszył przede wszystkim biernością i ucieczką od odpowiedzialności. On stał obok Ewy, gdy wąż nakłaniał ją do zerwania jabłka, i nie zrobił nic. Potem nie dość, że się nie przeciwstawił, to jeszcze ukrył się w zaroślach i obwinił za wszystko Ewę. Ciekawe jest jednak to, że Pan Bóg woła i szuka Adama, nie Ewy".
Wierni i waleczni
Co jeszcze jest charakterystyczne dla męskiej duchowości? Walka - odpowiada większość mężczyzn. O co? "Poza walką duchową, którą toczy każdy z nas jako człowiek - mówi Michał Piekara, lider Przymierza Wojowników - jest to codzienna walka o to, by praca nie zdominowała całego życia rodzinnego, by znaleźć codziennie czas na modlitwę, czytanie Pisma Świętego, na bycie dobrym mężem i ojcem". Michał uważa, że formacja mężczyzny musi polegać na ciąłej konfrontacji - z sobą samym, ze swoimi słabościami, z innymi mężczyznami. Mariusz Marcinkowski uzupełnia: "Jeśli mężczyzna widzi, że coś jest sensowne, będzie o to walczył do końca, nawet z Panem Bogiem, chociaż zawsze pozostanie mu wierny".
"Wzorem mężczyzny jest dla mnie Abraham. Jego zaufanie Bogu było największym dowodem męskości. Z Abrahamem łączy mnie także trudne doświadczanie wieloletniego oczekiwania na potomstwo i wiara w to, że Bóg zawsze dotrzymuje obietnic" -opowiada Tomasz Jarosz, redaktor naczelny portalu Adonai.pl. Postać Abrahama i wierność jako główna cecha męskiej religijności często powraca w wypowiedziach mężczyzn. Andrzej Góra, opowiadając o męskiej duchowości wspomina swojego proboszcza -niezwykle konsekwentnego, stanowczego i stałego w swoim postępowaniu. To on był dla Andrzeja wzorem męskości. Prawdziwy mężczyzna to bowiem ten, kto potrafi dochować wierności Bogu, żonie, sobie i swoim decyzjom...
Gniewni i skryci
Mariusz Marcinkowski uważa, że cechą męskiej duchowości jest intymność, dlatego tak trudno dotrzeć do serca mężczyzny. "My nie mówimy o emocjach" - wyjaśnia Andrzej Kruk - "co nie znaczy, że ich nie doświadczamy". Kobieta jest nastawiona na budowanie relacji, dlatego tak ważny jest dla niej - także w przestrzeni duchowej - świat emocji: to, co czuje ona sama, i to, co czuje Bóg. Doskonale radzi sobie z nazywaniem i dookreślaniem uczuć, mężczyzna najwyraźniej tego nie potrzebuje. Kobieta zapytana o emocje, które towarzyszą jej relacji z Bogiem, zasypuje rozmówcę potokiem słów. Większość mężczyzn w podobnej sytuacji najpierw milczy, a chwili odpowiada: "Gniew". Na kogo? "Na Boga, że świat jest niesprawiedliwy, na świat, na siebie, na swoją słabość..." - wylicza Michał Piekara. - "Chodzi o Boży gniew, który pomaga pokonać trudności, mobilizuje do działania, koncentruje mężczyznę na zadaniach, które kładzie przed nim Bóg. Jest takim silnikiem napędowym".
Mężczyznom trudno się modlić z kobietami, bo one używają wielu słów. Kiedy modlą się razem w męskich wspólnotach wydaje się, że od słów ważniejsze są gesty, np. stanięcie w kręgu.
Dlatego niechętnie przychodzą do kościoła, bo - jak tłumaczą - chrześcijaństwo stało się w większym stopniu religią słowa niż doświadczenia. A mężczyźni, którzy czują się dobrze w kościele? David Murrow wylicza, że są wśród nich: ci, którzy przejęli religijne wychowanie; ci, którzy realizują w nim jakiś talent (muzyczny, oratorski itp.); ci, którzy interesują się teologią; ci "drapieżni, ponieważ wiedzą, że łatwo w nim zdobyć władzę i kontrolę nad innymi". Pozostali, jeśli nie przeżyją jakiegoś osobistego spotkania z Bogiem, najczęściej stoją daleko od ołtarza: w przedsionku, a nawet za bramą kościoła.
Nie wiem, co sprawia, że na Msze św. w tym przyklasztornym kościółku przychodzi tak wielu mężczyzn i że tak chętnie włączają się w liturgię. Kiedy do niego weszłam, poczułam się jednak na tyle nieswojo, że zatrzymałam się w połowie nawy głównej i postanowiłam zająć miejsce gdzieś z boku. Wydawało mi się, że komentarze mojego dwulatka są tutaj dużo bardziej słyszalne niż w innych kościołach, wyszłam z nim więc do przedsionka. Po pewnym czasie przechodzący mnich zamknął mi drzwi kościoła przed nosem, uniemożliwiając kontakt wzrokowy z ołtarzem. Pomyślałam sobie, że należę chyba jednak do Kościoła "żeńskokatolickiego".. .
Przypisy:
- D. Murrow, Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła, Poznań 2007
- T. Jaklewicz, P. Pawlukiewicz, Gdzie te chłopy?, "Gość Niedzielny" nr 44/2008
- P. Arnold, Wildmen, Warriors and Kings: Mascu-line Spirituality and the Bible, York 1991, cyt. za: D. Murrow, Mężczyźni nienawidzą chodzić do kościoła, Poznań 2007, str. 202-203.
Skomentuj artykuł