Terlikowski: Kościół, polityka i świat bez uniwersalizmu

Kościół nie powinien mieszać się do bieżącej polityki - to niewątpliwie jest prawda, ale to wcale nie oznacza, że powinien czy nawet może milczeć w sprawie aborcji. 

Kościół niewątpliwie - z perspektywy społecznej i medialnej - stracił po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Ataki na świątynie, ruch na rzecz apostazji i wzmożona ich liczba, a także przyspieszony odpływ młodych z Kościoła - to wszystko są fakty, a skalę i znaczenie tych zjawisk ocenić będzie można dopiero za kilka, kilkanaście miesięcy. Wiele wskazuje też na to, że osłabnie autorytet Kościoła jako instytucji, co w dalszej perspektywie może się wiązać ze zmianami prawnymi. W niczym nie zmienia to jednak faktu, że Kościół nie tylko mógł, ale nawet powinien zabrać głos w tej sprawie. Koszty społeczne, upadek autorytetu czy ujawnienie zjawiska laicyzacji są smutne, ale można powiedzieć, że są ceną, którą trzeba zapłacić za wierność Ewangelii i prawom człowieka. 

Tego rodzaju zaangażowanie nie jest też - wbrew często powtarzanej, także przez część katolickich publicystów czy liderów opinii - „mieszaniem się w politykę” Kościoła, ani tym bardziej narzucaniem innym swoich opinii religijnych. Dlaczego? Odpowiedzi trzeba udzielić na kilku płaszczyznach. Zacznijmy od tej najbardziej podstawowej. Prawo w Polsce, tak jak we wszystkich innych krajach, stanowione jest przez państwo, a nie przez Kościół. I tak też było w tej kwestii. Grupa posłów zadała pytanie Trybunałowi Konstytucyjnymi, czy jeden z zapisów stanowionego prawa dotyczącego aborcji jest zgodny z innym prawem stanowionym, jakim jest konstytucja. Sąd zaś udzielił na pytanie odpowiedzi, zgodnej - jak się zdaje - z własną, wcale nie zaczętą w tym składzie, linią orzeczniczą. Kościół hierarchiczny, choć jego poglądy w sprawie aborcji są oczywiste, ani szczególnie nie naciskał w tej sprawie, ani na gromił nieustannie sędziów, a w kilku sytuacjach (na przykład, gdy wcześniej w sejmie odrzucano projekt całkowicie zakazujący aborcji, nawet - niezupełnie wprost ustami rzecznika prasowego KEP - wsparł odrzucających) wskazywał na konieczność zachowania umiaru w tej kwestii. Biskupi też jakoś nie grzmieli w kazaniach na ten temat, poza nielicznymi wyjątkami. Ale nawet, gdyby tak było, to trudno mówić o tym, by to oni byli sprawcami zmiany dokonanej przez TK. 

U podstaw zarzutu leży więc nie tyle sam fakt zaangażowania Kościoła hierarchicznego w proces ustanawiania prawa czy kontrolowania jego zgodności z ustawą zasadniczą, ile sam fakt, że w stanowieniu owego prawa uczestniczą ludzie, dla których ich katolickie poglądy są istotnym elementem tożsamości i myślenia. To ich postawa, ich zaangażowanie jest piętnowane jako „zaangażowanie Kościoła w politykę”. Tyle że akurat ten zarzut jest absurdalny, bo po pierwsze  - katolicy nie tylko mogą, ale nawet powinni angażować się w życie polityczne, a po drugie -  państwo - także liberalne - nie powinno określać, jakie poglądy czy postawy mogą, a jakich nie mogą realizować w życiu publicznym jego obywatele. Istnieją oczywiście wyjątki od tej reguły, choćby poglądy dyskryminujące jakąś grupę społeczną, wzywające do jej eksterminacji czy propagujące światopoglądy zbrodnicze (nazizm czy komunizm), ale nie wydaje się, by w jakikolwiek sposób państwo mogło za takie poglądy uznać bycie członkiem Kościoła katolickiego czy wyznawanie jego poglądów.

Odpowiedzią na ten wywód będzie bez wątpienia stwierdzenie, że - choć oczywiście jako wierzący mamy prawo do głoszenia swoich poglądów i ich realizacji w przestrzeni politycznej - to powinniśmy się samoograniczyć dla dobra społeczeństwa i nie narzucać własnych poglądów religijnych całemu społeczeństwu, które przecież reprezentuje różne światopoglądy. Tu sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, bowiem, choć niewątpliwie dla istnienia społeczeństwa i państwa, konieczne jest samoograniczenie światopoglądowe wszystkich jego członków, a także rezygnacja z realizacji części celów związanych z poglądami religijnymi, to nie sposób nie przypomnieć, że z perspektywy katolickiej spór o aborcję - choć ma także wymiar religijny - nie jest sporem o poglądy religijne, a o coś o wiele bardziej podstawowego.

Koszty społeczne, upadek autorytetu [Kościoła] czy ujawnienie zjawiska laicyzacji są smutne, ale można powiedzieć, że są ceną, którą trzeba zapłacić za wierność Ewangelii i prawom człowieka. 

Ujmując rzecz inaczej, gdy rozmawiamy o aborcji, nie rozmawiamy o kwestii wiary, o niepoznawalnej przestrzeni Sacrum czy o Tajemnicy, ale o wnioskach, jakie powinniśmy wyciągać z poznawalnej rzeczywistości i z tego, jak stanowić prawo, by możliwie najlepiej chroniło ono istoty ludzkie. Bezspornym pozostaje fakt, że zarówno zarodek, embrion, jak i płód ludzki należy do gatunku homo sapiens, a także to, że jego rozwój jest procesem, w którym - także po narodzinach - osobnik gatunku ludzkiego osiąga kolejne stadia rozwoju (także te związane z pojawieniem się świadomości w coraz bardziej skomplikowanych jej formach). Sporne pozostaje jedynie to, w którym momencie istota należąca do gatunku ludzkiego ma otrzymać jedno z fundamentalnych praw człowieka, jakim jest prawo do życia, a także jak stopień rozwoju istoty ludzkiej może i wpływa na ważenie jego interesów i interesów innej istoty ludzkiej, jaką jest jego matka. Zostawiając na razie na boku ten drugi problem, zajmujmy się tym pierwszym. 

Stanowisko katolickie jest w tej sprawie dość oczywiste - prawo powinno przyznawać istocie ludzkiej prawo do życia (traktować ją jak osobę) od momentu, gdy dobiegnie końca proces poczęcia (a to oznacza nawet przez implantacją). To jasne stanowisko jest oczywiste prawnie od czasów Didache (bo Kościół zawsze surowo karał za grzech aborcji), nawet jeśli dość długo toczono spór o moment animacji (czyli kiedy dusza wstępuje w ciało). Ten ostatni spór, choć nie ma oficjalnej deklaracji dogmatycznej, został rozstrzygnięty przez odkrycia nauk szczegółowych, które pokazują, że dynamizm życia (a tym jest w istocie dusza, której wbrew Kartezjuszowi nie da się tak po prostu oddzielić od ciała) jest właściwy zarodkowi od momentu, gdy zakończy się proces poczęcia.

Bezspornym pozostaje fakt, że zarówno zarodek, embrion, jak i płód ludzki należy do gatunku homo sapiens, a także to, że jego rozwój jest procesem, w którym - także po narodzinach - osobnik gatunku ludzkiego osiąga kolejne stadia rozwoju. 

Takie podejście niewątpliwie zawiera w sobie mocne elementy światopoglądowe, na które nie muszą się zgadzać ci, którzy uznają, że momentem stania się osobą, uzyskania prawa do życia, jest pojawienie się układu nerwowego, narodziny czy też świadomość. Tyle że do zajęcia stanowiska, które broni życia, wcale nie są nam potrzebne twarde przekonania światopoglądowe, a wystarczy zwyczajna ostrożność. Jeśli nie mamy pewności, kiedy zaczyna się życie ludzkie, kiedy człowiek otrzymuje prawo do życia, to z czystej ostrożności powinniśmy przyjąć, że prawo to przysługuje każdej istocie ludzkiej, nie na podstawie jakichś cech, których uznanie ma zawsze charakter arbitralny, ale na podstawie samej przynależności do gatunku ludzkiego. Takie podejście nie rozstrzyga, jak jest naprawdę, a jedynie chroni potencjalną lub realną osobę przed odebraniem jej prawa absolutnie podstawowego, jakim jest prawo do życia.

To jednak wcale nie kończy debaty, bo natychmiast pojawia się sugestia, by sprawę tę - skoro jest nierozstrzygalna z perspektywy filozoficznej czy zależna od opcji światopoglądowej - pozostawić do rozstrzygnięcia jednostkom, a nie wprowadzać nowego prawa. „Jeśli ktoś nie chce, niech nie dokonuje aborcji” - powtarza się. Tyle że w tak kluczowej kwestii, jaką jest prawo do życia (podobnie jak do wolności osobistej czy wolności sumienia), nie sposób zgodzić się na „prywatyzację” decyzji w tej sprawie. Dwa wieki temu w naszej przestrzeni kulturowej toczył się spór, czy niewolnictwo jest złem moralnym, czy też wynika z natury człowieka i ludzkiej społeczności (co - przypomnijmy głosili też tak wybitni filozofowie, jak Arystoteles), a także czy kolor skóry ma znaczenie w przyznawaniu praw ludzkich (w tej kwestii myśliciele Oświeceniowi głosili poglądy aprobujące dość paskudny rasizm). Czy w takiej sytuacji można było pozostawić decyzję o niewolnictwie w rękach jednostek? Czy czymś moralnie dopuszczalnym byłoby oznajmienie: „ci, którzy nie chcą mieć niewolników, niech ich nie mają, a innym niech pozostawią wolność sumienia”? Nie sądzę by ktokolwiek teraz miał co do tego wątpliwości, ale w XIX wieku dokładnie tak argumentowano sprzeciw stanów Południa wobec pomysłu Północy, by znieść niewolnictwo. Podział był realny, obie strony miały swoje argumenty, a jednak decyzję narzucono i zakończyła się ona krwawą, okrutną wojną domową. Obie strony - teraz możemy to powiedzieć - były przekonane o własnych racjach moralnych, w zaangażowaniu obu istotną rolę odgrywała  ekonomia i polityka, a nie tylko moralność, ale wydaje się dość oczywistym, że rację w tym sporze miała jedna ze stron. I dobrze się stało, że decyzja została podjęta. W kwestii aborcji jest, jak sądzę, podobnie. Decyzja wywołuje sprzeciw, spór, możemy zadawać pytania, czy mogła być ona lepiej uzasadniona czy przedstawiona, ale nie wydaje się, by można było uznać, że katolicy świeccy nie powinni się w jej podjęcie angażować.

Analogia (zawsze ułomna) z wojną secesyjną pozwala postawić jeszcze jedno pytanie, o ważenie spokoju społecznego i praw nienarodzonych. Część z komentatorów - także jasno deklarujących swoje poparcie dla obrony życia - wskazuje, że w sytuacji głębokiego podziału i pewności wywołania niepokojów społecznych, a także niebezpieczeństwa wychylenia wahadła prawnego w stronę pełnej liberalizacji - należało odstąpić od prób zmiany prawa. I to przynajmniej z dwóch powodów: po pierwsze właśnie bezpieczeństwa pełnej „liberalizacji” prawa, do którego może dojść po jego zaostrzeniu; a po drugie dlatego, że narusza ona istotną wartość, jaką jest spokój społeczny. Ten pierwszy argument zachowuje swoją wagę, ale nie wydaje się, by w Polsce miał znaczenie. Tak się bowiem składa, że nawet aborcja z przyczyn społecznych (nie mówiąc o aborcji na żądanie) została uznana za niezgodną z konstytucją przez TK w 1997 roku. Aby zmienić prawo i rzeczywiście w pełni „zliberalizować” ustawę aborcyjną, trzeba więc zmienić konstytucję, a zdobycie dwóch trzecich głosów jest na razie barierą nie do przeskoczenia przez żadną ze stron. Polskie społeczeństwo jest - jak na razie - trwale podzielone światopoglądowo w tej sprawie. Nie ma oczywiście w polityce nic na zawsze, ale jeśli dojdzie do trwałego przesunięcia sceny politycznej w kierunku liberalnym czy lewicowym, to politycy tej opcji i tak zmienią prawo, tak jak zmienili je w roku 1996. Istotniejszy wydaje się argument drugi, z pokoju społecznego, i pytanie, co jest ważniejsze: spokój czy życie? Odpowiedź w teorii jest dość oczywista: życie, ale w praktyce życia społecznego jest ona nieco bardziej skomplikowana. Niezależnie jednak od tego, jak odpowiemy na to konkretne pytanie, nie ulega wątpliwości, że katolicy (a także inni obrońcy życia) zachowują wolność co do konkretnej oceny, co jest wartością wyższą, i jaki czas jest najlepszy na zmianę. Spokój społeczny, choć jest wartością istotną, nie pozostaje wartością fundamentalną.

Jeśli nie mamy pewności, kiedy zaczyna się życie ludzkie, kiedy człowiek otrzymuje prawo do życia, to z czystej ostrożności powinniśmy przyjąć, że prawo to przysługuje każdej istocie ludzkiej, nie na podstawie jakichś cech, których uznanie ma zawsze charakter arbitralny, ale na podstawie samej przynależności do gatunku ludzkiego 

Wszystkie moje rozważania opierają się, rzecz jasna, na podstawowym założeniu, że katolicyzm pozostaje nie tylko kwestią relacji jednostki do Boga, nie tylko kwestią życia wewnętrznego, ale ma także wymiar społeczny i polityczny, a zatem jest (także) światopoglądem, który może określać i określa decyzje polityczne czy społeczne. Jest to przy tym światopogląd uniwersalistyczny, całościowy, określający nie tylko życie wewnętrzne, ale i zewnętrzne. A skoro tak jest, to może on wchodzić w konflikt czy rywalizację (albo współistnienie) z dominującym światopoglądem czy politycznym status quo. Niekiedy ludzie Kościoła - i to nawet wbrew najgłębszym intuicjom Ewangelii - uczestniczyli w budowaniu i wspieraniu systemów antyewangelicznych, tak było i z akceptacją niewolnictwa i z systemem kolonialnym, czy z ograniczaniem prawa do suwerenności narodowej w XIX wieku, a kierowali się przy tym albo powszechnym, społecznym przekonaniem, albo właśnie opinią, że to właśnie spokój społeczny jest istotniejszy niż rewolucyjne pomysły garstki radykałów. Nigdy na dłuższą metę nie przynosiło to spodziewanych efektów. 

Teraz żyjemy w świecie dominacji liberalnego status quo. Z wielu powodów jest ono wygodne, pozwala zbudować w miarę bezpieczny i stabilny świat (oczywiście tylko w niektórych miejscach) i choć liberalna demokracja przeżywa kryzys, to nie widać na razie rozsądnego systemu, który mógłby go zastąpić. Z tej perspektywy nie widać powodu, by chrześcijan czy katolik miał zwalczać liberalną demokrację, a można powiedzieć, że istnieją nawet mocne powody moralne, by wspierać jej funkcjonowanie. Tyle że to nie może oznaczać uznania liberalnej demokracji za system uniwersalny, który obowiązuje nas w sumieniu, czy ujmując rzecz inaczej za system światopoglądowy. Istnieją bowiem kwestie, w których poważnie traktowany katolicyzm będzie nieuchronnie wchodził w konflikt, spór, napięcie z całościowo i uniwersalistyczne rozumiejącym się liberalizmem czy liberalną demokracją. W takiej sytuacji katolik ma prawo i obowiązek wybierać zgodnie z regułami wiary, choć - co też nie jest bez znaczenia - nie powinno to oznaczać dążenia do rozbicia liberalnego status quo

Wiele wskazuje zresztą na to, że zarówno liberalni demokraci, jak i katolicy (a także coraz mocniejsze w Europie inne mniejszości wyznaniowe) będą musieli zacząć budować stabilne społeczeństwa pozbawione wspólnoty wartości, realnie pluralistyczne, głęboko podzielone. Jak dotąd nie istnieje system, który mógłby być modelem dla takiego społeczeństwa, zawsze bowiem istnieje jakiś dominujący system mentalny. Teraz będziemy musieli się nauczyć budować społeczeństwa realnie pluralistyczne. W świecie wojen plemiennych, podsycanych przez media społecznościowe, a także postprawdy, nie będzie to proste. Z pewnością drogą do budowania takiej przestrzeni nie jest rezygnacja z tego, co dla pewnych poglądów fundamentalne. Istotnym elementem liberalnej demokracji jest świadomość znaczenia wolności sumienia, a ta przejawia się nie tylko w poglądach prywatnych, ale także w ich realizacji w przestrzeni publicznej.

PS. W tym tekście zupełnie świadomie pominąłem wątek ważenia interesów nienarodzonego dziecka i kobiety - jego matki. To jest spór na nieco inny temat i mam nadzieję będzie mi go dane podjąć.

Tomasz P. Terlikowski

Doktor filozofii, pisarz, publicysta RMF FM i felietonista Plusa Minusa i Deonu, autor podkastu "Tak myślę". Prywatnie mąż i ojciec.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Terlikowski: Kościół, polityka i świat bez uniwersalizmu
Komentarze (36)
JS
~Jan Stanowski
17 września 2022, 10:37
Coraz wyraźniej widzę jak niesłychanie przewrotnym, wręcz diabelsko przewrotnym narodem są Polacy. Polak prywatnie nie zgadza się z aborcją, uważa ją za zło, wie że aborcja nie jest żadnym prawem człowieka ale moralną klęską i złem. Ale gdy ktoś u nas zaczyna ustanawiać prawo chroniące życie - to przewrotny Polak nagle zaczyna odginać swe poglądy w drugą stronę. "To jest narzucanie, tak nie można " "Jestem za, ale bez przesady" "To są moje prywatne poglądy, ale nie chcę aby one stały się prawem" Przewrotność, przewrotność do kwadratu. Schizofrenia poglądów prywatnych i oficjalnego stanowiska. Takie jest niestety polskie społeczeństwo.
JS
~Jakub Szymczyk
4 lutego 2021, 00:16
Rozumiem, że ludzką rzeczą jest dopasowywanie faktów do swoich poglądów i racjonalizowanie błędów. Ale trzeba dużej dawki naiwności żeby uwierzyć, że opozycja nie zmieni prawa bez większości konstytucyjnej w sejmie :/ Jeśli przeją władzę po kolejnych wyborach to coś wymyślą. Udowodnili nie raz, że konstytucję szanują tylko kiedy im pasuje. Mogą np. rozpisać referendum konstytucyjne, mogą uznać, że prawo UE ma pierwszeństwo przed Polskim w sprawie aborcji albo uznać, że orzeczenie wydano wadliwie bo coś tam... Jeśli będą mieć większość w Sejmie, poparcie międzynarodowe i społeczne to formalne zapisy ich nie powstrzymają. Jeśli już trzymamy się analogii z wojnami niewolniczymi to obawiam się, że nie będzie powtórki z wojny secesyjnej tylko z powstania Spartakusa albo powstania Warszawskiego. Gratuluję obłąkanym pro liferom chwilowego sukcesu, który zmobilizował lewicę, obniżył poparcie ZP z 40 do 30 % i zapewne doprowadzi lewicę do władzy. O tym co będzie później boję się pomyśleć.
ML
~M L
4 lutego 2021, 15:12
"albo uznać, że orzeczenie wydano wadliwie bo coś tam..." Bo jest wadliwe. Chociazby dlatego, ze wyrok wydaly osoby, ktore nie mialy byc w skladzie orzekajacym. Oprocz niewlasciwie mianowanych sedziow orzekala tez K. Pawlowicz, ktora sie miala ze wzgledu na konflikt interesow wylaczyc, czego nie zrobila. Co do lewicy, to ma ona poparcie na poziomie ok. 10%. KO, Polska 2050 i PSL, to zadna lewica.
SS
~szczesliwy stary juz Slazak poza Polska
4 lutego 2021, 20:43
Po po przegranych wyborach prezydenckich, zmienila ustawe i wybrala 5 sedziow na zapas, potem okazalo sie ze tylko 2 bo 3 objela zmieniona ustawa, nagieta do potrzeb PO,Tylko duren moze myslec inaczej.
JS
~Jakub Szymczyk
5 lutego 2021, 01:33
Są wystarczajaco lewicowe żeby olać orzeczenie i w najlepszym razie wrócić do kompromisu z 1993. Chociaż bardziej prawdopodobna jest dalej idąca liberalizacja. Poza tym PiS jakoś tam próbuje chronić Polskę np. przed ideologią gender co też jest ważne. Jeśli stracą władzę to nikt nie powstrzyma działaczy LGBTcos tam przed sprawowanie młodzieży.
ML
~M L
5 lutego 2021, 09:50
Szcegolnie PO jest klasiczna europiejska prawica na wzor np. CDU (z ktora i wielu innymi prawicowimy partiami sa zreszta w jednej frakcji w parlamencie europejskim), wiec prosze nie wypisywac glupoty na tematy, na ktorych sie Pan ewidentnie nie zna. Co to jest "ideologia gender"? Nieustannie widze kogos zonglujac tym pojeciem, ewidentnie nie wiedzac, co ono oznacza. Gender to pojecie naukowe, ktore okresla pewne zjawisko, nic wiecej i nic mniej, jak moze byc ono "ideologia"? Czy jest w takim razie ideologia np. dyskurs? Co dotyczy tematu, to co jest w takim razie celem? Myslalem, ze jak najwieksze mozliwe ograniczenie aborcji (bo nigdy nie znikna do zera), ale widocznie sie myle i celem jest sam zakaz dla zakazu. Czy zakaz prowadzi do ich rzeczywistego ograniczenia albo tylko do ograniczenia tych legalnych i doprowadza do wielu roznych patologii?
PR
~Ppp Rrr
3 lutego 2021, 17:22
Każdy ma prawo do swoich poglądów i ich głoszenia – zgoda. Jeśli jednak te poglądy mają wpływ na działanie całego społeczeństwa, to przed poglądami jest OBOWIĄZEK MYŚLENIA. Oczywiste było, że po takim wyroku TK będą protesty. Łatwo było przewidzieć, że po kilku mies. epidemii ludzie są rozdrażnieni, więc protesty mogą być większe i bardziej gwałtowne, niż w poprzednich razach. Łatwo też było zauważyć, że poprzednie starcie miało miejsce zaledwie 4 lata temu, pod tą samą władzą – będzie to zatem traktowane jako „recydywa”, co podniesie moc protestów. Może nieco trudniej dla niezainteresowanych, ale też niespecjalnie trudno było przewidzieć, że policja może swoim zachowaniem sprowokować kolejne protesty – przeciwko brutalności i fałszywym oskarżeniom. Płacz z pierwszego akapitu przypomina mi pretensje przechodnia, który wszedł na pasy bez rozglądania się i został potrącony przez samochód. OK, miał pierwszeństwo, ale we własnym interesie powinien się rozglądać i MYŚLEĆ. Pozdrawiam.
AZ
Anna Z
3 lutego 2021, 10:45
Pan Terlikowski próbuje zdjąć odpowiedzialność z kościelnych hierarchów ale to próba skazana na porażkę - nie trzeba składać podpisu pod aktem prawnym żeby mieć wpływ na jego treść. Przedstawiciele kościoła niejednokrotnie apelowali do polityków w tej sprawie, w dodatku ich zachowanie przed wyborami nie pozostawia wątpliwości, że są dla PISu kluczowym politycznym graczem a partia boi się stracić poparcie kościoła. A teraz episkopat umywa ręce jak Piłat bo przecież "my tu nic nie mamy do powiedzenia, to politycy zrobili", żadnego oficjalnego komentarza, żadnego stanowiska. Purpurowi tchórze siedzą teraz cicho jak mysz pod miotłą ze strachu aby gniew ludzki nie obrócił się w ich kierunku.
JY
~john yossarian
2 lutego 2021, 20:25
"...w stanowieniu owego prawa uczestniczą ludzie, dla których ich katolickie poglądy są istotnym elementem tożsamości i myślenia." Naprawdę Pan w to wierzy?!
PJ
~Paulina Jank
2 lutego 2021, 15:36
Wychodzi na to, że Kościół powinien móc wyrażać swoją opinię o aborcji, ale nawet katoliccy politycy nie powinni się nią kierować.
ML
~M L
2 lutego 2021, 20:33
Bo tutaj jest kwestia, co jest tak naprawde wiekszym zlem (dobrem). To po prostu nie jest zerojedynkowy problem. Wiemy, ze istnieje ogromne podziemie aborcyjne i potezna "turystyka" aborcyjna do sasiednich krajow (w moich rodzimych Czechach, ale tez na Podkarpaciu, gdzie teraz mieszkam, jest to powszechnie znany temat). Ja na przyklad uwazam, ze jest lepsza pelna legalizacja wzorem sasiadow z jednoczesnym dzialaniem na rzecz jak najwiekszego ograniczenia aborcji (poczynajac od rzetelnej edukacji i konczac np. na dobrym systemie adopcji czy sensownym wsparciu biednych rodzin lub samych kobiet z dziecmi). Dlaczego by taki poglad mial byc sprzeczny z nauczaniem kosciola? Z aborcjami sie tez nie zgadzam, ale rzeczywistosc jest taka, ze istnieja i beda istniec. Dlatego uwazam, ze legalizacja wyrzadzi o wiele mniej krzywd i otworzy przestrzen do podejmowania dzialan na ich jak najwieksze ograniczenie, co sytuacja, kiedy sie absolutna wiekszosc aborcji dokonuje nielegalnie, nie umozliwia.
Anna Żebrowska
2 lutego 2021, 14:50
Marzy mi się luty - miesiąc bez wypowiedzi mężczyzn na temat "życia poczętego". Niech już wszyscy zamilkną: politycy, filozofowie, teologowie, księża, biskupi, a nawet papieże (dwaj). Dość już tych teorii, tych jałowych, niby-filozoficznych (bo co to za filozofia, która się płaszczy przed religią) dysput. Jesteście wszyscy jak ci faryzeusze, którzy nakładają ogromne ciężary, a sami ich nie tykacie. I nie chodzi o to, by znów sypnąć pieniędzy z cudzych kieszeni. Niech na ten temat mówią tylko kobiety - co czują, co je boli, jak dźwigają swoje ciężary - i niech wreszcie będą wysłuchane.
MM
~Monika Monika
2 lutego 2021, 15:39
Marzy mi się luty - miesiąc bez wypowiedzi kobiet na temat "życia poczętego". Niech już wszystkie zamilkną. Niech na ten temat mówią tylko "płody" zagrożone wyskrobaniem - co czują, co je boli, jak dźwigają swoje ciężary - i niech wreszcie będą wysłuchane.
LZ
~Leon Ząb
2 lutego 2021, 18:35
Kobiety (i mężczyźni też) nie mają prawa decydować o życiu lub śmierci osób ludzkich w fazie prenatalnej koniec kropka. Życie dzieci poczętych a nienarodzonych nie jest własnością ich biologicznych matek. A tak poza tym co to za jakiś dziwaczny postulat płciowego ekskluzywizmu w tematach dyskusji?
MR
~Marcin Rotmiński
2 lutego 2021, 19:18
Niechże pani przestanie z siebie robić jedyną która rozumie, co przeżywają kobiety i jedyną uprawnioną do wypowiadania się w ich imieniu.
KW
~ka we
2 lutego 2021, 22:11
A mi się marzy, żeby dbano nie tylko o tych, którzy potrafią głośno mówić i krzyczeć. Człowieczeństwo, którego nie wyrzuca się na śmietnik z powodu ułomności. Nie wylicza starannie kosztów jego życia. Już na bardzo wczesnym USG(tym na którym można również wykryć pewne wady) widać że to człowiek - żadna w tym filozofia zwykłe doświadczenie wsparte zdobyczami techniki. Kto był w ciąży i się badał, ten wie. Trzeba nie chcieć tego zauważyć bo łatwiej wypłaszczyć się przed własnym wygodnictwem. Tak, donoszenie i wychowanie nawet zdrowego dziecka wymaga wyrzeczeń. Kto nam naobiecywał, że w życiu będzie tylko łatwo i zabawnie. Dziecko to nie produkt, który zamawiamy w sklepie i zwracamy na gwarancji lub wyrzucamy na śmietnik jak nie działa.
KM
~Krystyna M.
2 lutego 2021, 22:19
Kobiety niech mówią za siebie, feministki za siebie!
Anna Żebrowska
3 lutego 2021, 09:52
Ciekawe, co powiedziałyby płody z wadami letalnymi, gdyby wiedziały, co je czeka - tygodnie, miesiące, lata w nieustannym cierpieniu, leżenie w łóżku w pieluchach, ślepe i głuche, bez kontaktu z otoczeniem, przeczulica, złamania kości przy przewijaniu, często oddanie do państwowego "zakładu". To są prawdziwe, niewinne ofiary bezdusznej ideologii. Czy ci, co wołali Yes Yes Yes, będą się zajmowali tymi dziećmi? Nie sądzę. Niech więc zamilkną.
AZ
Anna Z
3 lutego 2021, 10:34
Ale macice tychże kobiet są jak najbardziej ich własnością, podobnie jak ich nerki, płuca czy krew. Skoro nie wymagamy od nikogo przymusowego oddawania krwi - która ratuje życie a jej czasowy ubytek jest niewielkim dyskomfortem - to dlaczego mamy żądać od kobiet ponoszenia potężnych kosztów zdrowotnych i finansowych donoszenia niechcianych ciąż? Bo płód to człowiek? A osoby potrzebujące krwi lub przeszczepu organów to nie są ludzie? Ich życie już katolików średnio obchodzi.
Anna Żebrowska
3 lutego 2021, 15:27
Marcin Rotmiński - a kto w ogóle dał prawo mężczyznom do wypowiadania się w imieniu kobiet? Sami je sobie wzięli i trzymali przez tysiąclecia patriarchatu. Może pora z tym skończyć? Także w Kościele? Żyjemy w świecie, w którym kobiety stanowią 70% na uniwersytetach, a panowie jakby tego nie zauważyli. Nie potrzebujemy mężczyzn, aby nam tłumaczyli, co dla nas dobre i właściwe. Same to wiemy.
LL
~Leon Leonidas
3 lutego 2021, 15:34
Osoba oczekująca na transfuzję lub przeszczep może uzyskać wsparcie od różnych osób, dziecko poczęte w swym bycie zależy od tej jednej jedynej istoty, która jest jego biologiczną matką. Czy tak trudno dostrzec tę różnicę?
3 lutego 2021, 16:20
bo o tym, że NIE CHCESZ MIEĆ DZIECKA TRZEBA MYŚLEĆ ZANIM SIĘ POŁOŻYSZ ...
KO
~Kt Oś
3 lutego 2021, 20:19
@Anna Z. Tylko że (poza przypadkiem gwałtu) te płody są tam na zaproszenie tych kobiet. Jak ktoś zaprasza znajomego na jacht, to też nie może mu się na środku jeziora "odwidzieć" i nie może tego znajomego wypchnąć za burtę powołując się na prawa własności do jachtu.
KO
~Kt Oś
3 lutego 2021, 20:22
@Anna Żebrowska. Czy w takim razie wypowiadać się mogą Julia Przyłębska i Kaja Godek?
AR
~Awdotia Romanowa
4 lutego 2021, 17:29
Mężczyźni też muszą o tym myśleć. A nie myślą i m.in. z tego powodu kobietom zostaje później już tylko aborcja. Odpowiedzialność w teorii dotyczy obojga a w praktyce spada tylko na kobiety.
KA
~Kapitan Arianator
2 lutego 2021, 13:35
Właśnie tu jest problem z łączeniem wiary z polityką. Osobiście jestem przeciw aborcji. Niemniej jednak jestem przeciwny łączeniu wiary z polityką. A to dlatego, że wątpię, by skonczyloby się na zakazie aborcji. Gdyby np. wprowadzić kary kościelne za głosowanie za aborcja, otworzylibysmy puszkę Pandory. Wyobraźmy sobie, że do Sejmu trafiłby projekt zakazujacy prezerwatyw. Wówczas posłowie wyznania katolickiego mogliby poczuć się zmuszeni pod groźbą kar kościelnych do poparcia tego projektu. Potem parę następnych takich projektów i obudzilibysmy się w państwie wyznaniowym. Albo drugi scenariusz, katoliccy, ale nie fanatyczni posłowie odeszliby z polityki i pozostawiliby Sejm "na pastwę" wojujacych ateistów. Inna sprawa, że gdy chodzi o pomoc dla niepełnosprawnych, to nikt nie przypomina sobie o wartościach chrześcijańskich i wierze katolickiej, a te wartości to nie tylko walka z aborcją lub gender, ale również budowanie państwa i społeczeństwa solidarnego.
ML
~M L
2 lutego 2021, 20:24
Oczywiscie, zeby sie nie skonczylo. Wystarczy sobie przypomniec dyskusje w kosciele z 2015 na temat tego, czy owczesny prezydent Komorowski moze przyjac komunie sw. po podpisie pod ustawa o in vitro. Poza tym, to mnie akurat w tym temacie fascynuje, ze absolutnie nikt (nie widzialem nawet jednego glosu przedstawicieli kosciola, ktory by sie do tego odnosil) nie wspomina o problemu nielegalnych aborcji i turystyce aborcyjnej do sasiednich krajow. Cala dyskusja sie toczy jak gdyby takie zjawiska w ogole nie istniely i w Polsce sie dokonywalo tylko i wylacznie tych kilka legalnych aborcji rocznie, ktore teraz zostana ograniczone.
KW
~ka we
2 lutego 2021, 22:23
Równie dobrze można powiedzieć że zakaz mordowania, gwałtów lub kradzieży to problem łączenia wiary z polityką bo przecież takie zakazy występują w dekalogu. Trzeba rozróżnić sprawy szkodzenia drugiemu człowiekowi. od regulacji w stylu zaglądania komuś do łóżka i sprawdzania czy używa prezerwatyw itp. Bo aborcja nie jest prywatną czyjąś sprawą, a prawo powinno traktować wszystkich równo i chronić każdego.
AZ
Anna Z
3 lutego 2021, 10:36
Masz oczywistą rację, naszym decydentom krwawią wrażliwe sumienia ale tylko wtedy, kiedy ochrona życia ma się odbywać kosztem obywatela, a nie budżetu.
ML
~M L
3 lutego 2021, 17:29
Tylko, ze jak pisalem powyzej - zakazem aborcje nie znikna, ale beda wykonywane nelegalnie i nie bedzie wiadomo, ile ich jest. Poza tym, to taki stan nie pozwala na jakiekolwiek dzialania w celu jak najwiekszego mozliwego ograniczenia aborcji (i o to chyba chodzi, nie?) i prowadzi do wielu patologii (bardzo polecam ten wywiad, zeby zobaczyc, z czym sie teraz niektore kobiety musza mierzyc: https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/2101417,1,zakaz-aborcji-kobiety-sa-przerazone-jestesmy-w-pulapce.read). To po prostu nie dziala tak, ze jak zalegalizujemy, to kazda kobieta pojdzie na aborcje i jak zakazemy, to zadnych aborcji nie bedzie. Dlatego akurat w tej sprawie nie mozna mowic o jednym dobrym prostym rozwiazaniu i wszystkim innym jako zlu.
KA
~Kapitan Arianator
3 lutego 2021, 18:06
@ka we Źle Pan(i) zrozumiał(a) moją wypowiedź. Jestem przeciw aborcji i gdybym był posłem to jak najbardziej glosowalbym przeciw aborcji. Ale to dlatego, że nauka stwierdza, że płód to człowiek, a nie z powodów religijnych. Obawiam się, że gdy władze kościelne zaczną nakładać kary za głosowanie za aborcją, to skończy się tym, że za głosowaniem przeciw zakazowi prezerwatyw, też będą grozić kary kościelne. Inna sprawa, że skoro już nakładamy kary za głosowanie wbrew ochronie życia, to kary powinni otrzymać też ci, którzy olali niepełnosprawnych.
KW
~ka we
3 lutego 2021, 22:51
@Kapitan Arianator Ok, rozumiem. Dość dyskusyjny to rzeczywiście problem kara za nie karanie. Wydaje mi się że bardziej powinniśmy się skupić na niedopuszczeniu do aborcji niż karaniu post factum. Przede wszystkim samo karanie matek niewiele wnosi i już dziecku życia nie przywróci (nie mówiąc o okolicznościach łagodzących związanych z naciskiem, trudną sytuacją psychiczną) w tym wypadku bardziej przydałaby się pomoc niż kara. Jeżeli chodzi o ludzi 'pomagających' to tutaj kara jest bardziej uzasadniona, bo jest to działanie systemowe i ciągłe. Co do 'kar kościelnych' Myślę że jak ktoś jest katolikiem, to bardziej od formalizmów kościelnych będzie zmotywowany tym, że odpowiada przed Bogiem, i raczej zamiast kary wystarczy jasne stanowisko kościoła. A polityków o bardziej chwiejnych sumieniach nic tak nie motywuje jak opinia elektoratu, więc warto zbierać jak ktoś głosuje, bo się może przydać w następnych wyborach.
WG
W Gedymin
2 lutego 2021, 13:24
Długi ten wywód i tak mądry i głęboki, że trudno go ogarnąć (a komentarz musi być krótki). "Koszty społeczne, upadek autorytetu [Kościoła] czy ujawnienie zjawiska laicyzacji są smutne, ale można powiedzieć, że są ceną, którą trzeba zapłacić za wierność Ewangelii i prawom człowieka." - to nie jest cena za wierność Ewangelii. Przeciwnie to jest "cena" pychy i jej owoców: zakłamania i głupoty. To jest cena tego co polski Kościół mówi, a nie powinien, I TEGO CO POWINIEN MÓWIĆ, A NIE MÓWI. Wielu, także biskupów mówi, że teraz trzeba się zatroszczyć, utworzyć fundusze, otoczyć opieką ... Pięknie, ale przypominam, że brak orzeczenia TP, ustawa z 1996 temu nie przeszkadzała. Dlaczego dopiero teraz?? Podejrzewam, że gdyby orzeczenie przeszło by bez echa tego "teraz trzeba" też by nie było.
KW
~ka we
2 lutego 2021, 10:17
Widać że daleki był pan poruszając ten temat od szukania uznania. Muszę jednak przyznać tym razem: Udał się panu ten artykuł. Mistrzowska logicznie uporządkowana argumentacja.
AM
~Ana M.
2 lutego 2021, 20:40
I zawsze to lepiej niż wcześniejsze : Yes Yes Yes.