Ktoś się pomylił?
Nigdy się nie poznali. Dwa małżeństwa. Cała czwórka prosi o anonimowość. Oni - byli klerycy, a one - obecne żony byłych. I mimo wszechobecnej skandalizacji życia duchownych, ich historia to zwyczajna opowieść o tym, że powołanie do życia w rodzinie odkrywa się czasem na krętych drogach. Bywa, że idzie się na około, przechodząc przez tę samą bramę seminarium dwa razy - wchodząc a potem wychodząc.
Trudne dobrego początki
Zaczyna się podobnie. Jan 1 i Jan 2 idą do seminarium po szkole średniej. Obaj spędzają tam aż 5 lat. Jan 1 już w seminarium poznaje Monikę. Jan 2 ma inną motywację do zmiany życiowego powołania. Jest nią powracająca z pewną uporczywością myśl - odejść. Co go powstrzymuje? - Byłem przekonany, że jeśli odrzucę to, co Bóg dla mnie zaplanował, to nowe życie będzie wybrakowane, niespełnione. Bałem się, że pożałuję wyboru. Muszę przyznać, że decyzja o wystąpieniu była trudniejsza niż decyzja o wstąpieniu do zakonu. Do tych jego rozważań doszły wątpliwości całkiem przyziemne: - Obawiałem się, że po wyjściu z zakonu mogę nie poradzić sobie z szukaniem pracy, mieszkania. Nigdy wcześniej nie musiałem tego robić.
Ta niepewność towarzyszyła mu nieustannie w pierwszych miesiącach po odejściu. Skończyła się, gdy spotkał Kasię. Wtedy pozostał już tylko sentyment. - Zwłaszcza za ludźmi, z którymi się związałem. Te relacje, które udało mi się nawiązać w seminarium były mocniejsze, bardziej głębokie - mówi były kleryk.
A Jan 1? Pisze do Stolicy Apostolskiej. Prosi o zwolnienie go ze ślubów, które złożył. Po roku dostaje odpowiedź. Jest wolny. Nie ma gdzie mieszkać, nie ma gdzie pracować. Na kilka dni przed świętami, przełożony domu zakonnego, w którym do tej pory przebywał, każe mu opuścić to miejsce. A gdzieś tam, na drugim końcu Polski, jest Monika. Też czekała na wieści z Watykanu. Czekała, bo i ona chciała odpowiedzieć na zadane kilka miesięcy temu pytanie. I teraz mówi: tak.
Monika
Znali się kilka dobrych lat. On był klerykiem. Wspólnie brali udział w różnego rodzaju spotkaniach. Rozmawiali, spędzali razem czas. - W pewnym momencie pojawiła się we mnie ta myśl. Ona była bardzo trudna. Od początku nie byłam pewna, czy to jest dobra myśl i co powinnam z nią zrobić - wspomina Monika. - Zaczęłam się modlić, bardzo intensywnie. Prosiłam o światło. Chciałam wiedzieć, rozeznać, czy ta dana nam droga jest wspólna, czy wiedzie jednak osobnymi szlakami. Był we mnie ogromny spokój. Nie chciałam nikomu wyrządzić krzywdy, nie chciałam, by żadne z nas żyło w poczuciu winy. Kiedy oboje stanęliśmy w prawdzie przed tym, co do siebie czujemy, powiedziałam: dobrze, ale dalej ten związek może się rozwijać tylko w momencie, gdy ta sytuacja będzie jasna. Wcześniej nie chciałam nic deklarować. I tak zaczęło się nasze wspólne czekanie na list.
Kasia
- Byłam ciekawa jego zakonnego życia. Podobnie nasi znajomi, w czasie pierwszych spotkań wielu z nich oczekiwało jakichś antyklerykalnych opowieści, czy pikantnych smaczków, ale mój mąż zwyczajnie nie miał żadnych negatywnych doświadczeń - opowiada Kasia. Dodaje, że gdy spotykali się z innymi byłymi klerykami, umierała z nudów przy typowo kościelnych tematach, ale czuła się wśród nich dobrze - jak w rodzinie. Natomiast kolega z roku męża, który przyjął święcenia kapłańskie, błogosławił ich małżeństwo.
Kasia, podobnie jak Monika, czasami zastanawiała się: Czy on nie żałuje tej decyzji? Czy jest ze mną szczęśliwy? - Ta myśl pojawiała się we mnie głównie na początku naszego związku. Szczególnie, że on o tamtym życiu zawsze opowiadał z ogromną pasją. Otwarcie mówił, że z sentymentem myśli o czasie minionym. Choć muszę przyznać, że nigdy nie powiedział, że ma wątpliwości, co do tego, co dzieje się teraz - między nami.
Monika cd. Suknia z welonem
Są małżeństwem od ponad 8 lat. Dzień ślubu ona pamięta tak: wszystko było w sam raz, nawet pogoda. Nie było ani zbyt gorąco, ani zbyt zimno. Przyjemny letni dzień. Przy ołtarzu Mszę św. sprawowali przyjaciele męża. - Byłam zestresowana - jak każda panna młoda, ale przekonana - śmieje się Monika. Ślub był skromny, przysięgę składali w otoczeniu najbliższej rodziny.
- Do dzisiaj uśmiecham się na myśl o pewnym wspomnieniu. Znajomy ksiądz, taki starszy, kiedy mnie zobaczył, powiedział z pewnym zabawnym przerażeniem: O Boże, wyglądasz jak Maryjka - odczytałam to jak komplement - Monika z uśmiechem przytacza anegdotę. Suknia, w której stanęła przy ołtarzu, miała swoją rodzinną historię odciśniętą w kolejnych przeróbkach krawieckich.
Kilka lat później na świecie pojawił się ktoś mały, chwilę wyczekiwany, ktoś, kto bardzo żywo i spontanicznie dopisuje kolejne strony rodzinnych opowieści.
Kasia cd. W albumie mąż w habicie
- Nie stresuje mnie to, że mąż był w zakonie. Poznaliśmy się na uczelni. On na czwartym roku teologii dołączył do mojego rocznika. Chciał dokończyć studia. - Po roku, no dobrze może później, umówiliśmy się na pierwszą kawę - Kasia ulega sprostowaniom męża. Kto kogo pierwszy zauważył? - Tego akurat nie musimy opowiadać - dodaje z uśmiechem. Była cierpliwa. Czekała na jego inicjatywę. Świadomość, że podoba jej się facet, który jeszcze chwilę temu był klerykiem, nie przeszkadzała jej. - Na studiach było ich wielu. Przychodzili po odejściu z różnych seminariów i zakonów. Chcieli kontynuować studia. Jednak nie z każdym z nich bym się umówiła - Kasia jest przekonana, że są pewne różnice między byłymi klerykami - tymi, którzy sami odeszli z seminariów i tymi, których wyrzucono. - Ci drudzy okazywali się najczęściej niedojrzali emocjonalnie. W przeciwieństwie do tych pierwszych, którzy świadomie podejmowali decyzję w przekonaniu, że zakon czy kapłaństwo, to nie jest ich droga - mówi Kasia i docenia, że rodzina oraz znajomi z otwartością przyjęli decyzję męża.
- Hmm, choć pamiętam pierwsze spotkanie z twoim chrzestnym… - wspomnienia doganiają Kasię. - Wujek był żywo zainteresowany życiem Kościoła. Wyrażał żal, że mąż odszedł z seminarium. Trochę mnie nie zauważał w tym wszystkim.
Kasia, gdy po raz pierwszy zobaczyła zdjęcia męża w habicie, była lekko zmieszana: - Co innego jest wiedzieć, że ktoś był w zakonie i rozumieć, a co innego zobaczyć swojego narzeczonego w habicie. Takich zdjęć nie ma zbyt wiele, ale mają swoje miejsce w rodzinnych albumach. Dla męża to część jego historii.
Monika cd. Kilka słów o pajęczycach
Monika dwa razy zapytała męża: żałujesz? Dwa głupie pytania, na które odpowiedział przecząco. Z pozostałych wątpliwości: gdzie będą mieszkać, z czego będą żyć, najtrudniejsze okazało się znowu to najgłupsze: Co inni powiedzą? -- Nie zgadzałam się z opiniami, że dziewczyny wyrywają kleryków. Słyszałam, że wielu księży mówi o kobietach pajęczycach rozciągających sieci. Nikogo, mówiąc kolokwialnie, nie namierzałam, a całą resztę, która nam się wydarzyła, mocno przemodliłam. Mój mąż po ukończeniu 5 lat studiów nie miał żadnego zawodu. Mógł uczyć katechezy, ale dobrze wiadomo, że to nie byłaby taka prosta sprawa. Opatrzność Boża jednak mocno czuwała nad nami - Monika nie ukrywa, że początki do najłatwiejszych nie należały.
Wśród tych innych, których opinią Monika jednak się przejmowała, byli też rodzice. - Moi przyjęli naszą historię z ogromną otwartością. Natomiast z rodzicami męża było trudniej, szczególnie z mamą. Pojechaliśmy do nich do domu po raz pierwszy po zaręczynach. Czułam oziębłość z jej strony. Rozumiałam i czekałam. Dziś w tych kontaktach pomaga nam ktoś jeszcze, w końcu bowiem spełniło się pewne marzenie teściowej - jest babcią!
Najtrudniejsze czekało na Monikę jednak na ulicy i w kościele: - Zaznaczam, że nikt nigdy nie powiedział niczego wprost. Zdarzały się jednak sytuacje, że ktoś odwracał wzrok, przechodził na drugą stronę ulicy, w trakcie rozmowy nie rozpoznawał męża… Nie chcę i nawet nie mogę doszukiwać się jednak żadnych uogólnień. Dziś gośćmi w naszym domu są często księża, nasi przyjaciele. Udzielali nam ślubu, chrzcili dziecko, wiele razy błogosławili.
Kasia cd. Uformowany mąż
Mąż Kasi sam opowiada o tym, że zakonnej formacji zawdzięcza swoją dojrzałość w sensie ogólnoludzkim. Wyzbył się kompleksów z dzieciństwa. Wcześniej miał problemy z nawiązywaniem relacji. Jak mówi - zakon był dobrym środowiskiem terapeutycznym. Zastanawia się nawet, czy dziś byłby w stanie stworzyć związek z Kasią, gdyby poznał ją wcześniej. Czy był na to gotowy? Kasia też jest przekonana, że dzięki życiu zakonnemu, jej mąż stał się po prostu lepszym człowiekiem. I jest coś jeszcze. - Bez zakonu nasze drogi w ogóle by się nie zeszły, pochodzimy bowiem z dwóch różnych krańców Polski…
Co powie mama?
- To jest jednak niesamowite - mówi Monika. - Nie chcę oceniać formacji, którą młodzi faceci przechodzą w seminarium, ale spotkaliśmy z mężem wielu z nich, którzy opowiadali o tym, że chcą wystąpić, ale… boją się tego, co powiedzą ich rodzice! I na jeszcze większe nieszczęście bywa, że wstyd, który im towarzyszy w momencie, gdy opuszczają mury seminarium, nie pozwala normalnie zbudować dalszego życia. Ci ludzie są mocno pogubieni. Do tego dochodzi jeszcze poczucie winy w związku z tym, że ktoś w nich zainwestował - duchowo, ale i materialnie… Studia przecież kosztują… Nie do końca jednak mogę to zrozumieć. W końcu każdy z nas ma swoją drogę odkrywania życiowego powołania i bywa, że wiedzie ona krętymi ścieżkami. Wydaje się, że właśnie tam - po tej drugiej stronie klasztornego muru, szczególnie dobrze powinni znać tę prawdę.
Artykuł pochodzi z eSPe 2/2014. Całe czasopismo możesz za darmo pobrać ze strony:www.e-espe.pl.
Skomentuj artykuł