Ktoś się pomylił?

(fot. shutterstock.com)
Ewelina Gładysz

Nigdy się nie poznali. Dwa małżeństwa. Cała czwórka prosi o anonimowość. Oni - byli klerycy, a one - obecne żony byłych. I mimo wszechobecnej skandalizacji życia duchownych, ich historia to zwyczajna opowieść o tym, że powołanie do życia w rodzinie odkrywa się czasem na krętych drogach. Bywa, że idzie się na około, przechodząc przez tę samą bramę seminarium dwa razy - wchodząc a potem wychodząc.

Trudne dobrego początki

DEON.PL POLECA

Zaczyna się podobnie. Jan 1 i Jan 2 idą do seminarium po szkole średniej. Obaj spędzają tam aż 5 lat. Jan 1 już w seminarium poznaje Monikę. Jan 2 ma inną motywację do zmiany życiowego powołania. Jest nią powracająca z pewną uporczywością myśl - odejść. Co go powstrzymuje? - Byłem przekonany, że jeśli odrzucę to, co Bóg dla mnie zaplanował, to nowe życie będzie wybrakowane, niespełnione. Bałem się, że pożałuję wyboru. Muszę przyznać, że decyzja o wystąpieniu była trudniejsza niż decyzja o wstąpieniu do zakonu. Do tych jego rozważań doszły wątpliwości całkiem przyziemne: - Obawiałem się, że po wyjściu z zakonu mogę nie poradzić sobie z szukaniem pracy, mieszkania. Nigdy wcześniej nie musiałem tego robić.

Ta niepewność towarzyszyła mu nieustannie w pierwszych miesiącach po odejściu. Skończyła się, gdy spotkał Kasię. Wtedy pozostał już tylko sentyment. - Zwłaszcza za ludźmi, z którymi się związałem. Te relacje, które udało mi się nawiązać w seminarium były mocniejsze, bardziej głębokie - mówi były kleryk.

A Jan 1? Pisze do Stolicy Apostolskiej. Prosi o zwolnienie go ze ślubów, które złożył. Po roku dostaje odpowiedź. Jest wolny. Nie ma gdzie mieszkać, nie ma gdzie pracować. Na kilka dni przed świętami, przełożony domu zakonnego, w którym do tej pory przebywał, każe mu opuścić to miejsce. A gdzieś tam, na drugim końcu Polski, jest Monika. Też czekała na wieści z Watykanu. Czekała, bo i ona chciała odpowiedzieć na zadane kilka miesięcy temu pytanie. I teraz mówi: tak.

Monika

Znali się kilka dobrych lat. On był klerykiem. Wspólnie brali udział w różnego rodzaju spotkaniach. Rozmawiali, spędzali razem czas. - W pewnym momencie pojawiła się we mnie ta myśl. Ona była bardzo trudna. Od początku nie byłam pewna, czy to jest dobra myśl i co powinnam z nią zrobić - wspomina Monika. - Zaczęłam się modlić, bardzo intensywnie. Prosiłam o światło. Chciałam wiedzieć, rozeznać, czy ta dana nam droga jest wspólna, czy wiedzie jednak osobnymi szlakami. Był we mnie ogromny spokój. Nie chciałam nikomu wyrządzić krzywdy, nie chciałam, by żadne z nas żyło w poczuciu winy. Kiedy oboje stanęliśmy w prawdzie przed tym, co do siebie czujemy, powiedziałam: dobrze, ale dalej ten związek może się rozwijać tylko w momencie, gdy ta sytuacja będzie jasna. Wcześniej nie chciałam nic deklarować. I tak zaczęło się nasze wspólne czekanie na list.

Kasia

- Byłam ciekawa jego zakonnego życia. Podobnie nasi znajomi, w czasie pierwszych spotkań wielu z nich oczekiwało jakichś antyklerykalnych opowieści, czy pikantnych smaczków, ale mój mąż zwyczajnie nie miał żadnych negatywnych doświadczeń - opowiada Kasia. Dodaje, że gdy spotykali się z innymi byłymi klerykami, umierała z nudów przy typowo kościelnych tematach, ale czuła się wśród nich dobrze - jak w rodzinie. Natomiast kolega z roku męża, który przyjął święcenia kapłańskie, błogosławił ich małżeństwo.

Kasia, podobnie jak Monika, czasami zastanawiała się: Czy on nie żałuje tej decyzji? Czy jest ze mną szczęśliwy? - Ta myśl pojawiała się we mnie głównie na początku naszego związku. Szczególnie, że on o tamtym życiu zawsze opowiadał z ogromną pasją. Otwarcie mówił, że z sentymentem myśli o czasie minionym. Choć muszę przyznać, że nigdy nie powiedział, że ma wątpliwości, co do tego, co dzieje się teraz - między nami.

Monika cd. Suknia z welonem

Są małżeństwem od ponad 8 lat. Dzień ślubu ona pamięta tak: wszystko było w sam raz, nawet pogoda. Nie było ani zbyt gorąco, ani zbyt zimno. Przyjemny letni dzień. Przy ołtarzu Mszę św. sprawowali przyjaciele męża. - Byłam zestresowana - jak każda panna młoda, ale przekonana - śmieje się Monika. Ślub był skromny, przysięgę składali w otoczeniu najbliższej rodziny.

- Do dzisiaj uśmiecham się na myśl o pewnym wspomnieniu. Znajomy ksiądz, taki starszy, kiedy mnie zobaczył, powiedział z pewnym zabawnym przerażeniem: O Boże, wyglądasz jak Maryjka - odczytałam to jak komplement - Monika z uśmiechem przytacza anegdotę. Suknia, w której stanęła przy ołtarzu, miała swoją rodzinną historię odciśniętą w kolejnych przeróbkach krawieckich.

Kilka lat później na świecie pojawił się ktoś mały, chwilę wyczekiwany, ktoś, kto bardzo żywo i spontanicznie dopisuje kolejne strony rodzinnych opowieści.

Kasia cd. W albumie mąż w habicie

- Nie stresuje mnie to, że mąż był w zakonie. Poznaliśmy się na uczelni. On na czwartym roku teologii dołączył do mojego rocznika. Chciał dokończyć studia. - Po roku, no dobrze może później, umówiliśmy się na pierwszą kawę - Kasia ulega sprostowaniom męża. Kto kogo pierwszy zauważył? - Tego akurat nie musimy opowiadać - dodaje z uśmiechem. Była cierpliwa. Czekała na jego inicjatywę. Świadomość, że podoba jej się facet, który jeszcze chwilę temu był klerykiem, nie przeszkadzała jej. - Na studiach było ich wielu. Przychodzili po odejściu z różnych seminariów i zakonów. Chcieli kontynuować studia. Jednak nie z każdym z nich bym się umówiła - Kasia jest przekonana, że są pewne różnice między byłymi klerykami - tymi, którzy sami odeszli z seminariów i tymi, których wyrzucono. - Ci drudzy okazywali się najczęściej niedojrzali emocjonalnie. W przeciwieństwie do tych pierwszych, którzy świadomie podejmowali decyzję w przekonaniu, że zakon czy kapłaństwo, to nie jest ich droga - mówi Kasia i docenia, że rodzina oraz znajomi z otwartością przyjęli decyzję męża.

- Hmm, choć pamiętam pierwsze spotkanie z twoim chrzestnym… - wspomnienia doganiają Kasię. - Wujek był żywo zainteresowany życiem Kościoła. Wyrażał żal, że mąż odszedł z seminarium. Trochę mnie nie zauważał w tym wszystkim.

Kasia, gdy po raz pierwszy zobaczyła zdjęcia męża w habicie, była lekko zmieszana: - Co innego jest wiedzieć, że ktoś był w zakonie i rozumieć, a co innego zobaczyć swojego narzeczonego w habicie. Takich zdjęć nie ma zbyt wiele, ale mają swoje miejsce w rodzinnych albumach. Dla męża to część jego historii.

Monika cd. Kilka słów o pajęczycach

Monika dwa razy zapytała męża: żałujesz? Dwa głupie pytania, na które odpowiedział przecząco. Z pozostałych wątpliwości: gdzie będą mieszkać, z czego będą żyć, najtrudniejsze okazało się znowu to najgłupsze: Co inni powiedzą? -- Nie zgadzałam się z opiniami, że dziewczyny wyrywają kleryków. Słyszałam, że wielu księży mówi o kobietach pajęczycach rozciągających sieci. Nikogo, mówiąc kolokwialnie, nie namierzałam, a całą resztę, która nam się wydarzyła, mocno przemodliłam. Mój mąż po ukończeniu 5 lat studiów nie miał żadnego zawodu. Mógł uczyć katechezy, ale dobrze wiadomo, że to nie byłaby taka prosta sprawa. Opatrzność Boża jednak mocno czuwała nad nami - Monika nie ukrywa, że początki do najłatwiejszych nie należały.

Wśród tych innych, których opinią Monika jednak się przejmowała, byli też rodzice. - Moi przyjęli naszą historię z ogromną otwartością. Natomiast z rodzicami męża było trudniej, szczególnie z mamą. Pojechaliśmy do nich do domu po raz pierwszy po zaręczynach. Czułam oziębłość z jej strony. Rozumiałam i czekałam. Dziś w tych kontaktach pomaga nam ktoś jeszcze, w końcu bowiem spełniło się pewne marzenie teściowej - jest babcią!

Najtrudniejsze czekało na Monikę jednak na ulicy i w kościele: - Zaznaczam, że nikt nigdy nie powiedział niczego wprost. Zdarzały się jednak sytuacje, że ktoś odwracał wzrok, przechodził na drugą stronę ulicy, w trakcie rozmowy nie rozpoznawał męża… Nie chcę i nawet nie mogę doszukiwać się jednak żadnych uogólnień. Dziś gośćmi w naszym domu są często księża, nasi przyjaciele. Udzielali nam ślubu, chrzcili dziecko, wiele razy błogosławili.

Kasia cd. Uformowany mąż

Mąż Kasi sam opowiada o tym, że zakonnej formacji zawdzięcza swoją dojrzałość w sensie ogólnoludzkim. Wyzbył się kompleksów z dzieciństwa. Wcześniej miał problemy z nawiązywaniem relacji. Jak mówi - zakon był dobrym środowiskiem terapeutycznym. Zastanawia się nawet, czy dziś byłby w stanie stworzyć związek z Kasią, gdyby poznał ją wcześniej. Czy był na to gotowy? Kasia też jest przekonana, że dzięki życiu zakonnemu, jej mąż stał się po prostu lepszym człowiekiem. I jest coś jeszcze. - Bez zakonu nasze drogi w ogóle by się nie zeszły, pochodzimy bowiem z dwóch różnych krańców Polski…

Co powie mama?

- To jest jednak niesamowite - mówi Monika. - Nie chcę oceniać formacji, którą młodzi faceci przechodzą w seminarium, ale spotkaliśmy z mężem wielu z nich, którzy opowiadali o tym, że chcą wystąpić, ale… boją się tego, co powiedzą ich rodzice! I na jeszcze większe nieszczęście bywa, że wstyd, który im towarzyszy w momencie, gdy opuszczają mury seminarium, nie pozwala normalnie zbudować dalszego życia. Ci ludzie są mocno pogubieni. Do tego dochodzi jeszcze poczucie winy w związku z tym, że ktoś w nich zainwestował - duchowo, ale i materialnie… Studia przecież kosztują… Nie do końca jednak mogę to zrozumieć. W końcu każdy z nas ma swoją drogę odkrywania życiowego powołania i bywa, że wiedzie ona krętymi ścieżkami. Wydaje się, że właśnie tam - po tej drugiej stronie klasztornego muru, szczególnie dobrze powinni znać tę prawdę.

Artykuł pochodzi z eSPe 2/2014. Całe czasopismo możesz za darmo pobrać ze strony:www.e-espe.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Ktoś się pomylił?
Komentarze (28)
A
Alek
2 kwietnia 2017, 07:48
Obłudna sekta zniewalająca umysły. Sekta, która ubrała w suknie, aby rodak wyzyskiwal rodaka, parafianin-ciemniak wykorzystawał drugiego ciemniaka. Bo takie ma znaczenie ta obelga, bo sekta nas-Słowian nazwała po swojemu "sclave"- NIEWOLNIK! Ty masz ryć, aby watykańcom złotych dywanów stało się zadość. Masz być upodlony, masz się wyrzec ludzkich cech i akceptowac kazdą zbrodnie tej bandy, w imię bożków- fetyszu tchórzy i ludzi ograniczonych! 
WW
Wiktoria W,
25 marca 2016, 08:22
Seminarium do IV roku to czas rozeznania powołania ,na V pada ostateczna decyzja czy chcę pójść tą drogą lub też nie.
K
Karol
24 marca 2016, 11:23
Zaszła dobra zmiana (sic!) w postrzeganiu społecznym takich ludzi, rownież w ich samoświadomości - młodzi byli klerycy których znam nie maja kompleksów, często pracują w innych zawodach niż katecheta. Co innego pamiętam o tych, którzy seminarium rzucili 20+ lat temu - stereotym - katecheta(no bo trudniej było kiedyś zmienić zawód, a przy kościele jakoś zawsze się zakręcił), ale jakiś bez przekonania, drżący przed proboszczem - rzekło by się "z niewolnika nie ma robotnika". Może takich akurat spotkałem, ale wydaje mi się, że jakaś zmiana zaszła. Poza tym panowie żonaci - który z Was nie odczuwa czasem chęci zmiany powołania - np na zakon kontemplacyjny? Hę? Albo misyjny?:)
S
SWac
6 kwietnia 2014, 19:57
Dodam jeszcze jedno: Karol Wojtyła jeszcze jako biskup Krakowa powiedział kiedyś, ze tylko dobry ksiądz byłby dobrym mężem, a dobry mąż dobrym księdzem, gdyby wybrali inne drogi życiowe. Nie ma tak, że ktoś jest złym księdzem, ale mężem to byłby dobrym..... 
S
SWac
6 kwietnia 2014, 19:55
Ciekawe, że nikogo nie interesują przypadki odwrotne. Ja kiedyś po maturze zastanawiałem się, czy nie wybrać stanu duchownego. Czasy nie były łatwe, to było jeszcze za Gomułki. Nie zdecydowałem się na kapłaństwo.Poszedłem na studia, założyłem rodzinę. Kilkadziesiat lat później przypadkowo wszedłem do Seminarium Duchownego. W mamencie, gdy zamykałem za drzwiami gwar ulicy poczułem sie, jakby spłynęła na mnie wręcz cysterna - spokoju. W tym momencie zrozumiałem, że wybrałem niewłaściwą drogę zyciową. Ale oczywiście było juz za późno. Żona, dwoje dzieci, które na szczęście udało sie wychowac na dobrych ludzi, praca, obowiązki..... Jednal źle wybrałem. 
A
AP
30 marca 2014, 20:41
"Do tego dochodzi jeszcze poczucie winy w związku z tym, że ktoś w nich zainwestował - duchowo, ale i materialnie… Studia przecież kosztują… Nie do końca jednak mogę to zrozumieć." Nie? Nie zna Pani nikogo kto podążał jakąś ścieżką i nagle ma wątpliwości i targają nim różne emocje? Przecież to nie jest jakieś niesamowite sytuacja, która dotyka wyłącznie spotkanych przez Panią kleryków w Seminarium.
L
lime
30 marca 2014, 19:51
Przykre, ze niektorzy zyja wedle zasady "a co powiedza inni". Bigoteria i obluda.
T
tak
23 marca 2014, 22:02
AnnaS, wiem, że nie ma o tradsach. Pani Aniu, proszę przeczytać do kogo adresuję te moje uwagi. Być może jestem przewrażliwiony, coż "nobody is perfect", ale odnosiłem i odnoszę wrażenie, że publicyści deonu uważają siebie za oświeconych, "otwartych" ,nowoczesnych katolików i zbyt często wykazują  pilną potrzebę demaskowania katolickiego ciemnogrodu, najczęściej wymyślonego przez siebie. Mają tendencję do uogólniania wyjatkowych przypadków co w dziwny sposób czyni ich jeżeli nie szczęśliwymi to bardzo zadowolonymi. Krytyka dla krytyki. Wymyśliłem sobie, że ten artykuł jest jednym z serii, który ma pokazać, że konserwatyści zaczną atakować powyższych kleryków, czyli ujawni się i jeszcze raz udowodni ich zacofanie. Jestem pewny, że jak zwykle konserwa czytała powyższy artykuł i potępienia nie widać, poza spopradycznymi wypadkami, bo jest zgodne z regułami, że kleryk może zrezygnować. W innych sprawach , ja przynajmniej, tradsi nie kierują się modą, "postępem", lecz Objawieniem i nie zamierzam "poprawiać, czy korygować" Pana Boga jak to bywa np: w dyskusjach o rozwodnikach, wielu różnych aspektach życia seksualnego itd. Mam nadzieję, że już się jaśniej wytłumaczyłem.
T
tak
23 marca 2014, 21:25
Ponieważ pracownicy deonu, zbyt często przychylają się do opinii, że większość katolików to zacofani tradsi, proszę ich o pochylenie się nad wypowiedziami  zaprezentowanymi poniżej. Zdecydowana większość nie widzi problemu: Kleryk, to nie ksiądz. Proszę Was nie wyszukujcie sobie wrogów wśród współwierzących, nie uważajcie się za lepszych , tylko z tego powodu, że lekceważycie sobie trdycyjne zasady i reguły. Nie każda zmiana jest postępem. Zdaję sobie sprawę, że ten artykuł miał o czymś pouczyć nas tradsów. Czy wielkim zaskoczeniem jest dla Was, że mamy to samo zdanie na powyższy temat?
A
AnnaS
23 marca 2014, 21:32
A możesz jasniej? W żadnym komentarzu nie ma ani słowa o tradycjonalistach.
TP
tak pytam
23 marca 2014, 20:45
"co powiedzą rodzice i sąsiedzi, wstyd, strach przed życiem w świecie w którym trzeba pracować na miskę zupy, krpmkę chleba i dach nad głową - gdyby nie te przeszkody, to ilu tak naprawdę by tam pozostało??????
N
nazwa
23 marca 2014, 14:50
Jest takie określenie na kobiety obracające się w kręgach kościelnych - "klerwy". Tak nazywają je sami klerycy.
B
BerylH
23 marca 2014, 15:04
Tacy klerycy powinni być wyrzuceni z seminarium i nigdy nie byc dopuszczeni do święceń.
K
Klerofilka
23 marca 2014, 17:08
Nie "klerwy", a "klerofilki" (chyba że coś ostatnio się zmieniło?)
NK
nie klerwa
23 marca 2014, 20:43
to po co LATAJĄ  za tymi "klerwami"???????? skoro tacy "święci"????? A jednak świat bez "klerw" jest nudny, nieprawdaż????
M
M.
29 marca 2014, 23:09
obawiam sie, ze wszystkie wierzace katoliczki obracaja sie w kregach koscielnych. ​pax.
TL
też ludzie
23 marca 2014, 14:23
W następnym odcinku pora na zwierzenia kochanek księży. Na początek proponuję wynurzenia tej pani, która pozostawała w długoletnim związku z księdzem Irkiem. Nawet po jego śmierci dała wyraz swojej "miłości' dzielnie walcząc o jego pieniądze. Księża to też ludzie. Czyż nie tak, deonowi katolicy?
B
BerylH
23 marca 2014, 15:00
Twoje porównanie świadczy o tym, że nie masz bladego pojęcia o kapłaństwie/życiu zakonnym oraz o rozpoznawaniu powołania. Rozeznawanie powołania to nie kwestia chwili, ale lat. Po to jest dane seminarium, czy okres nowicjatu i ślubów czasowych w zakonie, żeby człowiek (i jego przełożeni) poznali czy wola Boga jest żeby ten ktoś został kapłanem/zakonnikiem. Historie taka jak powyższa są bardzo potrzebne, bo zdarza się, ze do seminarium trafiają ludzie, którzy choć w pewnej chwili zdają sobie sprawę, że to nie ich droga, to nie mają odwagi odejść. Często winni są tacy jak Ty, którzy w odejściu z seminarium widzą zdradę, czy winią za to kobiety, które związały się z byłymi klerykami. Potem mamy księzy bez powołania, którzy całe życie cierpią, albo w końcu odchodzą łamiąc to co ślubowali Bogu. Jeśli ktoś widzi, że Bóg go nie powołuje na drogę kapłaństwa, to ma pełne prawo (i obowiązek!) odejść z seminarium i jesli rozezna że Bóg powołuje go do małżeństwa, to ożenić się i mieć dzieci.
M
MM2
23 marca 2014, 12:37
Jedna moja znajoma: a) najpierw dostala się na medycynę, ale to nie było to, więc zrezygnowala b) potem wstąpila do zakonu,  jednak to tez nie było to, i przed złozeniem ślubów zreyzgnowala c) następnie dostałała się na inne studia (bez problemu je skonczyla) i jednocześnie znalazla męza, co ciekawe gleboko wierzącego (nie mniej niż ona), młodego (tj. w swoim wieku), wykształconego faceta . Teraz matką kilkorga dzieci... Cos niesamowitego... Do tego wszystkiego była to osoba cały czas głęboko wierząca, wierna swym zasadom (unikająca imprez typu dyskoteki, itp.) I nikt o niej nie pisze, więc ja postanowilam ;)
K
Karola
23 marca 2014, 12:03
Bóg, gdy ktoś Go nie dostrzega na codzień, ale upodobał sobie człowieka potrafi go tak przez życie "przeczołgać", że w końcu i tak wybierze tę właściwą drogę. Ścieżka Pana jest niezwykła, bo jest nieprzewidywalna i na tym polega Jego miłosierdzie względem człowieka. Piękna Historia, jeśli jest prawdziwa, to jest naprawdę piękna. Życzę wszystkiego dobrego na nowych/starych ścieżkach życia. Db niedzieli z Panem B. ><>
R
rafi
23 marca 2014, 09:44
Pierwsza rzecz, która się liczy w życiu, to by sercem być blisko Boga. Potem, jeśli by szukać kolejnej rzeczy, to jest dłuuugo, długo nic. I potem dopiero zaczynają się takie kwestie, jak powołanie życiowe, czyli np. czy ktoś będzie księdzem, czy mężem. Ważne byśmy uczyli się żyć - z Bogiem, i swoim życiem zaświadczać o JEGO miłości, wspaniałości, dobroci. Gdziekolwiek się znajdujemy, byśmy w każdym doświadczeniu odnajdywali Jego dobroć i miłość.
P
pemo
23 marca 2014, 00:32
To normalna rzecz że kleryk może odejść, przecież on nie jest kapłanem, on dopiero uczy się nim być i przy tym rozeznaje powołanie. Nie jest niczym złym że kleryk rozpoznaje że kapłaństwo to jednak nie jest jego powołanie, i opuszcza seminarium by założyć rodzinę.
Z
zona
22 marca 2014, 23:36
I ja jestem żoną byłego kleryka. Poznałam go kiedy jeszcze nim był, ale ani przez chwilę nie pomyślałam, żeby "wyrwać" go z tamtąd. Polubiliśmy się i tyle. To on zaczął mówić o tym, że i tak myśli o odejściu, choć skończył już 4rok. Życie potoczyło się inaczej niż myślałam, oboje zaczęliśmy chcieć ze sobą przebywać coraz więcej. Wiemy, że to Pan pokierował naszymi drogami, tym bardziej, że na nasze poznanie złożyło się wiele, ktoś by powiedział "zbiegów okoliczności". Ale w życiu nie ma zbiegów okoliczności, wierzymy, że Pan Bóg chciał, abyśmy się spotkali. Po dwóch latach wzięliśmy ślub, teraz od ślubu minęło 1.5 roku, czekamy z niecierpliwością na przyjście na świat naszego synka. Jesteśmy razem szczęśliwi, mamy mieszkanie, mąż ma dobrą pracę, ja po porodzie będę kontynuować studia. Każdego dnia dziękujemy Panu za to, że dał nam siebie. A ludzie? Gadali- najpierw gadali, że go "wyrwałam" na dziecko (modelką nie jestem i ludzie w moim grubszym brzuchu długo wyszukiwali ciąży), później, że jestem panną z dwójką dzieci - bo widzieli nas z naszymi chrześnicami na spacerze, teraz już to się wyciszyło, ale czasem wciąż zdarza się usłyszeć jakieś "teorie" dotyczące naszego związku. Rodzice męża na początku też nie byli szczęsliwi- bardzo ich tym zaskoczył, bo nigdy nie mówił o swoich wahaniach. Jego siostry natomiast zaakceptowały mnie szybko, bo znały brata trochę z innej strony niż rodzice. Dziś czuję się w domu teściów jak w rodzinie, pokochali mnie jak córkę i okazują mi tę miłość. A jak bardzo cieszą się z tego, że wkrótce zostaną dziadkami!;)
M
Mariusz
22 marca 2014, 23:24
Lepiej żeby odszedł przed święceniami niż po. Okres przed święceniami jest jak z narzeczeństwem. Nieraz narzeczeni też się rozchodzą. Chociaż można spotakć ludzi, którzy uważają za dogmat, że jak wstąpi do seminarium czy zakonu- to juz nie ma prawa odejść- jest te kilka lat przed ostatecznym zobowiązaniem że może rozeznać on czy przełozeni że jednak nie tędy droga.
K
kasia7
22 marca 2014, 23:15
Tu nie ma mowy o zdradzie, kleryk nie jest przecież jeszcze księdzem! 
K
Ksiądź
22 marca 2014, 23:01
Nie ma nic gorszego niz zdrada...
B
Barilla
22 marca 2014, 23:15
Gdzie tu jest zdrada?
M
misio
23 marca 2014, 16:34
To nie zmienia faktu że zdrada jest dla "Ksiądź" czymś najgorszym.