4
Kierownicę trzymam prosto. Samochód postanawia zatańczyć salsę. Bagażnik na lewo, bagażnik na prawo. Na zakręcie małe cha cha cha. Na rampie samochód staje elegancko na palcach jak w walcu angielskim. Ale to ja jestem mężczyzną. To ja powinienem prowadzić w tańcu. Hamuję. - To znaczy ja hamuję. Samochód nie. Gdybym mógł, pięty wykorzystałbym jak Fred Flinstone. Zjeżdżamy w dół. Za szybko. Ślizg. Ziemia wypływa spod opon. Grawitacja na tym zboczu jest na sterydach. Zatrzymujemy się dopiero w rowie. (fot. Bartłomiej Ciok)