Oswoić inność [WYWIAD]
Myślałem usilnie w jaki sposób mogę pomóc cudzoziemcom w Polsce, w szczególności uchodźcom z terenów objętych wojną, jakoś włączyć ich w ten polski krwiobieg. I tu pojawiła się piosenka.
Rozmowa z ks. dr. Przemysławem Markiem Szewczykiem, prezesem stowarzyszenia "Dom Wschodni - Domus Orientalis", jednym z inicjatorów akcji "You can sing it! - Dasz radę to zaśpiewać!", konkursu piosenki polskiej dla cudzoziemców.
Tomasz Lachowski: Na początku czerwca odbędzie się kolejny festiwal piosenki w Opolu. Zdaje się, że to jednak nie Opole, a Łódź powinna być w tym roku uznana stolicą polskiej piosenki, a to za sprawą konkursu "You can sing it! - Dasz radę to zaśpiewać!" skierowanego do wszystkich cudzoziemców, w tym uchodźców, przebywających w naszym kraju. Kto wystąpi i jakie piosenki usłyszymy podczas finałowego koncertu 25 czerwca w Łodzi?
Ks. dr Przemysław Szewczyk: Wystąpić mogą wszyscy cudzoziemcy, którzy mieszkają w Polsce. Warunki są właściwie tylko dwa - brak polskiego obywatelstwa i stałe przebywanie w naszym kraju. W tej chwili kończymy jeszcze przyjmowanie zgłoszeń, dlatego nie mogę wskazać konkretnych uczestników, ale z głosów, które do mnie docierają, wiem, że to będą głównie osoby z Afryki i Bliskiego Wschodu. Niewykluczone, że usłyszymy również przedstawicieli większej liczby narodowości podczas naszego festiwalu, ponieważ bardzo zainteresowane startem w konkursie były także choćby dziewczyny z Ukrainy, studiujące teraz w Łodzi.
Co do repertuaru - to postawiliśmy na dowolność i wolny wybór zgłaszających się, w szczególności na pierwszym etapie. Do koncertu finałowego - do którego zakwalifikuje się najlepszą "dziesiątka" startujących - będziemy starali się jednak dobrać takie piosenki, które najlepiej pokazują polską kulturę, historię, tradycję, a także język. Niełatwy, jak dobrze wiemy (śmiech).
Ksiądz już od dłuższego czasu pracuje z cudzoziemcami, a od wybuchu niepokojów na Bliskim Wschodzie i wojny w Syrii, także z uchodźcami trafiającymi do Polski. Skąd pomysł by to właśnie przez piosenkę przybliżyć tym ludziom nowe miejsce zamieszkania?
Przyznam, że już od dawna myślałem, w jaki sposób mogę najskuteczniej trafić do obcokrajowców, z którymi tak często się stykam. Uwielbiam polską kulturę - filmy, czy właśnie muzykę, ale jak dotychczas wydawało mi się to zbyt trudne do pokazania innym. Te nasze konteksty, niuanse, humor - wydawało mi się, że to wszystko nie będzie zrozumiałe dla przybyszów z niejednokrotnie dalekich geograficznie, czy kulturowo krajów. Sam odczuwałem to przebywając przez jakiś czas we Francji i we Włoszech, że nie było specjalnie możliwości podzielenia się swoją kulturą - tu zwłaszcza wspomniana trudność języka polskiego odgrywała znaczącą rolę. Nasza kultura jawiła się przez to jako nieeksportowa.
Wtedy też trafiłem na tekst papieża Jana Pawła II o naszym języku, traktujący o tym, że polska mowa nas zakorzenia, ale nie otwiera. "Na forum innych narodów nie mówię moim językiem" - zwykł mawiać Wojtyła. Co jednak ważne - korzenie nie są czymś negatywnym, dają poczucie tożsamości, stabilności, ciągłości. "Otoczeni pięknem ojczystego języka nie odczuwamy żalu, że inne narody nie kupują naszych myśli ze względu na drożyznę słów" - to też Wojtyła. I to doświadczenie papieża Polaka - światowca, ale i osoby rozmiłowanej w kulturze polskiej, było dla mnie bardzo silne. Sam przeżywałem wtedy zachwyt Norwidem, ale .. no właśnie, "język jest za drogi by ktoś to kupił".
To cały czas się we mnie kołatało - potem sam zacząłem jeździć coraz częściej na Bliski Wschód, mając z kolei tam naturalne trudności z poznaniem kultury miejscowej.
Zrozumiałem, że mieszkańcy Egiptu, Libanu, czy Syrii mają w gruncie rzeczy ten sam problem. Świat arabski ich zakorzenia, ale nie otwiera. Myślałem usilnie w jaki sposób mogę pomóc cudzoziemcom w Polsce, w szczególności uchodźcom z terenów objętych wojną, jakoś włączyć ich w ten polski krwiobieg. I tu pojawiła się piosenka. A jak wiadomo, "piosenka jest dobra na wszystko".
Ostatecznie powstał pomysł konkursu polskiej piosenki. Jak już wspomniałem, ze wszystkich zgłoszeń podczas wstępnych przesłuchań wyłonimy dziesięcioro finalistów, którzy staną w szranki podczas gali finałowej pod koniec czerwca w Łodzi.
W jaki sposób chcecie przybliżyć polską piosenkę dla uczestników konkursu? Wydaje się, że cel, który przyświeca Księdzu, doboru piosenek może nieco trudniejszych, ale odkrywających polską kulturę dla śpiewających, wymaga od Was dość sporego nakładu pracy ze startującymi?
Bez wątpienia tak. Z tego względu z finalistami przez miesiąc pracować będzie zespół wolontariuszy - specjalistów od języka polskiego, śpiewu, muzyków. Jestem bardzo wdzięczny Akademii Muzycznej, w szczególności pani Izabeli Połońskiej, wykładowczyni, która zgodziła się być jednym z jurorów naszego konkursu. Nie mogę jednak zapomnieć o wszystkich pozostałych wolontariuszach, którzy z niemałym entuzjazmem przystąpili do pracy nad organizacją konkursu, jak i późniejszą pomocą uczestnikom podczas ich miesięcznych warsztatów, poprzedzających wielką galę finałową.
Wiem ze zgłoszeń, które cały czas napływają, że jeden z uczestników wybrał dla siebie utwór zespołu Perfect "Nie płacz Ewka, inny - "Ciszę" Kamila Bednarka. Ucieszyło mnie to niezmiernie, bo z pewnością to piosenki - choć z "szufladki" muzyki rozrywkowej - ważne dla rozwoju polskiej sceny muzycznej. Chcemy dla finalistów zorganizować także spotkanie, będące w swej istocie przeglądem polskiej pieśni - żołnierskiej, patriotycznej, ludowej. Wtedy ustalimy repertuar.
Wiele osób odczytuje pomysł Księdza jako próbę znalezienia sposobu na integrację. Na pokazanie bogactwa kulturowego Polski osobom, które do nas trafiają, ale i czerpanie również od nich, dowiedzenie się czegoś o nieznanych dla nas miejscach na ziemi. Piosenka jako metoda zapobiegania tworzenia się "gett" obcokrajowców, niechcących wtapiać się w tradycję państwa, w którym mieszkają i rozbijania murów wzajemnej niechęci?
Integracja to przede wszystkim kontakty. Zresztą, ja niespecjalnie lubię słowo "integracja". Zbyt często myśli się dziś właśnie o integracji jako o jakimś kolejnym projekcie, który można rozpisać, zdobyć jakiś grant i zrealizować w kilka miesięcy. To mrzonka. Nie można zdać jednego, czy dwóch egzaminów i już "jest się zintegrowanym". To właśnie kontakty, czyli konkretni ludzie są fundamentem rzeczonej integracji. W ramach naszego pomysłu konkursu piosenki chcemy pokazać uczestnikom także polski teatr, jego twórców, rozpalić w nich zainteresowanie polską kulturą. Dlatego o wiele bardziej wolę mówić o "oswajaniu" kultury.
Piosenkę też należy przyswoić, "uczynić swoim", wtedy i zrozumienie, i chęć poznania czegoś więcej może się w dalszej perspektywie również pojawić. Wypływające z wewnątrz takiej osoby, bez odgórnych dekretów, czy nakazów.
Ku mojej radości, jeden z łódzkich pubów ("Biblioteka") zdecydował się dołączyć do akcji i w każdą środę będzie można w luźnej atmosferze, przy kawie i piwie, spotkać naszych uczestników, porozmawiać z nimi. Oni natomiast odwdzięczą się odśpiewaniem piosenki, którą właśnie przygotowują oraz opowieścią o swoim kraju. Muszę w tym miejscu wspomnieć, że naszym konkursem zainteresowały się też znakomici polscy artyści - wspomnę tu Alicję Węgorzewską, wybitną polską śpiewaczkę operową, czy Darka "Maleo" Malejonka, lidera legendarnych kapel grających rocka i reggae jak Armia, Houk, Izrael, czy Maleo Reggae Rockers. Bardzo możliwe, że już za rok dołączą oni oboje do składu jurorów naszego konkursu.
Czy jednak możliwe jest rzeczywiste przyswojenie tradycyjnej polskiej piosenki przez obcokrajowców? Z całością kontekstu historycznego, który wpłynął na taką, a nie inną treść?
Myślę, że tak. Oczywiście, nie należy oczekiwać, że przybysz z Bliskiego Wschodu w pełni zrozumie wszystko o co chodziło twórcom np. polskiej piosenki żołnierskiej. Tak samo zresztą jak my nie jesteśmy w stanie od A do Z pojąć niuansów obcych nam kultur. Zauważmy jednak, że np. odśpiewanie dziś przez Syryjczyka pieśni "Wojenko, wojenko" to nadanie nowej treści dla tak znanego nam utworu. Pieśni, która mówi w gruncie rzeczy o tym samym, co dziś odczuwają ofiary konfliktu syryjskiego: o niszczycielskiej sile wojny, żałości i smutku za utraconymi bliskimi, ufności w przychylność boską i wspomnieniu kochanej dziewczyny, która czeka na swojego bohatera, ale także o jakiejś konieczności - podobnej w swej sile do miłosnego porywu - która pcha w stronę walki. Przekaz jest niezwykle uniwersalny.
Wydaje się, że organizowany przez Księdza konkurs może być także znakomitą szansą dla nas samych - Polaków - do odkrycia własnej kultury, w tym piosenki. Przyznam, że sam często podróżując po obszarze byłego Związku Radzieckiego, czy np. po Półwyspie Bałkańskim po prostu zazdroszczę tego, że tam nierzadko młodzi ludzie z radością śpiewają swoje narodowe, ludowe pieśni. I nie ma przy tym żadnych politycznych skojarzeń - bycia tym "prawdziwym patriotą", hasła które dziś tak bezrefleksyjnie wybrzmiewa w politycznym dyskursie w naszym kraju. Cokolwiek zresztą miałoby to określenie znaczyć. My w czasie jakiejś biesiady odśpiewamy "Hej Sokoły" i na tym na ogół kończy się repertuar, a np. na Ukrainie śpiewa się podczas spotkań przyjaciół i rodziny nieraz całą noc. Dlaczego tak bardzo wstydzimy się naszej kultury (piosenki)? Bo chyba tę blokadę należy określić właśnie tym mianem.
Tak, też dostrzegam tę blokadę, może właśnie wstyd, czy nawet obciach. Wydaje mi się, że to następstwo ciągłego poszukiwania własnej tożsamości, bycia zawieszonym pomiędzy Wschodem i Zachodem, chęci zdobycia "czegoś nowego", co często w oczach tych ludzi oznaczać musi pozostawienie - pozbycie się - tego co swoje. To nieprawda.
Mam nadzieję, że właśnie posłuchanie i zobaczenie np. jakiejś afrykańskiej dziewczyny śpiewającej "Czerwone jabłuszko przekrojone na krzyż" może odnowić w nas samych miłość do tych słów, pieśni, kultury ludowej. Przecież przesłanie bijące ze wskazanych utworów jest niezwykle uniwersalne - uwodzenie, zakochanie, budowanie relacji międzyludzkich. Albo - właśnie cierpienie, smutek, czy zaduma nad tematami trudnymi, jak wojna, tułaczka, brak własnego domu. To właśnie te emocje odczuwają dziś uchodźcy, uciekający przed wojenną zawieruchą w Syrii, ale także wszyscy cudzoziemcy, "obcy", którzy poszukują swojego miejsca z dala od rodzinnych stron.
Czy można powiedzieć, że próba wzajemnego "oswajania" obcokrajowców (w tym również uchodźców) z Polakami to także wynik doświadczenia z Bliskiego Wschodu, gdzie siłą rzeczy Ksiądz w pełni "swój" być nie może? Interesuje mnie szczególnie, czy Kair, od lat miejsce duchowych, ale i naukowych peregrynacji, został już przez Księdza oswojony?
Niewątpliwie w Kairze, tym północnoafrykańskim molochu, jestem zawsze tym obcym. Choć bywają momenty, na szczęście coraz dłuższe, kiedy czuje się właściwą osobą na właściwym miejscu. Ten gwar, zgiełk ulicy kairskiej, niejednokrotnie nieokiełznany chaos, który często po prostu przytłacza, jest jednak tym do czego chcę wracać. A czasem zasiąść w spokoju pod palmą przed katedrą św. Marka w dzielnicy Szubra i podumać wspólnie z ks. Kazikiem, gospodarzem tego miejsca (śmiech). Bardzo cenię sobie też spotkania z Polonią kairską. Muszę powiedzieć, że podczas jednej z ostatnich wizyt w Egipcie, w listopadzie ubiegłego roku, po raz pierwszy tak mocno poczułem, że nie chcę niczego zwiedzać, tylko odwiedzać, a to chyba znak, że Kair staje się powoli także moim miastem.
Kiedy jednak mówimy o pewnej inspiracji, czy też doświadczeniu, które doprowadziło mnie dziś do tego, że organizuję konkurs piosenki dla cudzoziemców przebywających w Polsce, to dużo silniej wpłynął na mnie mój wcześniejszy pobyt we Francji i we Włoszech. Dostrzegłem tam po pierwsze, że jako Polacy nie mamy się czego wstydzić, a już zwłaszcza swojej kultury, a po drugie, że możemy być świetnym pomostem dla ludzi pochodzących z Bliskiego Wschodu, Afryki, czy innych odległych lądów. Nigdy nie byliśmy krajem kolonizatorów, dziś także nie mamy aż tak wyraźnych interesów politycznych, czy gospodarczych na tych obszarach. Powoduje to, że dla znakomitej większości osób wywodzących się np. z Bliskiego Wschodu Polska kojarzy się po prostu dobrze, choć z pewnością trudno im powiedzieć coś więcej na nasz temat. Warto zmienić ten obraz, w szczególności kiedy osoby z tych, czy innych względów zdecydują się na zamieszkanie w kraju nad Wisłą.
Po słowach Księdza należy chyba spodziewać się, że tegoroczny konkurs piosenki "You can sing it!", będzie miał swoją kontynuację, nie pozostając jedynie jednorazową imprezą dla cudzoziemców?
Oj tak, zdecydowanie. Przede wszystkim już w dzień po wielkim finale naszego koncertu rozpoczniemy pracę nad przyszłorocznym konkursem. Chcemy, żeby przedsięwzięcie to było cykliczne, ponieważ tylko wtedy to wzajemne "oswajanie się" ma szansę powodzenia. Nasz konkurs wygra pięciu finalistów - bez akcentowania konkretnych miejsc na podium. Otrzymają oni gratyfikację finansową i szansę stworzenia zespołu koncertującego, który przez najbliższy rok jeździłby po Polsce i prezentował tak piosenkę polską, jak i swoją kulturę. Myślimy, żeby koncerty te miały cel charytatywny, wybierany zawsze przez samych cudzoziemców.
Ponadto, już w te wakacje rozpoczynamy cykl warsztatów dla obcokrajowców (ale i Polaków) pod hasłem "Europe. How did we build it?", pokazujący bogactwo i głębię kultury europejskiej. W moim przekonaniu najlepszym nośnikiem kultury jest literatura, dlatego zaproponujemy wszystkim uczestnikom programu pracę z tekstem. Znowu: zrozumienie, krytyczna analiza, zastanowienie się nad wspólnymi korzeniami, to główny cel, który przyświeca organizacji tych kursów. Chcemy pokazać jak rozwijały się instytucje europejskie (niezawężone rzecz jasna tylko do Unii Europejskiej), myśl społeczna, filozoficzna, czy prawna. Już teraz serdecznie zapraszam wszystkich do wzięcia udziału w warsztatach!
Pytanie tylko, czy znajdzie się wielu chętnych, którzy zechcą w wolny wakacyjny czas zasiąść nad tekstem np. św. Tomasza z Akwinu, czy Grocjusza o początkach prawa międzynarodowego, miast odpocząć gdzieś daleko od zgiełku miasta i całorocznych obowiązków?
Wierzę, że tak. A, że nie jest to "tylko" płonna nadzieja, przekonują mnie reakcje wielu młodych ludzi, których w swojej pracy duszpasterskiej lub jako prezes stowarzyszenia spotykam często na swej drodze. Studenci nierzadko narzekają, że podczas tradycyjnych przedmiotów na różnych społecznych i humanistycznych kierunkach studiów po prostu brakuje czasu na spokojne zastanowienie się nad rozwojem naszej europejskiej cywilizacji i właśnie na zmierzenie się z epokowymi tekstami - z zakresu literatury naukowej, pięknej, czy filozofii.
Co więcej, i do stworzenia konkursu piosenki polskiej, ale i organizacji rzeczonych warsztatów, przekonały mnie także entuzjastyczne głosy studentów z Afryki. Mówili oni, że to dla nich wprost niewyobrażalne, że tu w Polsce (ale i w Europie jako takiej) nie ma i nie było w praktyce walk plemiennych. Fakt, że na Starym Kontynencie udało się wyjść poza ramy plemienia, rodu i zbudować szersze wspólnoty, przede wszystkim narody, są dla przybyszów z Afryki ogromną inspiracją. To oczywiste, że część z nich - i to też duży problem dzisiejszego kryzysu migracyjnego w Europie - chce po prostu "przeskoczyć" niedoskonałości swoich państw, czy brak dostatecznego rozwoju ich społeczności i trafić "od razu" do lepszego świata. Są jednak także ci, którzy po pobycie w krajach europejskich chcą uczestniczyć w (od)budowie swoich własnych ojczyzn i wykorzystać tam wiedzę oraz doświadczenie zdobyte u nas. Dla takich postaw warto pracować i warto otwierać się na innych.
* * *
Rozmawiał Tomasz Lachowski, "Obserwator Międzynarodowy"
Zdjęcie: Łukasz Głowacki
ks. Przemysław Szewczyk - prezbiter Kościoła rzymskokatolickiego Archidiecezji Łódzkiej. Patrolog, tłumacz. Prezes Stowarzyszenia Dom Wschodni - Domus Orientalis. Założyciel portalu patres.pl
Skomentuj artykuł