Polemika dwóch księży o celibacie. "A co wtedy, gdy rzeczywiście znajdę kobietę?"

Polemika dwóch księży o celibacie. "A co wtedy, gdy rzeczywiście znajdę kobietę?"
(fot. Adam Walanus / wikimedia commons)
ks. Wojciech Grygiel / Grzegorz Kramer SJ

"Najbardziej u Ojca Kramera przeraża mnie nieusuwalna egzystencjalna dziura w życiu kapłana, wywołana brakiem... kobiety" - ksiądz Grygiel krytykuje ojca Kramera za jego podejście do celibatu. "Tak przeżywam swoją samotność" - odpowiedział jezuita. Przeczytajcie polemikę obydwu duchownych.

Publikujemy tekst ks. Grygiela - jest to odpowiedź na tekst ojca Kramera o celibacie:

DEON.PL POLECA

Kiedy odkrywam, że w przeżywaniu mojej religijności i mojego kapłaństwa radykalnie różnię się od moich rozmówców, zadaję sobie pytanie, czy rzeczywiście wierzymy w tego samego Boga.

W sferze deklaratywnej możemy zgadzać się, że wyznajemy te same prawdy chrześcijańskiej wiary. Praktyka życia i wyrażane publicznie poglądy stanowią jednak dobry materiał do tego, aby pokusić się o eksperyment tak zwanej inżynierii odwrotnej i zrekonstruować model Boga, który implicite jest w nich zakładany. Nierzadko okazuje się, że dochodzi tutaj do dość wyraźnych rozbieżności.

Przedmiotem takiej rekonstrukcji pragnę dziś, choć we fragmencie, uczynić boga Ojca Grzegorza Kramera, ponieważ głoszone przez niego poglądy w kwestii kapłaństwa i celibatu uważam za wysoce kontrowersyjne i nie będę ukrywał - teologicznie błędne. Mówiąc prościej i po dzisiejszemu, bóg Ojca Kramera jest dla mnie masakryczny i gdyby rzeczywiście taki był, to ustawiam się pierwszy w kolejce do zrzucania sutanny. Oczywiście wszystko czynię w duchu głębokiego ekumenizmu, więc gwarantuję pełny szacunek dla wolności wyznania. I jasno przyrzekam: nic nie będzie o Trydencie!

Ojciec Kramer jest człowiekiem - kapłanem poszukującym. I ja też. Ale na tym chyba nasza zgoda się kończy. Najbardziej u Ojca Kramera przeraża mnie nieusuwalna egzystencjalna dziura w życiu kapłana, wywołana brakiem... kobiety. Po pierwsze, ciśnie mi się tutaj na usta znana paremia prawa rzymskiego: volenti not fit iniuria, czyli chcącemu nie dzieje się krzywda. Ślubowałeś, Ojcze Grzegorzu, to czego teraz biadolisz?

Czy rzeczywiście takiemu uszczerbkowi uległa Twoja męskość, że nie masz odwagi być bohaterem do końca? Po drugie, wydaje mi się, że bóg Ojca Kramera nie jest w ogóle bogiem transcendentnym, do którego w jakikolwiek sensowny sposób można się przybliżać, a tym bardziej oczekiwać jako wiecznego szczęścia.

Obawiam się, że Ojciec Kramer raczej poszukuje jakiegoś rodzaju utopii - Królestwa Niebieskiego na ziemi, w którym ustałyby wszystkie jego pragnienia, szczególnie te, które wynikają z biologicznie naturalnej potrzeby obcowania z kobietą. A jeżeli robi się rzeczywiście ciężko - w co jestem w stanie bez problemu uwierzyć - to wtedy mam takie uniwersalne panaceum, boga zapchajdziurę, który wypełni tu i teraz moją egzystencjalną lukę. Owszem, taki bóg może mówić najpiękniejsze rzeczy, nawet cytować o świcie Księgę Wyjścia (Wj 3,14).

Jaką mam jednak gwarancję, że taki bóg będzie mówił ciągle to samo kolejnego poranka? Skąd wiem, że mój sufler powróci na scenę? A może mnie po prostu oszukuje? A co wtedy, gdy rzeczywiście znajdę kobietę - czy wtedy będę jeszcze potrzebował Boga? Czy nie stanie się On zbędną hipotezą, którą wyrzucę do kosza, gdy moje myślenie się domknie inaczej?

Na celibat jest jedna dobra recepta - dobra teologia, dostrzegająca z jednej strony immanencję, a z drugiej transcendencję Boga. Dziś takiej powszechnie brakuje. Sam Chrystus wyraźnie w Ewangelii mówi, że w rzeczywistości nadprzyrodzonej nie ma zupełnie znaczenia, kto był czyją żoną. Te kategorie tam nie funkcjonują, są one jedynie domeną porządku doczesnego, który przeminie. Komentując rozterki apostołów w tej materii Chrystus wyraźnie konstatuje: "Czy nie dlatego błądzicie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Boga?"' (Mk 18, 24).

Pełna zgoda, że: "być bezżennym dla Królestwa to fajna sprawa". Ale moje pytanie jest teraz takie: jeżeli rzeczywiście zapatrzony jestem w Tego, do Którego zdążam i u Którego wszystko jest lepsze i wspanialsze od tego, co stworzone, to jako kapłan jak mam być wiarygodnym drogowskazem do wieczności dla innych, skoro nic mnie od nich nie odróżnia? Owszem, na płaszczyźnie ludzkiej kapłan ma prawo czuć się bezpłodny, nie ma (albo przynajmniej tak wypadałoby zakładać) dzieci biologicznych. Jego płodność jednak realizuje się w dużo głębszym wymiarze w rzeczywistości nadprzyrodzonej, poprzez włączanie wiernych w krwiobieg Boskiego, nadprzyrodzonego życia, rodzenie ich dla Nieba.

*   *   *

Na tekst ks. Wojciecha Grygiela odpowiedział ojciec Grzegorz Kramer.

Publikujemy tekst w całości:

Księże Wojciechu,

Proszę pozwolić, że moją odpowiedź zacznę od małej migawki sprzed kilku lat. Spotkaliśmy się na wspólnej Eucharystii u krakowskich dominikanów, sprawowanej w intencji jedności w Kościele. Biskup Pieronek przewodniczył, a ksiądz profesor miał kazanie. Powiedział wtedy ksiądz mniej więcej takie zdanie: Taka intencja [o jedność w Kościele] jest bezsensu, bo Kościół jest jednością. Wtedy się zdenerwowałem, bo przecież podziały w naszym Kościele są. Później, kiedy pozwoliłem sobie na głębsze przemyślenia, doszedłem do wniosku, że myślę podobnie jak ksiądz. Problem nie był w treści, ale w różnym mówieniu o doświadczeniu.

Wspominam o tamtym wydarzeniu, bo czytając księdza odpowiedź do mojego tekstu (komentarza do Ewangelii z dnia), mam wrażenie (może się mylę?), że - zresztą ksiądz to zauważa - mówimy o tym samym, ale innym językiem.

Mój Bóg (używam dużej litery) jest Bogiem, który stworzył człowieka z miłości i do miłości, to Bóg, który na zło człowieka odpowiada miłością - posyła Syna, który umiera na krzyżu i Zmartwychwstaje dla naszego zbawienia. Mój Bóg nie jest "zapchajdziurą", ale jest kimś, kto wypełnia cały ten świat i mnie samego swoją obecnością.

Co do celibatu, a dokładniej przeżywanych przeze mnie ślubów zakonnych. Pisząc ten komentarz, nie użalałem się, ale szczerze napisałem, jak jest w moim życiu. To, że piszę o "dziurze", nie znaczy, że chcę się jej pozbyć, że publicznie rozrywam szaty, ale stwierdzam jej fakt. Tak przeżywam swoją samotność, że odczuwam ją jak - z jednej strony - niesamowitą szansę bycia dla innych, z drugiej - jako moją wewnętrzną pustkę.

Właśnie przez to, mówiąc językiem księdza, że mój Bóg jest zarazem immanentny i transcendentny, odczuwam Jego bliskość i dalekość. Jest dla mnie wielką tajemnicą Jego obecność, która dla mnie jest jak powietrze, bez której nie wyobrażam sobie mojego życia, a zarazem - w tym samym momencie - odczuwam brak Jego obecności. Wiem, to jest nielogiczne, ale takie jest moje doświadczenie od lat. Bóg, Który Jest i zarazem nie jest.

Księże Wojciechu. Dziura, o której piszę, związana z brakiem kobiety, nie jest dla mnie powodem do biadolenia nad swoim życiem. Jest po prostu faktem, który przyjmuję jako konsekwencję mojego wyboru związanego z życiem zakonnym. Przyznając się do niej, nazywając ją i mówiąc o niej, nie przekazuję komunikatu pod tytułem: niech mnie ktoś przytuli. To już może być tylko interpretacja czytelnika. Tak, może takie przeżywanie swojej samotności nie mieści się w ortodoksji albo raczej w oczekiwaniach innych, ale nie żyje się przecież po to, by spełniać oczekiwania innych, ale by szukać Boga w tym świecie i swoim życiu. I ja Go, wbrew wszystkiemu, znajduję w mojej dziurze.

Kiedy ksiądz pisze o włączaniu innych w "krwiobieg Boskiego, nadprzyrodzonego życia, rodzenie ich dla Nieba", to ja rozumiem księdza język i metaforę, ale to jest tylko język metafor, skądinąd piękny, ale tylko metafor. Kapłaństwo, w które mnie Kościół włączył, daje mi mnóstwo radości, cieszy mnie to, że mogę ludzi do Kościoła wprowadzać, że mogę ich jednać z Bogiem, karmić Ciałem i Krwią Pana, że mogę ich błogosławić. Niesamowitą radość, a nawet frajdę, mam z tego, że mogę być towarzyszem innych w ich drodze duchowej. Jednak to wszystko nie zapełnia dziury. Nie chcę traktować tych wszystkich spraw i osób jako zamienniki do tego, z czego zrezygnowałem.

Może czynię błąd, ale nie chcę przeżywać kapłaństwa w uwznioślaniu wszystkiego. Jestem "z ludu i dla ludu", mam te same pragnienia i problemy, co inni. Nie chcę się od nich różnić. Chcę im pokazywać - będąc jak oni - że dzięki łasce mogę w tym, co bardzo przyziemne żyć, upodabniając się do Jezusa - mojego Pana. To, że mogę sprawować sakramenty, nie sprawia, że nie mam dziur, że nie odczuwam pustki i często poczucia braku obecności Boga w swoim życiu.

Księże Wojciechu. I choć Kościół jest jednością, bo wypływa ona z Jezusa, to jednak w Kościele są podziały, które wypływają z naszego człowieczeństwa. I choć zdania te wydają się sprzeczne, to przecież wiemy, że w logice Boga da się je połączyć.

I proszę nie pisać o moim Bogu, który oddał za mnie życie - "bóg".

Z poważaniem - Grzegorz Kramer SJ

*  *  *

Ks. Wojciech Grygiel FSSP jest wykładowcą na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Autor między innymi Stephena Hawkinga i Rogera Penrose'a spór o reczywistość, Kraków: Copernicus Center Press 2014.

Grzegorz Kramer SJ jest proboszczem parafii NSPJ w Opolu. Autor między innymi Bóg jest dobry, Kraków: Wydawnictwo WAM 2016.

Tutaj przeczytasz więcej na temat celibatu:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Polemika dwóch księży o celibacie. "A co wtedy, gdy rzeczywiście znajdę kobietę?"
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.