Polskość nie grozi Kościołowi

(fot. CJ Isherwood/flickr.com)
Zdzisław Wojciechowski SJ

Moja polemika z p. Jarosławem Dudyczem przypomina nieco konsylium lekarskie: obaj szukamy właściwej diagnozy. Wierzę, że obaj kierowani jesteśmy tą samą troską – staraniem o powrót „pacjenta” do zdrowia. Z tego powodu cieszę się, że w kolejnym artykule mój polemista dostrzega też inne, poza wskazanymi przez siebie, formy pomniejszania, czy zasłaniania Boga w liturgii.

Jest miedzy nami zgoda, że zdarzają się postępki po stronie duchownych, ale i wiernych, które budzą niepokój i troskę. Podstawowa różnica dotyczy jednak oceny źródła takiego stanu rzeczy. W moim odczuciu kryzys nie został wywołany jednym tylko czynnikiem, czyli nacjonalistycznym ukąszeniem. Mój polemista jest zdumiony, że ja nie znam takiego Kościoła jaki zna i opisuje On. Nie urodziłem się ani w samym Poznaniu, ani w Krakowie czy Warszawie, tylko w gminnej miejscowości w Wielkopolsce, a mimo to takiego Kościoła, na swoje szczęście, nie doświadczyłem! Owszem spotykałem w swym życiu „sztandary w kościołach, tony martyrologiczne, śpiew „Roty”, i hymnu państwowego, flagi narodowe w prezbiteriach, ornaty haftowane w godła”, ale dla mnie to nie jest jeszcze tożsame z destrukcją liturgii.

Przez 28 lat mego kapłaństwa uczestniczyłem w wielu Mszach świętych, w czasie których modlono się za Ojczyznę, czy w intencji rychłej beatyfikacji zamordowanego księdza Jerzego Popiełuszki. Wielokrotnie im przewodniczyłem, często występowałem w roli  kaznodziei. Dla mnie były one zawsze wyzwaniem – również z racji bardzo licznego udziału wiernych - by przygotować głębokie, ważne kazanie. Jego fundamentem stało się przypadające na dany dzień Słowo Boże, które spotyka nas w konkretnej sytuacji wiary i moralności, czy naszej troski o dobro wspólne. Czasem Słowo Boże „kazało” mi upominać się o gwałcone przez ówczesną władzę prawa czy piętnować jej niesprawiedliwe działania. Przyznaję, że czasem styl wypowiadania się, poziom merytoryczny głoszonych kazań bywał różny, to jednak nawet wtedy nie spotkałem „bałwochwalczych opowiastek o Polsce, o jej szczególnej roli w dziejach, o wyższości polskości nad każdą inną wartością”, ani nie słyszałem kaznodziejów „głoszących nie Ewangelię, ale Polskę, nie Chrystusa, ale legendy, nie wiarę Kościoła, ale wiarę w folklor i skostniały obyczaj”, czy „pomstowanie na obce nacje”. Jeśli miałem w stosunku do niektórych kaznodziei jakieś uwagi krytyczne to dotyczyły one raczej ich kultury osobistej, stosowania w kazaniu argumentów ad hominem, napastliwości, nieco wiecowego stylu, czy braku wyczucia tego, co można powiedzieć w kościele a co salce katechetycznej, ale nie dostrzegłem tego, co opisuje J. Dudycz.

Czyżbym miał aż tak wielkie szczęście, że nie dano mi było spotkać tego, czego po więlokroć doświadczał mój Polemista? Być może. Jest więc za, co dziękować Bogu!

W swoim tekście nie różnicowałem form desakralizacji liturgii według ważniejszych i mniej ważnych przyczyn. Nie było to moim zamiarem. Chciałem tylko wskazać różne ich formy. Widzę całą ich różnorodność i to nie tylko po stronie duchownych. To bardzo wygodne widzieć tylko jedną stronę medalu, kapłanów. Gdyby J. Dudycz był łaskaw zobaczyć też inne formy desakralizacji liturgii ze strony wiernych to może Jego surowe sądy pod adresem polskiego Kościoła byłyby łagodniejsze i bardziej sprawiedliwe. Może by wtedy też uwierzył, że od niego również zależy, jaki będzie polski Kościół i jak będzie sprawowana w nim liturgia.

A propos proaktywnej postawy w naszym Kościele. Według administratorów portalu DEON.pl, nasze artykuły przeczytało ponad 8 tysięcy osób. Do tej pory nikt mimo zachęty ze strony J. Dudycza nie włączył się w dyskusję i nie zamieścił podpisując się nazwiskiem swoich przemyśleń w tej sprawie. Szkoda, bo jeśli jest aż tak tragicznie jak pisze mój Polemista, to świętym obowiązkiem każdego wierzącego powinno być włączenie się w krucjatę przeciwko nadużyciom! Albo jest źle i wtedy zaczynamy działać, organizować się, albo autor przesadza i spokojnie siedzimy w domu, popijając dobrą herbatę, bo nie warto się angażować.

Po ukazaniu się mej polemiki na portalu DEON.pl dostałem wiele maili od mych znajomych i przyjaciół, z różnych stron Polski, z dużych miast, miasteczek a nawet małych wiejskich parafii. Wiele osób dzwoniło, dzieląc się swymi spostrzeżeniami. Mam ponadto dość liczną rodzinę mieszkającą w Wielkopolsce, z którą jestem w stałym kontakcie i wiele wiem, co dzieje się w ich parafiach. To, o czym pisze J. Dudycz, jest znane im tylko z prasy, z mediów. Wiele osób twierdziło, że to jakiś sztuczny problem. Inni sądzili, że owszem zdarzali się księża w ich parafiach, którzy mieli określone sympatie i antypatie polityczne i w czasie kazań dawali temu wyraz. Tutaj wszyscy zgadzamy się, że jest to naganne, ale nie jest to jednak regułą, czymś charakterystycznym dla przeciętnego polskiego kapłana. Zwykła sprawiedliwość domaga się, by dostrzegać całe spektrum postaw polskich kapłanów i nie uogólniać, bo w ten sposób krzywdzimy zdumiewającą większość tych, którzy z oddaniem i sercem sprawują liturgię.

Czy przeciwwagą dla takich Mszy świętych i okolicznościowych kazań ma być postawa pewnego księdza z miasta X, który następnego dnia po katastrofie smoleńskiej nawet w Modlitwie Powszechnej nie wspomniał tych, którzy zginęli, prosząc dla nich o życie wieczne? Przecież jedną z polecanych intencji według Mszału Rzymskiego mają być potrzeby danej społeczności lokalnej. Na uwagę, dlaczego tego nie uczynił odpowiedział, że „ja takimi sprawami się nie zajmuję w czasie Mszy świętej. Mam ważniejsze sprawy na głowie”. Osobiście wolę nawet pewną przesadę w tym względzie niż takie bezduszne, niewrażliwe na ludzką i państwową tragedię podejście.

Pewna cześć komentatorów podała linki do filmów w Internecie, które, ich zdaniem, świadczyły o słuszności tezy p. J. Dudycza. Obejrzałem je. Oprócz nich wiele innych, jakie znalazłem na You Tube. Prawie wszystkie dotyczyły Mszy świętych celebrowanych w intencji ofiar tragedii pod Smoleńskiem. Były one celebrowane przez zwykłych księży, młodych i starszych, także przez biskupów, w tym przez świętej pamięci abpa Józefa Życińskiego. We wszystkich kazaniach mówiono o chrześcijańskiej nadziei, szukano słów pociechy dla rodzin zmarłych, wskazywano sens tej tragicznej katastrofy. Tylko w jednym przypadku pojawiło się zdanie, które mogło budzić kontrowersję: a kto za tym stoi? Całe szczęście, że kaznodzieja tego nie rozwijał.  Ponadto, jeśli pod koniec Mszy św., podczas ogłoszeń, przewodniczący Gminy informuje, że w Urzędzie wyłożona jest Księga Pamiątkowa i chętni mogą złożyć wpis kondolencyjny, to czy to ma być dowód na destrukcję liturgii, na pogański spęd, na nacjonalistyczny ton, niszczący tymi akcentami liturgię? Tego zupełnie nie pojmuję.

Czy rzeczywiście każdy związek religii ze sferą organizacji społecznej jaką są naród i państwo (także kultura) jest czymś nagannym i pogańskim? Dotykamy tutaj problemu inkulturacji. Według Relacji Końcowej Nadzwyczajnego Synodu Biskupów w 1985 r. - inkulturacja to "wewnętrzne przekształcenie autentycznych wartości kulturowych przez ich integrację w chrześcijaństwie i zakorzenienie chrześcijaństwa w innych kulturach." Taki proces zachodził na całym obszarze Cesarstwa Rzymskiego w początkach chrześcijaństwa.  Duchowe dziedzictwo judaizmu – Biblia, duchowość, zwyczaje modlitewne, moralność, instytucje religijne zostały włączone w kulturę, filozofię, moralność, prawodawstwo łacińsko-helleńskie. To samo dokonało się  potem z plemionami germańskimi, celtyckimi, słowiańskimi itd. My Jezuici już w XVII wieku byliśmy prekursorami inkulturacji w Chinach i Ameryce Południowej. Nasza metoda ewangelizacji wymaga bardzo dobrej znajomości kultury i historii danego narodu, wyłuskania z tego, co lokalne najbardziej wartościowych elementów i włączenia ich w powszechne dziedzictwo judaizmu oraz kultury greckiej i łacińskiej. Zachodzi też proces odwrotny, to, co powszechne ubogaca to, co lokalne. Istnieje tu dwustronny przepływ (czasem rodzi on napięcie ) od tego, co powszechne do tego, co lokalne i na odwrót. Ta metoda ewangelizacji została powszechnie i w pełni przyjęta przez Kościół dopiero na Soborze Watykańskim II.

Taki proces przez wieki dokonywał się także w naszej Ojczyźnie. Według prof. Jerzego Kłoczowskiego, historyka Kościoła z KUL-u, za sprawą zakonów żebraczych, między XIII a XV stuleciem, dokonała się „Między XV a XVIII wiekiem katolicyzm coraz bardziej utożsamia się wręcz z polskością a „w XIX i XX wieku zdaje się stanowić najlepszy klucz do zrozumienia trwania uderzającego nas zjawiska masowego przyznawania się Polaków do katolicyzmu” („Upadek religii czy czas na odrodzenie?” Więź nr 6 / 2000, s. 16-28).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Polskość nie grozi Kościołowi
Komentarze (45)
:
:)
23 marca 2011, 10:52
Dlaczego w tekstach kierowanych do ogółu biskupi mieliby posługiwać się językiem ulicy? Istnieją jeszcze inne możliwości niż nowomowa albo język ulicy. Język Jana Pawła II (a chyba jeszcze bardziej język Benedykta XVI) nie jest ani jednym, ani drugim. Ano. JP II mówił z serca. Bardzo dobrze się go słucha - nagrań, które zostały. (Słyszałem, że zmienił język kazań. Nie wiem, kiedy, ale w okresie krakowskim posługiwał się ponoć dość skomplikowanym "slangiem" filozoficznym.)
:
:)
23 marca 2011, 10:43
Powiem tak: w ostatni piątek obudziłem się rano i myślę sobie, że pójdę posłużyć na eucharystii, ale zaraz za tym doszła mnie myśl "no tak, ale po mszy proboszcz robi drogę krzyżową" (tzn. bardzo tradycjonalistycznę dotykanie sentymentami stacji drogi krzyżowej, gdzie Pan Jezus POCIESZA PŁACZĄCE NAD NIM NIEWIASTY!!! i wszystko oraszone ludową przyśpiewką rymowaną przy każdej stacji...). No to pomyslałem sobie, że pójdę wieczorem na osiemnastą i tak zrobiłem, ale... Ale po eucharystii z zakrystki oprócz grona ministrantów wyszedł ks.E. i zrobiło mi się smutno bo to już drugi piątek gdzie nie przeżyłem autentycznie drogi krzyzowej (a CHCE!) i za chwilę usłyszeliśmy, że ta droga będzię oparta o... T E S T A M E N T kogo?!!! JANA PAWŁA II!!!! NADA, NADA, NADA, jednak św.Jan od Krzyża miał inne wyżeczenie na myśli. N I C to nie miało wspólnego z rozważaniem męki pańskiej dla mojej wolności i to z miłości. Niestety mimo walki nie dałem rady. Kompletne nic z wielkim namaszczeniem. Wytrzymałem do drugiej stacji i wyszliśmy z narzeczoną by odprawić sobie w domu normalną. Nie ukrywam, że rodzi się we mnie gniew, gdy ktoś rozwala w taki sposób zdrową religijność zamieniając kościół i nabożeństwo drogi krzyżowej na muzeum JPII, skądinąd bardzo wielkiego światka Jezusa Chrystusa. Jestem niemal pewien, że tak jak JPII nie lubił swoich pomników tak i teraz tego typu rozwalania wspólnoty parafialnej. Pozdrawiam z gdańskiej Zaspy. Pokój Wam i życzę glębokich wewnętrznie prezbiterów w parafiach na chwałę Bogu. Każdemu odpowiada inna forma. I każdy powinien móc odnaleźć właściwą dla siebie. Bywa, że "oferta" jest jednak ograniczona. Mi brakuje np. pieśni, które koncentrowałyby nie na grzeszności, tylko świętości człowieka.
23 marca 2011, 10:40
Zobaczcie to: <a href="http://glosrydzyka.blox.pl/2011/03/Wyrok-na-o-Rydzyka-To-napasc-na-Kosciol.html">glosrydzyka.blox.pl/2011/03/Wyrok-na-o-Rydzyka-To-napasc-na-Kosciol.html</a> Ta nowomowa wykorzystywana jest także do obrony zagrożonych interesów. Legalnie zasądzony wyrok nazywa się atakiem na kościół, choć dotyczy tylko jednego biznesmena w habicie. Tak samo jak pytanie o miejsce kultu JP2 w polskiej religijności jest przez niektórych z Was od razu kwestionowaniem jego zasług dla Kościoła. Takie jest właśnie konkretne niebezpieczeństwo nowomowy.
Jadwiga Krywult
23 marca 2011, 10:37
Dlaczego w tekstach kierowanych do ogółu biskupi mieliby posługiwać się językiem ulicy? Istnieją jeszcze inne możliwości niż nowomowa albo język ulicy. Język Jana Pawła II (a chyba jeszcze bardziej język Benedykta XVI) nie jest ani jednym, ani drugim.
:
:)
23 marca 2011, 10:32
@ brat_robot Siedząc po uszy w nowomowie nie widzisz, jakie problemy generuje. Kościół odcina się od zwykłych ludzi nie tylko wystawnością życia biskupów, nie tylko celibatem (pokazywanym realnie jako coś lepszego od małżeństwa), ale też językiem. I powstają sytuacje, w których mówienie o wierze akceptowane jest tylko wtedy, kiedy mówi się o niej tą klerykalną nowomową, językiem mężczyzn oderwanych od świata codziennej komunikacji (mówię tu naturalnie o biskupach, którzy nadają temu ton w swoich listach pasterskich i kazaniach). Chcesz przykładów, skocz na wątek poświęcony św. Józefowi. Nie ubogaca Cię i nie stajesz w prawdzie = nie jesteś porządnym katolikiem. No właśnie nie bardzo siedzę w jakiejkolwiek nowomowie. Ale nie widzę sprzeczności pomiędzy byciem skromnie żyjącym w celibacie (pokazywanym jako dobra w tym przypadku alternatywa wobec małżeństwa) biskupem, a używaniem charakterystycznego języka listów. Bogactwo języka jest zaletą, a nie wadą. Już tyle wyrażeń wyszło z użycia. I to całkiem praktycznych, bo np. określenia stopnia pokrewieństwa <a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Staropolskie_okre%C5%9Blenia_stopnia_pokrewie%C5%84stwa">http://pl.wikipedia.org/wiki/Staropolskie_okre%C5%9Blenia_stopnia_pokrewie%C5%84stwa</a> Dlaczego w tekstach kierowanych do ogółu biskupi mieliby posługiwać się językiem ulicy? Co innego mówiąc do konkretnej osoby czy grup.
O
olek
23 marca 2011, 08:01
 Jest faktem bezspornym że w wielu polskich kościołach następuje zachwianie proporcji i Pan Jezus staje się nie centrum ale jednym z kilku centrów tzn.JPII ,Polska i poatriotyzm,Matka Boska i Pan Jezus jako równorzędne centra
P
Piotr
23 marca 2011, 02:19
Grzesiu, jestes jeszcze b. mlody, dopiero przezywasz narzeczeństwo! Pewnie jeszcze nie dojrzałes do rozumienia Jana Pawała II. Trzeba czasu... a swoja droga jestem ciekawy jaka byla ta droga, którą poszedłaś z narzeczoną odprawić sobie w domu normalną.
GM
Grzegorz Miluski
23 marca 2011, 02:08
Powiem tak: w ostatni piątek obudziłem się rano i myślę sobie, że pójdę posłużyć na eucharystii, ale zaraz za tym doszła mnie myśl "no tak, ale po mszy proboszcz robi drogę krzyżową" (tzn. bardzo tradycjonalistycznę dotykanie sentymentami stacji drogi krzyżowej, gdzie Pan Jezus POCIESZA PŁACZĄCE NAD NIM NIEWIASTY!!! i wszystko oraszone ludową przyśpiewką rymowaną przy każdej stacji...). No to pomyslałem sobie, że pójdę wieczorem na osiemnastą i tak zrobiłem, ale... Ale po eucharystii z zakrystki oprócz grona ministrantów wyszedł ks.E. i zrobiło mi się smutno bo to już drugi piątek gdzie nie przeżyłem autentycznie drogi krzyzowej (a CHCE!) i za chwilę usłyszeliśmy, że ta droga będzię oparta o... T E S T A M E N T kogo?!!!  JANA PAWŁA II!!!! NADA, NADA, NADA, jednak św.Jan od Krzyża miał inne wyżeczenie na myśli. N I C to nie miało wspólnego z rozważaniem męki pańskiej dla mojej wolności i to z miłości. Niestety mimo walki nie dałem rady. Kompletne nic z wielkim namaszczeniem. Wytrzymałem do drugiej stacji i wyszliśmy z narzeczoną by odprawić sobie w domu normalną. Nie ukrywam, że rodzi się we mnie gniew, gdy ktoś rozwala w taki sposób zdrową religijność zamieniając kościół i nabożeństwo drogi krzyżowej na muzeum JPII, skądinąd bardzo wielkiego światka Jezusa Chrystusa. Jestem niemal pewien, że tak jak JPII nie lubił swoich pomników tak i teraz tego typu rozwalania wspólnoty parafialnej. Pozdrawiam z gdańskiej Zaspy. Pokój Wam i życzę glębokich wewnętrznie prezbiterów w parafiach na chwałę Bogu.
P
Piotr
23 marca 2011, 01:46
Najważniejsze, żeby Słów Bożych i pasterskich słuchać, a słysząc rozumieć i przekształcac w dobre czyny! Czy znowu coż sie komus niepodoba???
23 marca 2011, 01:36
Do: brata_robota Klerykalny slang tym bardziej. Podobno Polak jest zły, kiedy jest głodny! W takich sytuacjach lepiej milczeć! Dla wielu Słow Boże jest slangiem! Wolana wola pozwala na sprzeciw wobec wystkiego i wszystkich. Jednak warto częściej brać pod uwagę słowa: " Wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje." (1 Kor, 10, 23) Znów slanguję? Jezus chyba chciał, żeby mowa była prosta, prawda? Ile cytatów z Ewangelii jest w listach pasterskich episkotapu? Czy więcej tam Jezusa, czy może Jana Pawła?
23 marca 2011, 01:34
szkoda klawiatury na jałowe wymiany ciosów. Każda grupa - np. zawodowa - posługuje się "nowomową", "slangiem". A nabijanie się z jej charakterystycznego języka nie jest przejawem chęci porozumienia, dialogu, zrozumienia. Dowalić ironią i pozamiatane! Naprawdę nie warto na tym poziomie rozmawiać. Siedząc po uszy w nowomowie nie widzisz, jakie problemy generuje. Kościół odcina się od zwykłych ludzi nie tylko wystawnością życia biskupów, nie tylko celibatem (pokazywanym realnie jako coś lepszego od małżeństwa), ale też językiem. I powstają sytuacje, w których mówienie o wierze akceptowane jest tylko wtedy, kiedy mówi się o niej tą klerykalną nowomową, językiem mężczyzn oderwanych od świata codziennej komunikacji (mówię tu naturalnie o biskupach, którzy nadają temu ton w swoich listach pasterskich i kazaniach). Chcesz przykładów, skocz na wątek poświęcony św. Józefowi. Nie ubogaca Cię i nie stajesz w prawdzie = nie jesteś porządnym katolikiem.
J
Jolu,
23 marca 2011, 00:32
szkoda klawiatury na jałowe wymiany ciosów. Każda grupa - np. zawodowa - posługuje się "nowomową", "slangiem". A nabijanie się z jej charakterystycznego języka nie jest przejawem chęci porozumienia, dialogu, zrozumienia. Dowalić ironią i pozamiatane! Naprawdę nie warto na tym poziomie rozmawiać.
J
Jola
22 marca 2011, 23:13
Do: brata_robota Klerykalny slang tym bardziej. Podobno Polak jest zły, kiedy jest głodny! W takich sytuacjach lepiej milczeć! Dla wielu Słow Boże jest slangiem! Wolana wola pozwala na sprzeciw wobec wystkiego i wszystkich. Jednak warto częściej brać pod uwagę słowa: " Wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje." (1 Kor, 10, 23) Znów slanguję?
22 marca 2011, 20:01
Idę spożyć wieczerzę z żoną, którą umiłowałem.
22 marca 2011, 19:53
Do Kingi Ble, ble. Cóż za piękny przykład kościelnej nowomowy.  Ignorancja nie zbliza do Boga! Klerykalny slang tym bardziej.
22 marca 2011, 19:52
Kingo, stań w prawdzie i podejmij ubogacającą refleksję ;)
J
Jola
22 marca 2011, 19:43
Do Kingi Ble, ble. Cóż za piękny przykład kościelnej nowomowy. Ignorancja nie zbliza do Boga!
PT
Paweł Tatrocki
22 marca 2011, 16:39
Kościół wojujący nigdy nie przestał być. Tylko teraz wojuje z prawdziwym wrogiem,piekłem,  a nie z drugim człowiekiem. A jak są sataniści to jak zamierza On walczyć z piekłem skoro to są jego przedstawiciele? Będzie to dla satanistów przykry widok, tak to w każdym razie może i najprawdopodobniej będzie wyglądać. Zresztą popatrzmy na satanistów - jak oni nimi zostali, nawet ci co są nimi od dziecka. Tacy polscy politycy z PiS-u, PO, SO, LPR - cukiereczki, złamani ludzie. Zresztą tak jest na całym świecie. A wojsko, a służby specjalne? - to samo. Więc trzeba dobrze się przygotować i piekło unicestwić. Jak? Świętością. Piekło nie da. A ma coś do powiedzenia?
K
katolik
22 marca 2011, 14:07
Kościół Katolicki, Kościół wojujący przestał istnieć wraz ze śmiercią papieża Piusa XII, ostatniego katolickiego papieża, jednak walka z piekłem nie ustała i trwać będzie do końca świata. Ap 12: 17 "I rozgniewał się Smok na Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa." Pan Jezus powiedział o Sobie, że jest Prawdą. Każdy kto się boi prawdy, boi się Pana Jezusa. http://tradycja-2007.blog.onet.pl/
Jadwiga Krywult
22 marca 2011, 13:41
do Kingi Szanuje Twoja "prawde", ktorej bronisz. Kościól możan poprawic przez poprawienie samego siebie. Warto jednak pemietac, ze Prawda broni sie sama! Wspomnij Jezusa przed Piłatem. Ble, ble. Cóż za piękny przykład kościelnej nowomowy.
J
Jola
22 marca 2011, 13:36
do Kingi Szanuje Twoja "prawde", ktorej bronisz. Kościól możan poprawic przez poprawienie samego siebie. Warto jednak pemietac, ze Prawda broni sie sama! Wspomnij Jezusa przed Piłatem.
Jadwiga Krywult
22 marca 2011, 07:42
Kochana, ja w Kosciele slysze to, co chcę uslyszeć, Jeżeli czegoś nie słyszysz, to nie znaczy, że to nie istnieje. bo ludzi są różni. Kierujesz mnie do biskupów, ale to nie oni wypisuje głupie komentarze! Mniej szkodliwe są komentarze szaraczków niż nierozsądne słowa biskupów. Jeśli chcesz sluchac o PiSie to słyszysz! Każdy słyszy to co chce, i na co jest nastawiony. W PRL niektórzy chcieli słyszeć, że PRL jest potęgą i wierzyli w to. Zdziwili się pewnie, kiedy PRL w ciągu kilku miesięcy zbankrutowała. Ja w Kościele szukam Bożej Prawdy, a nie ludzkich opinii. Bóg bezpośrednio przemawia do różnych nawiedzonych protestantów nowej fali, a w KK  raczej przemawia przez ludzi.
J
Jola
22 marca 2011, 00:02
Do Kingi Jolu, pomyliłaś adresata. Te wszystkie uwagi kieruj do biskupów, księży, ojca dyrektora, 'prawdziwych katolików' obecnych na tym forum, a nie do mnie. To oni wykluczają. Ich strofuj i pytaj, dlaczego miłość do PiS umieszczają wśród przykazań co najmniej kościelnych. Kochana, ja w Kosciele slysze to, co chcę uslyszeć, bo ludzi są różni. Kierujesz mnie do biskupów, ale to nie oni wypisuje głupie komentarze! Jeśli chcesz sluchac o PiSie to słyszysz! Każdy słyszy to co chce, i na co jest nastawiony. Ja w Kościele szukam Bożej Prawdy, a nie ludzkich opinii.
.
.
21 marca 2011, 23:43
Niebezpieczny jest sojusz ołtarza i tronu, bratanie się z jakimikolwiek partiami politycznymi i strukturami państwowymi. Moje Królestwo nie jest z tego świata. Niesmak budzi tytułomania i rozwlekłe powitania podczas uroczystości dostojników władz państwowych. " <a href="http://puncta.blox.pl/2008/02/Kto-sie-wywyzsza-bedzie-ponizony-Mt-23-1-12.html">Mt 23, 1-12</a>
PT
Paweł Tatrocki
21 marca 2011, 22:49
To co zagraża Kościołowi zawsze i wszędzie to piekło i jego metody, tym razem jest wynoszenie się polityków i ich interesów ponad Boga w roku wyborczym, w czym celuje PiS. Żyjemy jeszcze w szczęśliwych czasach gdy satanizm nie jest jeszcze państwowo nakazany. I może już nigdy nie być gdy Kościół znajdzie sposób jak piekło unicestwić. Wtedy już nigdy żaden człowiek nie zniewoli drugiego człowieka. I nad tym ma Kościół myśleć jak również nad tym co dalej jak się je już unicestwi, bo to może nie być koniec. Tak więc zbawienie mnie samego należy umieścić w takiej perspektywie zbawczej a nie jakiś babskich zawodzeniach, w rodzaju państwo Bogu zagrozi. Państwo, którego za parę lat może nie być lub, które może być w takim stanie, że myślenie o satanizmie będzie karane śmiercią. A jak prezydent Obama przyjedzie do Polski to dobrze, żeby miał świadomość, że USA może nie być tak jak Rosji, Chin, Niemiec, Francji, Szwecji, Australii, Indii i wielu innych państw. Więc to co przywiezie do Polski to ostatnie podrygi piekła przed własnym unicestwieniem. Oczywiście mogą przetrwać jak nie będą kładły kłód pod nogi Kościołowi i ludziom.
Jadwiga Krywult
21 marca 2011, 14:26
Jolu, pomyliłaś adresata. Te wszystkie uwagi kieruj do biskupów, księży, ojca dyrektora, 'prawdziwych katolików' obecnych na tym forum, a nie do mnie. To oni wykluczają. Ich strofuj i pytaj, dlaczego miłość do PiS umieszczają wśród przykazań co najmniej kościelnych.
E
essy
21 marca 2011, 14:17
Jeszcze jeden przykład tego rodzaju: wczoraj ludzie ochoczo podpisywali listy wzywające do całkowitego zakazu aborcji. Ale dzieci chore mają szanse tylko na adopcję zagraniczną (m.in. w 'niedobrej' Holandii). Kinga, co Ty mówisz o adopcji. A jak chore dziecko czuje się w przedszkolu, w szkole na ulicy? Niedawno w TV pokazywali matkę z dwójki chorych dzieci, która zmaist koncentrować się na poważych problemach dotyczących leczenia musi martwić się jak dzieci będą przyjęte w szkole. Oczywiście nie jest to argument za aborcją, ale dowód na to jak niektórzy rozumieją wairę.
J
Jola
21 marca 2011, 14:00
Do Kingi Nie bardzo jednoczy. Chętnie wyklucza ze względu na poglądy polityczne. Jedna partia jest umiłowana przez zdecydowaną większość polskiego duchowieństwa. Gdyby tę miłość oprawiali tylko prywatnie, to byłoby OK. Kinga, jak Ty pojmujesz Kosciół, skoro uważasz, że  Chętnie wyklucza ze względu na poglądy polityczne. Czy opinie polityczne pomniejszają wiarę i miłość do Boga, czy raczej są świadectwem ich braku? Dlaczego dopuszczasz podział miłości na "upolitycznioną" i "prywatną". Czy to nie fałszywa postawa wobec Boga i ludzi? Czy Bóg odrzuca inaczej myślących, czy to raczej oni sami sie oddalają od Boga? Wreszcie, czy Kościół ma prawo odrzucać oponentów, czy raczej powienien objać ich modlitwami i prosić Boga o przemiane serc?  A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią?  I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5, 44 - 48)
ZW
Zdzisław Wojciechowski SJ
21 marca 2011, 12:35
Tytuł mego artykułu przesłanego do redakacji DEON.pl brzmiał: "Polskość zródłem kryzysu Kościoła?" Redakcja zmieniła go bez porozumienia ze mną na "Polskość nie szkodzi Kościołowi". W moim odczuciu zamiana nie jest szczęśliwa. Jeśli w tytule jest teza, to dla czytelnika nie zgadzającego się z nią płynie przekaz, dalej możesz, drogi czytelniku, nie czytać. Jeśli natomiast w tytule jest pytanie otwarte, to ono zachęca do dalszej lektury. Pozdrawiam wszystkich, Zdzisław Wojciechowski SJ
Jadwiga Krywult
21 marca 2011, 10:21
Już Dmowski zalecał takie wykorzystanie Kościoła, sam raczej agnostyk albo nawet ateista, jednak uznający Kościół za siłę społeczną mogącą integrować naród. Kiedy przed laty Jarosław K. ogłosił zamiar tworzenia partii chadeckiej, to takie miałam skojarzenia.
Jadwiga Krywult
21 marca 2011, 10:18
konkretne chrześcijańskie dzieła konkretnej pomocy bliźnim ? Jeszcze jeden przykład tego rodzaju: wczoraj ludzie ochoczo podpisywali listy wzywające do całkowitego zakazu aborcji. Ale dzieci chore mają szanse tylko na adopcję zagraniczną (m.in. w 'niedobrej' Holandii).
21 marca 2011, 10:17
Myślę, że to wina polityków, którzy w takim prostackim "nacjonalistycznym" katolizyzmie widzą jedyną szansę na integrację ludzi wokół swoich chorych wizji. Już Dmowski zalecał takie wykorzystanie Kościoła, sam raczej agnostyk albo nawet ateista, jednak uznający Kościół za siłę społeczną mogącą integrować naród. Tyle, że to było na początku XX wieku, dziś mamy początek XXI wieku i idea narodu jest w zdecydowanym kryzysie. A Polaków jednoczy nie kościół i świadomie przeżywana wiara, ale bożek Karola Wojtyły, Adam Małysz i "M jak Miłość".
A
ami
21 marca 2011, 10:00
Polemika jest bardzo ciekawa. Problemem są proporcje. Nie chodzi o to, aby w ogóle pominąć sprawy narodu ale, aby nie wykorzystywać liturgii Mszy św. do celów politycznych. To jakieś niezrozumienie misterium Chrytusa, jeśli ksiądz który jest alter Christi,  utożsamia się z jaką frakcją polityczną, i grzmi z ambony przeciwko innym to doprowadza do destrucji szeroko pojętej. Udaremnia działanie Boga, a napewno osłabia. Orędzie Jezusa jest dla wszystkich i tych złych i dobrych. Nie można odbierać Dobrej Nowiny, tym którzy najbardziej jej potrzebują. Wtykając tamtych, a tych popmując jak balonik, niestety często w pychę że są lepsi. Ale trzeba odpwoiednio formować tych którzy są chrześcijanami, aby umieli przyjmowac błądzących braci, a nie uczyć ich wrogości. Jeśli dzieje się inaczej, to jest destrukcja liturgii. Sama  byłam świadkiem pewnego wydarzenia, w pewnym kościele w jednym z większych miast polski. W modlitwie wiernych modlono się o madrość dla prezydenta Komorowskiego, jak najbardziej uzasadniona modlitwa. Liczne grono obecnych starszy Pań,  zapewne pobożnych, okazało wprost swoje oburzenie, i niezadowowlenie.Byłam zgorszona ich zachowanie. To bolało. Ten przykład to pewien obraz, skutków być może formacji polsko-katolickiej. Złej formacji, bo w niej może być mało ewnagelii , a wiele "funademnatlistycznej" akcyjności. Uwazam też że w Kościele jeszcze nie ma ypwracowanej metody włączania problemów społeczno- politycznych w formacje parafian. Szczególnie może byc to dostrzegane na prowincjach, gdzie pozostał model z czasów komunistycznych, kościoła i Kościoła jako miejsca wyznawania swojej patriotyczności.
T
tomasz
21 marca 2011, 09:52
polskość nie grozi Kościołowi. Grozi mu mentalność niechrześcijańska, a tej w tzw. kulturze jest chyba sporo. mamy 300 pomników Jana Pawła II, ale i wandalizm. mamy modlitwy za emigrujących, ale nie modlimy się by tu, własnie tutaj rozwijały się firmy, gospodarka,zdrowa mentalność, przedsiębiorczość. narzekamy, że mało jest dzieci, ale w Anglii jest już 130 tys. polskich maluchów... - wstyd. Bóg wyjechał do Anglii ? Tak trudno w parafiach zorganizować rynki "z drugiej ręki" ? konkretne chrześcijańskie dzieła konkretnej pomocy bliźnim ? widziałem kilka takich w tej "niedobrej" Holandii... - uczmy się, pokazujmy co u nas piękne, poprawiajmy co do poprawki i tyle.  widziałem jak zgodnie działają w Holandii Turcy, prowadzą sklepy, kafejki, delikatesy... nie wymyślajmy prochu, nie udawajmy Greków, jeśli nimi nie jesteśmy :) 
21 marca 2011, 09:34
A gdy Polska stawał na Polach Grunwaldu, czy nie śpiewała Bogurodzicy? Nie było odprawianej Mszy Św? Krzyżacy śpiewali Christ ist erstanden i na pewno mieli swoje msze. Na dodatek byli częścią Kościoła katolickiego - zakonem rycerskim błogosławionym przez Ojca Świętego. Naprawdę sądzisz, że Polacy to naród wybrany?
Jadwiga Krywult
21 marca 2011, 09:34
Ważne jednak by to co przenika nie było politykierstwem Tu właśnie jest problem.
Tess S
21 marca 2011, 09:24
Gdy czytałam wypowiedzi w tej polemice nasunęła mi się myśl, że dajemy się wciągnąć w próbę oderwania kościoła od świata, w kórym żyjemy. Czy w całej historii zbawienia nie było tak, że Bóg uczestniczył w życiu narodu wybranego? Gdy naród był uciskany zwracał się do Boga z prośba o wybawienie, pomoc. Gdy Zwyciężali to szli oni i chwalili Boga? A gdy Polska stawał na Polach Grunwaldu, czy nie śpiewała Bogurodzicy? Nie było odprawianej Mszy Św? Polityka, odpowiedzialność za Ojczyznę, Patriotyzm jest częścią naszego życia. Nie jest więc dziwne, że przenika on do Kościoła, do Liturgii. Ważne jednak by to co przenika nie było politykierstwem a skierowaniem się do Boga z prośbą by to On nam pomagał ogarnąc to wszystko co nas otacza i byśmy nie zgubili tego co istotne.
21 marca 2011, 07:57
Podczas spotkania w krakowskim Centrum Jana Pawła II kardynał Stanisław Dziwisz został nagle wezwany do telefonu. Dzwonił pełniący obowiązki prezydenta marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. Kardynał wrócił poruszony. "Co za dureń. Powiedział do mnie: »A co to za różnica, czy prezydent będzie leżał na Wawelu, czy na Powązkach?« - miał powiedzieć do zgromadzonych. <a href="http://wiadomosci.onet.pl/kraj/kulisy-pogrzebu-lecha-kaczynskiego-na-wawelu-mocne,1,4215679,wiadomosc.html">wiadomosci.onet.pl/kraj/kulisy-pogrzebu-lecha-kaczynskiego-na-wawelu-mocne,1,4215679,wiadomosc.html</a>
Jadwiga Krywult
21 marca 2011, 07:42
Kościół jednoczy wiernych, mimo różych stanowisk poszczególnych członków. Nie bardzo jednoczy. Chętnie wyklucza ze względu na poglądy polityczne. Jedna partia jest umiłowana przez zdecydowaną większość polskiego duchowieństwa. Gdyby tę miłość oprawiali tylko prywatnie, to byłoby OK.
J
Jola
21 marca 2011, 07:38
 Do Kingi Zadaniem chrześcijanina jest jednoczenie w duchu jedności w miłości Trójcy Świętej. Kościół jednoczy wiernych, mimo różych stanowisk poszczególnych członków. Warto o tym pamietać, by nie dokonywać podziału ze względu na różnice poglądów. Jedność w wielości najpełniej dotyczy Kościoła, który jest Mistycznym Ciałe Chrystusa.
Jadwiga Krywult
21 marca 2011, 07:25
We wszystkich kazaniach mówiono o chrześcijańskiej nadziei, szukano słów pociechy dla rodzin zmarłych, wskazywano sens tej tragicznej katastrofy. Tylko w jednym przypadku pojawiło się zdanie, które mogło budzić kontrowersję: a kto za tym stoi? Wzrok o.Wojciechowskiego jest bardzo wybiórczy. Bez trudu można było zauważyć dzielenie narodu w wykonaniu abp  Michalika i tekst o męczennikach bp Stefanka. Jeżeli J. Dudycz chce dyskutować na konkretny temat, to nie rozumiem nagabywań, że zamiast o tym powinien dyskutować o czym innym. Niezadowoleni mogą przecież rozpocząć dyskusję o innych brakach liturgii, a jakoś tego nie widzę.
J
Jola
21 marca 2011, 05:35
Konslib, chyba nie zrozumiałes intencji Autora! Pragnę przy okazji wyrazić wielkie uznanie za wysoką kulturę słowa, mądrość, niezwykłą cierpliwość oraz zaangażowanie o. Zdzisławowi  Wojciechowskiemu SJ za polemikę z agresywnymi i nieuporządkowanymi myślami Jarosława Dudycza. Postawa o. Zdzisława wyraża wielką troskę o duszę Jarosława, który z całą pewnością nie zdaje sobie sprawy, co sobą reprezentuje. O. Zdzisławie bardzo dziękuje za trud podjęty z troską o dobre owoce.
K
Konslib
20 marca 2011, 22:35
1) Tytuł artykułu jest przerażający. Co to znaczy, że w ogóle rozważa się czy polskość grozi Kościołowi?! Rozumiem, że można się sprzeciwiać jakimś formom nacjonalizmu, ale polskość sama w sobie jest naturalna dla Polaków i na prawdę nie ma powodu, żeby w ogóle rozpatrywać zagrożenie dla Kościoła ze strony polskości. 2)Jak czytam dalej chodzi o mieszanie wątków narodowych w liturgię. Tam, gdzie jest na to miejsce- czyli n.p. w modlitwie wiernych, ale też kazaniu sprawy narodowe powinny być poruszane. Oczywiście nie mogą one nigdy być ważniejsze od uniwersalnych prawd chrześcijańskich, ale nie można udawać, że nie ma czegoś takiego jak naród. 3)przede wszystkim trzeba odróżnić sprawy narodu polskiego od spraw państwa polskiego. Tymi ostatnimi rzeczywiście nie powinno się w Kościele zajmować (inna sprawa że dziś o to trudno, gdy państwo wkracza w niemal wszystkie dziedziny życia). 4)nie wolno wstydzić się narodu w którym żyjemy. Nacjonalizm może mieć różne oblicza. Jeśli nie jest połączony z ksenofobią i podobnymi zjawiskami jest pozytywny. Każdy naród jest naturalną wspólnotą. Tu, na ziemi mamy rodziny, mamy narody. Kiedyś w Niebie będziemy zjednoczeni. Tu winniśmy współpracować, ale jednocześnie nie powinniśmy negować tych naturalnych dla człowieka wspólnot. Ogólnie rozważania jak rodem z gazety wyborczej. Mam nadzieję, że w polskiej publicystyce wreszcie zacznie się szanować własny naród, jego historię, kulturę, bo jak na razie salon szuka głónie winnych ataków na wszystkich innych, a nie na swoich. Przy tym mocno swoich atakując. Nie przyłączajcie się do tego. Można być patriotą, nawet narodowcem nie nienawidząc innych narodów. Każdy naród ma prawo samostanowienia. I każdy ma prawo i obowiązek go bronić. Pozdrawiam.
O
obserwator
20 marca 2011, 21:25
Dla mnie taką wielką amboną i wzorcem dla wielu kapłanów(ze względu na popularność i moc oddziaływania) jest niestety RM.Wielu kapłanów jest mocno związanych (duchowo) z RM więc naturalnym jest że panujące tam wzorce przenosi do swojego duszpasterstwa.Myślę że jest to problem niedoceniany przez Kościół ,a przecież martyrologia ,pewne formy nacjonalizmu,wyjątkowa rola Polski wśród innych narodów nie mówiąc już o polityce to niemal codzienność w tym katolickim medium,jeżeli jeszcze firmują je licznie biskupi to trudno się dziwić że tak ochoczo jest ona przenoszona do życia parafii.Oczywiście że nie do wszystkich pewnie nie do większości ale do na tyle znacznej ich części że może to być problemem
20 marca 2011, 20:16
Moim zdaniem problem powiązania katolicyzmu z wątkami narodowymi polega na nie zachowywaniu odpowiednich proporcji. Uważam, że można modlić się w intencji rządzących, wspominać ważne wydarzenia historyczne, np. odzyskanie niepodległości i to jest ok. Każdy pewnie chętnie włączy się w taką modlitwę, bo jest ona dziękczynieniem za coś czy prośbą o jakieś dobra. Gorzej jeśli wspólnota zbiera się aby modlić się przeciwko czemuś lub komuś, a zdarza się tak kiedy sprawujący Eucharystię jest po prostu prymitywny i dla patriotyzm oznacza dla niego skierowanie się przeciw temu co na zewnątrz, temu co jest inne od niego. Tak, spotkałem takie przypadki i choć były kroplą w morzu i zdarzały sie raz na sto mszy świętych, to nawet taka kropla octu może zepsuć beczkę dobrej czystej wody. Zgadzam się z o. Zdzisławem, że jest wiele problemów, nie tylko rozbuchany patriotyzm, ale nie można dyskutować o wszystkim naraz. Można porozmawiać najpierw o problemie, który wskazał pan Dudycz, skoro od tego wyszła cała dyskusja. Uważam, że byłoby wspaniale, gdyby to był główny problem tak jak wskazuje pan Dudycz, bo jego skala wskazywałaby, że ogólnie jest dobrze w naszym Kościele. Niestety wszystkie (nie tylko ten) kłopoty (nie tylko liturgiczne) mają według mnie głębsze źródło, ale to temat na dyskusję w innym wątku.