Quo Vadis "prawdziwy mężczyzno"?

Quo Vadis "prawdziwy mężczyzno"?
(fot. mikerastiello/flickr.com/CC)

Gdyby włączył mi się tryb biadolenia nad kondycją współczesnego człowieka, to stwierdziłbym, że dzisiejszemu mężczyźnie lekko na świecie nie jest. Podobnie jak kobiecie. Ale, że obdarzony zostałem taką a nie inną płcią biologiczną i kulturową odpowiadam za siebie. Nie chcę dyskryminować dziewczyn w drodze do narzekania. Są wyzwolone, mogą.

Otóż obracając się na co dzień w wesołym i wartkim nurcie współczesnego medialnego świata, wszędy odnajduję wzory i zachęty jakim mężczyzną mam się stać. Czy to z autentycznej troski, czy z chęci zarobienia na mojej biednej i niczego nieświadomej duszy, jestem zasypywany propozycjami, które już teraz, zaraz, dziś uczynią ze mnie prawdziwego faceta, zdobywcę mórz, oceanów i ośmiotysięczników. Prawdziwego herosa zwalczającego wszelkie chodzące po tej ziemi niegodziwości i poczwary. Romantycznego adoratora kobiecych serc, które na sam dźwięk mojego imienia zaczynają kołatać i drżeć o mało nie wyrwawszy się z filigranowej piersi.

Zaczyna się od reklamy żyletek, w której jestem uświadomiony, że bez gładkiej twarzy nic raczej nie wskóram w próbie osiągnięcia stanu "prawdziwego faceta", poprzez pilarki, wiertarki i zielone ogrodniczki, bez których jak widać wszelka praca w ogrodzie była by "nie męska" i "jakaś nie taka", po suplementy wzmacniające moje "męskie" ciało i takie, które poprawiają, jak to ładnie jest nazwane, jakość życia seksualnego. Te ostatnie zepsuły mi obiad, bo pojawiły się ostatnio gdzieś w okolicach siedemnastej i kazały wierzyć, że bez nich to już w ogóle klapa i nic z tego. A wszystko opatrzone cudownie głęboką alegorią rozpalania ogniska i potrzeby podpałki.

Ta próba sprawienia, bym przy występujących w reklamach atletycznych aktorach poczuł się "niemęski" i szybko kupił coś, co szybko wyhoduje u mnie kaloryfer likwidując przy tym zamocowany tam bojler, przeniknęła też trochę do naszego chrześcijańskiego myślenia o facetach. Oczywiście w inny zupełnie sposób i z wykorzystaniem odmiennych środków.

DEON.PL POLECA

Jestem wielkim zwolennikiem duszpasterstw, mszy, rekolekcji i Bóg wie czego jeszcze dla mężczyzn. Rozumiem, że nie jest przypadkiem, że to właśnie one (także w wersji dla kobiet) przyciągają tłumy ludzi, którzy chcą wiedzieć kim naprawdę są, jak mają odnaleźć się w życiu, jak zrozumieć drugą stronę i mechanizmy, które rządzą szeroko pojętym damsko-męskim pożyciem.

Widzę, jak fantastyczną robotę wykonują duszpasterze i rekolekcjoniści, którzy zdali sobie sprawę z wielkiego "niezagospodarowania" przestrzeni mówiących o powyższych kwestiach. Ale kiedy ludzka, zwyczajna naturalność zostaje przykryta tonami "powinności" jakie powinien spełniać "prawdziwy" mężczyzna i "prawdziwa" kobieta, zamiast pozytywnego efektu, idziemy w stronę lęku. Lęku objawiającego się nieustannym pytaniem: "czy jestem już wystarczająco męski/kobieca?".

Tworzą się wtedy straszne potworki. Trzeba bowiem odnajdywać w Piśmie te a nie inne "męskie" fragmenty, w konkretnych relacjach zachowywać się tak, a tak, bo druga strona tego namiętnie oczekuje. Na msze chodzić "dla facetów". Wiedzieć, czego oczekuje druga strona, ale nie dawać jej tego do zrozumienia, sprawiać niespodzianki, ale nie takie które będą niespodziewane, być oparciem, zaproszeniem do własnego świata, dającym poczucie bezpieczeństwa, głową, drogowskazem, silnym, nieustępliwym (choć mogę czasem popłakać jej do ramienia, bo to buduje więź i sprawia, że czuje się potrzebna i akceptowana). Nie być jednak za bardzo wylewnym, bo może to powodować wrażenie, że zrzucam na nią swoją odpowiedzialność.

Kontrolować swoje emocje i stawać w jej obronie (nawet jak w walce bokserskiej mam dwie lewe ręce i rękawice z papieru) - Ci niekontrolowani nie mają przecież szans w związku.  Kochać odpowiedzialnie, a nie szaleńczo, bo to może prowadzić do zbytniej "sensualizacji" (przesycenia emocjami) naszej relacji, zachowywać czystość przedmałżeńską i rozmawiać tylko skromnie by potem móc spojrzeć Jezusowi w oczy. Jak się spowiadać, to krótko i treściwie, wszak konfesjonał nie jest salą przeznaczoną do przeprowadzania psychoterapii.

Zajmować się jakimś raczej konkretnym zawodem, a nie wieloma odrealnionymi, potrafić naprawić gniazdko (bo co to za mężczyzna, co tego nie potrafi), wiedzieć, że istnieje w niej miejsce które ma przeznaczone tylko dla Boga (u mnie nie ma takiego?). Codzienną jej grację upatrywać przez łacińskie gratia czyli łaska, różnice w związku pojmować przez księgę rodzaju i składające się na nią dwie tradycje jahwistyczną i kapłańską. Pamiętać, że lubi się przytulać, bo jednak została wzięta z tego boku, a jak jedziemy na rekolekcje to jednak bez większych potańcówek.

Ten "totalitarny" rytm chcąc wykreować prawdziwego faceta tworzy tak naprawdę jego zalęknioną i wiecznie niepewną swojego zachowania wersję. Zamiast szukać w podawanych przykładach inspiracji i zachęty, często bezwiednie i podświadomie kopiujemy je zatracając to co w nas najpiękniejsze. Bezrefleksyjnie miast szukać inspiracji w męskości, kobiecości (sic!) wcielonego Boga kopiujemy utarte wzorce. Zamiast mężczyzny prawdziwego, z jego wszystkimi wadami i kulturowo-biologicznymi obciążeniami otrzymujemy gotowy produkt, wzorzec do powielania i wyuczenia z napisem "prawdziwy mężczyzna w Kościele". Szukając siebie, gubimy siebie.

W jednej z piosenek "Luxtorpedy" Hans vel Przemysław Frencel krzyczy: "po co ta wrogość do siebie to co w tobie prawdziwe jest piękne!". Nie wiem na ile chłopaki z zespołu czytali Tischnera, ale zawsze kiedy słyszę ten fragment, na myśl przychodzi mi ten fragment: "Bo prawda wypowiedziana o sobie jest zawsze czymś wielkim, niezależnie od tego czy jest to prawda o ludzkiej cnocie, czy winie. Kto się przyznaje, ten wchodzi pod opiekę prawdy. Prawda chroni lepiej od wszelkiej kryjówki".

Wiem, że być może ten problem nie jest powszechny, że dotyczy jakiegoś skrajnego marginesu opisywanych sytuacji. I oby tak było. Ale zawsze wśród wielu zadowolonych i szczęśliwych znajdą się tacy, do których to nie trafi i miast pomóc - zaszkodzi. Bo zarówno w kobiecości i męskości najważniejsza jest naturalność i bycie sobą: kobietą i mężczyzną PRAWDZIWYM.

Kup notatnik i wesprzyj Projekt faceBóg & DEON.pl:

Quo Vadis

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Quo Vadis "prawdziwy mężczyzno"?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.