Sakramenty dla rozwiedzionych?

(fot. Opactwo Benedyktynów w Tyńcu / youtube.com)
Opactwo Benedyktynów w Tyńcu / youtube.com / pk

Aktualna debata w Kościele nad dopuszczeniem osób rozwiedzionych do sakramentów ciągle trwa i będzie miała swój finał podczas Synodu na temat rodziny, który rozpocznie się w Watykanie pod przewodnictwem Papieża Franciszka.

Ojciec Leon pragnie wyrazić swoją opinię na ten temat i, jak zwykle, w oparciu o nauczanie Kościoła i zdrowy rozsądek przybliża problem rozwodników, którzy są w nowych związkach i chcieliby przystępować do sakramentów, a konkretnie chodzi o możliwość przyjmowania Komunii Świętej. Całą sytuację rozszerza na osoby młode żyjące na tzw. "kocią łapę" i wyjaśnia, jak należy postępować w takich sytuacjach (cyt. Opactwo Benedyktynów w Tyńcu / youtube.com).

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Sakramenty dla rozwiedzionych?
Komentarze (55)
H
H
7 października 2014, 11:37
Ojciec Knabit się pogubił koło 4tej minuty. Nawet, jeśli ktoś jest porzucony, nie ważne w jakim wieku, współżycie z nim, jest aktem cudzołóstwa: "kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa".
A
anonim
7 października 2014, 14:11
Przesłuchałem po raz kolejny. I okazuje się że to najwyraźniej Ty się pogubiłeś/pogubiłaś, bo o.Knabit ani koło 4-tej minuty ani w innych nie twierdził, że z porzuconym to można współżyć, ani nie twierdził, że współżycie z porzuconym nie jest aktem cudzołóstwa. Ale skoro rzucasz takie oskarżenia to zacytuj słowa o.Knabita na dowód prawdziwości.
Maciej Śliwowski
5 października 2014, 21:11
Rozwodnicy MOGĄ przystępować do komunii pod warynkiem jednak, że nie weszli w związek małżeński  z inną osobą. Jeśli weszli to sprzeniewierzyli się sakramentowi małżeństwa i zatem są winni ciężkiego grzechu uniemożliwiającego przyjmowanie komunii. Oczywisdte Ojcze Leonie.
A
andrzej
5 października 2014, 17:40
Fragmentarycznie idealizując literę prawa kościół instytucjonalny chyba niesłusznie marginalizuje wielu wiernych, skazując ich na cierpienia. Obserwowałem i obserwuję z podziwem jak Bóg przemienia ludzi na spotkaniach modlitewnych połączonych z uwalnianiem od zła i darami Ducha Świętego. Zwykle takie spotkania trwają ok 3-4 godzin i są podzielone na cześci. Ku mojemu zdziwieniu Bóg nie zna granic w swoim miłosierdziu dla grzeszników. Jemu wystarcza nasza zgoda, aby nas przemieniać mocą Ducha Świętego i napełniać nas Sobą w niepojęty sposób. Po tych doświadczeniach już nie idealizuję litery prawa kanonicznego dzieląc ludzi na lepszych i gorszych wedle pisma, bo zrozumiałem że dla Jezusa wszyscy jesteśmy tacy sami. On przecież w czasach, gdy nauczał chętnie chodził do domów grzeszników, aby im głosić słowo Ojca o nadzieji dla nich. Dzisiaj również nawraca grzeszników i nie gardzi nimi wedle ich uczynków lecz obdarowywuje Miłością-Miłosierną. Człowiek który w sercu szczerze żałuje i z tym przychodzi do domu Boga (niezależnie od Kościoła) może mieć już odpuszczone wszystkie winy. Jest to tajemnica Boga i trudno ją pojąć z jakiejkolwiek strony. Ludziom wygnanym na margines wiary polecam rozmowy nie z kapłanami lecz "ojcami" z zakonów. Oni są zwykle bliżej prawdy o Bogu i doskonale rozumią problemy ludzi zagubionych. Jezus nie zostawia człowieka samego z jego problemami, trzeba tylko szukać ludzi naprawdę otwartych na Boga wlaśnie pośród zakonników. Nie twierdzę, że pośród Kapłanów nie ma takich ludzi, bo są, ale jest ich naprawdę niewielu dlatego strasznie trudno ich znaleźć. Na drodze do Boga nie powinien stawać żaden biskup, czy jakikolwiek kapłan. Bóg pragnie bezpośrednich relacji z każdym z nas. Szukajcie Boga, a Go znajdziecie. Może być to nawet msza w dowolnym Kościele, gdy On tam jest. Nie zamykajmy Boga w tabernakulum, bo On pragnie żyć w naszych sercach.
Maciej Śliwowski
5 października 2014, 21:13
Zapominasz o żalu za grzech i o zadośćuczynieniu.
P
pawq
5 października 2014, 21:56
Rozwodnicy żyjący w nowych związkach nie są wygnani na margines wiary. Nikt ich (poza dewotami) nie uznaje za gorszych i nie wyrzuca z Kościoła. Dyskusja dotyczy tego, czy tacy ludzie mogą przystępować do Komunii, a niestety problemem jest tutaj sytuacja w której się znaleźli, bo Pismo Święte mówi o takim przypadku jasno i wyraźnie. Znam przykład człowieka, który się w takiej sytuacji znajduje: wziął ślub będąc letnim katolikiem, a właściwie nie wierząc. Po kilku latach żona wystąpiła o rozwód porzucając go i dwójkę ich dzieci. Mężczyzna znalazł się w innym związku i niedawno się nawrócił. Rozmawiał z kapłanami i dowiedział się, że niestety nie mogą mu udzielić rozgrzeszenia jeśli trwa w innym związku. Mógł przystąpić do sakramentu jedynie gdy istnieje zagrożenie życia, tj na łożu śmierci bądź przed operacją. Mężczyzna mimo to pozostał wierny Jezusowi, przychodził na Msze i gorliwie się modlił a w jego sercu narastało coraz większe pragnienie przeżycia komunii. Podupadł przy tym na zdrowiu tak, że... potrzebował operacji. W przeddzień operacji po kilkudziesięciu latach przystąpił do spowiedzi i przyjął Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Obecnie modli się o to, by Jezus pomógł mu w rozwiązaniu sytuacji w której się znalazł (posiadanie dzieci z pierwszego związku bardzo utrudnia unieważnienie małżeństwa, nie wiem nawet czy nie wyklucza), ale cieszy się z osobistej realacji z Bogiem, spotyka się z kapłanami i jest pod opieką Kościoła. Nie wiem skąd wymysł, że baracia zakonni są bliżej prawdy od kapłanów. Cenię jednych i drugich tak samo, w obu przypadkach znajdziemy Pasterzy którzy zatroszczą sie o swój lud i niestety znajdą się i wilki, które będą rozpraszać.
A
anonim
5 października 2014, 22:44
posiadanie dzieci z pierwszego związku bardzo utrudnia unieważnienie małżeństwa, nie wiem nawet czy nie wyklucza --- Kosmiczna bzdura! Jak nie masz pojęcia o czym piszesz to nie pisz i nie wprowadzaj w błąd! Przede wszystkim, w KK NIE MA żadnego unieważniania małżeństw. Może być natomiast stwierdzenie/orzeczenie tego że małżeństwo zostało nieważnie zawierane więc NIGDY nie zaistniało. Mówi się wówczas o orzeczeniu nieważności. Ale ewentualne posiadanie dzieci nie ma przy tym absolutnie żadnego znaczenia.
K
Kasia
6 października 2014, 00:13
Mozna uniewaznic waznie zawarte malzenstwo , ale tylko z bardzo waznej przyczyny i tylko  nieskonsumowane. 
K
Kasia
6 października 2014, 00:13
i do tego dodaj jeszcze postanowienie poprawy:)
A
anonim
6 października 2014, 06:25
Masz oczywiście rację. Ważnie zawarte małżeństwo powinno być dopełnione współżyciem. Przy braku współżycia mówimy o niedopełnionym (nieskonsumowanym) małżeństwie i w uzasadnionych przypadkach może być ono rozwiązane, ale jedynie przez papieża. Ale jest to tak specyficzny przypadek że nawet nie warto o tym mówić.
M
Magdalena
6 października 2014, 12:59
…kościół nie skazuje grzesznika na cierpienia…grzesznik cierpi z powodu oddalenia od Boga, a nie od kościoła…, jeśli ktoś pragnie nie oddalać się od Boga, to stara się nie trwać w grzechu …a grzesznik, żyjący w związku bez ślubu kościelnego pokazuje, że cierpienie z powodu życia samemu jest dla niego większe niż cierpienie z powodu oddalenia się od Boga…, zatem troska o to, aby KK nie był sprawcą cierpień grzesznika jest sprzeczna z pragnieniem zbawienia.
6 października 2014, 13:48
"Dzisiaj również nawraca grzeszników i nie gardzi nimi wedle ich uczynków lecz obdarowywuje Miłością-Miłosierną." Dokładnie tak - nawrócenie czyli porzucenie całego tego syfu grzechów. Bez względu na ich cieżar. Jest tylko jeden warunek, grzesnik musi naprawdę chcieć nawrócenia. I wyrazić na nie bezwarunkowa zgodę. I takie nawrócenie dzieje sie codzinnie, w kościelnych konfesjonałach. "Jemu wystarcza nasza zgoda, aby nas przemieniać mocą Ducha Świętego i napełniać nas Sobą w niepojęty sposób." Zgoda musi nieśc za sobą realne, choc często bardzo kulawe uczynki. Bo czy ktoś, kto pragnie nawrócenia jednoczesnie pragną pozostania w obecnym układzie życia w grzechu naprawde pragnie nawrócenia i wyrażą na to nawrocenie swoją zgodę? "Ludziom wygnanym na margines wiary polecam rozmowy" Zauważ, iz ludzie nie są wygnani, lecz sami sie wygnali. Nic w sferze wiary nie dzieje sie wbrew naszej woli.  I to chyba jest obecnie największa przeszkoda do nawrócenia. Nie nawet najbardziej skomplikowana sytuacja życiowa, ale jak mantra powtarzanie, iz zostało się wyrzuconym. Do czasu uznania swojej słabości i swojej winy nie będzie nigdy nawrócenia. Bedzie co najwyzej jakieś emocjonalne doświadczenie ulatujące niczym kafora.
A
anonim
6 października 2014, 15:18
Zgoda musi nieśc za sobą realne, choc często bardzo kulawe uczynki. Bo czy ktoś, kto pragnie nawrócenia jednoczesnie pragną pozostania w obecnym układzie życia w grzechu naprawde pragnie nawrócenia i wyrażą na to nawrocenie swoją zgodę? --- TomaszL, jak ciągle pokazujesz tym co piszesz, to o tych kulawych uczynkach piszesz jedynie teoretycznie, bo w praktyce osądzasz takich bliźnich oznajmiając, że ich uczynki są kulawe bo nie pragną nawrócenia lecz wolą taplać się w swoich grzechach. "Ludziom wygnanym na margines wiary polecam rozmowy" Zauważ, iz ludzie nie są wygnani, lecz sami sie wygnali. Nic w sferze wiary nie dzieje sie wbrew naszej woli. --- Niestety, to niezupełnie tak jest. Owszem, ostateczną decyzję zawsze podejmuje dana osoba, ale często bywa tak, że robi to pod wpływem "zionących miłością" zabetonowanych fundamentalistów powtarzającym im, że są na marginesie i to na własne życzenie. I to chyba jest obecnie największa przeszkoda do nawrócenia. Nie nawet najbardziej skomplikowana sytuacja życiowa, ale jak mantra powtarzanie, iz zostało się wyrzuconym. Do czasu uznania swojej słabości i swojej winy nie będzie nigdy nawrócenia. Bedzie co najwyzej jakieś emocjonalne doświadczenie ulatujące niczym kafora. --- Największą przeszkodą jest ta "zionąca miłością" postawa zabetonowanych fundamentalistów, którzy jak mantrę powtarzają, że najpierw grzesznik musi sam uznać swoje słabości i winy. Więc za konieczne uznają by np. jawnogrzesznicy tak długo okazywać "chrześcijańską miłość" przez powtarzanie jej: "ku*** jesteś" aż im sama przyzna rację.
MAŁGORZATA PAWŁOWSKA
6 października 2014, 16:22
Kto tu jest bardziej "fundamentalistyczny"? A gdzie w tym wszystlim jest miejsce na modlitwę? Wytrwałą modlitwę, która potrafi zdziałać cuda. Wytrwała - to znaczy, że przyniesie efekty w czasie, w którym Bóg ukończy swoją pracę nad nami. Bez modlitwy i zaufania do Boga skutki są opłakane - pogmatwane życie i pretensje do Kościoła.
6 października 2014, 17:33
Modlitwa, post, ale też faktyczne realne, potwierdzone uczynkami pragnienie wyjścia z tragicznej sytuacji życia w grzechu. W tym uznanie "bądź wola Twoja" za credo swojego życia. Niestety obecnie wielu szuka jedynie jakiegoś plastra na bolejące sumienie, a nie faktycznego arcy trudnego, bolesnego ale też cudowanego nawrócenia.  I niestety wielu ludzi Koscioła z braku wiary w cudowne ozdrowienia takowe rozwiazania podpowiada. W takim wypadku modlitwa Ojcze Nasz brzmi jakoś fałszywie.
M
Magdalena
6 października 2014, 18:29
…Zwłaszcza, że nie ma przymusu należenia do Kościoła Katolickiego … żadnemu grzesznikowi też nie można odmówić przynależenia do tego Kościoła…, ale również żaden grzesznik nie może szantażować innych grzeszników, że jeżeli nie zostanie zmieniony Dekalog to on nie będzie do tego Kościoła należał …wszyscy jesteśmy grzesznikami, bo wszyscy podlegamy temu samemu Prawu Boskiemu…wyjątków nie ma, ani ze względu na liczebną większość, ani majątek, ani ze względu na protekcję u zakonników, bo ponoć znają lepiej Prawdę o Bogu i życiu…
E
ewa
7 października 2014, 01:04
Dokladnie, nie trzymajmy sie twardo tylko litery Prawa, bo przeciez znamy historie, chociazby z Biblii, i wiemy jak faryzeusze na tym stracili... 
S
slider
8 grudnia 2014, 17:36
"Kosmiczna bzdura! Jak nie masz pojęcia o czym piszesz to nie pisz i nie wprowadzaj w błąd! Przede wszystkim, w KK NIE MA żadnego unieważniania małżeństw." Hehe, ale wtopa brachu - zarzucasz komuś, że nie ma pojęcia o czym pisze, po czym okazuje się, że sam nie masz wystarczającej wiedzy. Ot lekcja pokory :)
G
gość
4 października 2014, 23:30
Lubię słuchać ojca Leona, ale proszę aby lepiej sobie dopasował protezę u protetyka, bo bardzo niewyraźnie mówi, w istotnych momentach.
B
Benedyktyn
4 października 2014, 23:05
Padre Knabit, czas na ciszę przed Panem. Do kaplicy marsz!
MR
Maciej Roszkowski
5 października 2014, 16:51
Jakże wspaniały jest internet. Nawet zero może zaistnieć.
K
Kasia
4 października 2014, 20:45
Myślę, że nie ma tu nad czym debatować. Wychodząc za mąż, czy żeniąc się podejmujemy decyzję. Ślubujemy drugiej osobie miłość, wierność, uczciwość AŻ DO ŚMIERCI. Jeżeli odchodzi od nas małżonek i rozwód następuje bez naszej winy, to i tak należy zachować życie w czystości do końca - albo nie wiązać się już  znikim, albo pomyśleć o białym małżeństwie. To jest konsekwencja podjetej decyzji. To, ze małżonek nas zostawił nei zwalnia nas z naszej przysięgi. To on zgrzeszył, my usimy pamiętać co ślubowaliśmy. 
P
Przysięga
4 października 2014, 21:29
Kasia napisała: "To, ze małżonek nas zostawił nei zwalnia nas z naszej przysięgi". I to zdanie mogłoby być tematem rekolekcji nie tylko dla małzonków, lecz także dla niektórych księży, w tym także dla o. Leona Knabita, którzy zapomnieli, że przysięga ma wymiar bezwarunkowy i obowiązuje oboje małżonków - niezależnie od okoliczności. Godne są tu polecenia rekolekcje ks. Marka Dziewieckiego: [url]http://sychar.org/przysiega/[/url]
O
ona
5 października 2014, 21:16
Piszesz, że ślubujemy drugiej osobie miłość, wierność, uczciwość AZ DO ŚMIERCI. No to jak to pogodzić z kolejnym zdaniem że można ... "pomyśleć o białym małżeństwie" (z innym partnerem)? Nie widzisz w tym sprzeczności? i złamania przysięgi?
K
Kasia
6 października 2014, 00:18
Biale malzenstwa to propozycja dla tych rozwodnikow , ktorzy  zyja od dawna w zwiazkach niesakramentalnych i nawrocili sie, zazwyczaj dotyczy to osob juz starszych. W mojej rodzinie jest takie malzenstwo.
O
ona
6 października 2014, 07:57
Osobom starszym ze wzlędu na wiek  łatwiej zrezygnować ze współżycia.  Sama natura pomaga zrezygnować z grzechu. Nie widać tu zadnego umartwienia z ich strony, nawrócenia i pokuty. Czy to że żyją "od dawna w związkach niesakramentalnych" jest wedłgu Ciebie, usprawiedliwieniem? Długie trwanie w grzechu usprawiedliwia życie w związku cywilnym? A podobno jest to grzech przeciwko Duchowi świętemu (odkładanie pokuty aż do śmierci, zuchwałe liczenie na miłosierdzie Boże). No i te osoby nadal łamią przysięgę małżeńską "nie opuszcze cię aż do śmierci".
M
Marcus
4 października 2014, 20:25
Jeden z małżonków bez racjonalnej przyczyny opuszcza drugiego. Oboje mają powiedzmy 25 lat. Porzucony współmałżonek znajduje sobie drugą osobę na dalsze życie i ponownie zostaje udzielony tej osobie sakrament małżeństwa. Ale po jakimś czasie pierwszy współmałżonek opamiętuje się, przeprasza za swój  błąd i pragnie wrócić. I co dalej? 1. Wrócić do pierwszego współmałżonka? (ale będzie to złamanie przysięgi danej drugiemu współmałżonkowi) 2. Powiedzieć pierwszemu "teraz to spadaj"? Chyba wielkimi krokami zbliża się Sąd Ostateczny, bo takiego przekłamania ewangelii (jeżeli wprowadzą) to nigdy nie było......
S
sceptyk
5 października 2014, 12:21
?! Alez bezsens... nie rozumiem wogole nad czym sie tu zastanawiac... Czlowiek, ktorego kocham, odchodzi, bo tak mu sie podoba, lamie mi serce (i niszczy zycie), i kiedy ukladam sobie je na nowo, on wraca i mam go przyjac, jakby nic sie nie zdarzylo? Zycie to nie bajka.... i procz slepego zapatrzenia sie w Slowo, trzeba jeszcze nauczyc sie wlasciwie nim zyc, a przede wszystkim pamietac, ze Bog jest Miloscia! Nie badzmy jak faryzeusze, bo do tego wszystko to zmierza (oni tez slepo trzymali sie Slowa)!!!!!!!!!!!!!!!!
MR
Maciej Roszkowski
5 października 2014, 16:52
Sakrament małżeństwa udzielany jest tylko raz.
A
Asx
5 października 2014, 17:03
Nie Słowa tylko Prawa. Dosyć istotna różnica. I nawet nie sensu Prawa, tylko jego litery.
5 października 2014, 17:15
Sądu jeszcze nie będzie, bo to tylko ludzie wymyślają nierealne historie, żeby na ich podstawie podważyć tezy, z którymi się nie zgadzają... Weź mi powiedz jakim cudem ta hipotetyczna porzucona osoba miałaby po raz kolejny zawrzeć małżeństwo, będąc już w związku? I czy tamto pierwsze małżeństwo było 'kościelne' czy tylko 'cywilne'?
Maciej Śliwowski
5 października 2014, 22:35
Nie. Osoba owdowiała może zawrzeć ponownie sakramentalne małżeństwo ("aż do śmierci") z kimś innym.  
S
sceptyk
7 października 2014, 01:01
No to mamy juz jednego faryzeusza... Oni podobnie, trzymali sie twardo litery Prawa... i jak na tym wyszli? Musial przyjsc Jezus by zmienic ich myslenie...ich czyny... a i nie wszyscy uwierzyli. Zatem Boze, po raz kolejny musisz przyjsc i otworzyc serca na nowo... bo niektorzy w miejscu dawno staneli.
A
Alf
4 października 2014, 19:51
Uważam ten pomysł za godny rozważenia. Znam taki przykład, jedna osoba jest pokrzywdzona i nie ma szans na zbudowanie związku w realiach kościelnych. Zostaje wiernym drugiej kategorii, bo współmałżonek (abstarchuję od płci) postanowił sobie na zmianę życia. Dlaczego ta osoba ma teraz cierpieć całe życie, że ktoś inny jest zły. Uważam że kwestia choroby to troszkę inna para kaloszy, ponieważ nie jest spowodowana złą wolą drugiej strony. Reasumując ktoś cierpi, bo ktoś inny się bawi.
M
Muszelka
4 października 2014, 20:03
Każdy człowiek grzeszy. Niektórzy bardzo cięzko i bardzo często. A Bóg cały czas jest wierny temu wszystkiemu co obiecał. Dlaczego Bóg jest wierny skoro człowiek odwrócił się do Niego plecami? Czemu nie powie: a mam was w nosie, odwołuję wszystko co Wam obiecałem?
A
anonim
4 października 2014, 20:27
Piszesz nieprawdę! To że ktoś został porzuconym wcale nie powoduje że zostaje on wiernym drugiej kategorii! Jak żeś to sobie wymyślił?!? Pytasz dlaczego ta (porzucona) osoba ma cierpieć przez całe życie, że ktoś inny jest zły? Dokładnie z tych samych powodów dla których, dlatego że ktoś inny jest zły jakaś osoba musi cierpieć przez całe życie będąc ofiarą molestowania lub gwałtu albo będąca kaleką wskutek wypadku lub okrutnego pobicia  itp itd...
B
Baran
5 października 2014, 07:52
Ale w Kościele Katolickim istnienie możliwość stwierdzenia nieważności małżeństwa, jeśli udowoni się, że współmałżonek nie potraktował przysięgi poważnie, może zostać orzeczona jego jednostronna wina i niezdolność do małżeństa. Osoba porzucona tym samym może ponownie przystąpić do sakramentu, bo wcześniej go nie było. Dlaczego nikt o tym nie mówi czy temacie komunii dla rozwodników? Istnieją możliwość.
A
anonim
5 października 2014, 10:05
Namąciłeś. Owszem, jeżeli małżeństwo nie zostało ważnie zawarte to istnieje możliwość stwierdzenia jego nieważności. I to z różnych przyczyn. Ale bynajmniej nie z tak niepoważnego powodu, że współmałżonek nie traktował przysięgi poważnie. W dodatku, nawet gdyby tak było, to nie oznacza to bynajmniej jego jednostronnej winy i to jeszcze z niezdolnością do małżeństwa. I ostatnia uwaga. Ważność czy nieważność małżeństwa nie ma NIC wspólnego z tym czy ktoś kogoś porzucił czy nie. I albo ktoś ma konkretny powód by uważać małżeństwo za nieważne albo nie ma powodu by uważać za nieważne. Niestety, orzeczenie nieważności na ogół bywa uznawane za możliwość uzyskania "kościelnego rozwodu". Więc jak komuś rozleci się małżeństwo sakramentalne, a zamierza zawrzeć kolejne, to wóczas na siłę kombinuje i szuka co by tu można uznać za przyczynę nieważności albo choć podciągnąć pod taką przyczynę. A więc nie widzi jakiegoś konkretnego powodu przez który uznaje małżeństwo za nieważne, ale marzy mu się orzeczenie nieważności więc kombinuje co nadawałoby się za powód orzeczenia nieważności. To co napisałeś jest tego potwierdzeniem. I jest to jeden z powodów dla których niewiele się mówi o możliwości orzeczenia nieważności.
A
Alf
6 października 2014, 09:22
Nie zmienia to faktu, że człowiek taki nie ma szans na zbudowanie normalnego życia w realiach Kościoła. Bo albo żyje sam, albo nie może uczestniczyć w sakramentach. Dlaczego nie rozważyć za i przeciw. Od tego są osoby powołane w Kościele i mają po temy kompetencje.
A
anonim
6 października 2014, 09:39
Tak samo jak nie zmienia to faktu, że osoba cierpiąca przez całe życie będąc ofiarą molestowania lub gwałtu albo będąca kaleką wskutek wypadku lub okrutnego pobicia  itp itd. również nie ma szans na zbudowanie sobie życia jak gdyby nic się nie stało nie tylko w realiach Kościoła ale i świata. A jak już będziesz rozważał za i przeciw "nie cudzołóż" to przy okazji rozważ sobie jeszcze za i przeciw "nie zabijaj", "nie kradnij" itp itd...
A
Ala
4 października 2014, 15:35
Proponuję zapoznać się z Ewangelią (św Mateusz - Nierozerwalność małżeństwa) "...kto odda swoją żonę, a bierze inną, popełnia względem niej cudzołustwo...." Myślę, że nie trzeba nam konentarzy i wyjątków. Słowo Boże jest ponad wszystkie komentarze. 
BK
br Ksael
4 października 2014, 15:14
no określenie frajera i frajerki mocno nacechowane miłością
TF
Tom Fox
4 października 2014, 14:55
Chrzescijanin powinien sluchac i zyc nauka Kosciola, ktora wyplywa z nauczania Zbawiciela. Jak to mozliwe, ze niemiecki kardynal Kosciola Katolickiego naucza wbrew Objawieniu? Tu nie chodzi o pobozne sugestie, ale o nauke Chrystusa!!!
Z
zenon
4 października 2014, 14:47
A więc o wszystkim decyduje to, czy ktoś współżyje, czy nie. Kościół od wieków ma obsesję na punkcie seksu, jad manichejski się wsączył także do Kościoła. Przecież wspólne zamieszkanie to nie tylko seks, tak jak w małżeństwie ludzie nie współżyją na okrągło, jak to się niektórym wydaje.
E
ewa
5 października 2014, 12:29
Brawo! Bardziej trafinie sama bym tego nie ujela!!!
T
Tommy
4 października 2014, 14:45
Mnie również o. Leon nie przekonuje. Wprowadzanie z resztą kwestii czy odchodzący małżonek zachowuje się racjonalnie czy nie, jedynie gmatwa całą sprawą, bo tu raczej o winę powinno chodzić. To w ogóle zabrzmiało tak, jakby jedynie racjonalnie popełniony grzech był grzechem, a popełniony nie - racjonalnie stanowił wybryk, nad którym można przejść do porządku dziennego. Przyjmując punkt widzenia zakonnika, trzeba by uznać że skoro w przedstawionym kazusie opuszczonemu małżonkowi wolno zawrzeć nowy związek małżeński, to również wolno będzie to zrobić temu drugiemu, byleby wyspowiadał się z tego swojego wybryku, wyraził skruchę i obiecał poprawę. W takiej sytuacji wszystko to bardzo przypominałoby nie tyle "kościelny rozwód" (który o. Leon de facto proponuje wprowadzić), ile stwierdzenie nieważności małżeństwa, a to dlatego że małżeństwo rozpadło się nie w wyniku grzechu jednego z małżonków, tylko z powodu postradania przez niego zmysłów (bo co prwda w chwili ślubu był człowiekiem racjonalnie myślącym, a obecnie już takim nie jest). Tyle tylko że właśnie istotą orzeczenia o nieważności małżeństwa jest stwierdzenie że od początku było ono nieważne (nieważnie zawarte), nie można przecież naciągać tego w ten sposób, że nieważność może się pojawić na etapie trwania małżeństwa - bo to absurd, czegoś takiego to nawet w prawie cywilnym nie ma. Na marginesie, ze swojej strony mogę jedynie wyrazić pewne rozgoryczenie, że tyle uwagi poświęca się tej sprawie, natomiast osobami samotnie żyjącymi, nigdy nie będącymi w żadnym związku, ani księża, ani współparafianie - wcale się nie intetersują. Więc znowu powiem - Kościół umiera od dołu.
A
anonim
4 października 2014, 20:17
Przyjmując punkt widzenia zakonnika, trzeba by uznać że skoro w przedstawionym kazusie opuszczonemu małżonkowi wolno zawrzeć nowy związek małżeński, to również wolno będzie to zrobić temu drugiemu, byleby wyspowiadał się z tego swojego wybryku, wyraził skruchę i obiecał poprawę. W takiej sytuacji wszystko to bardzo przypominałoby nie tyle "kościelny rozwód" (który o. Leon de facto proponuje wprowadzić), ile stwierdzenie nieważności małżeństwa [...] --- A jak żeś sobie wymyślił ten w/w rzekomy punkt widzenia zakonnika? Bo o.Knabit nie napisał ani słowa pozwalającego sądzić, że opuszczonemu małżonkowi wolno zawrzeć nowy związek małżeński.
T
Tommy
4 października 2014, 21:23
Napisać nie napisał, bo to była ustna wypowiedź. Być może wyraziłem się nieprecyzyjnie pisząc że zdaniem o. Knabita "wolno" wstąpić w nowy związek małżeński, miałem oczywiście na myśli to, że w jego opinii "powinno być wolno" taki związek zawrzeć. Za ten brak precyzji przepraszam.
A
anonim
4 października 2014, 21:46
Nie chodziło o to, że czepiam się słówek. Nieistotne czy powiedział czy napisał. Istotne jest to że nic takiego nie twierdził, nie wyrażał opinii że "powinno być wolno". Skoro twierdzisz, że coś takiego powiedział, to zacytuj dokładnie i podaj w której minucie. Bo nadal twierdzę że nie wyrażał takiego zdania/opinii.
T
Tommy
5 października 2014, 12:14
Ok. 5.14 - 5.20:"taki człowiek nie jest skazany, jest skazany, a nie powinien być skazany na celibat". Dalej między 5.37 a 6.28 mówi o tym, że kwestia czy "udzielić sakramentu" opuszczonemu małżonkowi powinna być "bardzo mocno przedyskutowana". Później przechodzi do problemu wspólnego zamieszkiwania przed ślubem, ale to już jest - wbrew temu co mówi zakonnik - zupełnie inny problem i wcale to nie wygląda i nie musi wyglądać tak jak to on przedstawia. Zresztą cała wypowiedż dotknięta jest licznymi uproszczeniam oraz naiwnymi a przy okazji niesprawiedliwymi wyobrażeniami, typu "absolutnie niewinny", "irracjonalnie i bez żadnej racji" "kaprys" itd. Mam nadzieję, że wyjaśniłem już wszystko, tylko proszę nie  mówić że o. Leon stawia jedynie pytania, bo owszem stawia, tylko że sugeruje jednocześnie odpowiedzi, w moim przekonaniu niezgodne z dotychczasowym nauczaniem Kościoła.
A
anonim
5 października 2014, 14:04
W tych przykładach wypowiedzi o.Knabita do których się odwołujesz nadal nie widzę stwierdzeń które mu wkładałeś/wkładasz w usta. I właśnie tak jak się spodziewałeś, odpowiadam Ci, że o.Knabit jedynie przedstawia problemy, i wcale nie sugeruje odpowiedzi takich jak mu przypisujesz - to jedynie Ty swoimi intrepretacjami przypisujesz mu odpowiedzi niezgodne z nauczaniem Kościoła. Mnie również nie odpowiadają niektóre sformułowania użyte przez o.Knabita, męczy mnie również jego bełkotliwa wymowa/dykcja, ale to nie powód aby przypisywać mu wyrażanie poglądów których nie wyrażał. Zwłaszcza w związku z tym co mówił od 7:02-7:32: "Może się tak zdarzyć że mieszkają razem z rozmaitych powodów, ale rzeczywiście zachowując wstrzemięźliwość seksualną. To odnosi się też i do ludzi którzy żyją w związku cywilnym, a którzy naprawdę mają już dosyć tego życia bez sakramentów i decydują się, zgłaszają kapłanowi, proboszczowi: naprawdę obiecujemy i dotrzymamy tego, dotrzymujemy, że będziemy żyli o wstrzemięźliwości, musimy do Komunii przystąpić."
T
Tommy
5 października 2014, 21:08
"Ojciec Leon pragnie wyrazić swoją opinię na ten temat..." To jest fragment notki poprzedzającej nagranie. Jaką w takim razie opinię przedstawił, skoro wg Ciebie stawiał tylko pytania? Poza tym skąd tyle zgadzających się lub nie zgadzających z o. Knabitem komentarzy różnych ludzi? Gdyby nawet potraktować to wszystko jedynie w kategorii problemów, czy wątpliwości jakie chciał podnieść, to zarówno treść tych pytań, ich fiorma i kontekst w jakim się pojawiły dają podstawę sądzić, że o. Knabit ma jednak określone zdanie na temat udzielania lub nie udzielania sakramentów osobom rozwiedzionym i uważam, że zarówno ja jak i pozostali uczestnicy (zwolennicy i przeciwnicy "kościelnych rozwodów") dyskusji mniej więcej tak samo zrozumieli pogląd o. Knabita. Mogę jeszcze dodać, że pogląd ten wyraził wg mnie odwołując się do ludzkich emocji (np. współczucia)  i grając nimi, co nie do końca jest uczciwym sposobem prowadzenia dyskusji. Przytoczony przez Ciebie fragment dot. osób wspólnie mieszkających przez ślubem również pokazuje tę dziwną manierę o. Leona tłumaczenia nam wszystkim co myślą i czym się kierują takie osoby, tak jakby był jakimś narratorem opowieści, który o swoich bohaterach wie wszystko.
A
anonim
5 października 2014, 22:56
Jaką w takim razie opinię przedstawił, skoro wg Ciebie stawiał tylko pytania? --- Człowieku! Tobie się już wszystko kompletnie pomieszało! A w którym to niby miejscu ja twierdziłem że stawiał tylko pytania? Jak z Tobą dyskutować o czymkolwiek skoro nie tylko o.Knabitowi ale i mnie przypisujesz stwierdzenia które nie były wygłaszane?!? To przecież TY TWIERDZIŁEŚ A NIE JA, że o.Knabit stawiał pytania. Przytoczony przez Ciebie fragment dot. osób wspólnie mieszkających przez ślubem również pokazuje tę dziwną manierę o. Leona tłumaczenia nam wszystkim co myślą i czym się kierują takie osoby, tak jakby był jakimś narratorem opowieści, który o swoich bohaterach wie wszystko. --- Hm... przytoczony przeze mnie fragment wypowiedzi o.Knabita nie zawiera tego co mu insynuujesz. Dochodzę jednak do wniosku, że dokonujesz projekcji przypisując mu swoje wady. Bo to niestety TY masz taką dziwną manierę wkładania ludziom w usta poglądów których nie wyrażali oraz przypisywania im intencji i działań tak jakbbyś o tych ludziach wiedział wszystko.
jazmig jazmig
4 października 2014, 13:27
O. Leon podaje przykład małżeńśtwa, z którego jedno z małżonków opuściło współmałonka bez żadnej racjonalnej przyczyny i zadaje pytanie, czy opuszczony małżonek może zawrzeć nowy związek i przystępować do sakramentów świętych. Powyższa sytuacja jest podobna do innej: jedno ze współmałżonków ciężko zachorowało i nie może współżyć seksualnie. Kontakt z tym współamałonkiem jest trudny lub niemożliwy (śpiączka itp.) i co wtedy? Czy zdrowy współmałżonek może znaleźć sobie partnera/partnerkę i wspólnie żyć oraz współżyć? Jeżeli w drugiej sytuacji współżycie jest grzechem, to w pierwszej również, ojcze Leonie. Pan Bóg poddaje nas różnym próbom, doświadcza niejednego człowieka na różne sposoby, ale to nie usprawiedliwia trwałego grzeszenia. Jeżeli w pierwszym przypadku Kościół unieważnii małzeństwo, to w ddrugim również powinien to uczynić, ale te, który unieważnie śluby, bierze na swoje sumienie grzechy nieczystości uwolnionej od ślubu osoby.
A
anonim
4 października 2014, 20:13
O.Leon nie powiedział NIC niezgodnego z nauką KK. Nie proponował dopuszczać do Komunii św. osób żyjących w grzechu. I nawet nie wspomniał o unieważnianiu małżeństw (ani o orzekaniu nieważności).