Wiele łączy Olgę Tokarczuk i papieża Franciszka

(fot. PAP/Clement Morin)

Podczas noblowskiej gali słyszeliśmy z ust Olgi Tokarczuk o ludzkiej duszy jako czułym Narratorze. Czułość to dla Noblistki kruche oblicze miłości, sztuka uosabiania, współodczuwania i nieustannego odnajdywania podobieństw. Słowo „czułość” słyszeliśmy nie raz z ust papieża Franciszka. Oboje są sobie ogromnie bliscy.

Można tęsknić za kimś, kogo się utraciło, ale można także tęsknić za osobą, której jeszcze nie ma i ta nasza tęsknota za nią może powołać ją do istnienia. Na wystąpieniu podczas gali wręczenia Literackiej Nagrody Nobla Olga Tokarczuk mówiła o istnieniu poza zwyczajną materialnością świata, poza przypadkowością, o tęsknocie, która ma moc stwórczą, o potrzebie czułości w opowiadaniu o ludzkim doświadczeniu i o duchowej harmonii, której we współczesnym świecie brakuje.

Tęsknota

Zaczęła swoją wypowiedź od zdjęcia z lat sześćdziesiątych, na którym jej mama, kręcąc gałką radia penetrowała nieskończone obszary kosmosu w poszukiwaniu nienarodzonej jeszcze córeczki. Tak, to prawda. Można tęsknić za czymś, czego jeszcze nie ma i czego się nigdy nie doświadczyło. Taka tęsknotą – według papieża Franciszka – przełamuje nudny konformizm i popycha ku nowemu, otwiera oczy na konieczne zmiany.

Ta tęsknota zachęciła starca Symeona, by nie tracił nadziei i każdego dnia przychodził do świątyni przekonany, że kiedyś weźmie w ramiona oczekiwanego Zbawiciela. Tęsknota za Zbawicielem budowała naród, sprawiała, że żył nadzieją. Zbawiciel był już obecny w tym oczekiwaniu setki lat wcześniej zanim przyszedł. Żydzi karmili się tą tęsknotą.

DEON.PL POLECA

Tęsknota za tym, czego jeszcze nie ma wiąże się także z pewnym ryzykiem. Możemy nie rozpoznać tego, za czym tęskniliśmy. Możemy rozczarować się albo przeżyć miłe zaskoczenie. Izrael nie rozpoznał Mesjasza, na którego czekał. Podobnie i nasze oczekiwania mogą przedłużać się w nieskończoność i brnąć w iluzje przegapiając niejedną okazję do spotkania nadającego sens naszemu życiu.

Czułość

Podczas noblowskiej gali słyszeliśmy z ust Olgi Tokarczuk o ludzkiej duszy jako czułym Narratorze. Tego wyjątkowego narratora odkrywa Noblistka na pierwszych stronach Biblii. Ten ktoś opowiada z czułością o tym, co czuł Bóg stwarzając świat. Autorka „Biegunów” marzy o obecności takiego czułego Narratora w dzisiejszej literaturze. Czułość jest dla niej kruchym obliczem miłości, sztuką uosabiania, współodczuwania i nieustannego odnajdywania podobieństw. Jest spontaniczna i bezinteresowna. Słowo „czułość” słyszeliśmy nie raz z ust papieża Franciszka. Czułość jest według niego lekarstwem na strach i nie można jej redukować do sentymentalizmu. Czułość zaprasza nas do dotykania ludzkiej nędzy, do pochylania się nad czyimś cierpiącym ciałem, nad czyjąś historią.

Według Tokarczuk wszyscy przędziemy ten stworzony z czułością świat jak wielką tkaninę kontynuując nieporadnie pierwszą opowieść z Księgi Rodzaju. Myślimy i opowiadamy, bo bez opowiadania wydarzenia umierają. Opowiadając jednak o naszych losach, jako chór indywidualistów, tworzymy wiele zagłuszających się nawzajem opowieści. Oldze Tokarczuk brakuje w tych wielu narracjach wymiaru ponadjednostkowego, takiej opowieści, która zyskałaby znaczenie w życiu każdego czytelnika oraz mówiła o tym, co uniwersalne i jednocześnie zrozumiałe. Brakuje jej figury „tajemniczego i czułego narratora”, który widzi wszystko jako jedną wielką całość i jest odpowiedzialny za świat, w którym każdy gest „tu” jest powiązany z gestem „tam”, w którym rozróżnienie na „moje” i „twoje” zaczyna być dyskusyjne, w którym decyzja podjęta w jednym miejscu skutkuje efektem w innym odległym miejscu. Brakuje jej narratora, który scala i czyni świat wspólnym. Brakuje jej bohaterów różnych opowieści, którzy wchodzą ze sobą w relacje.

Pokawałkowany świat

Tokarczuk ubolewa nad rozbitą rzeczywistością, która w swojej branżowości zatraca dzisiaj perspektywę całości, gubi gdzieś odwieczną harmonię. Literaturę zaczęliśmy dzielić na gatunki, a dostępna w Internecie wiedza nie czyni nas mądrzejszymi. Natłok informacji, kakofonia dźwięków, wielość opowieści nieprzystających do siebie – to nasza rzeczywistość we wszystkich dziedzinach życia.

Papież Franciszek mówił w zeszłym roku, że "w rozdrobnionym świecie, w jakim jest nam dane żyć, jaki skłania nas do izolowania się, wyzwaniem jest dla nas bycie budowniczymi i prorokami wspólnoty". W pokawałkowanej przestrzeni człowiek staje się bezkrytyczny, zdekoncentrowany, rozchwiany emocjonalnie, wydaje często skrajne sądy oraz ma trudności w myśleniu abstrakcyjnym. Te skrajne sądy, obecne w dzisiejszych narracjach, bardzo niepokoją Olgę Tokarczuk.

Świat widziany w kawałkach nieprzystających do siebie staje się zbieraniną martwych rzeczy, martwą przestrzenią, gdzie trudno o sens: „podatki nie mają związku z odśnieżaniem drogi, którą jedziemy do pracy, obiad nijak się ma do wielkich ferm hodowlanych, a nowa bluzka do obskurnych fabryk gdzieś w Azji. Wszystko jest od siebie oddzielone, żyje osobno, bez związku. Żeby łatwiej nam było to znieść dostajemy numery, identyfikatory, karty, toporne plastikowe tożsamości, które próbują nas zredukować do użytkowania jakiejś jednej cząstki tej całości, którą przestaliśmy już dostrzegać. Świat umiera, a my nawet tego nie zauważamy”. A „nasza duchowość zanika albo staje się powierzchowna i rytualna”.

Literatura ma pomóc poskładać ten świat, aby przynajmniej w stadium wyobraźni, dać przedsmak tego, co mogłoby zaistnieć. Ta upragniona harmonia nie jest dla papieża Franciszka czymś jednolitym. Świątynia jaką budujemy z żywych kamieni jest dla niego z konieczności różnorodna. Nie ma harmonii bez różnych dźwięków i kolorów. Nie ma prawdziwej wspólnoty bez znaczących więzi i współodczuwania.

„Tylko literatura jest w stanie pozwolić nam wejść głęboko w życie drugiej istoty, rozumieć jej relacje, dzielić jej uczucia, przeżyć jej los” – mówiła Tokarczuk. Opowieść jest porządkowaniem, ożywianiem, wydobywaniem piękna, dostrzeganiem tego, co niewidzialne.

Narrator opowiadający z czułością współdzieli los tego, o czym opowiada. Tokarczuk wierzy, że musi opowiadać tak, jakby świat był żywą jednością, choć tą jednością jeszcze nie jest. Opowiadając z czułością sklejamy potłuczone historie, które kiedyś wpiszą się w utęsknioną harmonię świata.

Dyrektor Europejskiego Centrum Komunikacji i Kultury w Warszawie Falenicy. Redaktor portalu jezuici.pl Studia teologiczne i biblijne odbył na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, a studia z zarządzania oświatą na Uniwersytecie Fordham w Nowym Jorku. Pracował we Włoszech jako wychowawca w ośrodku dla narkomanów oraz prowadził w Gdyni Poradnię Profilaktyki Uzależnień. Przez 21 lat kierował placówką doskonalenia nauczycieli Centrum Arrupe, w latach 2002-2007 był dyrektorem Gimnazjum i Liceum Jezuitów w Gdyni, a w latach 2019-2024 socjuszem Prowincjała. Autor książek z dziedziny edukacji i duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wiele łączy Olgę Tokarczuk i papieża Franciszka
Komentarze (5)
MM
Marco M
13 grudnia 2019, 14:48
„podatki nie mają związku z odśnieżaniem drogi, którą jedziemy do pracy, obiad nijak się ma do wielkich ferm hodowlanych, a nowa bluzka do obskurnych fabryk gdzieś w Azji. Wszystko jest od siebie oddzielone, żyje osobno, bez związku." O proszę, pani Tokarczuk po 200 latach odkrywa na nowo heglowską alienację. 50 lat po Heglu, Marks uszczegółowił ją w odniesieniu do gospodarki i nazywał "alienacją pracy". Według niego człowiek nie widzi, jak bywało dawniej, owoców swojej pracy. Robotnik stał się tylko bezmyślną maszyną fabryczną wykonującą pracę, której celu nie może dostrzec. Marks uważał, że gospodarka kapitalistyczna zaciera związek między pracą robotnika a jej owocem w postaci towaru na półce sklepowej. Nawet dla człowieka o lewicowych poglądach są to zwykłe komunały. Najbardziej wytarte frazesy lewicowej ideologii. Już nie chodzi nawet o to, że są głupie. One nawet nie są autorstwa "noblystki". Tylko osoba niewykształcona może w tych wynurzeniach dostrzec coś ważkiego i nowego
MM
Małgorzata Maj
14 grudnia 2019, 07:12
Mówiła też o pansofii, i co z tego , że jesteśmy tak wykształceni i tacy "mądrzy". Dla mnie pomiatany w tym świecie człowiek pozbawiony godności frazesem nie jest. I nie będzie nawet za następne sto lat.
AM
~Andrzej Mateusz Kamiński
12 grudnia 2019, 21:27
Czułość to piękne słowo, ale jeszcze piękniejszy jest stan ducha, który to słowo opisuje. Życzę wszystkim, aby to słowo ciałem się stało.
KP
~Katarzyna Pater
11 grudnia 2019, 22:45
Mnie również uderzyło podobieństwo języka. Czułość.... Tak łatwo ją spłoszyć... Dziękuję za ten artykuł.
MM
Małgorzata Maj
11 grudnia 2019, 10:54
No to skomentuje. Bardzo lubie Olge Tokarczuk, bardzo lubie Ojca Żmudzińskiego i bardzo lubie papieża Franciszka. Zawsze się cieszę jak dobrzy ludzie potrafią widzieć podobieństwa , pomimo , że ich wydawałoby się "idee" są z pozoru z innych światów.