Z pamiętnika rodzica dziecka komunijnego
Mój proboszcz popełnił rzecz szaloną. Po prostu nie wytrzymał - bardziej życzliwi mówią, że «poddał reformie» - i postanowił, że w nowym roku szkolnym nie będzie tradycyjnej, majowej I Komunii Świętej. W parafii zawrzało.
W całym mieście nastąpiło niemal trzęsienie ziemi, które stało się tematem nr 1. w lokalnej prasie, telewizji regionalnej; niewątpliwie był to news, który potrafił przyćmić nawet smutny los frankowiczów i bardziej zaskoczyć niż szeroki skład Nawałki. No, co tu dużo mówić - wybuchł wielki raban.
W pierwszej chwili zawiązał się komitet strajkowy - niektóre mamy były oburzone na proboszcza, ponieważ już kilka lat wcześniej miały pozamawiane ulubione lokale. Córki zaczęły zapuszczać włosy i pielęgnować paznokcie, aby stylista/fryzjer mógł zrobić dziecko na bóstwo. Był już nawet krawiec i co niektórzy są po pierwszych przymiarkach. Rodzice jednogłośnie podjęli decyzję o tym, że o całej sprawie - czytaj: o aroganckim zachowaniu proboszcza - poinformują biskupa. Jednocześnie postanowili poprosić o pomoc jedną z popularnych stacji komercyjnych na wypadek, gdyby w kurii chcieli zamieść sprawę pod dywan.
Kto to widział?! Proboszcz wymyślił jakieś katechezy - każe dzieciom i rodzicom przychodzić co miesiąc na spotkania do zimnego domu parafialnego. Nie bierze pod uwagę, że dzieci mają szkołę muzyczną, karate, tańce, indywidulany język angielski, klub plastyczny, naukę szybkiego czytania, no i jeszcze szkółkę na basenie.
W niedzielę nie mogą chodzić na Mszę dla dzieci, bo to koliduje z zajęciami na uniwersytecie dziecięcym. Na dodatek ksiądz przynudza: wyobraźcie sobie, że w erze zaawansowanych technologii, on każe dzieciom uczyć się na pamięć jakichś formuł, których później odpytuje. Zielonego pojęcia nie ma o nowych trendach w pedagogice albo o ocenianiu kształtującym - o czym również nie omieszkaliśmy mu publicznie zakomunikować. On jest konserwatystą nawet w sposobach nauczania, wyznawcą - powiem przewrotnie - "szkiełka mędrca i oka", a komputer i Internet to go chyba parzą.
[Drogi Czytelniku, jeśli dotarłeś do tego miejsca i już jesteś poirytowany, to… dalej będzie jeszcze gorzej, ale zachęcam Cię - wytrwaj! Autor]
Jemu to wychodzi, ale… tylko stresowanie naszych pociech. No, już totalnym szczytem było, kiedy mówił dzieciom, że grzechy na spowiedzi są objęte tajemnicą. Na szczęście jeden z ojców podczas spotkania zachował trzeźwy umysł i powiedział - przy wszystkich, a jak! - co myśli: że jest to buntowanie dzieci przeciw rodzicom, że rodzic powinien mieć wgląd w karteczkę z grzechami, że takiemu proboszczowi to chyba religia do reszty wyobraźnię zżarła. Ciekawe co by powiedział, gdyby - dla przykładu - jakiś pedofil próbował skrzywdzić nasze dzieci. To co?! To też tajemnica?! Nie, to skrajny brak odpowiedzialności. Natomiast naprawdę przykro się zrobiło, kiedy jeden z dorosłych podzielił się kąśliwą uwagą typu: "czy ten rodzic będzie chciał mieć wgląd również w noc poślubną swego dziecka?". Po prostu gbur!
A tak na marginesie - po co ta spowiedź? Jakaś formułka spowiedzi? O co chodzi? Jakież to dziecko może mieć grzechy? Przecież to jeszcze rozumu nie umie w pełni używać. Po co serwować mu traumę w ciemnym konfesjonale?
A tak w ogóle, to księża powinni nie tylko mówić o papieżu Franciszku, ale go naśladować - On jest taki dobry, otwarty, tolerancyjny (z tymi imigrantami to trochę przesadza) i nowoczesny. Nikogo nie odrzuca, nawet rozwodników. Ostatnio mówi się, że jakąś komisję powołał i że kobiety będzie święcił. Nareszcie!
A nasz kler?! Ręce opadają - chce być bardziej papieski od papieża. O proboszczu już nie wspomnę… pożal się Boże. On nawet dzieciom nie odpuści. Dla niego najważniejsza jest lista obecności - bardziej święta niż Biblia. Wyobraźcie sobie, że na próbną spowiedź przyszedł ojciec z synem i proboszcz nie dopuścił tego dziecka, bo nie chodzili na spotkania. Ale rodzic nie pozostał dłużny, przytarł nosa farorzowi - wygarnął mu, że zna księży, co za kopertę nie robią żadnych problemów. Bo wiadomo przecież, że pieniądz rządzi. W Kościele też!
No cóż?! Biedny ten Pan Jezus - pewnie za głowę się chwyta i w trumnie się przewraca. Naprawdę Mu współczuję. A przecież wyraźnie mówił - ze wzruszeniem przypominam sobie obraz z mojego dzieciństwa, bo widziałem to w filmie religijnym, takim animowanym - żeby nie zabraniać dzieciom do Niego przychodzić. On nie mówił o jakiejś formułce spowiedzi albo o wyznawaniu grzechów. Ale co tam - nasi "czarni" są mądrzejsi.
Rozżalony Rodzic
Z kroniki parafialnej
Wobec zdarzeń, jakie miały miejsce w naszej Parafii, warto zadać sobie pytanie o to, czy I Komunii już w ogóle nie będzie? Odpowiedź jest prosta: będzie, ale to rodzice mają indywidualnie przychodzić i prosić Kościół o sakrament pokuty i Eucharystii dla swoich dzieci. Punkt ciężkości przypada na indywidualne towarzyszenie - każdy katecheta i wikary przez cały rok katechetyczny mają towarzyszyć średnio dziesięciorgu dzieciom-rodzinom podczas ośmiu spotkań. Takich spotkań może być mniej lub więcej - w zależności od tego, czy i kiedy rodzina będzie gotowa. A sama uroczystość Komunii będzie "trwała"… cały rok. Kiedy "kandydaci" i odpowiedzialni rozeznają, że są przygotowani, wówczas na każdej Mszy będzie można wprowadzić dziecko do pełnego uczestnictwa w liturgii.
Oczywiście trzeba wspomnieć, że w diecezji powołano specjalny fundusz na ten cel, ba, nawet miasto się dołoży, bo to w końcu najlepsza inwestycja. Księża/katecheci dostają - może trochę symboliczne, ale zawsze to coś - wynagrodzenie, od którego oczywiście odprowadzają podatek. Likwidujemy zasadę "za Bóg zapłać". Może zorganizujemy mniej sympozjów i konferencji poświęconych rodzinie na manowcach, odwołamy z pompą obchodzone Święto Rodziny, wydamy mniej książek poświęconych trudnej sytuacji dzieci i młodzieży (których i tak nikt nie czyta), odnowimy mniej zabytkowych gzymsów, ale za to zaoszczędzimy i zainwestujemy w coś, co jest nieśmiertelne.
Ksiądz Proboszcz
* * *
PS Szanowny Czytelniku - chcę zaznaczyć, że cały tekst jest formą przenośni, choć zbieżność postaci i wydarzeń przypadkowa, to niestety… w niektórych miejscach może być wysoce prawdopodobna. Więcej aluzji proszę się nie doszukiwać. Świadomie nie tłumaczę okropnych błędów formalnych i teologicznych, od których aż skrzeczy w tekście. Moi "adwersarze" lubią powoływać się na samego Pana Jezusa, więc i ja w tym miejscu się odwołam: "Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!" (por. Łk 14,35) i sam wyciągnie wnioski.
PPS Drogi Rodzicu - wymaga odwagi zadanie sobie pytania, a jeszcze więcej udzielenie na nie odpowiedzi: Dlaczego chcę, aby moje dziecko przystąpiło do Komunii? Jaka jest moja odpowiedź? "Po prostu! Bo tak i już?", "Bo tak trzeba?". Czy to jest wewnętrzne pragnienie mojego serca, czy może jakiś bezwiedny obrzęd graniczący z magią? Dobrze jest dostać prezenty i nie ma się co nimi gorszyć. Kto ich nie uwielbia? Ale jeśli komunijne gadżety są najważniejsze lub ich wartość przybiera monstrualne rozmiary? Moja mama do Komunii Świętej przystępowała ponad 60 lat temu. Najprawdopodobniej był to jeden z roboczych dni tygodnia.
Do Komunii dzieci poszły razem z Panią ze szkoły. Po uroczystości Ksiądz przygotował dla wszystkich kawę zbożową i ciasto. Radość dzieci była jak zapach świeżego wypieku, który mama do dzisiaj pamięta, pomimo nieproszonych zmarszczek na jej twarzy "zacierających" wiele zdarzeń z życiorysu, ale nie naruszających więzi z Bogiem, która choć prosta, to jednak trwa po dziś dzień a nie skończyła się uroczystą chwilą pamiątkowego zdjęcia z księdzem proboszczem. Z kolei wracając do kolegów i koleżanek mamy, to musieli wrócić do domu, aby po południu pilnować krów na pastwisku. No, ale co tam - nie można porównywać, przecież czasy się zmieniają, zegar chodzi jakby szybciej, no i - last but not least - wiele z naszych dzieci nie widziało jeszcze żywej krowy poza łaciatą z półki sklepowej.
Autor - katecheta
Skomentuj artykuł