Z pamiętnika rodzica dziecka komunijnego

(fot. shutterstock.com)
Katecheta

Mój proboszcz popełnił rzecz szaloną. Po prostu nie wytrzymał - bardziej życzliwi mówią, że «poddał reformie» - i postanowił, że w nowym roku szkolnym nie będzie tradycyjnej, majowej I Komunii Świętej. W parafii zawrzało.

W całym mieście nastąpiło niemal trzęsienie ziemi, które stało się tematem nr 1. w lokalnej prasie, telewizji regionalnej; niewątpliwie był to news, który potrafił przyćmić nawet smutny los frankowiczów i bardziej zaskoczyć niż szeroki skład Nawałki. No, co tu dużo mówić - wybuchł wielki raban.

W pierwszej chwili zawiązał się komitet strajkowy - niektóre mamy były oburzone na proboszcza, ponieważ już kilka lat wcześniej miały pozamawiane ulubione lokale. Córki zaczęły zapuszczać włosy i pielęgnować paznokcie, aby stylista/fryzjer mógł zrobić dziecko na bóstwo. Był już nawet krawiec i co niektórzy są po pierwszych przymiarkach. Rodzice jednogłośnie podjęli decyzję o tym, że o całej sprawie - czytaj: o aroganckim zachowaniu proboszcza - poinformują biskupa. Jednocześnie postanowili poprosić o pomoc jedną z popularnych stacji komercyjnych na wypadek, gdyby w kurii chcieli zamieść sprawę pod dywan.

DEON.PL POLECA

Kto to widział?! Proboszcz wymyślił jakieś katechezy - każe dzieciom i rodzicom przychodzić co miesiąc na spotkania do zimnego domu parafialnego. Nie bierze pod uwagę, że dzieci mają szkołę muzyczną, karate, tańce, indywidulany język angielski, klub plastyczny, naukę szybkiego czytania, no i jeszcze szkółkę na basenie.

W niedzielę nie mogą chodzić na Mszę dla dzieci, bo to koliduje z zajęciami na uniwersytecie dziecięcym. Na dodatek ksiądz przynudza: wyobraźcie sobie, że w erze zaawansowanych technologii, on każe dzieciom uczyć się na pamięć jakichś formuł, których później odpytuje. Zielonego pojęcia nie ma o nowych trendach w pedagogice albo o ocenianiu kształtującym - o czym również nie omieszkaliśmy mu publicznie zakomunikować. On jest konserwatystą nawet w sposobach nauczania, wyznawcą - powiem przewrotnie - "szkiełka mędrca i oka", a komputer i Internet to go chyba parzą.

[Drogi Czytelniku, jeśli dotarłeś do tego miejsca i już jesteś poirytowany, to… dalej będzie jeszcze gorzej, ale zachęcam Cię - wytrwaj! Autor]

Jemu to wychodzi, ale… tylko stresowanie naszych pociech. No, już totalnym szczytem było, kiedy mówił dzieciom, że grzechy na spowiedzi są objęte tajemnicą. Na szczęście jeden z ojców podczas spotkania zachował trzeźwy umysł i powiedział - przy wszystkich, a jak! - co myśli: że jest to buntowanie dzieci przeciw rodzicom, że rodzic powinien mieć wgląd w karteczkę z grzechami, że takiemu proboszczowi to chyba religia do reszty wyobraźnię zżarła. Ciekawe co by powiedział, gdyby - dla przykładu - jakiś pedofil próbował skrzywdzić nasze dzieci. To co?! To też tajemnica?! Nie, to skrajny brak odpowiedzialności. Natomiast naprawdę przykro się zrobiło, kiedy jeden z dorosłych podzielił się kąśliwą uwagą typu: "czy ten rodzic będzie chciał mieć wgląd również w noc poślubną swego dziecka?". Po prostu gbur!

A tak na marginesie - po co ta spowiedź? Jakaś formułka spowiedzi? O co chodzi? Jakież to dziecko może mieć grzechy? Przecież to jeszcze rozumu nie umie w pełni używać. Po co serwować mu traumę w ciemnym konfesjonale?

A tak w ogóle, to księża powinni nie tylko mówić o papieżu Franciszku, ale go naśladować - On jest taki dobry, otwarty, tolerancyjny (z tymi imigrantami to trochę przesadza) i nowoczesny. Nikogo nie odrzuca, nawet rozwodników. Ostatnio mówi się, że jakąś komisję powołał i że kobiety będzie święcił. Nareszcie!

A nasz kler?! Ręce opadają - chce być bardziej papieski od papieża. O proboszczu już nie wspomnę… pożal się Boże. On nawet dzieciom nie odpuści. Dla niego najważniejsza jest lista obecności - bardziej święta niż Biblia. Wyobraźcie sobie, że na próbną spowiedź przyszedł ojciec z synem i proboszcz nie dopuścił tego dziecka, bo nie chodzili na spotkania. Ale rodzic nie pozostał dłużny, przytarł nosa farorzowi - wygarnął mu, że zna księży, co za kopertę nie robią żadnych problemów. Bo wiadomo przecież, że pieniądz rządzi. W Kościele też!

No cóż?! Biedny ten Pan Jezus - pewnie za głowę się chwyta i w trumnie się przewraca. Naprawdę Mu współczuję. A przecież wyraźnie mówił - ze wzruszeniem przypominam sobie obraz z mojego dzieciństwa, bo widziałem to w filmie religijnym, takim animowanym - żeby nie zabraniać dzieciom do Niego przychodzić. On nie mówił o jakiejś formułce spowiedzi albo o wyznawaniu grzechów. Ale co tam - nasi "czarni" są mądrzejsi.

Rozżalony Rodzic

Z kroniki parafialnej

Wobec zdarzeń, jakie miały miejsce w naszej Parafii, warto zadać sobie pytanie o to, czy I Komunii już w ogóle nie będzie? Odpowiedź jest prosta: będzie, ale to rodzice mają indywidualnie przychodzić i prosić Kościół o sakrament pokuty i Eucharystii dla swoich dzieci. Punkt ciężkości przypada na indywidualne towarzyszenie - każdy katecheta i wikary przez cały rok katechetyczny mają towarzyszyć średnio dziesięciorgu dzieciom-rodzinom podczas ośmiu spotkań. Takich spotkań może być mniej lub więcej - w zależności od tego, czy i kiedy rodzina będzie gotowa. A sama uroczystość Komunii będzie "trwała"… cały rok. Kiedy "kandydaci" i odpowiedzialni rozeznają, że są przygotowani, wówczas na każdej Mszy będzie można wprowadzić dziecko do pełnego uczestnictwa w liturgii.

Oczywiście trzeba wspomnieć, że w diecezji powołano specjalny fundusz na ten cel, ba, nawet miasto się dołoży, bo to w końcu najlepsza inwestycja. Księża/katecheci dostają - może trochę symboliczne, ale zawsze to coś - wynagrodzenie, od którego oczywiście odprowadzają podatek. Likwidujemy zasadę "za Bóg zapłać". Może zorganizujemy mniej sympozjów i konferencji poświęconych rodzinie na manowcach, odwołamy z pompą obchodzone Święto Rodziny, wydamy mniej książek poświęconych trudnej sytuacji dzieci i młodzieży (których i tak nikt nie czyta), odnowimy mniej zabytkowych gzymsów, ale za to zaoszczędzimy i zainwestujemy w coś, co jest nieśmiertelne.

Ksiądz Proboszcz

* * *

PS Szanowny Czytelniku - chcę zaznaczyć, że cały tekst jest formą przenośni, choć zbieżność postaci i wydarzeń przypadkowa, to niestety… w niektórych miejscach może być wysoce prawdopodobna. Więcej aluzji proszę się nie doszukiwać. Świadomie nie tłumaczę okropnych błędów formalnych i teologicznych, od których aż skrzeczy w tekście. Moi "adwersarze" lubią powoływać się na samego Pana Jezusa, więc i ja w tym miejscu się odwołam: "Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!" (por. Łk 14,35) i sam wyciągnie wnioski.

PPS Drogi Rodzicu - wymaga odwagi zadanie sobie pytania, a jeszcze więcej udzielenie na nie odpowiedzi: Dlaczego chcę, aby moje dziecko przystąpiło do Komunii? Jaka jest moja odpowiedź? "Po prostu! Bo tak i już?", "Bo tak trzeba?". Czy to jest wewnętrzne pragnienie mojego serca, czy może jakiś bezwiedny obrzęd graniczący z magią? Dobrze jest dostać prezenty i nie ma się co nimi gorszyć. Kto ich nie uwielbia? Ale jeśli komunijne gadżety są najważniejsze lub ich wartość przybiera monstrualne rozmiary? Moja mama do Komunii Świętej przystępowała ponad 60 lat temu. Najprawdopodobniej był to jeden z roboczych dni tygodnia.

Do Komunii dzieci poszły razem z Panią ze szkoły. Po uroczystości Ksiądz przygotował dla wszystkich kawę zbożową i ciasto. Radość dzieci była jak zapach świeżego wypieku, który mama do dzisiaj pamięta, pomimo nieproszonych zmarszczek na jej twarzy "zacierających" wiele zdarzeń z życiorysu, ale nie naruszających więzi z Bogiem, która choć prosta, to jednak trwa po dziś dzień a nie skończyła się uroczystą chwilą pamiątkowego zdjęcia z księdzem proboszczem. Z kolei wracając do kolegów i koleżanek mamy, to musieli wrócić do domu, aby po południu pilnować krów na pastwisku. No, ale co tam - nie można porównywać, przecież czasy się zmieniają, zegar chodzi jakby szybciej, no i - last but not least - wiele z naszych dzieci nie widziało jeszcze żywej krowy poza łaciatą z półki sklepowej.

Autor - katecheta

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Z pamiętnika rodzica dziecka komunijnego
Komentarze (9)
15 czerwca 2016, 09:14
A ja tym tekstem wcale zachwycony nie jestem. Dlatego, że nastała jakaś nowa moda na historyjki-narzekajki przesączone przenośniami i sarkazmami. Takie teksty oczywiście mają prawie maksymalną ocenę, bo przecież to się tak fajnie czyta. Można znowu w okolicy maja wzbić się na nowe "wyżyny" biadolenia o tym, jak to Komunia Święta jest pobieżnie traktowana (nie twierdzę, że nie jest), trochę coś popisać o "postępującej laicyzacji i sekularyzacji" i zamknąć temat. To samo jest przy corocznym święceniu pokarmów w Wielką Sobotę, a w Wigilię trzeba znowu coś napisać albo powiedzieć o obżartych ateistach przychodzących posłuchać kolęd na Pasterce. Na koniec można spocząć na laurach, że przecież my „prawdziwi katolicy” jeszcze doceniamy wagę tych uroczystości. Może jakaś próba zgłębienia problemu? Znalezienia możliwych przyczyn, rozwiązań, zmian? Jak mądrze wprowadzać te nasze dzieci w kolejne sakramenty? Taka pisanina jest fajna i przyjemna ale zdajmy sobie w końcu sprawę, że niewiele zmienia! Przypomina mi ona tylko dawne szkolne czasy jak zawsze obecnym na lekcji obrywało się za tych, co wagarują.
15 czerwca 2016, 09:28
Przechodząc do senda moim zdaniem to co dzieje się na Komunii Świętej nie jest niczym zaskakującym. Rodzice dziecka sami nie wiedzą po co zawierają Sakrament Małżeństwa (albo myślą, że wiedzą kierując się chwilowymi emocjami), odstawiają takie same szopki biorąc ślub, a potem idąc na Chrzest Święty z dzieckiem. Czemu więc dziwi nas to, co się odstawia przy Komunii Świętej? Pytanie więc co jest nie tak i jak to zmienić? Mnie to też interesuje jako ojca malutkiej córki...żeby nie powielać błędów swoich ani nie iść według propozycji tego świata. Odziwo (pewnie dla niektórych) podejście księży i katechetów do religii i sakramentów nie koniecznie w takiej walce pomaga.
K
Krzysiek
16 czerwca 2016, 07:54
Droga aby to zmienić jest naprawdę prosta (nawet w skali lokalnej), vco nie oznacza, że nie wymaga wysiłku. Tak naprawdę szczyt widać każdej strony i każdy widzi, że aby na niego wejśc to trzeba się namęczyć, a to często nie jest przyjemne. Po pierwsze trzeba razem z żoną popracować nad swoją własną wiarą. To jest bardzo trudne ponieważ wiara to łaska, dlatego zacząłbym od próby zrozumienia co w ogóle chcial nam powiedzieć Jezus. Po drugie, radzę nawiązać kontakt ze środowiskiem ludzi wierzących lub takich co chcą zacząć wierzyć albo chociaż nie są zamknięci przed Bogiem. Teraz możemy w końcu dojśc do katechizacji dzieci. Wbrew temu co się uważa o tych małych smarkach, dzieci na wiele spraw mają dużo mądrzejsze spojrzenie niż dorośli. Praca nad sobą, milość do żony, rozmowa z dziećmi, modlitwa i przede wszystkim dobre czyny, zbliżają dzieci do Boga i dają im rozeznanie czym naprawdę jest chrześcijaństwo i jaki  Ty chcesz być. Jak już zaszczepisz w swoich maluchach te kiełki wiary, które wschodzą u nich bardzo szybko, to wtedy trzeba by się postarać ich związać ze środowiskiem, które wyznaje wartości podbne do Twoich. W końcu nawet najpiękniejsze kwiaty mogą zostać zdeptane. W taki sposób Twoja wiara przyczynia się do rozwoju wiary ludzi z którymi się związałeś, do rozwoju wiary Twoich dzieci, a także poprzez przykład i codzienne dobre życie do szerzenia wiary wśród tych ludzi którzy są jeszcze daleko od Boga. Mam nadzieję, że dobrze rozumiesz mój bełkot. Sednem w rozwoju duchowości od dziecka jesteś Ty, Twoja żona i wasza relacja z Bogiem. Oczywiście tylko do pewnego momentu, bo każdy jest wolny i dziecko również wejdzie w etap, w którym będzie chciąło skonfrontować Twój sposób zycia ze swoimi doświadczeniami.
Barbara G.
14 czerwca 2016, 21:42
Smutne, ale bardzo, bardzo prawdziwe. Znam takie głosy oburzenia rodziców, takie postawy. Co gorsza, znam sytuacje kiedy dziecko poszło do komunii w innej "mniej wymagającej" parafii. Pamiętam też wiele lat temu spotkanie w klasie mojego syna, kiedy wychowawczyni wezwała rodziców, bo kompletnie ignorowali katechetę i zachowywali się na lekcjach religii poniżej krytyki. A rodzice? Bo ksiądz każe im się uczyć! Nie mógłby jak w innej szkole chodzić z nimi na wycieczki i spiewać piosenki przy gitarze?
TJ
taka ja
14 czerwca 2016, 14:45
"Biedny ten Pan Jezus - pewnie (...) w trumnie się przewraca." Dziękuję za tę bezcenną porcję ironicznego humoru ;)
Adrian Wawrzyn
14 czerwca 2016, 12:10
Komunia Święta już dawno przestała być przeżyciem duchowym, a jedynie pretekstem do imprezy rodziców i prezentów. Robi się wielką szopkę ze strojów, fryzur, spotkałem się, że dzieciom nawet zęby wybielano i posyłano na solarium, byle ładnie na zdjęciu wyglądały. Później dzieci z Komunii pamiętają tylko prezenty. Przykre, co się z tym sakramentem stało i wcale nie dziwię się proboszczowi, że podjął taką decyzję.
14 czerwca 2016, 12:31
A po co ustalono taki sakrament? Czy chrześcijanin nie powienien móg przyjmować komunie od momentu chrztu? Moim zdaniem dorobiono sztucznie szopkę, którą mnikt nie traktuje poważnie.
14 czerwca 2016, 11:45
Przecież wszyscy wiemy, że 97% katolików to katolicy przypadkowi, którzy odziedziczyli wiarę i nie są nią zainteresowani.  I bardzo dobrze, bo mamay XXI w. i wiara w mitologię żydowską jest niepoważna.
Kamila
14 czerwca 2016, 10:07
O Boże, spraw, żeby zaczął się realizować scenariusz "Z kroniki parafialnej"!