Wojownicy Pana i księżniczki Maryi. Po co takie podziały?
W duszpasterstwach jest obecna silna genderowa polaryzacja. Może mężczyzna nie musi być "rycerzem”, a kobieta "niewiastą" żeby się odnaleźć w Kościele?
Narzekamy, że w kościołach są tylko kobiety, a mężczyzn brakuje. Gdzie w tym wszystkim są księża, którzy mają prawdziwą władzę? Ponoć nawet kuria pachnie niemęsko... Może jest coś nie tak z modelem duszpasterstwa? A może mamy problem z patriarchalną kulturą?
WSZYSTKIE CZĘŚCI CYKLU DOSTĘPNE SĄ TUTAJ: #KościółKobiet2020
Przeczytaj fragment "Kościoła kobiet":
Sobór, synody, komisje, konsultacje, doradcze rady episkopatów – mało które zetknięcie kobiet z instytucjonalnym Kościołem nie skończyło się w ostatnich pięćdziesięciu latach rozczarowaniem. Na razie kwestia władzy rysuje się w Kościele katolickim dość prosto: ma ją w swoich rękach mniej niż jeden procent jego wiernych, czyli ordynowani mężczyźni. Ta „grupa trzymająca władzę” duchową i administracyjną sama się rekrutuje, poza nadzorem reszty wiernych: przyjmuje kandydatów do seminariów, dopuszcza ich do święceń, wybiera spośród nich biskupów, kardynałów i wreszcie papieża. Władza w Kościele sprawowana jest poza nami, pośród nieprzejrzystych nominacji i zależności oraz przy niemożliwości pociągnięcia do odpowiedzialności tych, którzy jej nadużywają. Czasem jest delegowana, gdy zabraknie rąk do pracy, zawsze jednak pod kontrolą hierarchii złożonej z samych ordynowanych mężczyzn.
Popatrzmy więc tej władzy na ręce. Co możemy, a czego nie? Co musiałoby się zmienić – w prawie czy w głowach – żeby współrządzenie Kościołem przez świeckich, także kobiety, było możliwe? W dobie kościelnych skandali, których istotą jest nadużycie władzy, to nie są śmieszne pytania, wobec których można przejść obojętnie, lecz raczej fundamentalne wołanie, by uczestniczyć na równych prawach we współkształtowaniu Kościoła i jego obecności w świecie.
Gdy mówimy o udziale we władzy w Kościele, do której o dostęp zabiegają kobiety i świeccy mężczyźni, tak naprawdę chodzi o możliwość współtworzenia nie tylko wspólnoty, lecz także ziemskiej instytucji. Trudno uczestniczyć w kształtowaniu Kościoła i jego życiu, kiedy rola świeckich – choć dowartościowana w ostatnich kilkudziesięciu latach – jest wciąż nierówna temu, jak Kościół kształtować mogą duchowni. Kiedy mówimy „Kościół jest…”, „Kościół powinien…”, „Kościół uważa…”, najczęściej mamy na myśli papieża, biskupów i księży, a rzadko wiernych. Gdy więc niemieccy i austriaccy katolicy zapoczątkowali ruch My Jesteśmy Kościołem (Wir Sind Kirche), już sama jego nazwa pachniała rebelianckim potencjałem. Ale tak właśnie jest: my – wszyscy ochrzczeni – jesteśmy Kościołem. Co więcej, jesteśmy w nim nie sami, ale ze wszystkimi, którzy byli w nim kiedyś i którzy będą po nas. Tak dziś o Kościele mówimy w teologii, ale czy tak go doświadczamy w życiu?
Fragment pochodzi z książki "Kościół kobiet" wydanej przez wydawnictwo WAM.
Skomentuj artykuł