Życie prawdziwe, nie wymyślone
Chyba już nie dziwi dzisiejsza tendencja, aby nie tyle zajmować się Jej przywilejami, ale ukazać Maryję jako “kobietę naszych czasów”, kogoś nam bliskiego. Ponad sto lat temu myślała tak młoda karmelitanka z klasztoru w Lisieux.
Można z bezpiecznie stwierdzić, że współczesne Teresie Martin praktyki duszpasterskie w zakresie nauki o Maryi nie wzbudzały jej entuzjazmu. Teresa pod koniec życia mówiła wprost, że chciałaby być kapłanem, aby móc głosić kazania o Maryi. I nie jest to zaraz dowodem na jej walkę o święcenia kobiet! Kazania, mówiła, przedstawiają Maryję tak wysublimowaną, oddaloną poprzez cudowność i wyjątkowość, iż ludziom nie przychodzi w ogóle do głowy, że mogliby Ją naśladować. „Aby, kazanie o Maryi mogło mi się spodobać i przynieść mi pożytek, muszę ujrzeć przed sobą Jej życie, jakim było naprawdę, a nie jakieś życie wymyślone. Jestem przekonana, że Jej prawdziwe życie musiało być zupełnie proste. Przedstawia się Ją tak, że nie można się do niej zbliżyć.”
Teresa kilkakrotnie wspomniała, że poemat Dlaczego kocham Cię, Maryjo byłby jej kazaniem na temat Matki Bożej. Powstał w maju 1897 roku, na cztery miesiące przed śmiercią, jako ostatni z jej dłuższych wierszy. Nazywany jest testamentem Teresy. W wierszu tym Teresa w pierwszym rzędzie przedstawia Maryję w kontekście Ewangelii.
Katolicyzm drugiej połowy XIX Teresa odczuwa jako zbyt oderwany od Pisma Świętego. Ona stała na stanowisku, że nie należy opowiadać „o rzeczach nieprawdopodobnych albo o rzeczach, o których nic nie wiadomo”. Za czysty wymysł uważała na przykład twierdzenie, że Matka Boża nie znała cierpień fizycznych. Nie sądziła, żeby jako trzyletnie dziecko „poszła do świątyni ofiarować się Bogu w uczuciach płonących miłością i nadzwyczajną gorliwością”. Przypuszczała natomiast, że Maryja udała się tam „po prostu z posłuszeństwa dla swoich rodziców”. Dowodziła, że Matka Boga narażona była na wszelkie życiowe trudy.
Pojawia się więc u Teresy pragnienie, może nawet poczucie misji „ by pokazać, że można Ją (Maryję) naśladować, ukazać jej cnoty, powiedzieć, że żyła z wiary jak my (podkreślenie JPM), przytoczyć na to dowody z Ewangelii. Jeden jedyny raz wystarczyłoby mi, by powiedzieć wszystko, co o niej myślę. Najpierw pokazałabym, jak mało wiemy o Jej życiu”.
Francuskie imię własne Marie, Maria, oddawane po polsku ekskluzywną i archaiczną formą Maryja, powtarza się w tekście wiersza czternaście razy, podobnie jak Matka. Przy spolszczaniu poematu polskie tłumaczki nie wykazują się w tym względzie dokładnością i wypełniają przekład wiersza obcymi Teresie wykrzyknikami – wielokrotnie powtarzanymi Święta, Najświętsza, Przenajświętsza, Przeczysta. Tymczasem Teresa preferuje maryjne tytuły ewangeliczne – Matka Boga, Służebnica Pańska, dopiero w dalszej kolejności w tekst włącza pewne metafory, utrwalone w Litanii Loretańskiej.
Nie pomijając tajemnicy Wcielenia Teresa nie skupia się jednak na „nadzwyczajnościach”. Z całym naciskiem podkreśla, że powołanie Maryi z Nazaretu nastąpiło w zwykłych okolicznościach wiary. „Śmiertelna i cierpiąca jak ja” , „szukająca Jezusa w nocy wiary” Maryja żyje „bez zachwytów, cudów, ekstaz” , co w polskim tłumaczeniu wypada znacznie mniej klarownie: „nie zdobiły Cię zachwyty, uniesienia, blaski”. Maryja staje się prototypem wspólnej drogi , la voie commune, drogi Ewangelii, którą można z Nią kroczyć i po której Maryja prowadzi „przybrane” dzieci do Jezusa . „Chcę żyć z Tobą, iść za Tobą każdego dnia” spłycono po polsku pomijając tu owo „iść za Twoim śladem”.
Teresa z Lisieux, „specjalistka” od praktycznego zastosowania doktryny dziecięctwa Bożego, nie jest wcale rzeczniczką postawy infantylnej. Ukazuje relację wzorowaną na stosunkach w rodzinie powiązanej wielką miłością, taką, jakiej sama w domu doświadczyła. Nie ma tu dziecięcego rozkapryszenia, naprzykrzania się rodzicom i zasypywania ich roszczeniami. Na pierwszy plan wysuwa się zawierzenie. Poprzez wiarę i ufność możemy uczestniczyć w bogactwie tej matki, którą Jezus dał nam z Krzyża. W Dlaczego kocham Cię Teresa zawarła dowartościowanie zdziwienia, niepewności, wątpliwości będących częściami składowymi wiary. Szczególnie zastanowiły ją fragmenty Ewangelii Łukasza „Nie rozumieli słowa, które im powiedział” czy ”Jego rodzice dziwili się temu, co o nim mówiono”.
Motywem miłości do Maryi jest jej duchowe macierzyństwo i nasza relacja dziecka. Stwierdzenie „Jestem Twoim dzieckiem” powtarza się w wierszu siedem razy. Z powyższego założenia Teresa wyprowadza dalszy wniosek: „Skarb Matki należy do dziecka”. Jezus staje się naszym Bratem. Teresa nie waha się wprost stwierdzić, że to dzięki Maryi, która jest Jego i naszą Matką. Fakt ten przypieczętowują słowa Jezusa z Krzyża, a także ten fragment (Mt 12, 24-50), w którym Jezus mówi, że matką, braćmi, siostrami czyli najbliższą dla Niego rodziną są ci, którzy pełnią Jego wolę (20-21). Teresa uważa te słowa Jezusa za bardzo mocne i napawające optymizmem .
Maryja właśnie jest najwspanialszym przykładem pełnienia woli Bożej. Wszystko w Niej odnosi się do Boga, a posłuszeństwo stanowi przeciwieństwo bierności. Maryja jest nieustannie i w najwłaściwszy sposób czynna, choć skupiona. Decyduje o sobie - w momencie Zwiastowania dokonuje trudnego wyboru, bez oglądania się na innych. Odważnie stawia czoło trudom. Praktykuje „pokorne cnoty” oraz samodzielnie podejmuje decyzje wyrażające „żarliwą miłość bliźniego”. Wśród kolei życia raduje się i cierpi, przy czym nie ma w niej żadnej wymuszonej ascezy. W wierszu wyraża myśl, że Maryja emanuje radością nie z powodu ubóstwa, ale pomimo niego. Teresa, którą mimo wielkich cierpień słusznie uważa się za radosną świętą, w zgodzie z duchem karmelitańskim ukazuje nie tylko „boleści”, ale i „radości” Maryi.
Maryja jest dla Teresy w pierwszym rzędzie Matką, ale równocześnie ukochaną przewodniczką, mistrzynią na chrześcijańskiej drodze. Jej aspekt jako wspomożycielki stoi u Teresy na dalszym miejscu. Maryja uczy, jak odpowiadać Bogu, ale nie wykonuje za nas naszych zadań. Jest to wyraźne odejście od, nie bójmy się już dziś głośno powiedzieć, wątpliwej pedagogiki, która nie ma nic przeciwko temu, aby kochająca matka wyręczała dzieci, zamiast je wychowywać do zadań, jakie każdego z nas ludzi w życiu czekają. Teresa w miłości idzie znacznie dalej niż ci, którzy „wykorzystują” Maryję koncentrując się głównie na przyzywaniu Jej do pomocy w nieustannych potrzebach.
U Teresy z Lisieux nie ma zaburzenia proporcji i pogmatwania hierarchii. Maryja właśnie jest dla niej wzorem duchowości chrystocentrycznej, silnej poprzez trwanie przy Jezusie, w prostocie, ufności i umiłowaniu. Wielka Francuzka idzie za intuicją Ojca Kościoła, św. Ambrożego, który podkreślał, że Maryja nie jest Bogiem świątyni, ale świątynią Boga.
Teresa ukazuje więc swoją maryjność, pozbawioną „zarówno wszelkiej fałszywej przesady, jak i wszelkiego zbyt ograniczającego spojrzenia”. Kieruje się sercem – to słowo pojawia się w wierszu wiele razy – ale też stoi na twardym gruncie Prawdy Objawionej. Pobożność indywidualna nie przysłania „społecznego wymiaru” przylgnięcia do Maryi poprzez zaangażowanie w codzienne sprawy bliźniego. Co bardzo istotne, Teresa rozszerza duchową przestrzeń, którą zawęziłoby wezwanie „Ilekroć myślisz o Maryi, Maryja za ciebie myśli o Bogu”. Stawia bowiem wymagania wychodzące poza kult maryjny, bo chodzi jej o kultywowanie egzystencjalnej więzi z Theotokos. Mówi ( a przede wszystkim wciela w czyn) swoje przekonanie, że „Ona woli naśladowanie niż zachwyty”. Ale akurat tego sformułowania w polskich przekładach nie znajdziemy.
Artykuł w pełnej wersji ukazał się w miesięczniku Znak, wrzesień 2008
Skomentuj artykuł