1260 minut Lewego - "Robert, nie gwiazdorz"

(fot. PAP/Bartłomiej Zborowski)
Marcin Kaczmarczyk / artykuł nadesłany

"Robert, nie gwiazdorz" - tak Marcin Feddek w swoim felietonie woła do Roberta Lewandowskiego, dlatego że ten ośmielił się nie przyjść na wywiad z dziennikarzem. Nie było mnie tam, także nie wiem, czy Robert powiedział, że weźmie prysznic i przyjdzie, jak twierdzi Feddek, czy też, że weźmie prysznic i pójdzie do domu. Zdając się na jedyną relację z tego wydarzenia rozgoryczonego reportera, trzeba wziąć zachowanie naszego reprezentacyjnego napastnika pod lupę. Ale najpierw mecz.

Jeśli miałbym powiedzieć, że reprezentacja Polski gra nierówno, to tak nierówno, jak droga wojewódzka numer 650 z Bań Mazurskich do Węgorzewa - złapiesz trochę dobrego asfaltu, rozpędzasz się, a tu nagle dwudziestocentymetrowa dziura i pozostaje tylko czekać, i patrzeć, czy amortyzator nie wystrzeli przez maskę.

Pierwsze minuty - palce lizać. Szybko, twardo, a czasami nawet z pierwszej piłki. Po 15 może 20 minutach Eriksen odciął Polakom dopływ tlenu i przez kolejne 25 minut, jak to mawiał mój trener - piach, czyli bryndza, inaczej mówiąc: żenada. Nie wiem, co Fornalik dał piłkarzom w przerwie, ale powinien dawać im to przed meczem. Nierównej gry nie dało się uniknąć, ale był gaz. Było do przodu. W końcu pomocnicy więcej podań słali do napastników, niż do obrońców. Jakub Błaszczykowski - dwie piękne asysty. Jeśli reprezentacja jest jak samochód, to Kuba jest stuoktanowym paliwem do tego auta. Można by tu napisać kilka ciepłych słów o Sobocie, Klichu czy Zielińskim, ale ich grę w tym meczu już każdy docenił. Szczególnie kibice. Gdy z boiska schodził Waldemar Sobota, żegnany był oklaskami. W końcu strzelił bramkę. To nic, że zawalił krycie przy drugiej bramce dla Duńczyków. To się nie liczy, liczy się przecież gol.

Gdy z boiska schodził Lewandowski, kibice go wygwizdali. W końcu nie strzelił bramki od 1260 minut, jak to ktoś skrzętnie wyliczył. W końcu strzelał najwięcej takim "potęgom" jak San Marino. Szkoda tylko, że nie dostrzega się w grze Lewandowskiego czegoś więcej. Robota, jaką wykonuje bez piłki, jest dla tej drużyny niezbędna. Uwaga obrońców, jaką skupia na sobie, jest dla tej drużynie niezbędna. Jego umiejętność przyjęcia i przytrzymania piłki na połowie przeciwnika jest dla tej drużyny niezbędna. Ilość startów do prostopadłych piłek, a przez to robienie miejsca kolegom, jest dla tej drużyny niezbędna. Udział Roberta w rozgrywaniu większości akcji ofensywnych dla tej drużyny jest niezbędny.

DEON.PL POLECA

Robert jest jedynym napastnikiem od dekady, który potrafi coś więcej niż mocno i prosto kopnąć albo wsadzić głowę w polu karnym, jest ofensywnym zbawieniem dla tej drużyny. Reprezentacja już dawno nie miała takiego napastnika. Napastnika, który cały czas rozwija się. Napastnika, który staje się coraz lepszy. Czy to mało, żeby zasłużyć sobie na trochę szacunku? Patrząc na historię, chyba tak.

Weźmy wirtuoza polskiej piłki, jakim był Kazimierz Deyna. Został niemiłosiernie wygwizdany w czasie meczu z Portugalią w 1977 roku na Stadionie Śląskim. Gwizdano, gdy spiker wyczytał nazwisko gracza stołecznej Legii. Gwizdano, gdy Deyna był przy piłce. Wreszcie w 38. minucie kapitan biało-czerwonych strzelił gola bezpośrednio z rzutu rożnego. Na trybunach zapanowała euforia, ale chwilę później kibice zorientowali się, kto jest strzelcem bramki i znów Deynę wygwizdali. Gwizdano również, gdy bohater meczu opuszczał boisko w 83. minucie meczu.

- Pierwszy raz grałem w reprezentacji, mając przeciw sobie polską publiczność - powiedział Deyna po spotkaniu.

Taka to jest miłość kibica. Raz jest, a raz jej nie ma. Raz podziękują Ci za grę, a raz wygwiżdżą. Na tę miłość chyba nie można zapracować. Po prostu jak kibic chce, to ta miłość jest, jak nie chce, to jej nie ma. Może kibice są po prostu sfrustrowani i gwiżdżą? Po Robercie też widać, że jest sfrustrowany, bo chce, ale nie wychodzi. Polscy kibice pożegnali niedawno Cristiano Ronaldo gwizdami, gdy schodził z boiska podczas towarzyskiego meczu z Polską. Polscy kibice pożegnali gwizdami Deynę w meczu z Portugalią. Nie tak dawno gwizdali na Wasilewskiego (facet serce zostawiał na boisku dla reprezentacji, no ale nie w formie teraz, to przecież gwizdać można). Wygwizdali i Lewandowskiego. Małe pytanie: Kto będzie następny? Kogo wygwiżdżą tym razem? Może Błaszczykowskiego, kiedy będzie miał słabszy mecz?


Jeżeli pan Feddek napisał: "Robert nie gwiazdorz!", to ja napiszę: "PANIE FEDDEK, NIE GWIAZDORZ". Jeśli kibice gwiżdżą na najlepszych zawodników reprezentacji, to ja gwiżdżę na kibiców, którzy gwizdali. Kibicem jest się nie tylko w czasie "Mazurka Dąbrowskiego" i podwyższania wyniku z 1:0 na 2:0. Kibic jest z drużyną na dobre i złe, choćby przez 1260 minut nie strzeliła bramki.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

1260 minut Lewego - "Robert, nie gwiazdorz"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.