Ja nie czuję się na siłach, by potępiać innych. A Ty?

(fot. depositphotos.com)
kontrapunktdlaswiata.blog.deon.pl

Jak podchodzić do ludzi, którzy jawnie przeciwstawiają się Bogu. Jak traktować tych, którzy nie chcą zrozumieć idei wiary i chrześcijaństwa. Jak zaprosić do Kościoła wszystkich?

Często widząc osoby w moim wieku (na studiach czy w pracy) dostrzegam tak często przygaszenie, jakieś zrezygnowanie, stagnację, letarg. Ilokrotnie słyszę narzekanie, obgadywanie, skarżenie się, zapętlenie dookoła jednego temat? Jak często można spotkać komentarze pełne negatywnych emocji, jadu, nienawiści, braku chęci zrozumienia? Takich które jedynie niszczą, a nie wnoszą nic, co może przyczynić się do jakiejkolwiek zmiany? Czy gdy mamy zamiar zwrócić uwagę, bo uważamy, że ktoś może się mylić to nie uwzględniamy tego, że sami możemy być w błędzie? Czy przypadkiem nie odrzucamy góry argumentacji drugiej strony i nie chcemy się pochylać nad tym, co buduje światopogląd drugiego człowieka? Jak często jesteśmy zamknięci w sztywne ramy, które zbudowaliśmy sami sobie z naszych racji, przekonań, co potem odbija się na tym, że jakiekolwiek fluktuacje w naszym środowisku i wśród ludzi powodują naszą destabilizację, niezrozumienie z innymi, zamknięcie we własnych czterech ścianach z wielkim żalem i poczuciem niezrozumienia?

Jedną z najcudowniejszych rzeczy, z którą spotyka się w Biblii jest idealnie oddane to, jak złożona, skomplikowana jest istota ludzka. Nieustannie przypomina nam, że jesteśmy bytami, których nie można jednoznacznie ocenić, zaszufladkować, przykleić etykietę – jesteś taki i koniec. Może ona trafić do każdego, bo opisze stan duchowy każdego. Często przeciwko jednej postawie stawianej jako wzorzec można przytoczyć drugą, zupełnie inną, a także słuszną. W naszej wierze te rzeczy się nie wykluczają, a dopełniają. Powoduje mój nieustanny zachwyt, ale jest także ultracenną lekcją pokory. Ukazuje mi to, że sąd nad człowiekiem nie może odbyć się do samego końca życia, że to nie jest w ludzkim zasięgu mówić co jest na pewno słuszne, a co nie. Jedynie przez poznanie Boga możemy poznać to, czym jest grzech i to jak on niszczy. Nie jesteśmy postrzegani zero-jedynkowo. Wszystko jest względne, bo każdy z nas w Jego oczach jest niepowtarzalną indywidualnością.

Dlatego czasem lepiej zwrócić komuś uwagę, a czasem należy najpierw wyjąć belkę ze swojego oka. Czasem należy powiedzieć komuś: „Stary, źle czynisz. Robisz sobie krzywdę”, a czasem przyjrzeć się czy nasze słowa nie są pogardzające jak te faryzeuszy, które były kierowane w stronę Marii Magdaleny. Czasem będziemy mówić Jezusowi, że kocham Cię bardziej niżeli inny, a może się zdarzyć, że zaraz później w czasie próby nie podołamy. Czasem wydaje nam się, że pojęliśmy już naukę Jezusa, a gdy przychodzi czas na oczekiwanie zmartwychwstania będziemy w jakiejś drodze do Emaus, gdzie będziemy szukać nowej drogi życia.

DEON.PL POLECA

Dlatego, by w tym wszystkim nie upaść, nie pogubić się powinniśmy przeciwstawiać się po prostu grzechowi, a nie ludziom.

Grzech jest zabijaniem miłości i krzywdzeniem siebie. Popełniając go odbieramy sobie życie zasiane przez Boga. Jeśli będziemy mówić innym, że to co robią, jest po prostu złe, bez wyjaśnienia, przytaczając tylko, że tak na łamach Pisma zostało przykazane, to powoduje, że ludzie czują się zamknięci w klatce „wolno, nie wolno”. Powoduje to naturalny bunt, a nie doświadczenie wolności, którą niesie wiara. Nie potrafimy dostrzec, jak nasze przykazania pochodzą z tych dwóch najważniejszych, na której jest oparta cała litera Prawa. Tylko przez świadomość tego, co jest źródłem dekalogu, zrozumiemy, że łamiąc którykolwiek z punktów to ranimy miłość Boga, odbieramy sobie szansę bycia kochanymi, niszczymy to co dobre, dookoła nas i w ludziach w naszym otoczeniu. Dopiero wtedy dostrzeżemy zadawane sobie rany na sercu, odebraną nadzieję, momenty bycia rzucanym na kolanach i kompletny brak sił, zamknięcie w kajdanach śmierci.

Aktualnie wśród wierzących jest dużo sporów jak podchodzić do ludzi, którzy jawnie przeciwstawiają się Bogu. Jak traktować tych, którzy nie chcą zrozumieć idei wiary i chrześcijaństwa. Jak zaprosić do Kościoła wszystkich?

Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją

Łk 20, 38

Najważniejsze w tym wydaje mi się pokazywanie ludziom, że w Bogu jest życie. Po prostu. Uświadamianie jak bardzo siebie czymś ranią, jak odbierają sobie szansę spotykania ludzi w miłości. Jak przez swoje działania zakrzywiają definicję tego najpiękniejszego daru i w skutek tego mają spaczony obraz Boga, którego głosimy.

Jedna z cięższych rzeczy, które chrześcijanin może uczynić to pozbawić kogoś myśli, że dla tej konkretnej osoby przebaczenia nie ma. Że przez jej działania jedyna droga jaka mu została to ta zakończona śmiercią i wieczną karą. Przyczynienie się do tego, że ktoś postawi na sobie krzyżyk, a przez to zacznie myśleć, że nie zasługuje na przebaczenie Boga, które zawisło na krzyżu jest pozbawieniem kogoś przedwcześnie szansy na zmartwychwstanie. Do samej śmierci każdy z nas ma szansę się pojednać. Jezus umarł za każdego. Nie ma wyjątku. Nie jest to w naszej mocy ani w zasięgu naszych możliwości sądzić kogokolwiek. Dopiero Bóg po śmierci rozdzieli nas na owce i kozły.

Ja nie czuję się na siłach, by potępiać. Czasem warto zwrócić uwagę. Z drugiej strony ważniejsze jets dla mnie wskazywanie tego, czym żyję. Pragnę wskazywać na fundamenty swojej codzienności: na nadzieję, przebaczenie, miłosierdzie, zbawienie, krzyż. Wolę pokazać na sobie, że dzięki Niemu jestem wolna, uświadomić, że dzięki wierze można żyć inaczej. Powodować u ludzi konsternację co daje mi tyle siły, energii, uśmiechu. Dlaczego jestem tak żywą osobą? Dlaczego tak bardzo pragnę tej miłości? Skąd mam siłę o nią walczyć? Dlaczego nie jestem pozbawionym emocji cyborgiem, odhaczającym kolejne zadania w liście obowiązków, zdobywające kolejne celu, biegające za czymś, co wydaje nam się być źródłem szczęścia, a jestem człowiekiem z krwi i kości, zrodzonym z miłości i chcącym w niej oraz dla niej umrzeć?

W tym wszystkim chcę słuchać, chcę wychodzić do ludzi. Nie chcę zamykać drzwi mówiąc źle czynisz. Wolę zaprosić kogoś do swojego życia, do swojego domu, pokazać to jak pięknie może być umeblowane serce, jak ogromny spokój panuje w nim, a dopiero później uświadomić kto wprowadza chaos w życiu tej drugiej osoby. Dlaczego ona nosi tyle ran na sercu, skąd wynika ten ból i smutek. Najważniejsze dla mnie jest po prostu dać tę nadzieję, że można zmartwychwstać. Głosić, że jest pokój nie z tego świata. Wskazywać na to, że jest Ktoś, kto dźwiga z kolan i pozwala iść do przodu, Ktoś kto pilnuje, żebyś nie upadł, a jeśli Ci się to zdarzy z czułością opatrzy wszystkie rany.

Dopiero żniwiarz oddzieli chwasty od ziaren. My nigdy nie poznamy do końca serca drugiego człowieka. Myślę, że sami także nie chcemy być sądzeni. Ja czuję się zdecydowanie zbyt mała, przez co wydaje mi się przytłaczające brzemię obowiązku nieustannego pouczania. Wolę zostawić to Temu, który jako Jedyny może się tego podjąć.

Zamiast dzielić lepiej łączyć. Trzeba być także świadomym, że tym, czym się karmimy, tym będziemy potem obdarowywać innych. Działajmy tak, żeby to co robimy, budowało. Po prostu. Jesteśmy ludźmi żywymi. Dzięki temu dajemy sobie, ludziom dookoła duchowe, boskie schronienie w naszej materialnej, ludzkiej rzeczywistości.

Tekst pochodzi z bloga kontrapunktdlaswiata.blog.deon.pl. Chcesz zostać naszym blogerem? Dołącz do blogosfery DEON.pl!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Ja nie czuję się na siłach, by potępiać innych. A Ty?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.