Jeśli nie wiadomo...
Raz po raz słyszę, jak to politycy, czy kochani rodacy głośno się oburzają. Zawsze ciekawi mnie, z jakiego powodu tym razem. Mamy aktualnie w Polsce kilka takich "tematów dyżurnych", spośród których śmiało mogę obstawiać.
Pytam: Smoleńsk? Nie. Mama Madzi? Nie. To na pewno w Sejmie opozycja zrobiła coś śmiesznego. Też nie? Zostaje mi w takim razie ostatni, chociaż jeden z głównych tematów - Kościół. No i o co może ludziom tym razem chodzić? Powszechnie wiadomo, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. No, a jeśli już o kościelnych pieniądzach mowa, to nagle okazuje się, że w Polsce jest wiele osób, które znają się na Funduszu Kościelnym tak, jakby z biskupami zjedli nie jedną, a setki beczek soli.
Szczerze mówiąc, jeśli chodzi o kolejną dyskusję o pieniądzach Kościoła, to nie muszę nawet czytać gazet, ani oglądać telewizji. Nie macie czasem takiego wrażenia? Ta sama, powtarzana za każdym razem gadka. Zanim w ogóle zacznę się przysłuchiwać, już wiem, że usłyszę między innymi o: biskupach jeżdżących "lexusami", proboszczach, zdzierających z biednych parafian i wikarych, okradających staruszki. Aaa, byłbym zapomniał! Jeszcze te wszystkie kościoły, w których jest tyle złota i kosztowności, że wystarczyłoby na wykarmienie wszystkich głodnych w Afryce i Azji, a jeszcze by zostało na inne szczytne cele.
Wszystkie te zarzuty otoczone są oczywiście wielkimi liczbami, ile to wszystko kosztuje, ile osób głoduje na świecie, ile by za to można ludzi wykarmić i ciągłym powtarzaniem przykazań i cytatów z Pisma Świętego, które pasują do całej sytuacji jak pięść do nosa. No ale skoro z Pisma Świętego, to każdy pobożny kapłan powinien przerazić się mądrości oburzonych i co prędzej oddać wszystko, co posiada najgłośniej krzyczącym. Toż to w końcu z Biblii!
Po wysłuchaniu wszystkich tych argumentów i "dowodów" na to, jak ten straszny kler żeruje na społeczeństwie, zdarza się, że ktoś poprosi mnie o wypowiedzenie swojego zdania. W głowie pojawia mi się zawsze wiele argumentów: że Kościół przecież pomaga biednym, że prowadzi misje na całym świecie, przedszkola, szkoły, domy dziecka, poprawczaki, domy dla samotnych matek…, że przecież Caritas pomaga najbardziej potrzebującym, że nikt nie przeznacza na biednych tyle, co Kościół…
Jednak, po chwili, kiedy przypomnę sobie, że wszystkich tych argumentów używałem już nie raz, dociera do mnie okrutna prawda - że, niezależnie od tego, co powiem i jakich argumentów użyję, pod koniec swojej wypowiedzi usłyszę to samo: "Ty jesteś wierzący i dlatego ich tak bronisz". Po czymś takim dociera do mnie, że ta rozmowa po prostu nie ma sensu. Dlaczego? Dlatego, że tu nie chodzi o to, jak jest naprawdę. Oczywiście nie wszystkim, dlatego, że są tacy, którzy po prostu nie wiedzą, jaka jest prawda. Pozostałym chodzi jednak o to, żeby sobie ponarzekać, a jak narzekać to najlepiej na Kościół. A wiecie dlaczego? Bo nie odda. I w ten sposób historia się powtarza i powtarza, i będzie się tak powtarzać, kiedy tylko ludziom powodu do oburzenia zabraknie.
Ostatnio widziałem coś, co na pierwszy rzut oka i naszym politykom i naszym kochanym, tak zatroskanym o innych, rodakom na pewno by się spodobało. Mianowicie 1 kwietnia moim oczom ukazał się następujący komunikat: "Listem apostolskim Decimatis enim Regnum, papież Franciszek nałożył na duchownych katolickich obowiązek składania tzw. dziesięciny dla ubogich (10% od dochodów)." Przyznam się, że szkoda mi było, gdy okazało się, że to tylko primaaprilisowy żart i żadnej dziesięciny nie będzie. Chociaż może to i lepiej? Bo gdyby ci wszyscy "pazerni" księża nagle zaczęli pomagać biednym, to na co byśmy się wtedy tak głośno oburzali? A tak, temat dyżurny ciągle mamy pod ręką.
Skomentuj artykuł