Niklińska tonie, tonie
Dziś zupełnie przez przypadek wpadł mi w oko artykuł o Pani Marysi Niklińskiej. Zaciekawiłam się bardzo, bowiem pamiętam ją jeszcze z czasów 5 10 15 i jakoś lubiłam ją na ekranie, chociaż jej role nie przypadały mi szczególnie do gustu.
Rozczytałam się więc i dowiedziałam się, że Pani Marysia wydaje płytę, bo podobno pięknie śpiewa. Z niecierpliwością wyszperałam w necie teledysk do piosenki "Ile jeszcze", który promuje jej płytę. To co zobaczyłam powaliło mnie na łopatki. Nie spodziewałam się czegoś takiego.... Niklińska całująca się z kobietą. Niklińska w roli siostry zakonnej. Opłatek, różaniec... Pytam się: co to ma być??? Oglądałam i nie dowierzałam własnym oczom. Piękny głoś, piękna kobieta, piękna nuta i teledysk, który rodzi niesmak i zaskoczenie. Zastanawiam się, do kogo jest skierowany i co ma mi powiedzieć. Jak wyczytałam, jest dziełem samej artystki, więc w połączeniu z tekstem powinien dać nam odbiorcom przekaz, którego ja zupełnie nie umiem odczytać. Może nie dorosłam do twórczości Niklińskiej, a może to nie twórczość tylko sposób na zarobienie kasy? Dlaczego Pani Marysia posunęła się do tak kontrowersyjnego pomysłu, by promować siebie i swoja płytę? Czyżby samo jej nazwisko nie wystarczyło? Mogę się domyślać, że ciężko w Polsce zadebiutować, wbić się w muzyczny świat... A kiedy pokażemy trochę erotyzmu i to w wydaniu kobiecym, a do tego dołożymy akcent religijny - sukces gwarantowany! A przecież można było zupełnie inaczej... Szkoda. Bo bardzo chętnie posłuchałabym utworów Pani Marysi i poczekała na ciąg dalszy jej muzycznej kariery. Teraz jednak nie mam zamiaru ani słuchać, ani oglądać. Boję się, co też jeszcze mogę zobaczyć. Moim zdaniem Niklińska utonęła, zanim jeszcze wypłynęła na szerokie wody...
Skomentuj artykuł