Nokaut na pustyni

(fot. snow0810 / flickr.com / CC BY)
www.marcin1985.blogspot.com

Obejrzałem w swoim życiu wiele filmów. Na półkę "podobało mi się", mógłbym postawić kilkadziesiąt tytułów, ale jeden zasługuje na najwyższe uznanie. To "Rocky" z 1976 roku. Jest to pierwsza część przygód przeciętnego boksera z Filadelfii.

Według Wikipedii kuszenie to - rodzaj oddziaływania, które ma skłonić kogoś do zrobienia czegoś złego (zazwyczaj w znaczeniu moralnym lub negatywnych konsekwencji). Ciężko się z tym nie zgodzić. Do kuszenia zazwyczaj potrzebnych jest kilka czynników. Pierwszy to kusiciel, drugi przedmiot kuszenia, a trzeci odbiorca kuszenia. Pierwszy poprzez drugi działa na trzeci. Trzeci może poddać się drugiemu i wprawić w zachwyt pierwszego. Trzeci może także oprzeć się drugiemu, przez co pierwszy będzie musiał spakować swój przedmiot kuszenia do kusitorby, i pójść z nią w siną dal. Dużo zależy oczywiście od formy poszczególnych elementów tej układanki.

Rocky Balboa

DEON.PL POLECA

Obejrzałem w swoim życiu wiele filmów. Na półkę "podobało mi się", mógłbym postawić kilkadziesiąt tytułów, ale jeden zasługuje na najwyższe uznanie. To "Rocky" z 1976 roku. Jest to pierwsza część przygód przeciętnego boksera z Filadelfii. Bohater zarabia na życie, walcząc w podrzędnych pojedynkach. Kokosów z tego nie ma, więc dorabia, ściągając długi dla lokalnego gangstera. Pewnego dnia dostaje wielką szansę. Mistrz świata wagi ciężkiej Apollo Creed wyzywa go na pojedynek, którego stawką jest mistrzowski tytuł. Rocky na starcie jest przegrany. Nikt nie daje mu szans. Wszyscy mówią mu, że ten pojedynek to szansa, ale jedynie na zarobienie kasy. On jednak wierzy i jest pełen determinacji. Ma nadzieję, która jest jego pięciolitrowym silnikiem w wyścigu do spełnienia marzeń.

Kiedy pierwszy raz oglądałem ten film, miałem chyba 13 lat. To, co najbardziej mnie urzekło, to oczywiście finałowa walka. Facet dostaje niewyobrażalne bęcki, a stoi na nogach i walczy o swoje marzenia. Każdy inny leżałby na ringu, po którymś nokaucie z rzędu, ale on nie. On nie dopuszcza do siebie myśli o porażce. Wie, w jakim znalazł się miejscu. Wie, ile kosztowało go wysiłku znalezienie się tu i teraz. Wie, dlaczego to robi i jest w pełni świadomy celu i drogi, jaką wybrał. Nie poddaje się, bo jest twardzielem.

Na pustyni

Droga, jaką obieramy, w życiu stawia przed nami wymagania. Wielokrotnie jesteśmy poddawani próbom. Wielokrotnie też uciekamy od wysiłku, problemów i ofiary, jaką musielibyśmy ponieść, żeby wytrwać w drodze do celu. Obieramy łatwiejszą drogę. Tę wygodną, na której problemy są mniejsze i przez którą przejście nie wymaga tak wielkiego wysiłku. Często jest to droga fałszywa, zmuszająca do oszukania kogoś, kłamstwa lub poświęcenia dobra innej osoby. Na tej drodze jest wiele pokus, które świecą po oczach napisami typu: "tak będzie łatwiej", "po co się męczysz?", "czy nie chcesz szybciej i mocniej, bez bólu, bez cierpienia?". Wtedy możemy przekonać się jacy naprawdę jesteśmy silni, jak bardzo nam zależy. Jezusowi zależało. Wiedział, jaki jest cel Jego bycia na ziemi. Wiedział, że nie jest to łatwa droga. Wiedział też, że szatan na pustyni kusi, trafiając w najbardziej logiczne miejsca, w podstawowe ludzkie potrzeby i pokusy, takie jak głód, chwała i chęć posiadania. Chrystus nie dopuścił do siebie nawet myśli o zwątpieniu w Swego Ojca. Był zdeterminowany, pełen nadziei, ufności i Ducha Świętego. Gdybym pokusił się o bokserskie porównanie, to powiedziałbym, że Chrystus dał szatanowi w bęcki, tak że ten musiał zebrać się i poszukać swojej diabelskiej szczęki, kilka ładnych kilometrów od pustyni.

Patrząc na czas pobytu Jezusa na pustyni, zdaję sobie sprawę z cholernie ważnej części mojego życia. Z ciągłej i ustawicznej pracy nad sobą. Z tego, że jeśli chce iść drogą wiary, to muszę być jak Jezus na pustyni, jak Rocky na ringu, pełen determinacji i świadomy tego, po co to robię, po co idę. Tej wytrwałości życzę wszystkim.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nokaut na pustyni
Komentarze (1)
Patryk Rutkowski
21 lutego 2013, 22:09
Ciekawy artykuł, zwłaszcza, że sam jestem fanem boksera z Filadelfi :) Fajne porównanie. Nie myślałem o tym, w ten sposób, że wszak my jesteśmy takimi przeciętnymi bokserami. Ale trzeba umieć walczyć o swoje. Pozdrawiam