"Postępowi" luminarze

(fot. Jeff Kubina / flickr.com / CC BY)
andrzejkrempel / artykuł nadesłany

Co jakiś czas wychodzą u nas książki p. Dawkinsa. Wypocin tego mędrca nie czytałem - nie mogę się więc odnosić do konkretnych jego poglądów, ale ogólne tezy są mi znane. Poznając je, odnoszę wrażenie, że albo ten pan kompletnie nie zna europejskiej filozofii, albo udaje, że jej nie zna. Jeżeli to drugie, to robi ze swoich czytelników zwyczajnych idiotów. Zanim jednak przejdę do spraw Matki Wszystkich Nauk, pozwolę sobie na małą dygresję.

Kiedy czytamy starożytne poglądy, próbujące opisać świat rozumowo, nierzadko zdają się one być równie niedorzeczne jak współczesne im opowieści mityczne (czyt. religijne). Przecież arystotelesowska teoria substancji nie wytrzymuje krytyki ani chemii, ani fizyki. Niemniej jednak dorobek antycznych myślicieli w zakresie metodologii legł u podstaw średniowiecznej logiki, a za jej pośrednictwem dziewiętnasto i dwudziestowiecznej nauki. Zbyt łatwe więc dyskredytowanie jakichś poglądów może sprawić, że umknie coś, co ma fundamentalne znaczenie dla naszych obecnych postaw.

Ale przejdźmy do filozofii. Chodzi mi szczególnie o filozofię transcendentalną w rozumieniu Immanuela Kanta i Edmunda Husserla. Kant doszedł do wniosku, że nie możemy powiedzieć nic pewnego na temat materialnego świata, który nas otacza. To znaczy: możemy powiedzieć tylko o tym, co do naszych zmysłów dociera. A docierają zjawiska: obrazy, dźwięki, zapachy, smaki. Muszą one od czegoś pochodzić. Same z siebie się nie biorą, ale co jest ich źródłem? Tego powiedzieć się nie da. Kant nazwał to "rzeczami samymi w sobie" - tyle i tylko tyle.

Nasz umysł postrzega świat w swoisty sposób, zjawiska umieszcza w czasie i przestrzeni. Myśli o nich także po swojemu, po ludzku. Może więc świat rzeczywisty być inny, ale jaki? Można o nim myśleć inaczej, ale w jaki sposób? Na te pytania nie da się udzielić odpowiedzi. Musielibyśmy przestać być ludźmi.

Edmund Husserl w ogóle nie zajmował się opisem świata. Zatrzymał się na samych zjawiskach, wrażeniach (fenomenach - jak je nazywał). Twierdził, że sens dostrzeganych obrazów, dźwięków itp. nie pochodzi od nich samych, ale jest tworzony w świadomości. To właśnie nasza, ludzka świadomość sprawia, że wszystko dokoła jest czymś dla nas konkretnym, mającym jakieś przeznaczenie, jakiś kształt i wielkość. Do czego prowadzi nas myślenie obu filozofów? Ano do takiego wniosku, że nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy  świat, jaki widzimy, jest rzeczywiście taki, czy też się takim wydaje. Żeby móc coś pewnego orzec, musielibyśmy wyzwolić się z naszych umysłów, z naszych ciał, stanąć niejako obok i wtedy popatrzeć. Ale tak się niestety nie da.

Nauka współczesna nie zastanawia się nad tym problemem. Milcząco przyjmuje, że ani zmysły, ani rozum nas nie okłamują. Innym twierdzeniom odmawia prawa nazywania się sensownymi, odrzuca je jako nienaukowe - czyli błędne. Nie da się ich przecież udowodnić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie wyszła tu najgłębiej skrywana tajemnica, sekret godny tropicieli w rodzaju p. Dana Browna - nauka opiera się na twierdzeniu: zmysły mówią prawdę. Z punktu widzenia logiki twierdzenie to jest jednak tak samo prawdziwe (lub nieprawdziwe), jak to, że Bóg istnieje. Ani jednego, ani drugiego dowieść nie sposób.

Nauka sprawdziła się doskonale, umożliwiając powstanie cywilizacji, a w konsekwencji obserwowanego dzisiaj postępu technicznego. Nie była jednak w stanie sprawić, żeby człowiek poczuł się w swoim niby świecie w pełni swojsko, bezpiecznie. Stale nęka go nie dająca się zrozumieć trwoga. Szuka sensu życia, próbuje zrozumieć siebie, innych. Nie potrafi zaakceptować cierpienia, śmierci. Człowiek podporządkował sobie świat, a mimo to czuje, że jest temu światu całkowicie obojętny. Potrzebuje zrozumienia, współczucia, a nade wszystko pewności. Nauka mu tego nie daje.

Doskonale widać to w przypadku tych, którzy naukę zaczęli traktować jako swoistą religię. Tworzą dogmaty, zaczynają wierzyć w teorie naukowe, zamykają się na ich krytykę, choćby nawet racjonalną. Właśnie: wierzą, choć wiara to nie sfera nauki. Czynią to jednak, bo potrzebują pewności, a tylko wiara daje pewność. Szczególnie wiara fanatyczna. Na tym można skończyć wywody, ale pozostało coś jeszcze.

"Postępowi" luminarze nauki z jakichś przyczyn nie wspominają, że cała nauka opiera się na pewnych pojęciach i założeniach, których żadna teoria naukowa nie jest w stanie wyjaśnić i zdefiniować - chodzi tu szczególnie o pojęcie prawdy. Każda naukowa teoria, aby taką być, musi poprawnie opisywać zjawisko, wyjaśniać jego przyczyny i przewidywać następstwa. Musi więc być prawdziwa. Ale cóż to znaczy? Jest wiele definicji prawdy. To jednak mają wspólne, że uznają, iż coś takiego jak prawda w ogóle istnieje. Żeby mówić o prawdzie, musimy uznać, że jest ona niezależna ani od człowieka, ani od sytuacji, w której on się znajduje. Inaczej byłaby czymś względnym, a taka nie pozwoliłaby powiedzieć o świecie niczego pewnego. Stale by się zmieniała, jak zmienia się świat. Musi więc być prawda zakorzeniona w rzeczywistości pozostającej poza światem, czyli mieć charakter absolutny (np. boski).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Postępowi" luminarze
Komentarze (3)
MR
Maciej Roszkowski
8 lipca 2013, 14:42
"Postępowi" chca swój, niekiedy autentyczny, autorytet w jakieś dziedzinie przenieść na inne. I tak Dawkins uznany autorytet w dziedzinie genetyki wypowiada się o religii, znany kameralista przesądza kwestie polityczne, a niezły kiedyś rezyser ocenia wszystkich i wszystko machają kłonicą.
BL
bio logiczny
8 lipca 2013, 14:10
kretynizm transcendentalny
PG
przewrotny gorgiasz
15 maja 2013, 09:14
Jak się tym nazbyt przejmiemy teoriami ontologicznymi i fenomenologią, to w końcu zostaniemy solipsystami...