Żeby nie przegadać
O co mi chodzi: O nadużywanie imienia Bożego. Wszędzie i przy najróżniejszych okazjach. Czas to zmienić. I najlepiej zacząć od siebie.
Gdy byłam dzieckiem opowiedziano mi bajkę podobnej treści: Pewien chłopiec mieszkał w małej wiosce nieopodal lasu. Pewnego dnia przybiega do wsi wystraszony krzycząc, że wilki atakują pasące się owce. Silni mężczyźni chwycili za broń i pędem ruszyli ku hali. Okazało się jednak, że to głupi żart.
Gdy ludzie zapomnieli już o tamtym incydencie, chłopak wracając z pola darł się w niebogłosy, że ktoś podpalił stogi siana. I tym razem ludzie chwycili za wiadra i spieszyli z pomocą. To również okazało się być kawałem.
Nie trudno się domyślić, czy nieodpowiedzialny kawalarz mógł liczyć na pomoc, gdy nurt rzeki porwał jego pieska…
To tytułem wstępu. A teraz o co mi chodzi: O nadużywanie imienia Bożego. Wszędzie i przy najróżniejszych okazjach. Słychać je jak nie kilka, to kilkanaście razy dziennie, w zachwycie "O,...", strachu "Imię Boga i Jego Matki", zaskoczeniu, czy znudzeniu ".…., znowu?" Ludzie z otoczenia reagują imieniem Bożym i Jego Matki, odnoszą się do jego świętych ran.
Najgorsze, że to wszystko nie przez pobożność. Nie w akcie strzelistym, a czasami wręcz w towarzystwie wulgaryzmów. Święte imiona wymawiane są niedbale, jak przerywnik, bezmyślnie, chyba nawet nieświadomie.
Czas to zmienić. I najlepiej zacząć od siebie. A że mnie się udało, to zachęcam i Ciebie. Stwierdziłam "tyle, to chyba mogę zrobić", wiem że możesz i Ty. Sam rozeznaj.
A pomyśleć, że kiedyś wcale nie było wolno wypowiadać Bożego imienia. Cieszmy się więc z możliwości zwracania się do Boga w potrzebie modlitwy, i szanujmy Go.
Skomentuj artykuł