Anioł, który chciał być świętym

Artur Stelmasiak

"Jezus nie będzie zadowolony ze mnie, dopóki nie stanę się lub przynajmniej nie będę starał się być świętym" - te słowa młodego ks. Angela Roncallego były głównym celem jego życia. Teraz Kościół uroczyście potwierdzi, że cel został osiągnięty.

Śmierć Jana XXIII nie przerwała prac Soboru Watykańskiego II. Gdy jesienią 1964 r. znów zjechali się biskupi i teolodzy do Watykanu, wśród nich był najmłodszy biskup świata 34-letni Bohdan Bejze z Łodzi. Kiedy ojcowie soborowi dyskutowali nad schematem przyszłej Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym, głos zabrał świeżo upieczony biskup Bejze. Zaproponował, aby ojcowie soborowi beatyfikowali przez aklamację zmarłego papieża Jana XXIII.

- Spotkało się to z aplauzem zgromadzonych, ale raczej ogólnym i nieco jakby zdawkowym - wspomina w rozmowie z KAI 99-letni kard. Loris Francesco Capovilla, osobisty sekretarz Jana XXIII. - Do bp. Bohdana podeszli wtedy kard. Stefan Wyszyński i abp Karol Wojtyła, uściskali mu dłoń i gratulowali inicjatywy. Dziś jeszcze raz chcę podziękować Polakom za ich szczególne poparcie dla papieża Roncallego.

Papież Paweł VI zdecydował, że zostanie przeprowadzony normalny proces. - Była to decyzja opatrznościowa, bo dzięki temu zebrano świadectwa kilkuset osób i zgromadzono ponad 10 tys. dokumentów. Można więc dokładnie przestudiować misterium świętości Jana XXIII - powiedział w rozmowie z "Niedzielą" o. Luca de Rosa, postulator jego procesu. I choć pomiędzy jego beatyfikacją a kanonizacją nie zdążono udokumentować medycznie cudu, nie znaczy to, że go nie ma. - Mamy bardzo bogatą dokumentację cudów za wstawiennictwem bł. Jan XXIII - tłumaczy kard. Angelo Amato, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. - Papież Franciszek nie uchylił konieczności wykazania cudu. On tylko przyspieszył datę kanonizacji.

Z biednej rodziny

Roncalli urodził się 25 listopada 1881 r. w Sotto il Monte, które obecnie nosi nazwę Sotto il Monte Giovanni XXIII. Tego samego dnia rodzice dali mu na chrzcie imiona Angelo Giuseppe. Imię Angelo dostał po dziadku. W tłumaczeniu na język polski brzmi ono po prostu - Anioł.

Wychował się w biednej, ale bardzo religijnej rodzinie. Był czwartym z czternaściorga dzieci. Na kolacje codziennie była tylko poleta - potrawa z mąki kukurydzianej i wody, ale Angelo tej biedy wcale nie dostrzegał, bo wokół niego wszyscy żyli tak samo skromnie. Dopiero, gdy wyruszył w daleki świat, dostrzegł bogactwo duchowe swojej rodziny, ale także jej biedę materialną. "Istnieją trzy możliwości, aby siebie zrujnować: kobiety, karty i gospodarka rolna. Mój ojciec wybrał tę ostatnią i najtrudniejszą drogę" - komentował z właściwym sobie humorem.

Młody Angelo szybko poznał wielki świat. Kształcił się pod okiem znakomitych profesorów i wychowawców, nigdy jednak nie zapomniał, kim jest i skąd pochodzi.

- Wuj przyjeżdżał do naszej wsi rokrocznie na urlop, gdy był już delegatem apostolskim w Bułgarii, potem w Turcji i Grecji - wspominała na łamach austriackiego pisma "Alle Welt" s. Anna Roncalli, bratanica św. Jana XXIII. Nie przeszkadzało mu, że w niewielkim rodzinnym domu mieszkało aż 20 osób. Abp Roncalli lubił spacerować po wsi, odwiedzał swoich braci i znajomych.

"Odkąd wyszedłem z domu, poznałem wiele rzeczy, których wy nie mogliście mi przekazać. Ale te nieliczne, których się od was nauczyłem, są najcenniejsze" - tak mówił do swoich rodziców, gdy był już dojrzałym kapłanem.

Jak zostać świętym?

Powołanie do kapłaństwa towarzyszyło mu od najmłodszych lat. Jego pierwszym przewodnikiem duchowym był zwykły, skromny wiejski proboszcz - ks. Rebuzzini. To dzięki jego wsparciu mógł kontynuować naukę w niższym seminarium w Bergamo. Gdy dał się poznać jako zdolny uczeń, otrzymał stypendium papieskiego seminarium w Rzymie.

Jego powołanie było praktycznie bezdyskusyjne. "Dostałem łaskę do powołania kapłańskiego. Od dziecka nie myślałem o niczym innym" - zapisał Jan XXIII w notatkach do swojej biografii, której nigdy nie ukończył. Co więcej, wyznał, że przez całe swoje życie nigdy nie miał żadnej pokusy nieczystości. - Był tym samym człowiekiem zarówno przy ołtarzu, jak i kiedy od niego odchodził - wspomina kard. Capovilla.

Pragnienie świętości u Angela Roncallego było nieodłącznym elementem jego życia wewnętrznego. Wątek ten można śledzić dzięki "Dziennikowi duszy", w którym pierwsze zapiski sporządził już jako 14-letni chłopiec.

Początkowo chciał we wszystkim naśladować świętych. Później widzimy jego chrześcijańskie dojrzewanie i ewolucję. "Myśl, wobec której się zobowiązałem i z której bierze się moje jedyne zadanie, żeby stać się świętym za wszelką cenę, musi być moją nieustanną troską. Ma to być jednak troska pogodna i spokojna, a nie nużąca i pełna tyranii" - zapisał tuż po święceniach kapłańskich ks. Roncalli.
Tego typu słowa św. Jan XXIII zapisywał przez całe swoje życie. Z "Dziennika" wyłania się człowiek, którego głównym życiowym powołaniem jest naśladowanie Chrystusa w czasach współczesnych, czyli odnalezienie recepty na osobistą świętość. "Wszędzie nazywają mnie Ojcem Świętym, jakby to był mój główny tytuł, muszę i chcę być nim naprawdę" - pisał już jako Jan XXIII.

Człowiek dialogu

Wiadomo już, że ks. Roncalli pochodził z biednej podgórskiej miejscowości. Był pobożny i bardzo chciał zostać świętym. Jednak jego postać prowokuje pytania: Skąd u syna prostego rolnika wzięła się chęć zwołania soboru i przebudowy Kościoła? Gdzie w katolickich Włoszech zrodziła się wielka ekumeniczna miłość do innych wyznań?

Już jako kleryk fascynował się historią Kościoła, a zwłaszcza pierwszym tysiącleciem, kiedy nie było jeszcze zasadniczych podziałów wśród chrześcijan. Znał doskonale języki starożytne, a w seminarium wykładał m.in. Ojców Kościoła. Był zagorzałym bibliofilem. Przez całe życie kolekcjonował starodruki. Zgłębianie historii było jego największą pasją i rozrywką. Gdy był nuncjuszem w Paryżu, jego kucharz zastanawiał się nad otyłością abp. Roncallego. - Gruby jest jak proboszcz, a je jak wróbel. Tyje od książek, które tomami pożera - wspominał kucharz Roger.

Oprócz wnikliwej analizy historii oraz pism Ojców Kościoła jest jeszcze jeden aspekt biografii Jana XXIII, który mógł mieć wpływ na jego papieskie decyzje. Można powiedzieć, że Roncalli był przedstawicielem starej szkoły watykańskiej, kiedy to biskupów, kardynałów i przyszłych papieży wybierano spośród doświadczonych dyplomatów. To właśnie podczas misji dyplomatycznych w Bułgarii, Turcji, Grecji oraz w Paryżu ks. Angelo uczył się w praktyce dialogu z innowiercami i niewierzącymi.

W rozmowie ze swoim sekretarzem wspominał kiedyś spotkanie z prawosławnym młodzieńcem w Bułgarii. - Panie, przedstawicielu papieża, chciałbym pojechać na studia do Rzymu, jeśli uzyska Pan dla mnie stypendium, to jestem gotów stać się nawet katolikiem - mówił młody człowiek. Abp Roncalli szybko ostudził zapędy 22-letniego Bułgara. - Niech pan nauczy się miłować Jezusa, swój naród i jemu służyć. A skoro stwarza mi pan okazję, to chciałbym jasno powiedzieć, że my, katolicy i prawosławni, nie jesteśmy nieprzyjaciółmi, lecz braćmi. Łączy nas Księga Bożego Objawienia, chrzest, sakramenty, a zwłaszcza Msza św. i nabożeństwo do Matki Bożej - tłumaczył przedstawiciel Watykanu. - Rzeczywiście, istnieje kwestia braku jedności, ale to rozdarcie nastąpiło tysiąc lat temu. Ci, którzy do niego doprowadzili, już nie żyją. Zarówno katolicy, jak i prawosławni musimy upodobnić się do Chrystusa wraz z naszymi wspólnotami. Kiedy upodobnimy się do Chrystusa, jedność będzie faktem.

W latach 30. XX wieku te słowa musiały brzmieć proroczo. Podobny dialog prowadził także wtedy, gdy został delegatem papieskim w Turcji i Grecji. Tu oprócz greckiego prawosławia poznał także wiele innych starożytnych obrządków. Z wielkim szacunkiem prowadził również rozmowy z muzułmanami.

Podczas II wojny światowej wykorzystał swoją pozycję dyplomaty oraz fakt, że Turcja zachowała neutralność. Na jej terytorium uciekała bowiem ludność żydowska z sąsiednich krajów. Niezależne fundacje zajmujące się holokaustem udokumentowały, że abp Roncalli - za wiedzą papieża Piusa XII - ratował Żydów od zagłady. Masowo wystawiał fałszywe akty chrztu oraz ukrywał ich na terenie swojej placówki dyplomatycznej. Niezależne instytucje szacują, że uratował od 25 do 30 tys. Żydów. Niestety, do tej pory nie doczekał się uhonorowania izraelskim medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.

O ile w Bułgarii, Grecji i Turcji zdobył praktyczne doświadczenie ekumeniczne i międzyreligijne, to jako nuncjusz we Francji musiał zmierzyć się z innymi wyzwaniami XX wieku. Paryskie doświadczenia jeszcze mocniej przekonały go do tego, że Kościół musi otworzyć się na dialog z niewierzącymi.

Uchronił przed zagładą?

Jan XXIII przez całe życie szedł pod prąd utartych schematów. W każdym człowieku widział bliźniego. Co więcej, dostrzegał go nawet w komunistach. I choć wielokrotnie potępiał komunizm jako system walczący z Kościołem i Bogiem, to jednak zawsze próbował nawiązać dialog z jego przedstawicielami. Wiedział bowiem doskonale, że w krajach za żelazną kurtyną żyje wielu chrześcijan, którym trzeba pomóc.

Część przedstawicieli Kurii Rzymskiej patrzyła na jego poczynania z wyraźną dezaprobatą. Również klimat zewnętrzny nie był specjalnie sprzyjający. Niektóre włoskie czasopisma wietrzyły komunistyczny spisek nawet w spotkaniach Papieża z prymasem Wyszyńskim. Natomiast o udzieleniu audiencji córce i zięciowi radzieckiego przywódcy Nikity Chruszczowa watykański dziennik poinformował dopiero po długim czasie.

Partie chrześcijańskie zarzucały później Papieżowi, że po spotkaniu z rodziną Chruszczowa włoscy komuniści dostali milion głosów więcej niż w poprzednich wyborach. Również ujawnione dokumenty CIA z tego okresu mówią o tym, że Jan XXIII "zagalopował się w kontaktach z blokiem komunistycznym". Choć analitycy CIA nie negowali szlachetności Papieża i jego dobrych intencji, to jednak nie podzielali jego "optymizmu co do natury ludzkiej".

Z niemałą falą krytyki spotkały się też jego poczynania na rzecz światowego pokoju. Dopiero niedawno mogliśmy poznać prawdziwą rolę Papieża podczas tzw. kryzysu kubańskiego, gdy świat wstrzymał oddech w obliczu wojny atomowej. Okazuje się, że podczas historycznego przemówienia 25 października 1962 r. Papież miał wiarygodne sygnały z Kremla, że Chruszczow zaakceptuje warunki Watykanu i przestanie wysyłać broń atomową na Kubę. Tuż po tym, gdy USA zwolniło blokadę okrętów, radziecka "Prawda" wydrukowała pokojowy apel Jana XXIII. Po raz pierwszy słowa Papieża ukazały się na łamach organu propagandowego ZSRR.

Dopiero w 2000 r. na światło dzienne wyszły telegramy ambasadora amerykańskiego do Kennedy’ego, w których informował prezydenta o pokojowej roli Papieża. Przywódcy USA i ZSRR przedstawiali się jako wygrani tego konfliktu. Obaj nie chcieli być oskarżeni o słabość i podporządkowanie się woli Papieża. Zrobili więc wszystko, aby prawda o roli Jana XXIII nie została ujawniona.

Polski magnetyzm

Wystarczy przypomnieć, że gdyby nie Sobór Watykański II, kardynałowie nie poznaliby abp. Karola Wojtyły, młodego i zdolnego metropolity z Krakowa. Jednak Jan XXIII już wcześniej skierował oczy zachodnich hierarchów na problemy Kościoła za żelazną kurtyną. - Na tym tle szczególne miejsce zajmowała Polska. Znał doskonale historię. Wasz naród zawsze go fascynował i przyciągał. Odczuwał specyficzny magnetyzm do Polski - mówi "Niedzieli" Marco Roncalli, którego wujkiem był Jan XXIII.

W 1929 r. abp Roncalli udał się na pielgrzymkę do Częstochowy. To właśnie na Jasnej Górze z okazji 25-lecia święceń kapłańskich dziękował Matce Bożej za swoje powołanie. Podczas tamtej wizyty w Polsce odwiedził także Kraków i Poznań, gdzie spotkał się z prymasem Augustem Hlondem. - Ale już wcześniej, w 1912 r., ks. Roncalli odwiedził Kraków, gdzie w katedrze wawelskiej odprawił Mszę św. - przypomina kard. Capovilla.
Później, gdy był nuncjuszem w Paryżu, zaprzyjaźnił się z ks. Bolesławem Szkiłądziem. Nuncjusz obdarzył Polaka głęboką przyjaźnią. Pod jego wpływem zainteresował się jeszcze bardziej Polską, jej historią i literaturą. Gdy w 1953 r. abp Roncalli został kardynałem i patriarchą Wenecji, chciał zabrać ks. Szkiłądzia ze sobą. Ten jednak odmówił, bo unikał jakiegokolwiek karierowiczostwa.

Kilka miesięcy po swoim uwolnieniu z więzienia w 1957 r. prymas Polski kard. Stefan Wyszyński był gościem kard. Roncallego w Wenecji. - Byłem nawet świadkiem wielu rozmów kard. Wyszyńskiego z Janem XXIII, w dniu kiedy został wybrany na papieża - wspomina jego sekretarz. - Po zakończeniu konklawe Papież ofiarował kard. Wyszyńskiemu monstrancję odziedziczoną po Piusie XII, aby zawiózł ją na Jasną Górę. Prymas zapewnił, że każdego dnia na Jasnej Górze sprawowana będzie Msza św. w intencji Ojca Świętego.

Jan XXIII wykazywał bardzo życzliwy stosunek do Polski. To on w październiku 1962 r., przyjmując delegację naszego Episkopatu, powiedział o ziemiach zachodnich jako "po wiekach odzyskanych" - na długo przed oficjalnym uznaniem tego faktu przez wspólnotę międzynarodową.

Wiele się mówiło o zażyłości łączącej Jana XXIII i kard. Wyszyńskiego. Potwierdza to fakt, że Prymas był ostatnią osobą, którą Papież przyjął na prywatnej audiencji przed swoją śmiercią.

Aby byli jedno

O Soborze Watykańskim II pisano już bardzo wiele. Przygotowując to przełomowe dla Kościoła wydarzenie, Jan XXIII miał świadomość zbliżającej się śmierci. Myślał nawet, że nie doczeka rozpoczęcia obrad ojców soborowych. Nie był to tylko pomysł starszego człowieka, aby zapisać się w historii. Wiedział doskonale, że "Kościół nie może stać się muzeum archeologicznym. Powinien być raczej jak publiczna studnia, do której ludzie od pokoleń przychodzą czerpać wodę. Jego zadaniem jest dawać tę wodę wszystkim". Oponentom i krytykom soboru odpowiadał, że podczas obrad "nie zmienią się słowa Ewangelii. My tylko lepiej je dziś rozumiemy".

Św. Jan XXIII zmarł w Watykanie 3 czerwca 1963 r. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Nie mam innej woli, jak tylko wolę Boga. «Ut unum sint». (Aby byli jedno)".

Ten duchowy testament kontynuował Paweł VI, a później św. Jan Paweł II. To właśnie Papież z Polski uczestniczył w niezliczonych spotkaniach z przedstawicielami innych Kościołów i religii. Napisał też pierwszą ekumeniczną encyklikę o wiele mówiącym tytule - "Ut unum sint".

Jan Paweł II beatyfikował Jana XXIII w ramach obchodów Roku Jubileuszowego. Trumna z jego relikwiami została więc przeniesiona z Grot Watykańskich do Bazyliki św. Piotra. Pięć lat później Papież Polak został pochowany dokładnie w tym samym miejscu, gdzie wcześniej był grobowiec Jana XXIII. "Plany Boże chciały, aby ta uroczystość połączyła dwóch papieży żyjących w odmiennym kontekście dziejowym, których wbrew pozorom łączyło wiele podobieństw na płaszczyźnie ludzkiej i duchowej" - mówił w 2000 r. Jan Paweł II. I choć słowa te zostały wypowiedziane podczas wspólnej beatyfikacji Jana XXIII i Piusa IX, to dziś podczas kanonizacji Jana XXIII i Jana Pawła II wydają się bardzo aktualne.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Anioł, który chciał być świętym
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.