Kontrakt był tylko na pracę
Krzysztof Zanussi zapytany o interpretację tytułu swojego najnowszego filmu odpowiedział, że pozostawia to zadanie widzom. Nie jestem krytykiem filmowym, ale widzem, który od reżysera otrzymał pozwolenie, aby wyrazić swoje zdanie.
Pytanie o znaczenie sformułowania "obce ciało" nie sprowadza się do wyjaśnienia tytułu, ale dotyka samego sedna problemu poruszonego w filmie. Reżyser wprowadza nas w historię młodego Włocha Angelo, który rozpoczyna pracę w międzynarodowej korporacji. Akcja toczy się w Warszawie, gdzie firma posiada jeden ze swoich biurowców. Z powodu wiary i przekonań moralnych Angelo jest szykanowany przez swoją przełożoną - Kris. Wątkowi głównemu towarzyszą dwa skrajne obrazy, symbolizujące kondycję moralną współczesnego człowieka. Pierwszym jest powołanie do życia zakonnego. Angelo czuje się opuszczony przez młodą dziewczynę, która, jak sama mówi, wybrała większą miłość - Boga, sam jednak głęboko podziela jej wiarę. Drugim obrazem jest znieczulica sumienia, przekazywana przez matkę na córkę. Matka, odpowiedzialna za zbrodnie w okresie komunizmu, wychowuje dla samej siebie adoptowaną córkę. Ta ostatnia, mimo że gardzi swoją matką, zupełnie się do niej upodabnia, staje się wyzutą z wartości przełożoną korporacji, w której zatrudnił się Angelo.
Moralnie "obce ciało"
Jeśli ktoś pyta o znaczenie metafory "obcego ciała", powiedziałbym, że jest to sposób postrzegania postaci Angelo jako elementu niedostosowanego do współczesnych reguł ekonomii. Jest to oczywiście sposób widzenia korporacyjny, czyli taki, w którym zysk zaciera przejrzyste widzenie tego, co dobre i złe. W korporacji łatwo zapędzić się w liczenie słupków, aby podobnie przeliczać pensje i stanowiska zatrudnionych. Firma może w miejsce jednego postawić stu innych i od czasu do czasu przypomina o tym swoim pracownikom. Obcość niewygodnego moralnie pracownika wzmaga się, jeśli dodamy do niej źródło niedopasowania, jakim jest wiara.
Czy takie są wszystkie korporacje? Czy taki jest świat biznesu? Chyba byłoby grubą przesadą tak twierdzić. Krzysztof Zanussi nie zrobił filmu tylko o korporacji, nie odnosi się też wprost do praw ekonomii. Jest to raczej film o "obcych" w nowo bogacącej się Warszawie. Albo, szerzej patrząc, film o życiu ludzi, którzy w okresie intensywnych przemian ekonomicznych narażeni są na zmarginalizowanie z powodu wyznawanych wartości. Mogą stać się "obcym ciałem" dla jednych albo też wybrać drogę świetnie dopasowanych do współczesnych wymagań. W tym sensie reżyser pod dyskusję poddaje wartość zaadaptowanych bezmyślnie rozwiązań nowoczesnego świata, przyjętych na grunt Polski tylko dlatego, że wydawały się nam nowoczesne… No i, przynajmniej pozornie, bardziej dochodowe. W rzeczywistości wiele z importowanych postaw okazuje się zwyczajnie głupich i niemoralnych. Puenta, jaką niesie ten film, wydaje się dość prosta: to, co określa "ciało" jako obce lub służalczo dopasowane, rozstrzyga się w sumieniu społeczeństwa, które potrafi lub nie chce odróżniać dobra od zła.
Zaproszenie do dyskusji
Ta interpretacja nowego obrazu Zanussiego niech będzie zaproszeniem do dyskusji, którą ten film może wywołać w polskim społeczeństwie. Zachęcam, aby pójść do kina i bez względu na wcześniejsze uprzedzenia wyrobić sobie na poruszane problemy własne zdanie. Nie będzie to strata czasu, nawet jeśli ktoś tak jak wielu krytyków filmowych obrazi się na słaby scenariusz. Warto pójść przede wszystkim dlatego, że "Obce ciało" ma wartość przekraczającą wypowiedź kinową i wprowadza nas w dialog o tym, co naprawdę najważniejsze. Fabuła filmu toczy się wokół pytania, czym jest dla nas sumienie w konkretnych okolicznościach współczesnego życia w Polsce. Jeśli zamierzeniem reżysera było poruszenie społecznej wrażliwości, a Zanussi wprost o tym mówi, najgorszą rzeczą byłaby nie tyle uprawniona krytyka filmu jako dzieła kinematografii, ile brak dialogu, który został zaproponowany dzisiaj nam - współczesnym Polakom.
- Moja opowieść jest dość konwencjonalna, ale wszystkie zasadnicze wątki filmu pozostają otwarte - Krzysztof Zanussi komentuje reakcje na jego film w różnych częściach świata.
***
Krzysztof Zanussi zdradza co na temat jego filmu sądzą widzowie z:
- Kanady:
- Jeden z widzów zaczepił mnie po projekcji i z pewną złośliwością zapytał, czy nie lepiej było mi zrobić film o pedofilii w Kościele, zamiast o takiej wariatce, która wstępuje do klasztoru. Odpowiedziałem, że on może robić filmy o pedofilii, a mi niech pozwoli, że będę kręcił o moich wariatkach. Takie są reakcje ludzi, którzy nie akceptują sztuki, która idzie pod prąd. Zróbcie dzisiaj film o fundamentalistycznym katoliku, a będziecie mieli wszystkich u stóp.
- Słowacji:
- Ktoś zauważył, że polskie kino moralnego niepokoju było interesujące, ponieważ drążyło w komunistycznym monolicie i tym moralnym niepokojem próbowało go pokonać. Dzisiaj natomiast żyjemy w płynnej rzeczywistości, wszystko wydaje się dozwolone i nie istnieją żadne ostateczne normy etyczne. Sprzeciw moralny, jaki można wzbudzić w tej rzeczywistości to wskazanie na coś, co jest pewne i bezwzględne, wskazanie, że zło jest złem a dobro dobrem. Oto mój sprzeciw.
- Indii:
- Hindusi, zupełnie niespodziewanie, pytali dlaczego mniszka ogląda otwarte groby i martwe ciała (to nawiązanie do sceny, w której młoda zakonnica ogląda martwe ciała zakochanych - ks. MT)? Przecież mniszka nie powinna zwracać uwagi na śmierć. To rzecz błaha w stosunku do jej powołania. Oni zresztą w ogóle nie zwracają takiej uwagi na śmierć. Nie dramatyzują.
- Niemiec:
- Ktoś z widzów zauważył, że jeśli na ekranie pokaże się porządny człowiek, to zaraz przypomina księcia Myszkina. Odpowiedziałem, że książę Myszkin jest jednak bezradny, a mój bohater Angelo próbuje walczyć. Przypomniałem sobie w tym kontekście, ostatnio opublikowany i nieznany dotąd, tekst Leszka Kołakowskiego Jezus ośmieszony. Autor doszedł do wniosku, że cnota jako taka jest dzisiaj wyśmiewana. W moim filmie mowa jest o takich cnotach, jak: wierność, przyzwoitość, spójność czynów i słów. Dzisiaj mówi się o tym z lekceważącym uśmiechem. To jest opinia Kołakowskiego i cieszę się, że publikacja jego książki zbiega się z ekranizacją mojego filmu.
- Rosji:
- Prawosławni są dumni z udziału w filmie ich mnicha, który opowiada krótką historię swojego powołania. Zadziwiające jest dla nich to, skąd się bierze powołanie. Przychodzi czasem na człowieka, który kochał swoją dziewczynę, ale odnalazł większą miłość. Agata Buzek słusznie skomentowała, że osoba powołana krzywdzi osobę, którą pozostawia dla powołania zakonnego tylko wtedy, jeśli Boga nie ma. Jeśli Bóg jest, to ewentualnie On krzywdzi tę pozostawioną osobę. Rosjanie lubią w takich kategoriach rozmawiać o filmie.
- i Polski:
- Spodziewam się najgorszego. Wiele już wykrzyczano. Ciekawsze są oczywiście głosy refleksji. Zwróćmy uwagę na historię tego nowego świata. Dzisiaj dla wielu młodych ludzi korporacje, te wielkie molochy zatrudniające tysiące ludzi, to drogi wielkiego awansu. Dzięki korporacjom nabierają nowego stylu życia, nowego podejścia do własnego życia. Nie zdają sobie jednak sprawy, że sprzedają duszę, a nie taki był kontrakt. Kontrakt był tylko na pracę. W komunie też próbowano kupić duszę, ale w sposób brutalny, wręcz prymitywny. Teraz odbywa się to bardziej subtelnie, niezauważalnie. W Polsce zostałem zaatakowany za scenę negatywnie pokazującą postawę Weroniki, która podrywa Włocha, mimo że jest on w małżeństwie. Ktoś ze środowiska katolickiego zapytał: jak można wtrącać się w cudze sprawy? Jeśli chciała rozbić małżeństwo, to jej sprawa. Daleko poszliśmy w wierze w człowieka… Jeśli presja społeczna dotyczy polityki, jest to postawa dozwolona, jeśli odnosi się do negatywnej oceny rozbijania małżeństw - będzie to brak tolerancji.
Skomentuj artykuł