Muzyka blisko życia
Skrzypce to mały instrument, który od wieków jest taki sam i którego nie zrobi żadna maszyna. Każdy ich egzemplarz ma inne brzmienie i jest niepowtarzalny jak… człowiek. Wydobywane przez cieniutkie smyczki dźwięki idealnie mogą więc ilustrować nasze życie, radość i rozpacz, narodziny i śmierć.
Poznań to miasto, w którym po deszczu pachnie muzyką - pisał poeta. I jest taki czas, kiedy przekonać się o tym może nawet największy realista twardo stąpający po ziemi. Raz na pięć lat, jesienią, odbywa się tu Międzynarodowy Konkurs Skrzypcowy im. Henryka Wieniawskiego i na te kilkanaście dni miasto staje się dla melomanów najważniejszym miastem w kraju, a dla niektórych nawet na świecie.
Młodzi skrzypkowie, wyselekcjonowani spośród studentów najlepszych konserwatoriów wszystkich kontynentów, walczą o pierwszą nagrodę w konkursie. Rywalizacja jak w najlepszym widowisku sportowym, choć tu nie padają bramki i nikt nie kładzie nikogo na łopatki. Ale emocje podobne, bo przecież tak jak sportowcy, młodzi muzycy muszą dziś postawić wszystko na jedną kartę. Zaczynają naukę gry na instrumencie w wieku 5-6, a nawet 4 lat. I ćwiczą, ćwiczą, ćwiczą. Według starych, sprawdzonych wzorów, tych, które w innych dziedzinach świat tak beztrosko już odrzucił: najpierw poznaj osiągnięcia swoich poprzedników, naucz się tego, co oni potrafili, a dopiero potem szukaj własnej drogi, własnej interpretacji. Nigdy na odwrót.
Najlepsi, najbardziej oryginalni, ale jednocześnie ci najbardziej pracowici będą zwycięzcami. I w muzyce klasycznej ta stara prawda błyszczy świeżym blaskiem po każdym koncercie, po każdej udanej interpretacji, każda edycja konkursu Wieniawskiego ją potwierdza. Laureaci tego konkursu to najlepsi z najlepszych w swojej dziedzinie, a niektórzy nie mają nawet 20 lat, gdy zdobywają najwyższe trofea. Ich mistrzostwo można sprawdzić, nawet jeśli na co dzień nie jest się fanem muzyki klasycznej. Chwila ciszy w domu i włączenie płyty z muzyką graną na skrzypcach może ukoić nawet najbardziej skołatane nerwy. Żeby tylko przez chwilę się nie spieszyć, wtedy zadziała najlepiej.
Niech więc melancholijne dźwięki skrzypiec towarzyszą nam w tym roku w naszych wędrówkach na cmentarz, które przecież w tych dniach większość z nas odbędzie. Może komuś pomogą otrzeć łzę po nieoczekiwanej stracie bliskiego, może ułatwią rozmowę z tymi, z którymi nie rozmawiamy od lat, a z którymi mijamy się przy grobie wspólnego krewnego. Znicz, chryzantema - tak, ale w myślach i sercu trochę więcej i trochę głębiej. Non omnis moriar, prawda?
Skomentuj artykuł