Nie wyręczajmy

Anna Moszyńska / "Sygnały troski"

Brudne naczynia i resztki obiadu na kuchennym stole, na podłodze klocki najmłodszej pociechy, a w pokoju dorastającego syna nieposłane łóżko i wymięte ubrania wymieszane z książkami i płytami na biurku. Matka zakłada fartuch, zakasuje rękawy i z ciężkim westchnieniem sama zabiera się do sprzątania. Bo przecież dzieci mają tyle obowiązków: w szkole nierzadko osiem lekcji, odrabianie do wieczora i zajęcia dodatkowe właściwie codziennie.

Już trudno, posprząta za nich, pozmywa, pochowa ubrania, pościeli łóżka. Przecież kto ich wyręczy, jak nie matka? Tymczasem to właśnie rodzice, którym z natury dobro własnych dzieci leży na sercu, powinni mieć świadomość, że wyręczając je w pracach domowych, w istocie nie poświęcają się wcale „dla ich dobra”. Bo czy wychowanie człowieka skoncentrowanego na samym sobie, przekonanego, że wszystko mu się należy, bo przecież tak jest zapracowany i zajęty swoimi sprawami, rzeczywiście jest dobrem? Nie łudźmy się: egoiści nie biorą się znikąd. Kształtujemy ich systematyczną, konsekwentną pracą – wykonywaną za nich!

Co gorsza, często czujemy, że dobrze byłoby jednak jakieś domowe obowiązki dzieciom przekazać, a nie robimy tego z własnego lenistwa lub z obawy przed nieprzyjemnymi sytuacjami. Kto lubi się denerwować obrażonymi spojrzeniami i wściekłymi jękami: „Czemu znowu ja?”… Jakże często przychodzi do głowy myśl: „Już lepiej zrobię to za nich, dla świętego spokoju!”. Warto zdać sobie sprawę, że w tym spokoju naprawdę nie ma nic świętego!

Dzielenie się domowymi pracami z dziećmi nie jest rzeczą banalną. Przede wszystkim lepiej nie liczyć na to, że dzieci zaczną nam pomagać spontanicznie i same z siebie. Co prawda, w drugim roku życia objawiają żywe zainteresowanie sprzątaniem zabawek, układaniem butów czy szorowaniem podłóg. Doświadczenie uczy jednak, że stan ten, niestety, nie trwa wiecznie… Potem jest potrzebne mądre zaplanowanie i żelazna konsekwencja – w przeciwnym razie efekty są mizerne i krótkotrwałe.

Dobrze zacząć od rzeczy małych – na miarę możliwości dziecka – i dbać o systematyczne ich egzekwowanie. Pomocne mogą okazać się tabelki, w których dziecko w jakiś sposób zaznacza wykonaną pracę: przyklejając naklejkę, przystawiając stempelek albo odciskając ślad palca w określonym miejscu. Już samo uzupełnianie takiej tabelki jest swego rodzaju nagrodą – dzieci zazwyczaj bardzo lubią takie działania, a widok pustego miejsca, gdzie będą mogły wstawić swój znaczek, jak tylko zrobią to, za co są odpowiedzialne, działa motywująco. O dziwo, tabelki sprawdzają się zarówno w przypadku dzieci całkiem małych, które jeszcze nie umieją czytać, jak i całkiem wyrośniętych gimnazjalistów. Gdy tabelka obejmuje wszystkie dzieci, a wśród rodzeństwa jest większa rozpiętość wieku, działa to dodatkowo budująco – na młodszych, bo dumą napawa fakt, że bierze się udział w jakimś przedsięwzięciu razem ze starszym bratem, i na starszych, którzy czują odpowiedzialność za swoje postępowanie wobec młodszego rodzeństwa, dla którego są autorytetem nieraz większym niż rodzice (o czym warto z nimi rozmawiać).

Tak więc, dla dobra nas wszystkich, nie wyręczajmy naszych pociech. Starajmy się nie rezygnować z podjętych zobowiązań, bo będzie sprawniej, szybciej i dokładniej. Bądźmy cierpliwi! Czyńmy ich współodpowiedzialnymi za nasz dom, by gdy dorosną, umieli poczuć się odpowiedzialnymi za rzeczy większe.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Nie wyręczajmy
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.