Nie zobaczyli, a uwierzyli

Wanda Półtawska / Magazyn Familia 11/2010

Od wielu lat próbuję wytłumaczyć młodym ludziom, że miłość nie boi się czasu. Miłość umie czekać, jeśli jest autentyczna, gdy nie jest pożądaniem, ale gotowością dawania.

Po wykładzie, który miałam w liceum, dostałam list od dziewczyny z klasy maturalnej. Pisała w nim: „Nie rozumiem, dlaczego – jeśli kocham mojego chłopca – to nie mogę mu dać tego, co mam najdroższego – siebie samej? My się naprawdę kochamy”. Wierzę, że tak myślisz – i nie odpowiem wprost, choć różne mogą być aspekty tej samej sprawy. Zamiast tego, opowiem ci pewne zdarzenie.

Wysoka cena doświadczenia

Był piękny, ciepły wrześniowy dzień i babcia poszła do lasu z wnuczkami: trzyletnią – nazwijmy ją – Ewunią i jej braciszkiem – niech będzie – Tomkiem. W pewnej chwili mała podbiegła parę kroków, uklękła na mchu, z zachwytem złożyła rączki i zawołała: „Och, jaki piękny «gib»!”. Na wysokiej nóżce pyszniła się nakrapiana biało-czerwona główka muchomora. Dziewczynka chciała zerwać grzyb, ale babcia na czas powstrzymała małą rączkę: „Nie rusz tego, dziecino, to grzyb trujący”. „Taki piękny?” – mała z żalem opuściła podniesioną rączkę. Ale zaraz doskoczył jej brat i zerwał muchomora. Ewunia zawołała: „Nie rusz! Babcia przecież mówiła, że on jest trujący”. Chłopiec podniósł głowę, spojrzał na babcię i zapytał: „Skąd wiesz?”. Wówczas dziewczynka odpowiedziała z przekonaniem: „Babcia wie”. „Ale skąd wie?”. „Z doświadczenia” – wyjaśniła babcia, spokojna, siwa pani. „A co to doświadczenie? – dopytywał Tomek. – Jakie ono jest?”.

DEON.PL POLECA

Babcia zdecydowała się: „Dobrze, Tomku, weź ten grzybek i zrobimy doświadczenie”. W domu babcia polała pokrojony grzyb wodą, posypała cukrem i postawiła na werandzie. Dzieci obserwowały go zaciekawione. Po chwili wokół talerzyka zaczęły krążyć owady. Pierwsza zanurzyła cieniutką trąbkę osa i za moment leżała martwa obok talerzyka. Potem to samo spotkało kilka much. Nadleciał też kolorowy motylek, pawie oczko. Dziewczynka wyciągnęła rączki, krzycząc: „Nie, nie! Nie jedz tego!”, ale motyl już wysunął czarną, delikatną rurkę i natychmiast padł martwy. Mała podskoczyła do Tomka, tłukąc go po klatce piersiowej małymi piąstkami: „Ty wstrętny chłopaku, zabiłeś motylka!” – wołała. Tomek cofnął się, krzycząc: „Wcale nie, nieprawda! To nie ja!”.

Na odgłos krzyków wyszła na werandę mama. „Co tu się dzieje?”. Ewunia podbiegła do matki, szlochając: „Bo on zabił motylka!”. Matka popatrzyła na swojego synka: „Och, czemu to zrobiłeś?”. Ale Tomek krzyczał: „To nie ja! To doświadczenie!”. Babcia wmieszała się, tłumacząc, co i jak było, ale mała wciąż szlochała nad martwym motylkiem.

Babcia próbowała ją uspokoić: „Widzisz, trudno! Motylki i tak żyją bardzo krótko, a śmierć akurat tego motylka przyczyniła się do tego, że Tomek coś zrozumiał”. Mała dziewczynka podniosła wielkie, niebieskie, smutne i załzawione oczka i poważnie powiedziała: „Ale on powinien był wiedzieć, że ty wiesz! – i zwracając się do braciszka, dodała: – Na drugi raz będziesz słuchał babci, bo babcia wie!”. Chłopak nie odpowiedział, tylko zakręcił się na pięcie i mruknął pod nosem: „Jak mi się zechce”. I pobiegł przed siebie, a babcia smutno popatrzyła za nim. Ewunia jeszcze raz powtórzyła: „Ale on wcale nie musiał robić tego doświadczenia! Przecież ty mu powiedziałaś! Dlaczego nie uwierzył?”. Babcia zadumanym spojrzeniem śledziła oddalającego się chłopca i z pewnym rozgoryczeniem stwierdziła: „Nie on jeden…”.

Chcieć zaufać

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Nie zobaczyli, a uwierzyli
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.