Pan Jezus był najważniejszy

Stanisław Zasada

– To moja Wiktoria też pójdzie do Komunii? – zdziwiła się Maria. Nie sądziła, że takie dzieci też przyjmują.

Czarny krzyż na białym tle jest na początku i końcu Mszy. Płacząca buzia w czasie wyznania żalu za grzechy. W czasie Komunii czerwone serce, a po Komunii kwiat. Przed Komunią na białej planszy pojawia się wyciągnięta ręka.

Znaki wymyślił Krzysztof Lausch, dyrektor Zespołu Szkół Specjalnych nr 103 w Poznaniu. Mają pomóc osobom z upośledzeniem umysłowym przeżyć Mszę świętą. – Dlaczego tacy ludzie mają być wykluczeni z życia religijnego? – pyta Lausch. – Trzeba tylko dostosować liturgię do ich możliwości.

W Poznaniu nabożeństwa z obrazkami odprawia się od trzydziestu lat. Pomagają też upośledzonym dzieciom przyjąć Pierwszą Komunię.

Lausch: – Przecież te dzieciaki są bardziej święte niż niejeden biskup. My, tak zwani normalni, wierzymy, że Bóg jest. One wiedzą.

Krzyż: Dzień dobry

W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.
Dzień dobry, Panie Jezu. Jestem. Wiem, że Ty jesteś tu ze mną, chociaż Cię nie widzę*.

Wiktoria była wcześniakiem. Urodziła się w szóstym miesiącu ciąży, ważyła 630 gramów. Jej maleńka rączka mieściła się na opuszku palca dorosłej osoby.

Maria i Mieczysław mieli już dwoje starszych dzieci: syna i córkę. – Wiktoria była trochę nieplanowana – mówi mama. – Ale potem nie mogliśmy się jej doczekać.

Pierwsze tygodnie spędziła w inkubatorze. Miesiącami oddychała przy pomocy respiratora. Często była niedotleniona – robiła się wtedy sina. Dostała zapalenia mózgu. Gdy miała trzy miesiące, pielęgniarki złamały jej przez nieuwagę nóżkę – dodatkowy ból.

Maria: – Cierpiała, ale nawet nie mogła zapłakać, bo miała w buzi rurkę do oddychania.

Potem zaczęło się długie leczenie. Powoli stawało się jasne, że Wiktoria nie będzie normalnym dzieckiem. Jej mózg nie miał szans, żeby się prawidłowo rozwinąć.

Dziesięcioletnia dziś Wiktoria nie umie mówić (nauczyła się tylko słów „mama” i „tata”), słabo widzi, ma kłopoty z utrzymaniem równowagi.

Jak Maria i Mieczysław przyjęli chorobę córki?

Maria: – Oswajaliśmy się stopniowo, więc nie spadło to na nas nagle.

Mieczysław: – Przez długi czas się nie ruszała. To i tak cud, że teraz chodzi. Mogła być roślinką.

– Cieszymy się, że ją mamy i że nie jest gorzej – mówią razem. – Nie mamy do Pana Boga żalu.

Smutna buzia: Przepraszam

Pół wieku wcześniej. Krzysztof Lausch jest małym chłopcem. Ma starszego brata z głębokim upośledzeniem umysłowym. Wiktor nie czyta, nie pisze, nie umie liczyć. – Dla takich ludzi nie było wtedy w Kościele nic – mówi dziś Krzysztof Lausch.

Rodzice Wiktora dopominają się o duszpasterstwo dla dzieci specjalnej troski (tak często mówi się o osobach z niepełnosprawnością intelektualną). Dołączają do nich inni rodzice. W 1967 roku w Poznaniu w kaplicy sióstr oblatek rozpoczyna się katecheza dla upośledzonych umysłowo, prowadzą ją dwie świeckie kobiety.

Później przygarnie ich ksiądz prałat Aleksander Woźny – dziś kandydat na ołtarze. Katecheza odbywa się w piwnicy starego kościoła Świętego Jana Kantego. Gdy zabraknie miejsca, przeniesie się do kościoła Świętego Krzyża, a w stanie wojennym – do Matki Boskiej Bolesnej.

Katechizowanie osób specjalnej troski wspierają duchowni. Jednym z nich jest ksiądz Zdzisław Fortuniak, obecny biskup. Podczas jego święceń przed katedrą stoi grupa osób z duszpasterstwa dla upośledzonych umysłowo. Ktoś krzyczy: „Zdzichu, chodź do nas!”. Biskup nie robi ceregieli i idzie się przywitać.

Nie wszyscy rozumieją potrzeby religijne takich ludzi. – Po co się nimi zajmować, skoro nie mówią, nie mają rozumu i nie grzeszą? – pytają księża starej daty.

W kościołach wiszą plakaty: „Nie pij, bo twoje dziecko urodzi się upośledzone”. Rodziców Krzysztofa to boli, bo nie są alkoholikami. Idzie wtedy do proboszcza i zostawia broszury z informacją o przyczynach upośledzenia umysłowego. Mówi: „Do tej pory grzeszył ksiądz nieświadomie, teraz będzie ksiądz grzeszył świadomie”.

Krzysztof Lausch od dziecka wzrasta w świecie niepełnosprawnych. Do Wiktora przychodzą koledzy, tak samo jak on dotknięci niedorozwojem. Krzysztof bawi się razem z nimi. Rodzice zapraszają do domu znajomych, którzy mają te same problemy.

Jest oczywiste, że po maturze Lausch pójdzie na pedagogikę specjalną. Po studiach zajmuje się katechezą specjalną dla osób z upośledzeniem umysłowym. Ma wykłady dla katechetów na ATK. Wtedy, na początku lat osiemdziesiątych, na sali sami księża i siostry zakonne.

W wolnych chwilach pisze wiersze. Za pomocą skrótu umie wiele wyrazić. Na wykłady przynosi rysunki z krzyżem, smutną buzią, sercem, kwiatem i wyciągniętą ręką. Księżom i zakonnicom tłumaczy, że proste znaki mogą pomóc upośledzonym w przeżyciu liturgii. – To typowy schemat Mszy świętej. Przecież my w kościele też musimy się przywitać, powiedzieć: przepraszam, kocham, poprosić, podziękować i pożegnać się – objaśnia.

Od ponad ćwierć wieku w trzecią niedzielę miesiąca w kaplicy przy kościele Matki Boskiej Bolesnej w Poznaniu księża odprawiają Mszę świętą dla osób z upośledzeniem umysłowym. Na dużych sztalugach koło ołtarza ustawiają tablice, które wymyślił Lausch.

Ręka: Proszę

O tym, że Wiktoria pójdzie do Pierwszej Komunii Świętej, jej rodzice dowiedzieli się trzy lata temu, w czasie drzwi otwartych w Szkole nr 103. – Ze zdziwienia zrobiłam duże oczy. Nie sądziłam, że takie dzieci też przyjmują – opowiada Maria.

Katarzyna Gawińska, katechetka w Szkole nr 103: – Niech te dzieci też mają możliwość poznania Pana Boga. Nie odbierajmy im tej radości, bo i tak zostały doświadczone przez los.

Do Pierwszej Komunii Świętej przygotowuje je przez trzy lata – rok dłużej niż dzieci w normalnych szkołach. Wie, że nie przekaże im wiedzy. Uważa, że nie to jest najważniejsze. – Wystarczy przybliżyć im doświadczenie obecności Boga, czyli na różne sposoby wprowadzać je w atmosferę świętości – mówi.

Na swojej katechezie robi to tak: na początku każdej lekcji stawia na biurku drewniany krzyż, zapala świeczkę, klęka z dziećmi i robi znak krzyża. – Nie wszystkie umieją się przeżegnać. Niektórym najlepiej wychodzi: amen – mówi Gawińska.

Potem opowiada, że jest Bóg. Że kocha wszystkich ludzi. Ich też. O Matce Bożej mówi: – Każdy ma swoją mamę. Pan Jezus też miał mamę. Miała na imię Maryja.

Pokazuje obrazki. Zawsze te same. – Chodzi o to, żeby je zapamiętały i kojarzyły. Ważna jest powtarzalność.

Tym, które nie widzą albo są bardzo głęboko upośledzone, daje do powąchania bukiet kwiatów. Gdy są zmęczone, puszcza kojącą muzykę.

Katechetka nie wie, ile z tego, co mówi, dociera do dzieci. Czasem musi zgadywać po wyrazie ich twarzy. – Ale to nic – powiada. – Tak naprawdę nie wiemy, na ile głęboko upośledzone dziecko odbiera bodźce z zewnątrz i jak przeżywa relację z Bogiem.

Raz była na Pierwszej Komunii swojego ucznia (przyjmował indywidualnie). Nie zapomni tego do końca życia. Gdy kapłan uniósł Hostię przy Podniesieniu, chłopiec zaczął się wyrywać do przodu. Myślał, że to już. Ksiądz, który odprawiał Mszę, miał łzy w oczach.

Kilka dni później chłopiec przyszedł na katechezę. Gdy zobaczył obrazek z Hostią, otworzył buzię i z radości zaczął bić się w piersi skrzyżowanymi dłońmi. – Chciał mi powiedzieć, że też dostał – opowiada Gawińska.

Zrozumiała wtedy sens posyłania takich dzieci do Pierwszej Komunii Świętej.

Serce: Kocham

Zimna majowa niedziela. Kaplica przy kościele Matki Boskiej Bolesnej w Poznaniu odświętnie przystrojona. Na kolumnach zielone wianki z białymi wstążkami. Dzieci w albach, niektóre na wózkach. „Jezus jest tu” – słychać radosny śpiew na rozpoczęcie Mszy.

Po Ewangelii przed ołtarz wychodzi ubrany na biało ksiądz. W ręku trzyma bukiet lilii. Mówi kazanie. Krótkie, kilka zdań.

Do dzieci: – Dziś po raz pierwszy przyjmiecie Boży Chleb. Pan Jezus karmi nas tym chlebem, żeby nasze życie było piękne jak ten kwiat.

Do rodziców: – Pamiętajcie, że nie jesteście nigdy sami. Pan Jezus każdy trud może przemienić w miłość.

W czasie rozdawania Komunii dzieci podchodzą pojedynczo z rodzicami. Słychać płacz, ktoś krzyczy (dzieciaki są już zmęczone). Wiktoria wypluła komunikant. – Była za bardzo rozkojarzona – mówi Maria. – Ale ksiądz uspokoił nas, że nic się nie stało i że Komunia jest ważna.

Ksiądz Krzysztof Ratajczak, wikariusz parafii Matki Boskiej Bolesnej i diecezjalny duszpasterz osób niepełnosprawnych, jest kapłanem od dziewięciu lat. Jeszcze jako kleryk zajmował się chorymi. – Traktowałem to jako rekolekcje – wspomina.

Ale gdy kilka miesięcy temu biskup powierzył mu duszpasterstwo osób z upośledzeniem umysłowym, nie wiedział, czy sobie poradzi. Mówi, że cały czas się uczy. – Im dłużej z nimi jestem, tym bardziej do nich docieram – opowiada o pracy z upośledzonymi dzieciakami. – I przekonuję się, że Pan Bóg jest dla nich kimś ważnym.

Nie zgadza się, że niczego nie rozumieją. Nawet jeśli nie umieją mówić i są głęboko upośledzone. – Mowa jest tylko jednym ze sposobów porozumiewania się. Są jeszcze gesty, uśmiech – uważa ksiądz Krzysztof.

Jak mówi im o Panu Bogu?

– Że to Ktoś, kto ich bardzo kocha. Że oprócz mamy, taty, brata i siostry mają jeszcze Pana Boga.

Nigdy nie miał wątpliwości, czy mogą przyjmować Komunię. Chociaż wie, że nie wszystkie dzieciaki umieją odróżnić „chleb zwykły od chleba eucharystycznego”. – Nawet jeśli tego nie rozumieją, to przyjmują sakrament w wierze rodziców, tak jak chrzest – tłumaczy.

Dzień przed Pierwszą Komunią dzieciaki miały spowiedź. Podchodziły do konfesjonału i na znak wyznania grzechów dawały księdzu obrazek ze smutną buzią. Ksiądz Krzysztof wypowiadał formułę rozgrzeszenia i wręczał obrazek z sercem. Niektóre umiały powiedzieć: „przepraszam”. Inne biły się w piersi. Ksiądz wierzy, że to na znak żalu.

Odkąd zaczął zajmować się osobami z upośledzeniem umysłowym, nie przechodzi obok nich obojętnie na ulicy, w tramwaju. Stara się zawsze podejść, uśmiechnąć, zrobić jakiś przyjazny gest.

– Chcę pokazać, że coraz więcej jest ludzi, którzy nie gardzą takimi osobami.

Kwiat: Dziękuję

Środa, mieszkanie Marii i Mieczysława. W wazonach stoją jeszcze białe bukiety po niedzielnej uroczystości. Wiktoria słucha „Arki Noego” (jej ulubiona muzyka). – Gdy w niedzielę przed wyjściem do kościoła wyjęłam albę, ucieszyła się – opowiada Maria. – Widać było, że to dla niej duże przeżycie. Nawet śniadania nie chciała jeść.

Wiktoria nie miała wystawnego przyjęcia w drogiej restauracji. Po Mszy razem z rodzicami, rodzeństwem, chrzestnymi i dziadkami poszła do kawiarni. Była kawa, ciastka, lody. Wiktoria dostała Biblię dla dzieci z obrazkami i radio z magnetofonem (to właśnie z niego słucha teraz muzyki).

Mieczysław: – Obyło się bez drogich prezentów. Przecież takiemu dziecku nikt nie kupi laptopa ani roweru. I dobrze.

Krzysztof Lausch mówi, że Pierwsza Komunia jest też potrzebna rodzicom. – Niech ci ludzie zobaczą, że ich niepełnosprawny Jaś jest tak samo ważny jak wasz zdrowy Krzyś, bo też był u Komunii.

Rodzice zabierali Wiktorię do kościoła od małego. Gdy Maria przystępowała do Komunię, brała córkę ze sobą (nie mogła jej samej zostawić w ławce). – Zawsze widziała, że ja coś dostaję, a ona nie – opowiada Maria. – Teraz też będzie dostawać.

Krzyż: Do widzenia

Po uroczystości do księdza Krzysztofa podeszli krewni jednego z dzieciaków.

Powiedzieli: – To była najprawdziwsza Pierwsza Komunia, jaką widzieliśmy. Bo najważniejszy był Pan Jezus, a nie stroje i prezenty.

Ksiądz Krzysztof: – Zgodziłem się z nimi.

Dyrektor Lausch: – A ja zawsze na takiej Komunii płaczę.

STANISŁAW ZASADA, dziennikarz-freelancer.

* Słowa modlitwy zaznaczone kursywą pochodzą z modlitewnika do sprawowania Mszy świętej dla osób z upośledzeniem umysłowym.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Pan Jezus był najważniejszy
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.