Przechył na jedną burtę
Mimo że wielu komentatorów po katastrofie smoleńskiej wyrażało przekonanie, że państwo polskie zdało test na sprawne funkcjonowanie, wydaje się, że prawdziwy sprawdzian dopiero przed nami.
System instytucjonalny państwa utrzymywany jest w równowadze dzięki wbudowanym weń stabilizatorom. Te najbardziej znane to oczywiście stabilizatory "pierwszorzędowe", takie jak: trójpodział władzy, czy decentralizacja, które uniemożliwiają monopolizację całego imperium państwa przez jeden ośrodek decyzyjny.
Są jednak również instrumenty stabilizujące równie dla systemu istotne, które można nazwać "wtórnymi", to znaczy wbudowanymi w jego wnętrze. Zaliczyć do nich możemy na przykład: różne tryby obsadzania kierowniczych stanowisk w instytucjach państwa (różne większości potrzebne do wyboru, różna długość kadencji, konieczność współdziałania różnych sił przy ich obsadzaniu), dwupodmiotową władzę wykonawczą (prezydent, rząd) oraz instytucje kontrolne nadzorujące politykę z punktu widzenia ważnego interesu publicznego (bezpieczeństwo, prawa obywatelskie, walka z korupcją).
Jeżeli zatem część komentatorów wyraża przekonanie, że czas od katastrofy smoleńskiej to test na sprawne funkcjonowanie polskiego państwa, który zdało ono w zaskakująco dobrym stopniu (wszystkie procedury działały w tych nadzwyczajnych okolicznościach właściwie) to, moim zdaniem, prawdziwy sprawdzian dopiero przed nami.
Sprawdzianem tym będzie styl, w jakim polska polityka zareaguje na powstanie nagłej pustki w instytucjach państwa i powstanie niezwykłej sytuacji jednoczesnego przerwania kadencji wielu stabilizatorów systemowych, co wiąże się z pokusą obsadzenia ich w ramach obecnej większości partyjnej w Sejmie, a to z kolei może naruszyć wewnętrzną równowagę państwa.
Kruszenie równowagi
W ostatnich dwóch latach większość rządową, kontrolującą parlament, równoważyło bowiem sześć instytucji: związany z opozycją Prezydent RP i jego Kancelaria (stabilizator w ramach władzy wykonawczej), Biuro Bezpieczeństwa Narodowego (związane z Prezydentem, kontrola z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa), Narodowy Bank Polski (niezależny, z prezesem obsadzonym przez poprzedni parlament), Rzecznik Praw Obywatelskich (kontrola z punktu widzenia interesu społecznego, także wybrany przez inną większość), Instytut Pamięci Narodowej (prezes także wybrany nie w tej kadencji i w specjalnym trybie) oraz Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Wszystkie te instytucje były obiektem bezpardonowego ataku politycznego ze strony koalicji rządzącej PO-PSL, nadwyrężającego ich autorytet funkcjonalny, i wobec wszystkich starano się przeprowadzić w ciągu tych dwóch lat takie zmiany ustawowe lub faktyczne, które podporządkowałyby ich działanie woli większości rządowej. Próbowano wszak i zmienić konstytucję, by osłabić prezydenturę w Polsce, naruszaono niezależność Prezesa Banku wobec woli rządu poprzez - jak się okazało niezgodną z prawem europejskim - decyzję wybranych przez koalicję członków Rady Polityki Pieniężnej, przeprowadzono przez parlament zmianę ustawy o IPN, ośmieszano Rzecznika i BBN, dokonano zmiany Szefa CBA na osobę zaufania premiera. Także czwarta władza, czyli media, w większości swych centralnych ośrodków, była szczególnie w ostatnich dwóch latach nieprzychylna instytucjom niezależnym od rządu.
Z owych sześciu podmiotów stabilizujących system, przed 10 kwietnia udało się koalicji PO-PSL opanować tylko jedną - Centralne Biuro Antykorupcyjne, i to w atmosferze personalnego zamachu stanu. Kierujący pozostałymi opierali się partyjnemu tsunami, trwając w roli falochronów stabilizujących system polityczny. Katastrofa smoleńska nagle pozbawiła nas, czyli państwo, ich wszystkich: zginął Pan Prezydent RP, szef BBN, Prezes NBP, Rzecznik Praw Obywatelskich, Prezes IPN.
Czas prawdziwego testu
Dlatego to teraz następuje prawdziwy test na jakość instytucji państwa. Na tym polega nadzwyczajny charakter obecnego stanu, w jakim się ono znajduje, którego nie przewidziała ani konstytucja, ani nie był on testowany w praktycznej polityce. Nigdy naraz jedna grupa partyjna nie miała władzy równoczesnego obsadzenia zarówno organów rządzących, jak i wszystkich tych, które mają je kontrolować i być od nich niezależne. Jednocześnie nigdy nie była ona tak słabo kontrolowana przez główne media, jak obecna koalicja PO-PSL, której wybacza się bardzo wiele.
Jeżeli jesteśmy dojrzałą demokracją, to większość rządowa, nawet mając taką możliwość na wyciągnięcie ręki, powinna oprzeć się pokusie obsady wszystkich tych instytucji swoimi ludźmi. Powinna to uczynić w imię dobra wspólnego oraz we własnym interesie, aby nie doprowadzić do niebezpiecznego przechyłu nawy państwowej na jedną burtę, bo to może być, co prawda, atrakcyjne w krótkiej perspektywie, ale bardzo niebezpieczne w dłuższym horyzoncie czasowym, gdyż degeneruje system polityczny.
Jeżeli jesteśmy dojrzałymi wyborcami, to powinniśmy się zastanowić, czy te decyzje, które leżą w naszych rękach, mają wpisywać się w monopol polityczny jednej grupy, czy też zależy nam na zrównoważonym wewnętrznie państwie. Pierwsze ruchy wykonane przez pełniącego obowiązki prezydenta marszałka Komorowskiego nie dają wielkich nadziei. Zamiast powierzyć do czasu wyborów kierowanie instytucjami zastępcom dotychczasowych szefów, obsadził on swoimi ludźmi (na dwa miesiące, bo za tyle będą wybory) stanowiska w Kancelarii Prezydenta i BBN, źle zareagował na rozpisanie niezależnego konkursu na prezesa IPN, przygotowuje pilny wybór szefa Banku centralnego, rozmawia o wyborze Rzecznika.
Pozostaje więc tylko ruch nasz, obywateli, który postawi Polskę do pionu.
*Autor jest politologiem, wicedyrektorem Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ, w latach 2007-2008 był wiceministrem spraw zagranicznych i wiceministrem w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej.
Skomentuj artykuł