Przepis podrzucony nocą

Zbigniew Bartuś / "Dziennik Polski"

Na ostatnim posiedzeniu Senatu VII kadencji, przewodniczący klubu senatorskiego Platformy Obywatelskiej, 58-letni Marek Rocki, były rektor Szkoły Głównej Handlowej, zaproponował umieszczenie nowego przepisu w ustawie o dostępie do informacji publicznej. Była noc. Nowy artykuł, 5a, przeszedł głosami senatorów PO. Dwa dni później, dzięki obowiązującej w PO dyscyplinie, Sejm poprawkę przyjął.

Zrobił to, choć kierowana przez posła Platformy Marka Biernackiego Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych rekomendowała odrzucenie przepisu. Sam Biernacki wyłamał się i głosował przeciw artykułowi 5a. Podobnie jak jego klubowy kolega Marek Wójcik, poseł sprawozdawca; zbuntowało się jeszcze siedmioro platformersów (w tym krakowianin Łukasz Gibała), a także ośmioro ludowców z ministrem rolnictwa Markiem Sawickim na czele. Byli to w praktyce jedyni posłowie PO i PSL, którzy wiedzieli, co jest grane.

Źródło?

DEON.PL POLECA

Stowarzyszenie Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich (SLLGO) oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka (HFPC) patrzą na ręce władzy. Każdej. Takich inicjatyw jest w Polsce więcej. Łączy je walka o przejrzystość życia publicznego. Pełną jawność przetargów, publicznych ofert, działań instytucji. Idea jest prosta: tam, gdzie nie ma przejrzystości, królują afery, przekręty, korupcyjne układy. Jawność jest normą w rozwiniętej demokracji.

Art. 61 Konstytucji daje Polakom prawo dostępu do informacji o działaniach władz. Odmowa udostępnienia informacji może nastąpić tylko w przypadkach przewidzianych prawem, jak ochrona informacji niejawnej czy prywatności. W praktyce władze wszelkich szczebli - od wójtów po prezydenta RP - nadużywają prawa do odmowy. Chcemy się dowiedzieć, jakim firmom burmistrz odpuścił podatki i dlaczego, albo dlaczego ktoś wygrał konkurs - a władza mówi, że nie powie. Bo nie.
Działacze ruchów obywatelskich muszą walczyć o te informacje w sądach. Część skarg dotyczy ekspertyz i opinii, jakie władze i podległe im instytucje zamawiają za nasze pieniądze u ekspertów, firm doradczych itp. Ekspertyzy takie zamówiła między innymi Kancelaria Prezydenta RP w związku z gorącym sporem wokół zmian w OFE. Znani ludzie, m.in. Leszek Balcerowicz, Włodzimierz Cimoszewicz, Tadeusz Syryjczyk, Janusz Steinhoff przekonywali, że zmniejszenie składek emerytalnych do OFE i przekazanie ich do ZUS jest sprzeczne z konstytucją i zasadami ekonomii. Prosili prezydenta o weto. Ten jednak nowelizację podpisał. Minister Irena Wójcicka zapewniła, że decyzję oparł na "rzetelnych ekspertyzach prawnych mówiących, iż nie ma zagrożenia niekonstytucyjności".

Balcerowicz zaapelował o ujawnienie owych ekspertyz - w imię jawności i przejrzystości działań władzy. Kancelaria odmówiła. Wtedy m.in. Fundacja e-Państwo oraz fundacja Balcerowicza (FOR) złożyły wniosek o udostępnienie opinii w trybie ustawy o dostępie do informacji publicznej. Kancelaria znów odmówiła, twierdząc, że opinie nie są informacją publiczną.

Władza w Polsce często zachowuje się w ten sposób. Mówi: podjęłam decyzję, bo tak mi radzili eksperci. Pytamy: Jacy eksperci? Władza: Nie mogę powiedzieć. Dlaczego? Bo tak.

Unia (wcale nie) kazała

13 lipca rządowy projekt (z wrzutką w postaci artykułu 5a) trafia do Sejmu z adnotacją "PILNY". Rząd stosuje sprawdzony argument: chodzi o dostosowanie polskiego prawa do przepisów UE. Znaczy - tako rzecze Unia.
Projektem zajmuje się sejmowa Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych (KAiSW) kierowana przez b. szefa MSWiA, Marka Biernackiego (PO). Sprawozdawcą zostaje Marek Wójcik (PO).

Komisja zbiera się 26 lipca. Na biurkach posłów leżą opinie mówiące, że projekt został skierowany do Sejmu w nienaturalnym pośpiechu, a dotyczy fundamentalnych spraw. Zawiera przy tym feralny artykuł 5a, którego próżno szukać w dyrektywie unijnej. UE niczego takiego nie wymaga! To raczej próba przemycenia bocznymi drzwiami przepisu wygodnego dla władzy.

Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Izba Wydawców Prasy wskazują na "nieprecyzyjność regulacji (zwłaszcza dodanego w ostatniej chwili art. 5a), która może prowadzić do znaczącego ograniczenia w dostępie do informacji istotnych z punktu widzenia interesu społecznego". Niepokoją się, że o przesłankach najważniejszych decyzji władz (np. treści zamówionych przez rząd opinii, ekspertyz) Polacy dowiedzą się po zakończeniu negocjacji, przetargów itp. Czyli po fakcie.

Bumerang

14 września, na ostatnim posiedzeniu Senatu, prof. Marek Rocki proponuje JEDYNĄ poprawkę do ustawy przyjętej przez Sejm. Jest to... artykuł 5a w brzmieniu prawie niezmienionym. Głosami senatorów PO przepis wraca do ustawy.
Nazajutrz sprawą zajmuje się ponownie sejmowa Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych. I powtórnie rekomenduje posłom wyrzucenie artykułu 5a na śmietnik. Opinię komisji przekazuje Sejmowi Piotr Van der Coghen, poseł PO. Ujawnia przy okazji stanowisko Biura Legislacyjnego Kancelarii Sejmu: "Istnieje obawa, że zgłoszona poprawka może być uznana za niekonstytucyjną".

Andrzej Celiński, niezależny: "Dla znakomitej większości ludzi zaangażowanych w procesy transformacji ustrojowej w Polsce sensem życia jest budowanie takiego państwa, w którym obywatele czuliby się gospodarzami. (Głos z sali: Siadaj!)
Gdy organizowaliśmy latające uniwersytety w latach 70., chodziło nam o to, żeby ludzie mieli informacje wystarczające, by podejmować świadome decyzje w sprawie własnego kraju, narodu, społeczeństwa. Czy rząd podziela intencje Marka Rockiego w jego akcji ograniczającej swobodny dostęp obywateli do informacji opłacanych z budżetu państwa?" (Oklaski)

Artur Górski, PiS: Co się stało w Platformie? W Sejmie wszyscy głosowali przeciwko tej poprawce jako skandalicznej. (...) Teraz macie dyscyplinę partyjną, żeby głosować za tą poprawką. Czy Platforma ma honor?
(Poseł Stefan Niesiołowski: Nie martw się o nas.)

źródło: Przepis podrzucony nocą, www.dziennikpolski24.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Przepis podrzucony nocą
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.