"Sprawa krzyża" a prawda o Polsce

10 października uczestnicy mszy w kościele seminaryjnym w Warszawie przynieśli przed Pałac Prezydencki duży obraz przedstawiający ukrzyżowanego Jezusa (fot. PAP/Grzegorz Jakubowski)
Jan Galarowicz / "Dziennik Polski"

Przez ponad dwa miesiące uwagę Polaków przykuwało to, co działo się wokół krzyża, a później - jego braku, przed Pałacem Prezydenckim. Jest to w dużym stopniu "zasługa" części mediów. Nie wyjaśnia to jednak, dlaczego "sprawa krzyża" wzbudza tak wielkie zainteresowanie społeczne.

Postawą dominującą wobec wydarzeń na Krakowskim Przedmieściu jest zgorszenie, oburzenie, piętnowanie i potępianie. W taki ogląd i ocenę wpisuje się zasadniczo także opinia krakowskiego filozofa Karola Tarnowskiego, zawarta w tekście "Sekciarstwo i bałwochwalstwo" ("Znak" 2010, nr 9).

Tekst Tarnowskiego traktuję nie tyle jako przedmiot polemiki, ile raczej jako pretekst do tego, aby na "sprawę krzyża" spojrzeć głębiej, wykraczając poza święte oburzenie, potępianie i wzywanie do radykalnego rozprawienia się z... no właśnie - z kim? Z grupą fanatyków? Z sektą, która się zagnieździła w Kościele katolickim? Z katolicyzmem, który jest odmienny od "katolicyzmu otwartego" i "Kościoła łagiewnickiego"? Z PiS-em?

Ponieważ emocje wokół tej sprawy nieco się wyciszyły, nastał czas na spokojniejszy namysł. Zapytajmy zatem: dlaczego "sprawa krzyża" tak bardzo poruszyła Polaków? Co kryje się za ich różnymi sympatiami? Co ich oburzyło i dlaczego? Jakie wartości sobie cenią?

W jaki sposób Tarnowski opisuje i interpretuje to, co działo się wokół krzyża na Krakowskim Przedmieściu? To, czego tam doświadczaliśmy, a właściwie: nie doświadczaliśmy, lecz oglądaliśmy na ekranach telewizorów, to - jak pisze - "odrażający spektakl" zorganizowany przez "fanatyczne zbiorowisko ludzi", które w istocie stanowi sektę w obrębie polskiego katolicyzmu. Sekta ta prawdziwe Sacrum (wolałbym powiedzieć: Sanctus) zastępuje sacrum idolatrycznym - miejsce Świętego zajmuje idol. To właśnie idol, a nie Sanctus, staje się przedmiotem czci i kultu. A co jest tym idolem? Konkretny krzyż, który traci moc symbolu odsyłającego do Chrystusa i staje się wartością samą w sobie.

O ile autentyczny krzyż jest symbolem miłości, krzyż-idol - zdaniem Tarnowskiego - służy do walki i jest "narzędziem brudnej polityki". Dlatego trafne jest stwierdzenie bp. Tadeusza Pieronka, że "pod Pałacem Prezydenckim mamy do czynienia nie z walką o krzyż, lecz z walką krzyżem". Sprzeciwiając się hierarchii kościelnej sekta ta spowodowała schizmę w polskim katolicyzmie. Sekta związana mentalnie z nacjonalizmem i endecją, a wspierana przez media o. Tadeusza Rydzyka, niestety coraz mocniej zakorzenia się w polskim katolicyzmie. A politycznie jest wykorzystywana przez PiS. Czy opis Tarnowskiego jest trafny, oburzenie - uzasadnione, a postulaty - słuszne?

Warto na początku przypomnieć kilka faktów. Po katastrofie smoleńskiej gromadziły się pod Pałacem Prezydenckim tysiące osób, aby uczcić jej ofiary. W pewnym momencie harcerze postawili tam krzyż. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" prezydent elekt Bronisław Komorowski wyraził opinię, że krzyż powinien zostać z tego miejsca przeniesiony. Spowodowało to natychmiastowe oburzenie dużej części Polaków. Rozpoczęła się akcja "obrony krzyża".

U źródeł "sprawy krzyża" nie był zatem ani o. Tadeusz Rydzyk, ani żadna sekta w obrębie polskiego katolicyzmu, ani Jarosław Kaczyński, ani działacze i sympatycy PiS-u. Pierwszym impulsem była wypowiedź Bronisława Komorowskiego.

O co toczy się spór?

Wydarzenia związane ze "sprawą krzyża" i reakcja społeczna na nie ujawniły, że w Polsce, podobnie jak w całej cywilizacji zachodniej, toczy się ostra walka o autentyczny krzyż jako symbol chrystianizmu. Najważniejsze pytanie, jakie w ciągu tych dwóch ostatnich miesięcy dało o sobie znać, brzmi: czy Polska pozostanie nadal krajem katolickim?

Sierpniowy mityng "przeciwników krzyża" odsłonił prawdę, którą wielu z nas, wiedząc o czytelnikach "Nie" Jerzego Urbana, licznych środowiskach postkomunistycznych itd., dobrze znało; prawdę o tym, że w naszym kraju żyje duża rzesza osób o nastawieniu nie tylko antyklerykalnym, ale i antychrześcijańskim. Przeraziliśmy się natomiast faktem, że w Polsce mamy do czynienia nie tylko ze zjawiskiem antychrystianizmu, ale również z inwazją nowej odmiany barbarzyństwa. Oglądając w pamiętną sierpniową noc telewizję, pytaliśmy: skąd wzięli się ci barbarzyńcy szydzący z symboli religijnych i wiary, obrażający ludzi, a nawet ich kopiący itp.?

Kulturowo-cywilizacyjny spór w naszej ojczyźnie nie toczy się między "ciemnogrodem" spod znaku o. Rydzyka i PiS-u a "jasnogrodem" "Gazety Wyborczej" i PO, lecz między obrońcami tego, co jest w europejskiej kulturze najbardziej wartościowe, a nową formą barbarzyństwa.

W naszym kraju krzyż jest nie tylko symbolem chrystianizmu, ale również polskiej tożsamości. Polskość jest - czy się to komuś podoba, czy nie - mocno zrośnięta z katolicyzmem. Dlaczego część Polaków zareagowała na deklarację o usunięciu krzyża tak mocno? Otóż dlatego, że odebrali ją jako zamach na polskość.

Kolejnym punktem sporu, który ujawnił się wokół "sprawy krzyża", jest spór o obecność chrystianizmu, w szczególności symboli religijnych, w przestrzeni publicznej. Okazuje się, że są wśród nas zarówno zwolennicy strefowej koncepcji religii, jak i wyznawcy integralnego jej rozumienia. Sympatycy pierwszej postawy uważają, że religia, podobnie jak nauka, sztuka, życie rodzinne, polityczne itd., jest jednym z wielu regionów życia i aktywności człowieka. Miejscem religii jest zatem przede wszystkim serce człowieka i świątynia. Religia i sfera publiczna są więc całkowicie oddzielone. Ideałem jest, aby w przestrzeni publicznej było jak najmniej symboliki religijnej.

Inny pogląd na religię, zwłaszcza chrześcijaństwo, mają zwolennicy drugiego - integralnego - podejścia. Uważają oni, że religia jest sercem rzeczywistości i powinna się przejawiać na różne sposoby we wszystkich sferach życia: nie tylko w sferze prywatnej i w świątyni, ale również m.in. w pracy i życiu społecznym. Obecność symboli religijnych w przestrzeni publicznej jest zatem czymś naturalnym.

Model religii, pragnący ją zamknąć w zakrystii, był - jak wiadomo - propagowany przez komunistów. Obecnie przekonują do niego zarówno media postkomunistyczne, jak i liberalne. Zwolennicy tej postawy utożsamiają się chętnie z "katolicyzmem łagiewnickim", nowoczesnym, natomiast wyznawców chrystianizmu integralnego uznają za obrońców przestarzałego poglądu na religię, oszołomów itp. Media nie tylko łączą te dwie koncepcje chrześcijaństwa z "katolicyzmem łagiewnickim" i "katolicyzmem toruńskim", ale - co więcej - utożsamiają je z sympatykami PO i PiS-u. To dlatego jedni bronili obecności krzyża pod Pałacem, a drudzy chcieli go usunąć z przestrzeni publicznej. Warto dopowiedzieć, że to właśnie strefowy model chrześcijaństwa jest obecnie uznawany za przebrzmiały i jest poddawany surowej krytyce przez twórców i zwolenników głośnego ruchu Radykalnej Ortodoksji (zob. "Znak" 2010, nr 7-8).

Dla części Polaków najważniejszym wymiarem "sporu o krzyż" jest spór o upamiętnienie katastrofy pod Smoleńskiem i żałoby po niej. Krzyż na Krakowskim Przedmieściu symbolizuje obie. Dlatego na jego miejscu lub w pobliżu należy wybudować pomnik. Nie rozumiem, dlaczego kwestionowane jest prawo do tego dużej części Polaków. Czyż nie jest to dyskryminacja?

Wśród tych, którzy chcą upamiętnić katastrofę i żałobę, nie ma, niestety, zgody co do tego, jak należy to uczynić. Jedni uważają, że powinien powstać pomnik, byle nie stało się to na Krakowskim Przedmieściu, z kolei inni nie widzą racjonalnego powodu, aby taki monument nie powstał przed Pałacem Prezydenckim lub w jego pobliżu.

To zrozumiałe, że sympatykom prezydenta Lecha Kaczyńskiego i PiS-u bardziej niż zwolennikom PO zależy na tym, by taki pomnik powstał. Natomiast nasuwa się pytanie, czy w lęku przed kultem prezydenta Kaczyńskiego nie ma czegoś irracjonalnego? I czy lęk ten jest wystarczającym argumentem przemawiającym za odebraniem praw tym, którzy go chcą w ten sposób uczcić?

Czy z tego wynika, że "sprawa krzyża" nie jest wykorzystywana w walce politycznej? Oczywiście, że jest. Nie jest jednak łatwo powiedzieć, w jaki sposób. Najbardziej czytelne jest stanowisko lewicy; "sprawa krzyża" jest przez nią wykorzystywana do walki z katolicyzmem i jego obecnością w życiu publicznym.

Nie ulega wątpliwości, że ze "sporu o krzyż" czerpie wielorakie profity właśnie PO. Przede wszystkim "krzyż" odwraca uwagę od realnych problemów Polski i radzenia sobie z nimi przez rządzących. Po trzecie, dzięki wsparciu PO przez dużą część mediów utrwala się wygodny dla niej fałszywy obraz podziału Polaków na rozsądnych, szlachetnych, nowoczesnych sympatyków PO oraz fanatycznych, agresywnych i zacofanych zwolenników PiS-u. Zarazem "spór o krzyż" mobilizuje elektorat PO. A co na "sporze" może zyskać PiS? Na pewno konsolidację i mobilizację swojego elektoratu.

Nie można, oczywiście, wykluczyć, że "sprawa krzyża" jest również wykorzystywana przez jakieś grupy endeckie czy sekciarskie. Nawet jeśli one, dzięki mediom, są najbardziej widoczne i one przede wszystkim są źródłem zgorszenia dużej części Polaków, nie one są najważniejsze.

Myślenie w okowach przesądów

Główną ideą tekstu Tarnowskiego jest myśl, że w polskim katolicyzmie mamy do czynienia z groźną sektą, z którą należy się rozprawić. Ponieważ jego diagnoza jest fałszywa, a oburzenie wymierzane w niewłaściwego adresata, wobec tego apel skierowany do biskupów jest szkodliwy. Dlaczego?

Przede wszystkim "obrońcami krzyża" nie jest żadna sekta, lecz ludzie kierujący się szlachetnymi motywami: chcą obecności religii, w tym symboli religijnych, w przestrzeni publicznej, boją się inwazji barbarzyństwa, troszczą się o zachowanie wyraźnej tożsamości narodowej i pragną upamiętniać ważne wydarzenia.

Katolicyzm polski ma charakter pluralistyczny, przesądem jest zatem mocno utrwalone dualistyczne przekonanie, że tworzą go tylko dwie formacje: "katolicyzm łagiewnicki" czy "katolicyzm otwarty" i "katolicyzm toruński", katolicyzm tradycyjny. Tekst Tarnowskiego zakłada ten podział: identyfikując się z pierwszym. Wszystko, co znajduje się poza nim, kojarzy mu się z "katolicyzmem toruńskim", a ten jest w istocie sektą. Tarnowski, podobnie jak jego środowisko, ma niestety kłopot z pluralizmem polskiego katolicyzmu.

Popełnia przy tym trzy błędy. "Obrońcami krzyża" są nie tylko wyznawcy "katolicyzmu toruńskiego", lecz również zwolennicy wielu innych modeli katolicyzmu polskiego. Po drugie, to, że Tarnowskiemu nie odpowiada "toruński" rodzaj religijności, nie jest wystarczającą racją deprecjonowania środowiska Radia Maryja i przyklejania mu etykiety sekty. Jakie ma na to dowody? Odsyłam go do jednego z zeszytów "Znaku", którego jest przecież redaktorem; zawarto w nim dość rzetelną analizę fenomenu Radia Maryja. Po trzecie, stawianie równości między środowiskiem o. Rydzyka i PiS-em jest błędem: to środowiska odrębne, choć obydwu bliskie są pewne wspólne wartości. A Jarosław Kaczyński to przecież nie żaden endek, tylko piłsudczyk lub chadek.

Głównym błędem tekstu Karola Tarnowskiego jest w gruncie rzeczy błąd pars pro toto ("branie części za całość"). Nie przeczę, że wyznawcami katolicyzmu w Polsce są również osoby o mentalności sekciarskiej. Te rozproszone osoby nie tworzą jednak żadnej sekty. A nawet gdyby zdarzały się takie sekciarskie grupki, utożsamianie ich ze środowiskiem Radia Maryja czy PiS-em jest nieuprawnione. Czy pokusa manicheizmu, dzieląca ludzi na dobrych i złych, również dobrych i złych katolików, nie czyha na każdego z nas? A czy nie odnajdujemy również w sobie elementów mentalności sekciarskiej? To dlaczego Tarnowski strofuje niektórych biskupów, wzywa do rozprawienia się siłą z tymi, którzy nie należą do jego środowiska?

Karol Tarnowski, wytropiwszy przy okazji "sprawy krzyża", sektę w polskim katolicyzmie, przeraził się i zapałał świętym oburzeniem. I wezwał biskupów do "zdecydowanego i skutecznego działania".

Moje oczekiwanie jest skromniejsze; marzy mi się, aby osoby odpowiedzialne w naszym kraju za myślenie, w tym zwolennicy "katolicyzmu otwartego", wyzwoliły się z kilku obsesji, m.in. obsesji na punkcie o. Tadeusza Rydzyka (i Radia Maryja) oraz Jarosława Kaczyńskiego (i PiS-u), a także na punkcie endecji. Dzięki temu będą mogły trafniej analizować i oceniać rzeczywistość społeczną i dostrzegać realne, a nie wydumane zagrożenia, przed jakimi stoi nasza ojczyzna i polski katolicyzm.

Autor jest filozofem i nauczycielem akademickim; wydał m.in. książki "Na ścieżkach prawdy. Wprowadzenie do filozofii", "W drodze do etyki odpowiedzialności" oraz "Paradoks egzystencji etycznej". 


Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Sprawa krzyża" a prawda o Polsce
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.