Wojenna epopeja księdza Konopki

Paweł Stachnik / "Dziennik Polski"

W Archiwum Prowincji Południowej Towarzystwa Jezusowego w Krakowie przechowywane są czterotomowe maszynopiśmienne "Wspomnienia wojenne" ks. Kazimierza Nowiny-Konopki - kaznodziei, profesora, proboszcza, a przede wszystkim kapelana w Legionach Polskich w latach 1915-1918.

Swoje wojenne i tużpowojenne przeżycia ks. Konopka spisał w latach 20. W Archiwum Prowincji przeleżały one do początku lat 90., kiedy po raz pierwszy zostały wydane przez krakowski WAM. Teraz do rąk czytelników trafia poszerzona ich wersja, wzbogacona o dwa nowe tomy obejmujące właśnie owe powojenne przeżycia z lat 1918-1920.

Miał co spisywać ks. Konopka, bo jego wojenne losy były burzliwe i bogate w wydarzenia. Skierowany w 1915 r. przez przełożonych do Legionów trafił do 4. pułku piechoty. Z natury energiczny i zaradny, rozwinął tam zupełnie zaniedbaną posługę religijną, odwiedzając żołnierzy na froncie i na tyłach z nabożeństwami, sakramentami i dobrym słowem. Na odcinku 4. pułku powstała piękna drewniana kaplica w stylu podhalańskim, a urządzony w niej przez Konopkę na Wielkanoc 1916 r. Boży Grób stał się sławny w całej brygadzie. Dostrzegając zaradność kapelana dowództwo pułku zleciło mu prowadzenie kasyna oficerskiego, dotychczas równie zaniedbanego jak posługa religijna. Konopka w krótkim czasie doprowadził kasyno (zwane wówczas menażą) do rozkwitu, spłacając jego długi, urozmaicając posiłki (na oficerskich stołach pojawiało się codziennie świeże mięso, pieczywo, kawa z mlekiem, a nawet kwaśne mleko z ziemniakami - rzecz dotąd niespotykana). Kasyno 4. pułku stało się znane, zaglądać do niego zaczęli oficerowie z innych pułków.

W szeregach pułku ks. Konopka przeszedł walki podczas ofensywy Brusiłowa, zaopatrując ciężko rannych, grzebiąc zabitych, przenosząc meldunki. W 1917 r. po konflikcie z dowódcą Bolesławem Roją przeniósł się do 6. pułku piechoty stacjonującego w Dęblinie. Podczas kryzysu przysięgowego, jak prawie cała II Brygada, opowiedział się za pozostaniem w szeregach i trafił do Polskiego Korpusu Posiłkowego. Uczestniczył w przejściu frontu pod Rarańczą, a potem w bitwie pod Kaniowem, w której o mało włos nie stracił życia. Po rozwiązaniu II Korpusu Polskiego pozostał na Ukrainie, pomagając ukrywać się polskim żołnierzom, załatwiając dla nich dokumenty i pieniądze. W Kijowie wygłosił gorące patriotyczne kazanie podczas mszy za poległych pod Kaniowem, co ściągnęło na niego uwagę władz niemieckich. Z kolei w Galicji Austriacy wydali na niego zaocznie karę śmierci.

DEON.PL POLECA


W Berdyczowie Konopka zetknął się z bp. Ignacym Dubowskim, który powołał go na profesora w swoim seminarium duchownym w Żytomierzu. Na Ukrainie ks. Konopka przeżył władzę petlurowców, bolszewików, białych (o mało co) i doczekał nadejścia Wojska Polskiego. W październiku 1920 r. zjechał do Chełma Lubelskiego, gdzie przebywali jego współbracia zakonni (był jezuitą) i gdzie prawdopodobnie rozpoczął spisywanie z notatek swoich wojennych wspomnień.

Wartość memuarów ks. Konopki jest nie do przecenienia. Ich autor miał okazję wziąć bezpośredni udział w kilku ważnych historycznych wydarzeniach. Jego oczami oglądamy legionową epopeję, kryzys przysięgowy, bitwy pod Rarańczą i Kaniowem, wojenną Ukrainę. Obraz Legionów wyłaniający się z zapisków księdza daleki jest od hagiograficznych laurek. Sporo w nim międzyludzkich intryg, waśni, zawiści, antagonizmów międzybrygadowych, a legionowi oficerowie i podoficerowie to istna parada cudaków. Nie lubił ks. Konopka Piłsudskiego, czemu wielokrotnie dał wyraz w swoich zapiskach. Miał go za intryganta z rozrośniętym ego, uważającego że "Polska to on" i niszczącego dobre przedsięwzięcie, jakim były Legiony. Podobną opinię ma o całej I Brygadzie, określanej jako gromada intrygantów i socjalistów chętnych do politykowania, stroniących od walki.

Niezmiernie ciekawy jest obraz wojennej Ukrainy ze zmieniającą się co chwilę władzą, kolejnymi armiami wprowadzającymi swoje porządki, przemocą i pogromami, a także tamtejszą polską społecznością, mieszkającą na dalekich kresach od wieków, która już niebawem odejdzie w niebyt za sprawą nadciągającej sowieckiej rzeczywistości. Interesujący jest też epizod wołyński, gdzie ks. Konopka pracował jako proboszcz podróżując między licznymi koloniami, wsiami i przysiółkami zasiedlonymi przez potomków polskiej szlachty (podkreślającymi swoją herbowość) i polskich chłopów (zwanych Mazurami). Jedni i drudzy łakną księdza, polskiego nabożeństwa, sakramentów. Za dwadzieścia lat ten polski wołyński mikroświat krwawo zlikwidują ukraińscy sąsiedzi.

Rozbawienie budzą natomiast nieustanne starania księdza Konopki o zapewnienie sobie właściwej kwatery, zjedzenie dobrego obiadu i kolacji. Można odnieść wrażenie, że sprawom tym poświęca równie dużo uwagi, co sprawowaniu posługi religijnej. Lubi też dobre konie i ma poczucie własnej wartości. Obraża się, gdy w jednym z wołyńskich przysiółków przysyłają po niego wóz z jednym (!) koniem, boleśnie odczuwa popadnięcie w niełaskę u płk. Roi ("Roja zaczynał wtedy jeździć po sąsiednich dworach, ale mnie ze sobą nie brał, tylko innych oficerów"), z niechęcią pisze jak to bp Dubowski podczas jednego ze spotkań towarzyskich absorbował uwagę wszystkich, pozostawiając go w cieniu. Rekompensuje sobie to opisując jak o jego radę i przyjaźń zabiegali gen. Szeptycki, płk Haller, a nawet nielubiany Piłsudski...

Wspomnienia ks. Konopki (choć jak na kaznodzieję i profesora napisane dość koślawą polszczyzną) to ciekawa podróż w czasie do lat Wielkiej Wojny. Dobrze, że zostały przypomniane.

Źródło: Wojenna epopeja księdza Konopki

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Wojenna epopeja księdza Konopki
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.